Jak niemal każdego sobotniego ranka po zapakowaniu do bagażnika kasku, bryczesów, sztylpów i butów, czyli niezbędnego sprzętu początkującego jeźdźca, wsiadłam do samochodu, aby po pół godzinie być na terenie ośrodka jeździeckiego. Przejeżdżając obok ujeżdżalni, ogrodzonego terenu, na których trenują jeźdźcy, zobaczyłam stojącą tam, znajomą parę. Była to Krystyna i jej mąż – Marcin. Kibicowali oni swojemu siedmioletniemu synkowi – Arturowi, cierpiącemu na dziecięce porażenie mózgowe, który właśnie korzystał z zajęć hipoterapii. Z Krystyną poznałyśmy się kilka miesięcy wcześniej, kiedy w podobnym czasie zaczęłyśmy odwiedzać stajnię. Ja spełniałam właśnie swoje marzenie, ucząc się jeździć konno, a ona przywoziła na zajęcia hipoterapii swojego synka. Wcześniej nigdy nie zainteresowałam się, na czym dokładnie polega ta terapia i co daje takim małym pacjentom, jak Artur. Za bardzo byłam przejęta swoim pierwszym samodzielnie osiodłanym rumakiem czy pierwszym bolesnym upadkiem z jego grzbietu. Postanowiłam to zmienić i porozmawiać z Krysią na temat hipoterapii.
Próbujemy bardzo wielu metod, które mogą być pomocne w sytuacji Artka. Nie przypuszczaliśmy jednak, że ta terapia tak przypadnie mu do gustu. Synek od początku był nią zachwycony. My potrzebowaliśmy kilku zajęć w ośrodku, aby podzielić jego entuzjazm. Zauważyliśmy, że mimo tego, że hipoterapia z założenia jest jedynie pomocnicza wobec głównych zajęć rehabilitacyjnych, to ma do zaoferowania wiele niepowtarzalnych atrybutów.
To przede wszystkim, ale nie tylko. Po pierwsze zajęcia prowadzone są na świeżym powietrzu, a nie w budynku ośrodka rehabilitacyjnego czy w szpitalu. Artek może wszystkimi zmysłami doświadczać świata naturalnych zapachów, barw, faktur i dźwięków. To dla niego w pewnym sensie nowość, bo mieszkamy w centrum i rzadko mamy możliwość korzystania z dobrodziejstw natury. To taki powrót do korzeni. Po drugie, kontakt z koniem to dla niego nie lada przeżycie. Dla mnie zresztą też.
Od dziecka bardzo bałam się koni i pewne dlatego, tak długo zwlekaliśmy z rozpoczęciem tej formy terapii. Zwyczajnie obawiałam się, że może się to skończyć jakimś upadkiem czy innym nieszczęściem. Syn na początku też bał się, ale szybko przyzwyczaił się do nowego miejsca i swoich nowych „rehabilitantów”. Dużą zasługę miała w tym pani Agnieszka, hipoterapeutka Artura, która powoli wprowadzała go w stajenny świat.
Artur ma zajęcia zaplanowane dwa razy w tygodniu po ok. 30 minut. Ale wiem, że inne dzieci mają od 1 do 3 zajęć tygodniowo.
Rozmowa z Krystyną przybliżyła mi punkt widzenia rodzica dziecka, korzystającego z hipoterapii. Chcąc poznać inną perspektywę, postanowiłam porozmawiać z kimś, kto jest zawodowo związany z tą forma rehabilitacji. Na terenie ośrodka jeździeckiego udało mi się spotkać Panią Agnieszkę, magistra psychologii i instruktorkę rekreacji ruchowej ze specjalnością hipoterapii, o której wspominała mi Krystyna. Agnieszka zgodziła się opowiedzieć mi o swojej pracy. Weszłyśmy do stajni, aby tam porozmawiać.
Hipoterapia jest metodą rehabilitacji osób niepełnosprawnych, która bazuje na fenomenalnych zaletach kontaktu człowieka z koniem. Hippos to z greki właśnie koń. Dzięki tej formie rehabilitacji, możemy pomóc pacjentom odzyskać utracone zdrowie i sprawność, w możliwym do osiągnięcia zakresie. Często hipoterapia kojarzy się w potocznym rozumieniu tylko z pracą nad sprawnością fizyczną, ale musimy pamiętać też o jej bardzo dobrym wpływie na psychikę.
Mogą to być bardzo różne osoby. Często pracujemy z osobami upośledzonymi umysłowo i dziećmi z zaburzeniami rozwojowymi np. autyzmem czy dziecięcym porażeniem mózgowym. Z hipoterapii korzystają też osoby niewidome i niesłyszące, a także niedostosowane społecznie, z zaburzeniami emocjonalnymi czy psychicznymi. Pacjenci po przebytych chorobach, które spowodowały jakieś trwałe śladu w sprawności fizycznej i/lub psychicznej na przykład osoby po wypadkach, udarach itd. Ta forma rehabilitacji sięga po bardzo wiele różnorodnych metod i dlatego ma takie szerokie grono odbiorców. Osobiście częściej pracuje z dzieciaczkami, niż z dorosłymi, dlatego o nich mogę powiedzieć najwięcej.
Pracujemy nad usprawnieniem ruchowym, czyli rozwijaniem koordynacji, schematu ciała, orientacji przestrzennej, sprawności manualnej. Wzmacniamy poszczególne grupy mięśni i pracujemy nad ogólną wydolnością fizyczną organizmu. Jazda konna jest męcząca, angażuje wiele różnych grup mięśni, jednocześnie nie wymagając chodzenia od pacjenta. W naszej terapii mamy pewną przewagę nad standardowymi metodami rehabilitacji. Ciepło konia pomaga bowiem rozgrzewać pacjenta i ułatwia mu wykonywanie ćwiczeń. Na zajęciach dzieciaki mogą też kształtować umiejętności społeczne, usprawniać zdolności językowe czy integrację sensoryczną. Wprowadzamy do nich bowiem elementy psychoterapii. Pracujemy więc z dzieckiem jako całością, a nie tylko z poszczególnymi partiami jego mięśni.
Tu musiałyśmy zrobić chwilę przerwy w naszej rozmowie, ponieważ w stajni duże zainteresowanie wszystkich koni wzbudziły wjeżdżające taczki ze świeżym sianem. Zwierzaki zaczęły głośno i radośnie rżeć i delikatnie uderzać kopytem z swój boks. Atmosfera wesołego oczekiwania na jedzonko udzieliła się także nam i poszłam z moją rozmówczynią napić się pysznej kawy. W kawiarence na terenie ośrodka dokończyłyśmy naszą rozmowę.
Chodziło mi o wplatanie różnych elementów psychoterapii w zajęcia. Możemy na przykład pracować z trudnymi emocjami: złością czy żalem. Robimy to niejako pośrednio podczas zajęć. Dziecko bardziej skupione jest na wykonywaniu poleceń związanych z ćwiczeniami czy jest zainteresowane samym koniem niż przywiązuje wagę do tego, o czym mówi. Można wtedy bardziej dyskretnie i swobodnie dotykać trudnych kwestii. Pomagamy w ten sposób nazywać trudne uczucia, a przez to ułatwiamy radzenie sobie z nimi osobom niepełnosprawnym. W atmosferze akceptacji i zrozumienia dla wszystkich emocji, dziecko może bez obawy rozpoznawać je i odreagowywać. W czasie zajęć możemy np. powiedzieć do małego pacjenta, że wydaje nam się, że dziś jest smutny. Uczymy wtedy dzieci nie tylko nazywania emocji, ale także tego, że dajemy im przyzwolenie na wszystkie odczucia jakie mają.
Często bardzo łatwo można zobaczyć jeszcze jedną rzecz. Dzieciaki, które do nas przychodzą, uczą się nowych czynności, nazw, zdobywają ciekawe umiejętności. Budują przez to bardziej pozytywny obraz siebie. Zaczynają lepiej o sobie myśleć. Poczucie, że same mogę czyścić konia, karmić go marchewkami czy jabłkiem, a nawet prowadzić, powoduje u nich dość rzadkie poczucie, że sterują własnym zachowaniem, oraz mają wpływ na to, co się dzieje wokół nich. Szczególnie ważne jest to dla dzieci upośledzonych umysłowo czy ruchowo. Kiedy zobaczą zależność między tym, że to one doprowadziły do tego, że konik skręcił w jedną czy druga stronę, czy się zatrzymał, są strasznie szczęśliwe.
Ta praca w ogóle daje wiele zadowolenia, ale trzeba się do niej odpowiednio przygotować. Hipoterapeuta musi być przygotowany na wolne postępy swoich podopiecznych. Musi pokazywać im wiele akceptacji, zrozumienia, ciepła. Jednocześnie jednak powinien być stanowczy i konsekwentny w swoich wymaganiach wobec nich. Nie może również zapominać, że dla dzieci to zupełnie nowy świat, w który muszą wchodzić stopniowo, aby się go nie wystraszyły.
Myślę, że tych doświadczeń jest bardzo dużo. Poza tym, o czym już mówiłam, czyli poczuciu sprawstwa, kontroli i pozytywnych emocji wobec samego siebie, mogą jeszcze rozwijać swoje kompetencje społeczne. Uczą się bowiem przestrzegania zasad i norm, jakie obowiązują w stajni. Nawiązują nowe znajomości, bo zajęcia prowadzimy nie tylko indywidualnie, ale też grupowo. Kiedy pracujemy w grupie, dzieciaki mają możliwość współpracować z innymi, pomagać im, muszą liczyć się z pozostałymi dziećmi, zwracać na nie uwagę, dostosowywać się do ich tempa. To wszystko bardzo ważne doświadczenia. Jeszcze jednym aspektem jest to, że dzieci w naturalny sposób muszą poradzić sobie z lękiem przed zostawianiem rodziców poza ujeżdżalnią. Wiedzą, że rodzice nie mogą siedzieć na koniu razem z nimi i to pomaga poradzić sobie z sytuacją rozstania.
Na pewno tak, ale w hipoterapii dzieje się to szybciej, jakby bardziej naturalnie, ale chyba najważniejsze, że w dużo przyjemniejszy dla pacjentów sposób. W naszych zajęciach bardzo często bazujemy na zabawie i mamy jedną podstawową, chociaż nie małą zaletę – konia. Dzieci nawiązują z nim cudowne relacje, które potem stają się podłożem dla budowania więzi z ludźmi. Możemy też zaproponować wiele osobliwych elementów. Dotykanie sierści konia dostarcza dziecku wiele wrażeń. Jego ruch może działać uspokajająco lub pobudzająco, wedle aktualnych potrzeb pacjenta, a siedzenie na jego grzbiecie pozwala doświadczyć poczucia mocy i górowania. Dzieci mają też niepowtarzalną możliwość kształtowania poczucia odpowiedzialności za siebie i za żywe zwierzę. Wierzą, że koń jest ich przyjacielem, ćwiczy bowiem z nimi nie krytykując, nie wyrażając zniechęcenia. To pomaga tworzyć atmosferę akceptacji i dodatkowo wzmacniać poczucie pewności siebie u dziecka. Myślę, że to właśnie z tych powodów hipoterapia rzadko nudzi się naszym pacjentom.
Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Dziewczyno, przestań ciągle przepraszać!
Sex edukacja
O dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie
Złożony zespół stresu pourazowego
Krytyczni, wymagający i dysfunkcyjni rodzice
Zawód psycholog. Regulacje prawne i etyka zawodowa
Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej
Komunikacja niewerbalna. Autoprezentacja, relacje, mowa ciała
Najwybitniejsze kobiety w psychologii XX wieku
Zrozumieć dziecko wykorzystywane seksualnie
I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Jak zbudować związek idealny?
Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl