Ostatnio wybrałam się na zakupy po prezent dla przyjaciółki. Pomyślałam o perfumach. Ale wiadomo, to nie takie proste. Perfumy mają być jak druga skóra, idealnie komponować się z osobą, podkreślać – uwydatniać - jej charakter. W takim razie potrzebowałam czegoś specjalnego. Zapachu delikatnego, ale jednocześnie zdecydowanego, z "lekką nutką dekadencji"...
Kręcąc się tak, wśród tej kako(w)onii, zaczęłam się zastanawiać. Jak to jest ze współczesnymi kobietami: na ile jesteśmy słodkie jak ten kwiat tuberozy z damskich półek? A na ile przebija z nas ostrość pieprzu i wyrazistość drzewa cedrowego, który dochodzi mnie z oddalonego działu męskiego..?
Różnicom miedzy kobietą a mężczyzną nie da się zaprzeczyć. Przynajmniej tym niektórym. Odmienności anatomii widać gołym okiem. A i że kobiety rodzą dzieci, każdy wie. Taka odgórnie nadana właściwość. I to są pewniki, na które wpływu nie mamy (oczywiście pomijając operacyjną zmianę płci, niemożność albo niechęć macierzyństwa itp.) .
Wydawać by się mogło jednak, że inaczej jest z naszymi cechami osobowości. Dlaczego miałyby być one sztywno i ściśle przypisane płci? Bo czy biologia determinuje to, jacy i jakie jesteśmy? Powstało wiele teorii na ten temat, lepiej lub gorzej zbadanych. Na przykład: teoria hormonów prenatalnych. Mówi ona o tym, że już podczas życia płodowego, kształtują się cechy rodzajowe mózgu, w wyniku produkcji hormonów płciowych, przez własne przyszłe jądra lub jajniki płodu. Ponadto, podniesiony poziom testosteronu matki w czasie ciąży, może bardziej zmaskulinizować mózg dziewczynki w jej łonie. Stąd stwierdzono, że rodzimy się już z pewnymi preferencjami, skłonnościami do pewnych sposobów reagowania, określonymi możliwościami procesów poznawczych. Inne poglądy głoszą, że to około 80 procent wszystkich cech jest uniwersalnych i podobnych u mężczyzn i kobiet. W przypadku pozostałych, jak rozumowanie logiczne, zdolności leksykalne, orientacja przestrzenna, zauważa się większą zależność od płci. Hm, zdaje się, że wiele z powstałych teorii, zakłada tylko umiarkowany uniwersalizm naszych cech, uwydatniając rolę biologii, a jednocześnie pomijając i nie doceniając wpływu wychowania!
Jaką więc rolę w kształtowaniu osobowości pełni środowisko, w jakim wzrastamy, to, jak jesteśmy wychowywani i jakie doświadczenia są naszym udziałem?
Już od najmłodszych lat ujawniają się różnice w podejściu rodziców do dzieci: chłopców zachęca się do większej eksploracji świata, natomiast dziewczynki chroni się przed każdym potknięciem - ograniczając je. Małą Małgosię uczy się, że najważniejsze jest to, by była grzeczna i nie sprawiała kłopotu - nie absorbowała uwagi zmęczonego tatusia i zaganianej "mamy domu". Podsuwa się jej pomysły zabawy w „dom”, czy w "sklep". Natomiast małego Jasia nikt nie strofuje, by bawił się cichutko. Przeciwnie: zachęca się go do współzawodnictwa w jeździe samochodzikami, podziwia, jak pięknie skleja samolociki – eh, pewnie wyrośnie na pilota.
Zdaje się, że nie doceniamy tego, jak wielki wpływ ma na nas to wszystko, co dookoła. Zbiorowa mentalność społeczna tworzy barierę, trudną do przebicia. Funkcjonujące w niej stereotypy, określające co komu właściwe, co wypada, a co nie, zagnieżdżają się w umysłach kolejnych pokoleń. To z nich bierze się sztywny podział ról społecznych, określenie preferencji zawodowych i umiejętności - wszystko wedle płci. W końcu jak baba auto prowadzi, to od razu wiadomo. Nikt tak nie ugotuje obiadu jak mama! A Marysi to trzeba kupić nową Barbie! Zosia to taka pomocna, nieraz za mamę pozmywa. A ten Jaś, jaki zdolny, na komputerze zna się, a i złota rączka z niego rośnie. Ma to po tacie! Cóż, kobiety często same automatycznie powielają wyniesione rodzinne wzorce, wychowując swoje dzieci na kolejne Matki Polki i patriarchalne głowy rodziny.
Jeśli jednak spróbować rozdzielić role na odwrót, zadziała presja społeczna, by podtrzymać istniejące status quo. Za cenę ograniczeń, czy nie zawsze wygodnych obowiązków, wszystko rozgrywa się bardziej przewidywalnie. Bo kiedy zasady są jasne, a role tradycyjnie rozdzielone, pozornie łatwej się żyje. Nie trzeba kształtować własnych, świadomych poglądów, podejmować niepopularnych decyzji. Ta tradycjonalistyczna i wszechogarniająca mentalność społeczna tworzy swoisty filar "panującej" rzeczywistości, co odbywa się kosztem powstawania nowej – jej ulepszonej wersji.
Bo już sąsiadka skarci nowoczesną mamę, że Jaś do babskich rzeczy zaganiany, a Małgosia - to diablica, nie dziecko... Za to Czesia z "Klanu" świeci nam przykładem. Od razu po pracy gotuje mężowi obiad, a później elegancko mu go podaje. On za to nie dziękuje, bo przecież powinna wiedzieć, że on w głębi duszy ją podziwia, że takie pyszne, że taka zaradna. Później, pani doktorowa Krysia - świeci pokornie światłem odbitym - choć osobiście dziekan wyższej uczelni. Marta - rezygnuje z pracy, w której się realizuje, żeby zaopiekować się córką męża - owocem małżeńskiej zdrady - i umożliwić mu pięcie się po szczeblach kariery. W końcu - "Samo życie"! Eh, kochamy te polskie seriale!
To, co dla kobiety jest wymaganą normą, w wykonaniu mężczyzny urasta do rangi wyczynu. Przypomniał mi się wywiad z jedną z piosenkarek, który niedawno czytałam. Otóż ta zdolna, realizująca się kobieta, wychwala swojego męża za to, że "przejął obowiązki domowe i przy dziecku, dzięki czemu ona mogła oddać się swojej pracy". Dodaje, że należy mu się "medal i pomnik za to, co zrobił". Piękne. Ale czy kobiety, znacznie częściej nie rezygnują "z siebie", inaczej – czy nie poświęcają się – dla kariery męża i dobra dziecka? I dlaczego wtedy nie stawia się im posągów? Dlaczego nadal uważa się to za oczywistość? Oglądałam już niejeden film, w którym głównym bohaterem jest heroiczny ojciec, samotnie (a raczej z pomocą niań, cioć i wujków) wychowujący dziecko. Jest wtedy podziwiany, wspierany przez najbliższych i całą społeczność, w której żyje. Bo chyba zbyt częstym jest widok kobiety w podobnym położeniu. Nią nikt się wtedy nie zachwyca. Przecież jej, jako kobiecie, z natury wychowywanie potomstwa przychodzi łatwiej. A i pewnie swoje za skórą ma, że została sama!
Nie od dziś wiadomo, że "wszyscy są równi, ale świnie równiejsze"/G. Orwell/. W Europie od wieków żyjemy w społeczeństwie patriarchalnym, choć dziś niechętnie chcemy przyznać, że cała ta gadka o równości to nadal mrzonki. A kiedy jednak słyszymy narzekanie na brak równouprawnienia miedzy kobietą a mężczyzną spotyka się ono – mówiąc łagodnie - z niezrozumieniem. Bo w końcu czego te baby jeszcze chcą - jak grzmią w kuluarach męskie głosy. Prawo do głosowania wywalczone, a prestiż i władza to już nie tylko męski świat.
Nie zauważamy, że z dziada pradziada wpajane są nam męskie zasady życia. Choć cieszymy się, że obecnie nie ma u nas tak drastycznych przejawów dyskryminacji, gdy spojrzeć głębiej, wszystko po staremu. Wiele wysokich stanowisk obejmowanych jest w większości przez mężczyzn - kobiety nie liczą się w grze o nie, jako równe rywalki. Nawet jeśli piastują takowe, to płace kobiet na najwyższych szczeblach (polityk, menadżer itp.) bywają nawet o 50 procent niższe (2 razy!!!), niż w przypadku mężczyzn na stanowisku równorzędnym. Przy takim odniesieniu, różnica około 20 procentowa w zarobkach na szczeblach niższych - na niekorzyść kobiet rzecz jasna - nie robi już takiego wrażenia. Co więcej, kobieta wciąż i wciąż musi udowadniać swoje kompetencje, a wymagania kierowane w jej stronę zwykle są o wiele większe. Plusy są, i owszem. Kobiety są coraz lepiej wykształcone, coraz bardziej wszechstronne. Trudności pojawiają się wówczas, gdy kobieta chce skorzystać z naturalnego prawa, jakim jest ciąża. Wiele firm nie chce nawet zatrudniać młodych kobiet, by nie narażać się na "zbędne koszty", w wypadku gdyby te, z potencjalnych, stały się realnymi matkami. Szczytem kindersztuby jest, gdy podczas rozmowy kwalifikacyjnej młoda kobieta usłyszy zawoalowane pytanie odnośnie planów macierzyńskich (niestety zadają je zarówno mężczyźni, jak i kobiety). Może szansą jest polityka prorodzinna. Owszem, prawo coraz lepiej chroni kobiety w ciąży i ich szanse na powrót do pracy. Teraz trzeba by je tylko zacząć lepiej egzekwować...
Spektakularny kobiecy sukces, to wciąż sprawy jednostkowe. Bardziej świadczące o tym, że kobiece osiągnięcia to nie reguła, ale nadal godne podziwu "nadkobiece" dokonanie. Jak pokazał sondaż, opublikowany na łamach tygodnika "Polityka" wśród ludzi, których podziwiamy i chcemy naśladować – mianujemy autorytetami - w znacznej mierze przeważają osobowości męskie. Na 15 wymienionych przez OBOP osób, znalazło się miejsce tylko dla 1 kobiety. Czy nie oznacza to, że ciągle jeszcze traktujemy kobiecą pracę z pobłażaniem, jako mniej ważną i mniej wnoszącą do wspólnego dorobku?
Sondaże optymistycznie wskazują, że kobiety coraz częściej deklarują chęć tworzenia partnerskich związków: równego podziału obowiązków, obustronnej realizacji zawodowej.
Jednak w stronę kobiet ciągle, a może współcześnie nawet bardziej, kierowane są sprzeczne oczekiwania. A takim sprostać trudno. Jeszcze trudniej się w nich odnaleźć. Z jednej strony lansowany jest wizerunek kobiety niezależnej i przedsiębiorczej. Już nie wystarczy, że ładna (bywa, że warunek wystarczający – obarczony ryzykiem, że starczy na krótką metę) i w domu zaradna (warunek konieczny) ale i wykształcona, pracująca zawodowo (owo "nowe"). Kobieta na miarę XXI wieku. Z drugiej jednak strony, nade wszystko musi być ona matką (koniecznie matką, bo w tym spełnia się kobiecość), najlepiej ciepłą i usłużną Matką Polką dla swych dzieci i "dziecio-mężów". Ma obowiązek podtrzymywania tzw. domowego ogniska, szeroko pojętego dbania o dom, czyli, żeby było ugotowane, uprane i złożone w kosteczkę. I to wszystko na jej nowoczesnych, niezależnych barkach. Jak pokazują badania, ta delikatna i do ciężkiej pracy ponoć niezdolna kobieta, dała się zatrudnić na 3 etatach: zawodowym, małżeńskim i matczynym. Do tego, wszelkie zachwiania proporcji w realizacji tych ról - wyjście poza ramy społecznej słuszności - skazują kobietę na ostracyzm: gdy za dużo pracuje – to wyrodna matka, a gdy nie pracuje zawodowo, a opiekuje się domem i dziećmi (za co nikt jej nie płaci) – to leniwa, że też do pracy się nie weźmie!
Pewnie wiele jeszcze wody w rzece upłynie, zanim nie na wyrost, lecz z dumą, powiemy o równouprawnieniu między kobietami a mężczyznami. Nim tak się stanie, trzeba wpłynąć na skostniałą społeczną mentalność, by w ten sposób utorować drogę przemianom. Tak, jak teraz media poprzez seriale, reklamy, nawet bajki dla dzieci, podtrzymują ograniczające kobiety stereotypy, tak samo mogłyby wesprzeć kulejące zmiany ku równości. Pomogłyby uświadamiające reklamy społeczne, nowe wzorce bohaterów propagowane w filmach i serialach. Moc sprawczą ma także zjednoczona siła mas. Stąd wniosek, że warto by się zatroszczyć o solidarność kobiet: o ich wzajemne wspieranie się, zrozumienie i wspólne działanie na rzecz równouprawnienia. Niestety, często jeszcze zdarza się, że kobieta kobiecie - wilkiem. Brakuje lojalności kobiet w stosunku do przedstawicielek własnej płci. Inne kobiety traktują jako rywalki, przedmiot zazdrości, albo niechciane odbicie ich własnych wad i niepowodzeń. Dlatego sieć swoich kontaktów wolą rozciągać na towarzystwo męskie. W stosunku do innych kobiet są nadmierne wymagające, surowo je oceniają (podkopywanie i eliminacja wroga), a jednocześnie pobłażają płci męskiej (jako próba przypodobania się) i narzekają, jakie to te kobiety wredne, jakie fałszywe itd. Oczywiście, głosicielki tych poglądów nigdy nie wpisują się w tworzony przez siebie kobiecy kanon... Ważnym jest dlatego, żeby same kobiety, jako najbardziej zainteresowane zmianami równościowymi, jednoczyły się ze sobą w ich realizacji: nie powielały bezmyślnie stereotypów i miały odwagę się im przeciwstawiać, utożsamiały się z problemami innych przedstawicielek swojej płci i działały na rzecz ich dobra. Dokonywać tego mogą także poprzez częstszą działalność polityczną, gdzie jak dotąd, wyraźnie dominują mężczyźni. No właśnie - mężczyźni. Przed nimi też stoi trudne zadanie, gdyż równouprawnienie i na nich wymusza konieczność zmian. Wiąże się to z rezygnacją z przysługujących im wcześniej na wyłączność wygód i praw, wcielaniem się w nowe, dotąd rzadko uznawane przez nich za nobilitujące role (zaangażowanego ojca, partnera w związku), a także z prezentowaniem cech, długo uznawanych w kontekście męskim za negatywne, jak otwarte wyrażanie emocji, przyznawanie się do słabości czy empatia. Cóż, oczekiwania kobiet w stronę mężczyzn zmieniają się, rosną. Dlatego też potrzebne jest przedefiniowanie znaczenia męskości, tak by było ono adekwatne do zachodzących przemian. Ale także, by odnalazł się w nich i spełniał mężczyzna. Psychologowie twierdzą, że lepsze skutki można osiągnąć nagradzając niż karząc. Czy w takim razie, więcej dobrego nie przyniesie wspieranie i docenianie tych spośród męskich zachowań, które pomagają równouprawnieniu? Może lepiej to na nie zwracać większą uwagę i je podkreślać - niż skupiać się wyłącznie na wytykaniu mężczyznom kolejnych przejawów seksizmu...?
Celem równouprawnienia nie jest, by wszystkie kobiety zaczęły startować w wyborach do sejmu, czy pokochały majsterkowanie. Bynajmniej. Chodzi raczej o to, żebyśmy żadnej z tych ewentualności arbitralnie nie przypisywali do płci. Abyśmy dopuścili do swojej mentalności fakt, że dla kobiety immanentną jest potrzeba osiągnięć, samorealizacji i nie traktowali tego jako uzurpacji męskich przywilejów. Każda kobieta powinna mieć nieograniczony wybór, kiedy i czy w ogóle zostać matką, jaką obrać ścieżkę zawodową, by się w niej spełniać i jak rozdzielić prace domowe, by było to sprawiedliwe. Ważne, by kobieta była doceniana za to co robi i jak to robi - adekwatnie do tego nagradzana. Miarą nie jest płeć, ale efekty tego, co robimy. Czy równe traktowanie to tak wiele?
Na prezent dla przyjaciółki wybrałam perfumy z serii Unisex: idealne zarówno "dla niej" i "dla niego". Bo jak żadne inne pasowały do jej osobowości.
Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Dziewczyno, przestań ciągle przepraszać!
Sex edukacja
O dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie
Złożony zespół stresu pourazowego
Krytyczni, wymagający i dysfunkcyjni rodzice
Zawód psycholog. Regulacje prawne i etyka zawodowa
Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej
Komunikacja niewerbalna. Autoprezentacja, relacje, mowa ciała
Najwybitniejsze kobiety w psychologii XX wieku
Zrozumieć dziecko wykorzystywane seksualnie
I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Jak zbudować związek idealny?
Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl