IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Czwartek 21 listopada 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Tata na bank

Autor: Agnieszka Sitarz

Źródło: www.psychotekst.pl

Rozmowa o mediacji w rozwodzie.

Wiem, że to powrót do przeszłości, do której może Pan nie chce wracać. Jak Pan sobie poradził z rozwodem?

Proszę o wszystko pytać śmiało, teraz to tylko wspomnienia... Nie chcę wchodzić w szczegóły sprawy. Stało się. Każdy popełnia różne błędy. I nagle wspólne marzenia, plany, perspektywy na przyszłość dają miejsce oskarżeniom, kłótniom, egoizmowi. Nie sądziłem, że mi się to może przydarzyć. Czułem ogromny żal. Przed chwilą miałem rodzinę, a teraz czeka mnie samotność - myślałem. Moja samotność była jednak taka inna, taka niecałkowita, bo przecież jest mój syn Bartek. Jestem rodzicem, ojcem. Strasznie się bałem, że przestanę nim być. Bo właśnie przestawałem być mężem…(cisza). Rozpad mojego małżeństwa był już oczywisty, zastanawiałem się więc, jak załatwić sprawy formalne. W Polsce trudno jest być rozwodzącym się ojcem. Naprawdę. Bardzo trudno było mi znaleźć wsparcie. Wszędzie tylko oskarżenia. Ocena z góry- moja wina. Jakby wiedziałem, że prawo do opieki sąd przyzna Marcie, mojej żonie, bo przecież takie są statystyki. Obawiałem się jednak, że kontakty z synem uregulowane zostaną tak, że stanę się ojcem na odległość, niedzielnym gościem, jakimś duchem, fikcją na papierze dla mojego syna. Przecież często tak właśnie się dzieje. Formalności nie napawały mnie optymizmem.

Jak wyglądał proces rozwodowy?

To był koszmar. Zupełnie niepodobny do tego co opisują kolorowe gazety czy amerykańskie filmy. Ciągłe podpisywanie czegoś, wysyłanie wniosków o nadanie terminu, opłaty sądowe, pytania, co się dzieje w sprawie, po czym znowu czekanie miesiącami na odpowiedź. Czas upłynął, zwrot pozwu, oczywiście oficjalny tryb, wezwanie do uzupełnienia i tak w kółko. Kolejne wnioski, odroczenia, naginanie faktów, dochodzenie w szczegółach... I może wstyd to przyznać, ale odwołania stały się moją bronią, punktem zaczepu, możliwością przedłużenia sprawy i opóźnienia konsekwencji. Upokarzające. I tak ponad rok. Kompletnie nie potrafiliśmy dojść do ładu. Aż pewnego dnia dostaliśmy skierowanie z sądu do mediacji.

Jak wyglądały takie spotkania mediacyjne?

Pierwsze spotkanie przebiegało w bardzo nerwowej atmosferze. Przyjemny, schludny pokój, stół, trzy krzesła. My dwoje i mediator. Początkowo miałem obawy, czy będziemy w ogóle w stanie usiąść obok siebie. Myślałem też, że to może jakaś forma terapii będzie, ale nie. Bez wnikania w przeszłość, konkretnie i na temat. Nie obyło się jednak bez wzajemnych oskarżeń, wyzwisk oraz wypominania osobistych żali. Nawet takich błahych, pozornie nieistotnych. Chyba mało brakowało do otwartej walki na noże (nerwowy uśmiech). Chciałem już w złości wyjść, a miałem takie prawo, bo mediacja jest dobrowolna. Spotkanie nie zostało przerwane tylko dzięki mediatorowi. Bardzo kompetentna osoba, cierpliwie, ale konsekwentnie naprowadzała nasza rozmowę na omawiane sprawy. Taki drogowskaz.

Jakie tematy omawiali Państwo na spotkaniach?

Tak naprawdę bardzo różne. Rozmawialiśmy głównie o sprawach naszego syna. Szukaliśmy wspólnego stanowiska dla jego potrzeb. Z pomocą mediatora ustaliliśmy tzw.” plan opieki rodzicielskiej”. Uzgadnialiśmy szereg spraw: od bardziej oczywistych - miejsce zamieszkania Bartka, harmonogram i zasady spotkań (jak często, gdzie, w jakie dni), alimenty (wysokość, sposób płatności, koszty utrzymania), spędzanie ferii, wakacji czy świąt; do bardziej szczegółowych - odrabianie lekcji, leczenie czy wywiadówki. Proszę spojrzeć na swoje życie codzienne. Kwestii problematycznych pewnie też nie brakuje. Kiedy na świecie jest jeszcze dziecko, ich ilość jedynie wzrasta.

Czy nie można było o tym rozmawiać bez udziału mediatora?

Teraz gdy na to patrzę, to bardzo smutne, że niby dorośli ludzie, a nie potrafią się dogadać. Kiedyś byliśmy przecież rodziną, ale wtedy...(cisza)...frustracja, bezsilność, stres, presja.... Podejrzewam, że w tym pośpiechu i emocjach zapomnielibyśmy o wielu z tych spraw. To są szczegóły mało zauważane na co dzień, ale mogą być z pewnością zapalnikiem w kłótni. Mediator kontrolując nasze emocje w rozmowie, zadając konkretne, trafne pytania zmuszał nas do myślenia.

W jaki sposób mediator ocenia, kto ma rację?

Nie! Mediator niczego nie ocenia. W mediacji nie ma ważniejszych racji, obwinianych, oskarżonych. Najważniejsze jest rozwiązanie, pomysły na rozwiązanie. Mediator to osoba bezstronna. Nie mówi co będzie lepsze. Nie ma nad nami władzy.

Jaka była więc rola mediatora?

Mediator to osoba, która kontroluje rozmowę. Mam tu na myśli czuwanie nad naszym zachowaniem, kolejnością mówienia itp. To taki bufor w konflikcie. Właściwie później miałem wrażenie, że przestawał być potrzebny. Potrafiliśmy rozmawiać sami.

Co według Pana może dać udział w mediacjach?

Wybór. Mediacja pozwoliła nam zadecydować o swoim życiu, dokonać wspólnych wyborów i rozwiązać własne sprawy. Nasz mediator pokazał nam, że jesteśmy w stanie sami stanowić o sobie. To nie sąd wie lepiej, ale my. Nie będziemy musieli jedynie posłusznie wykonywać poleceń, a przecież tak wygląda władza sądu. Nasze porozumienie nabrało mocy prawnej, bo sędzia wszystko zaakceptował. Ma ono taką samą moc prawną co wyrok sądu. Gdybym wcześniej wiedział czym jest mediacja, pewnie szybciej skorzystałbym z niej.

Co chce Pan przez to powiedzieć?

Gdybym wcześniej wiedział na czym polega mediacja, zaproponowałbym sam takie rozwiązanie, nie czekając na decyzję sądu. Mielibyśmy szansę uniknąć straty czasu, pieniędzy, a przede wszystkim wyczerpującego koszmaru na sali sądowej. Jestem przekonany o słuszności tych spotkań. W trakcie uświadomiłem sobie, że Bartek stał się tak naprawdę ofiarą naszego konfliktu. Paradoksalnie, bo przecież teoretycznie dla jego dobra ze sobą walczyliśmy. Zapomnieliśmy, że nasz syn przegrywa najbardziej. A przecież kochamy nasze dziecko! Pokój mediatora stał się takim miejscem "człowieczeństwa" w całym tym bagnie (śmiech).

A dokładnie?

Mogliśmy w końcu porozmawiać bez krzyku i był ktoś, kto czuwał nad tą rozmową. Mogłem powiedzieć o tym, co mnie boli, wzrusza, co martwi, czego się boję, co jest dla mnie ważne i mogłem to samo usłyszeć od Marty. Zdumiewające było zobaczyć potrzeby drugiej strony, zobaczyć że ta osoba w ogóle MA potrzeby. Zobaczyć coś więcej niż tylko czubek swojego nosa. Mediator pomógł nam skupić się na Bartku i jego przyszłości. Może to śmiesznie zabrzmi, ale to było nieprawdopodobne odkrycie, że chcemy dla naszego syna podobnych rzeczy. Mogliśmy znowu wspólnie planować. W wyniku mediacji podpisaliśmy dwa porozumienia: o opiece nad dzieckiem oraz o podziale majątku. Dzięki tym porozumieniom nasza ostatnia sprawa rozwodowa trwała kilkanaście minut dosłownie. Szok! Wszystko było dla nas zrozumiałe, więc odbyło się bez stresu, adwokatów, emocji. A mieliśmy dokładnie pięć spotkań mediacji, po dwie godziny.

I w tak krótkim czasie udało się Państwu tyle załatwić?

Niesamowite, prawda? Tyle straconych miesięcy…(westchnienie). Przyznaję, że nie było łatwo, ale naprawdę warto próbować. Te kilka dni było jak rewolucja. Nie załatwiły wszystkiego, ale stały się punktem wyjścia do przyszłości. Dzięki temu siedzę tu dziś z Panią i potrafię o tym wszystkim spokojnie rozmawiać. Wiem, że muszę na nowo zorganizować sobie życie, ale już się nie boję. Dostałem szansę nadal być ojcem i zamierzam ją wykorzystać najlepiej jak potrafię. Mam pewność, że będę tatą zawsze...

Dziękuję za rozmowę.
(Wszystkie imiona zostały zmienione na potrzeby wywiadu)

Artykuł powstał w ramach programu "3xE - E-WOLONTARIAT, E-TEKSTY, E-POMOC"
Program dofinansowany przez MINISTERSTWO PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2009-12-18)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl