IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Czwartek 21 listopada 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Głos córki o relacji z ojcem - część 2.

Autor: Gargulec

Źródło: www.psychotekst.pl

W poprzedniej części opisałam swoje relacje z ojcem, które nie okazały się zbyt pozytywne.
Szczerze zazdroszczę córkom, których ojcowie kochają i umieją to okazać.. Ponieważ z moim tatą nie udało mi się stworzyć nigdy nici porozumienia, przedstawiam poniżej efekty tej nieudanej relacji. Być może któraś z Was znajdzie w tych opisach cząstkę siebie.

Skutki moich kontaktów z ojcem

Ojciec przekazuje córce pewien system wartości. Sądzę, że mój tata wlał mi w krwiobieg dużo strachu i niewiary w siebie. Efektem tego jest moje słabe przystosowanie społeczne, łatwo rozpuszczam się w oczekiwaniach innych i przejmuję czyjąś krytyką. Wybrałam drogę dobrej uczennicy, gdyż ta rola zapewniała mi jakie takie poczucie sensu i bezpieczeństwa. Do dzisiaj kontaktuję się z innymi głównie za pośrednictwem intelektu, rzadko dopuszczając pragnienia i emocje. Czuję się źle wtedy, gdy dopuszczam je do siebie lub kiedy okazuje je przy mnie ktoś inny. Moja głowa (intelekt) jest jakby oddzielona od reszty ciała. Doszłam do wprawy w ignorowaniu różnych stanów smutku czy złości. Jako kobieta dostałam też informację (pośrednio od ojca i innych mężczyzn), że jestem tyle warta, ile wart jest mój wygląd. Dać szansę mężczyznom? Zrobić z siebie królika doświadczalnego? Albo grać rolę chemika, który będzie chodził z papierkiem lakmusowym, aby sprawdzić który z mężczyzn byłby dla mnie dobry? To dla mnie szczyt obciachu.

Skąd właściwie ten ból?

W kontakcie z ojcem nigdy nie zaznałam przemocy fizycznej. Moim udziałem była przemoc psychiczna, emocjonalna. Nie będę oceniać, która z nich jest gorsza. Faktem jest, że ta ostatnia zostawiła u mnie naprawdę głębokie ślady. Nie potrafię mu tego zapomnieć czy wybaczyć. Nie wiem, jak poradzić sobie z trudnymi emocjami, które przychodzą, gdy mam z nim do czynienia. Moją sytuację dobrze oddaje metafora z czajnikiem. Otóż, kiedy postawi się czajnik z wodą na gazie, to ona się zagotuje. Wydaje mi się, że wielu ludzi (w tym mój ojciec, kiedy jest kontaktowy), nie łączy tych dwóch spraw - ogień spowoduje zagotowanie wody w czajniku. Nie dostrzegają przyczyny i skutku swoich działań, tylko dziwią się jak dzieci.

Własne potrzeby? A co to takiego?

Ponieważ tata dawał mi wielokrotnie do zrozumienia, iż nie jestem zbyt wiele warta i że zagrażam jego osobie, z czasem uwewnętrzniłam w sobie przekonanie, że nie mam prawa do zaspokajania swoich potrzeb. Na niewiele się zdały tłumaczenia mojej mamy, że to nieprawda. Najwyraźniej mój tata był bardziej sugestywny w tym, co mówił i silniej na mnie oddziaływał. Przez wiele lat starałam się usilnie nie odczuwać, że coś chciałabym przeżyć lub mieć. Kiedy moi znajomi planowali swoje wakacje, ja zastanawiałam się czy mam prawo w ogóle gdzieś pojechać.

Spontaniczność i złość

Kiedy naturalne potrzeby są stłamszone, trudno o autentyczność. Nie mogłam sobie pozwolić przy ojcu i innych mężczyznach na okazanie złości. Gniew zawsze kojarzył mi się ze słabością, z otwarciem dostępu do mojego wewnętrznego świata, z obnażeniem słabych miejsc. Najbardziej jednak złość (szczególnie w wydaniu ojca) oznacza dla mnie kompletny brak kontroli. Dzisiaj wiedząc, jaką może to zrobić krzywdę otoczeniu, staram się nawet o niej nie myśleć.

Gdzie ci mężczyźni...

Tak naprawdę również moje rozmowy z innymi mężczyznami (poza ojcem) nie przekraczały nigdy pewnego poziomu zdawkowości. Nie mam rodzeństwa, moi dziadkowie i wujkowie byli zawsze zajęci i małomówni. Nie było zatem pozytywnego wzorca, punktu zaczepienia to tego żeby lepiej się z facetami porozumieć. Także dzisiaj czuję, że mam w tym obszarze jakąś wyrwę, dziurę. I nie potrafię jej zapełnić. Mężczyźni to dla mnie obiekty, które stanowią stałe wyposażenie przystanków tramwajowych, autobusów czy sklepów. Rodzaj ruchomych „mebli” mojego miasta. Nigdy nie wiedziałam o czym mam z nimi rozmawiać, a kiedy już do tego dochodziło, to z trudem opanowywałam falę niechęci. Nie znaczy to, że nie podobał mi się nigdy żaden mężczyzna np. z wyglądu. Potrafię ocenić, czy ktoś ma harmonijne rysy twarzy, miłe brzmienie głosu, ale co z tego? Mogę to porównać do oglądania jakiegoś krajobrazu w górach. Jest ładnie, świeci słońce, trawa zieleni się soczyście, ale to tylko widok. Wydaje mi się, że nie wszyscy mężczyźni, szczególnie ojcowie zdają sobie sprawę z tego, że są dla kobiet (szczególnie tych małych) bardzo wielcy i wydają się mieć ogromną siłę. Nie potrafią obserwować swojego zachowania wobec nich, użyć empatii aby postawić się w ich położeniu.

Stosunek do autorytetu

Na pytanie mojej mamy, czemu tata jest dla mnie i sióstr taki surowy, on odpowiadał krótko i zwięźle "bo tak trzeba i tak jest najlepiej". Nie było uwzględniania innego punktu widzenia, moich zapatrywań i racji. Uznałam, że sama mam się wszystkiego domyślić, gdyż jest to wiedza dana "z góry". Więc nie pytałam już o nic, udawałam że wiem. Ten sposób myślenia pojawił się u mnie w szkole i na studiach. Niezależnie od płci nauczyciela czy wykładowcy, kiedy czegoś nie rozumiałam lub nie wiedziałam, robiłam tylko mądrą minę. Ich wołanie: "czy macie jakieś pytania?" uważałam za formalny wytrych. I siedziałam cicho, chociaż tylu rzeczy nie rozumiałam i nie wiedziałam. Wydawało mi się jednak, że z jakiś powodów powinnam wiedzieć od razu, ze to jest mój obowiązek i że pytanie się o coś było niepoważnym wygłupem, okazaniem bezradności. Przez wiele lat trwałam w błędnym kole: ponieważ czułam się gorsza, bałam się zapytać a następnie czułam się grosza dlatego, ze nie wiedziałam. Wolałam przeczytać całą bibliotekę, niż zwrócić się do nauczyciela czy profesora.

Kobiety

Z kontaktów z ojcem wyniosłam wiedzę, iż mężczyźni są słabi, gdyż posługują się agresją i są niezrównoważeni emocjonalnie, bo często mają zmienne nastroje. Z czasem, mając już dość huśtawki ze strony ojca, chciałam stworzyć zupełnie nową więź z kimś spoza rodziny, a mianowicie z kobietą. Tłumaczę to sobie w ten sposób, że wolę osoby podobne do siebie, a ponieważ jestem kobietą, to wybieram oczywiście przedstawicielki mojej płci. W poszukiwaniu świętego spokoju od ojca i mężczyzn w ogóle, stwierdziłam że kobiety są dla mnie bardziej zrozumiałe i przewidywalne w zachowaniu, gdyż ja jestem jedną z nich. Uważam, że znacznie bardziej prawdopodobne jest spotkanie czułej i pełnej zrozumienia kobiety, niż mężczyzny. Szukając własnej przestrzeni i wolności omijam facetów szerokim łukiem, idealizując przyjaźń i miłość kobiet.

Co z tym teraz zrobię?

Ze snu...
Siedzę samotnie w kinie w pierwszym rzędzie. Naprzeciwko mnie zamiast ekranu znajduje się duża makieta, coś w rodzaju bilbordu. Widać na niej ogromne, na półotwarte czerwone usta z białymi jak śnieg zębami. Całość na granatowym tle.. Zęby, zmysłowe usta i granatowe tło jest pokryte tysiącem małych cyfr i ułamków, rozrzuconych bezładnie i niekiedy do góry nogami po całej makiecie. Wyglądają jak czarne robaczki. Widzę je dość słabo z mojej pozycji siedzącej, dlatego pochodzę do ekranu, aby bliżej się nim przyjrzeć. Odczuwam wzmożone pragnienie zobaczenia tych liczb z bliska, ich dotykania, dodawania i odejmowania nawzajem. Czuję, że powiedzą mi one coś bardzo ważnego. Kiedy całkowicie skupiona na liczbach przysuwam twarz do makiety nagle – zostaję uderzona w twarz i odrzucona z powrotem na moje miejsce siedzące. Zdziwiona podchodzę, jeszcze raz obejmując rękami obolałą twarz i sytuacja się powtarza. Nie mogąc zrozumieć, jaka siła odrzuca mnie od ekranu, postanawiam zobaczyć go od tyłu. Okazuje się, iż makieta jest złożona z mniejszych fragmentów, ze zmontowanych razem kwadratowych płyt, a za każdą z nich znajduje się rękawica bokserska na sprężynie. Kiedy podchodziłam z przodu oglądając cyfry, jedna z rękawic wypychała pojedynczy kwadrat makiety i uderzała mnie. Pomimo ponawiam jeszcze kilka prób obejrzenia cyfr i ułamków. Raz po raz otrzymuję uderzenie, po pewnym czasie mam tak spuchnięte powieki, że przestaję widzieć cokolwiek i nie rozumiejąc nic z tej sytuacji (i zamiast wyjść z tego pomieszczenia) wracam na swoje miejsce do pierwszego rzędu i zasypiam.

Ten sen powtarzał się co kilka miesięcy przez kilka lat. Po obudzeniu złościłam się zawsze, że mi się śni i myślałam że jest to jakieś natręctwo. Minęły dwa lata zanim zrozumiałam jego banalne przesłanie. I przestał się pojawiać. Zmysłowe, czerwone usta były symbolem uczuć. Drapieżnie wyglądające zęby oznaczają być może chęć gryzienia, a więc agresji. Ale może chodzić też o mowę, usta służą do komunikacji. Czerwony kolor warg i biel zębów skontrastowana z granatowym tłem. Nie zważając te najbardziej widoczne elementy, ja szukałam liczb, które były mniejsze, czarne. Chciałam je odczytać, aby przez to uporządkować, ustrukturalizować przestrzeń obrazu. Usta i zęby wydawały mi się zbyt przerażające i bezładne. I wtedy otrzymywałam karę za to, że nie widzę tego, co trzeba. Karę za strach przed pochłonięciem przez te wargi. Za to, że pierwotne, czyste emocje ignoruję, skupiając się na bezpieczniejszej dla mnie sferze intelektu.

Sen ten pomógł mi z zrozumieniu, że blokowanie mojej agresji i zmysłowej kobiecości wskutek programowego sprzeciwu wobec ojca i mężczyzn, krzywdzi tak naprawdę mnie samą. Moje oczy wąskie jak szparki widzą tylko liczby, racjonalne wymówki, które ograniczają moje życie i unieszczęśliwiają (ciosy rękawic bokserskich). Wydaje mi się że znam już swój problem. Polega on na tym, że z jednej strony chcę podjąć trudne i ważne dla mnie decyzje. Wiążą się one ze wzbudzeniem trudnych i silnych emocji, z którymi nie wiem czy sobie poradzę. I właściwie nie wiem, czy boję się samych tych emocji i ich natury, czy tego, że będę musiała sobie z nimi radzić (i że to właśnie może mi się nie udać). Jeżeli zaś przeczuwam, że coś się może nie udać , to wolę się tego nie podejmować. A to sprawia, że nie podejmuję tych innych ważnych działań i decyzji. I kółko się zamyka. Boję się chyba tego, że w tym radzeniu sobie będę musiała uruchomić jakieś nowe, obce dla mnie poglądy (np. że nie wszyscy mężczyźni są źli), czy zachowania, które obecnie są dla mnie śmieszne i bezwartościowe. Wolę odejść od ekranu nie dotykając go nigdy tak naprawdę i zasnąć sobie biernie w fotelu. Czyli w jakiś sposób przespać swoje życie... Taka jest moja interpretacja.

Sprawdzanie hipotez

Moją postawę można by krótko scharakteryzować w ten sposób: "zły ojciec = źli mężczyźni". Jest to rodzaj tezy, stwierdzenia. Ze względu na to, że bardzo trudno jest mi żyć ignorując facetów, którzy stanowią przecież dużą część naszej populacji, postanowiłam małymi kroczkami złagodzić nieco swoje niechętne myślenie o nich. Próbuję mianowicie zamienić moją tezę na hipotezę, tzn. nie traktować moich doświadczeń jako jedynych i "w wyrytych na skale", ale testować je, sprawdzać. Zaczęłam od mozolnego pozbywania się generalizacji pt. "wszyscy mężczyźni są źli". Rezygnacja z tych niszczących uogólnień pozwala mi na częściowe pozbycie się złości. Próbuję obecnie założyć, że nie wiem jacy są, bo wiedza ta wyjdzie dopiero "w praniu", czyli w kontaktach z nimi. Będę się starać nie wpływać na ich reakcję swoimi przekonaniami, a jedynie obserwować. Już ten etap jest dla mnie bardzo trudny, bo fajne jest trwanie w swoim bezpiecznym kokonie i wyłączne szukanie potwierdzeń, że "mężczyźni to dranie". Robiłam to przez lata, wskutek czego stało się to automatyczne. Powoli jednak robię postępy. Stopniowo przestaję brać pod uwagę ojca i doświadczenia z nim związane, próbuję myśleć "każdej córce mogło się to przytrafić". Było, minęło, a teraz chodzi przecież o moją przyszłość. Obecnie jestem dorosła i mogę świadomie porównywać moje wyobrażenia o mężczyznach, zbudowane w relacji z ojcem z rzeczywistością. Po prostu zbliżyć do siebie te dwa światy i sprawdzić, co się zgadza, a co nie (np. że nie wszyscy mężczyźni muszą próbować mnie szantażować).

Dlaczego warto poznać dzieciństwo własnego ojca

W sprawie mojego ojca postanowiłam dowiedzieć się czegoś o jego dzieciństwie i młodości. Okazało się, że swoje negatywne nawyki wychowawcze wyniósł z domu. Rodzice bili go za to, że był chory na schizofrenię, a więc "inny". Nie umieli sobie poradzić z własnym wstydem przed resztą ludzi. Jego ojciec nienawidził go i często bił... Negatywne środowisko rodzinne pogłębiło tylko jego objawy chorobowe, których efekt odbił się właśnie na mojej mamie, mnie. Ta wiedza pomogła mi w jakimś stopniu zrozumieć tatę.

Mój pomysł na "wyciąganie się z dołka"

Ważną sprawą okazuje się dla mnie jeszcze porzucenie myśli, że muszę mężczyznom coś udowadniać, żeby zasłużyć na ich uwagę i dobre traktowanie. Że mam spełniać ich oczekiwania, np. odnośnie wyglądu. Sporą część czasu poświęcam ostatnio na oglądanie programów medycznych i czytanie książek z opisami szpecących chorób, aby uświadomić sobie, że mogło mnie spotkać dużo gorszych rzeczy, niż placki na skórze. Tym bardziej, że przy odpowiednich lekach choroba ta nie zagraża bezpośrednio mojemu życiu. Chciałabym wreszcie raz na zawsze zrozumieć, że świat nie jest idealny i mój wygląd też nie musi taki być. I że to właśnie zaakceptowanie tego świadczy o dojrzałości, a nie myślenie bolesnych operacjach plastycznych. I kropka.

Ale to, co mnie pociąga nieustannie w kwestii ojca i innych mężczyzn, to wzięcie od nich 20 letniego urlopu w życiu prywatnym. Bawi mnie to, że sama sobie taki urlop mogę wyznaczyć... Jeśli przyszło by mi kiedyś pracować z wieloma facetami, to jakoś dałabym sobie radę. Natomiast w sferze prywatnej ciągle strzegę się przed nimi sztywną granicą niepewności.

Zakończenie

Nie lubię dawać rad, bo każdy jest inny. Gdybym miała jednak przekazać coś ojcom - to tylko jedno: kochajcie swoje córki. Słowo "kochać" to jest czasownik, więc oznacza "robienie czegoś". W tym miejscu można wymienić wiele różnych spraw, np. chodzenie na spacery, granie w szachy czy po prostu uśmiechanie się czasem do siebie nawzajem. Córki nie są gorsze od synów, są po prostu inne. Mając zapewniony dobry kontakt z ojcem, potrafią zaskoczyć niejedną rzeczą - pewnością siebie, opanowaniem i dobrym radzeniem sobie z problemami.

Artykuł powstał w ramach programu "3xE - E-WOLONTARIAT, E-TEKSTY, E-POMOC"
Program dofinansowany przez MINISTERSTWO PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2009-12-18)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl