IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Czwartek 18 kwietnia 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Zagrożony bliskością

Autor: Julia Soszyńska

Źródło: www.psychotekst.pl

Witam Cię Drogi Czytelniku! Na wstępie chcę Cię uprzedzić, że to opowiadanie, po które właśnie sięgnąłeś, może Cię rozczarować i będzie tak z pewnością, jeśli szukasz rozrywki, przygód, prędkiej akcji, morderstw, statków kosmicznych czy wielu innych obecnie pożądanych elementów fabuły. Ta lektura może dać Ci "jedynie" moment refleksji, jeśli uważasz to za marnowanie czasu i zbędną głupotę, nie męcz się i przerwij czytanie.

Jeśli pomimo moich ostrzeżeń dalej trzymasz tę stronę w rękach musisz być rzadkim okazem człowieka, który pragnie świadomego i głębokiego doświadczania życia, a nie płynięcia po prostu wraz z prądem bez zastanowienia. Postaram się Ciebie nie zawieść.

Moja opowieść to historia pewnego człowieka i nic tu nie zmieni ani nie wniesie czy nazwę go Karol, Maciej, Wiktor czy też całkiem inaczej, więc nazywaj go sobie Czytelniku jak chcesz. Był to mężczyzna w średnim wieku, w pełni sił fizycznych i bez wątpliwości można przyznać, że przystojny. Był kierownikiem sporej firmy i powodziło mu się nad wyraz dobrze, mógł zapewniać sobie wszelkie przyjemności, począwszy od wykwintnego obiadu po najnowszy model samochodu (możesz wstawić tu sobie różne drogie przedmioty czy zachcianki, o których marzysz). Jego pracownicy często szeptali po kątach: "Temu to się udało.", "Dlaczego ja nie mam tyle szczęścia?", "Gdybym miał tyle pieniędzy, to kupiłbym sobie...". Czasami jakiś bardziej spostrzegawczy obserwator stwierdzał ze zdziwieniem: "Ma przecież tyle pieniędzy, a ciągle chodzi jakiś taki nie w humorze, nieobecny", na co zwykle uzyskiwał odpowiedź: "Nie zauważyłeś, że on nami gardzi? Czy spotkał się kiedyś z nami? Czy utrzymuje tu z kimś kontakt? On się po prostu wywyższa, ot co!". Po części była w tym prawda, nasz bohater nie utrzymywał żadnych kontaktów towarzyskich. O ile na spotkaniach biznesowych czuł się pewnie i kompetentnie, o tyle jakiekolwiek spotkania nieformalne przepełniały go lękiem. Był człowiekiem oczytanym, posiadającym rozległe zainteresowania i wiele przemyśleń, jednak nie umiał się tym dzielić z innymi. Może obawiał się, że zostanie niezrozumiany i potraktowany jak dziwak? Gdy był młodszy, czasami dawał wciągnąć się w rozmowę lecz szybko okazywało się, że nie oglądał ostatniego meczu, nie zna się na danych technicznych najnowszego sprzętu, ani nie miał żadnych niezwykłych przygód, którymi mógłby się podzielić. Czasami miał ochotę powiedzieć, że czytał jakąś wyjątkowo dobrą książkę, że nie ma lepszej literatury niż rosyjska, że zauroczyły go poglądy filozoficzne Sartre’a albo, że był na ciekawej wystawie, ale nie miał odwagi się odezwać. Stał tylko i słuchał. Z czasem, gdy zaczął być kimś, to paradoksalnie jeszcze bardziej zaczął się bać oceny innych ludzi.

Spędzał w pracy sporo godzin, był ambitny i starał się wykonywać wszystko najlepiej jak potrafi. Gdy zrealizował wszystkie zadania, wracał do swojego domu. Był on zawsze pusty, nie trzymał nawet zwierząt. Czasem wspominał swojego ukochanego kota z dzieciństwa, do którego zawsze mógł się przytulić, ale zaraz pojawiał się też obraz, gdy wściekły na niego ojciec mówi: "oddałem tego kota, to kara za to, że ostatnio się spóźniłeś". Potem za bardzo się bał ponownej straty kogoś, kogo by pokochał.

W domu z ulgą wdychał atmosferę spokoju, nie znosił hałasu, bo utożsamiał go z zagrożeniem. Czytał wtedy chętnie, miał zawsze obok siebie stos ułożonych książek. Czytanie ich zależało od stanu jego umysłu. Gdy był spokojny czytał książkę od początku do końca, jednak gdy odczuwał wewnętrzny chaos, nie potrafił skoncentrować się na jednej. Czytał wtedy niezwiązane ze sobą fragmenty, przeglądał treści już przeczytane, zaczynał nowe. Kłębiły mu się w głowie rozmaite przemyślenia i narastał strach, że nie zdoła przeczytać nigdy wszystkiego, co by chciał. Miał poczucie, że toczy ciągłą walkę z czasem. Nigdy nie płynął on tak jak nasz bohater by tego pragnął. Często go wyprzedzał, machając mu przed nosem wszystkimi planami i oczekiwaniami, których nie nadążał realizować, strasząc go, że śmierć nadejdzie niespodziewanie, a on nigdy już nie zazna spokoju i spełnienia, o którym tak marzył.

Zastanawiacie się skąd takie wartości? Dlaczego nie wstawiłam tu pojęcia szczęścia, tak przecież popularnego? Ano, dlatego, że nasz bohater uważał, że szczęście jest tylko iluzją, tak samo jak i jego brak. Prawdziwe dla niego były odczucia pozytywne bądź negatywne, ale przecież one zawsze w jakiś sposób ze sobą się mieszają, a czy ktoś widzi w tym szczęście czy nie, zależy to już tylko od jego nastawienia do życia.

Ale wróćmy do tego nieszczęsnego czasu. Nieraz pędził on rodząc zdenerwowanie i zagubienie, ale czasami też stał prawie w miejscu, wskazówki przemieszczały się jakby w zwolnionym tempie, sekunda po sekundzie. Niemożność wypełnienia tego pustego czasu przepełniała lękiem, że już zawsze pozostanie się w tym stanie, że za chwilę wszystko runie i nie da rady ruszyć nawet ręką, by się podrapać (taki czas zazwyczaj nadchodził, gdy nasz bohater brał urlop, bądź jego organizm buntował się chorobą przed ciągłą pogonią).

Krył się on przed światem, światem dla niego nieznanym, a przez to przerażającym, w swoim mieszkaniu, jednak przychodziły momenty (czasem ciągnące się długo), gdy każdy przedmiot w mieszkaniu zdawał się być wyrazem samotności, gdy ściany wręcz nią krzyczały. I to nie była samotność tylko chwilowa, taka której w jakimś tam momencie życia doświadcza większość ludzi. To była samotność permanentna, samotność, która towarzyszyła mu od zawsze. I gdy stawał się nią cały przepełniony, to odczuwał wręcz fizyczny ból (pewnie wielu z Was się zdziwi, może nazwie to wyolbrzymieniem, ale uwierzcie, że cierpienie duchowe może wręcz rozrywać od środka, każdy wewnętrzny element wtedy płacze i krzyczy, ale ani łzy nie wydobywają się z oczu, ani żaden odgłos z ust; pewnie bohater tego opowiadania wytłumaczyłby Wam to lepiej). Wtedy wracały do niego obrazy wszystkich wspomnień, odczuwał także te, których nie potrafił przywołać w pamięci, a nawet dręczyły go chyba jeszcze bardziej, jako coś co kształtuje jego życie, a równocześnie jest czymś nieznanym, więc nie da się z tym walczyć. Gdy nadchodziły właśnie takie chwile, nie potrafił nad tym zapanować, czasami zwijał się pod kołdrą, a czasami wychodził na ulicę, by móc choć pozornie być z ludźmi. Niewiele to jednak pomagało, zazwyczaj taka wyprawa kończyła się w jakimś barze, gdzie wlewał w siebie kolejne alkoholowe napoje, tak że często nie pamiętał powrotu do domu. Zdawał sobie sprawę z całej destrukcyjności tych zachowań, wstydził się ich i zadręczał nimi, jednak nie potrafił inaczej radzić sobie z cierpieniem. Myślał nieraz, że gdyby miał kogoś bliskiego to wszystko byłoby inne, że zmieniłoby się jego życie...

I tu zaczyna się właściwa część tej historii, przepraszam jeśli znudził Was przydługi wstęp. Zastanawiałam się w jakiej porze roku ją umieścić, może niech to będzie jesień (bo wiosna byłaby tu zbyt banalna). A więc pewnego dnia owej minionej już jesieni, jak to często się zdarzało nasz bohater miał spotkanie z przedstawicielką współpracującej z nim firmy. Spotykał tę kobietę stosunkowo często i chyba nawet cieszył się na te wizyty, lubił spokój i ciepło bijące od niej, a także delikatność jej ruchów. Była ona zupełnie odmienna niż większość kobiet, z którymi miał kontakt w swojej pracy. W jakiś sposób, mimo że tak naprawdę jej nie znał, była mu bliska. Właściwie ogólna historia ich pierwszego spotkania (które zaproponowała ona), wspólnej kolacji, która dała im poczucie, że dobrze się rozumieją, że chcieliby się lepiej poznać i że rodzi się pomiędzy nimi jakieś uczucie - jest zupełnie typowa, rzec by można nawet banalna. Nie będę dawała tu jakiś wielkich opisów ani romantyzmu, ani burzliwych uczuć, ani namiętności, to wszystko można odnaleźć w romansach, a nie w tym tkwi to, co chciałam przekazać.

Tak, więc może dojdźmy do momentu ich znajomości, kiedy to postanowili być ze sobą. On był tak szczęśliwy jak nigdy dotąd (powiecie mi, że to typowe dla opisów miłości? Zapewne tak, jednak tak było w istocie, gdyż pierwszy raz w życiu ktoś dawał mu ciepło, swoje uczucia i doceniał go). Chciał spędzać z nią każdą wolną chwilę, przestała być tak bardzo istotna praca, ale nie tylko ona, także jego własne potrzeby. Miał poczucie, że we wszystkim zgadzają się idealnie. Ba! nie tylko łączą ich wspólne zainteresowania czy poglądy, ale że tak samo przeżywają świat.

Wszystko układało się tak dobrze, że nie mógł wyzbyć się wrażenia nierealności, poczucia, że sen może się zaraz skończyć. Z czasem ten lęk zaczął się nasilać. Jeśli słyszał od niej słowa aprobaty i pochwały, czuł się pewnie i bezpiecznie, ale starczało to na bardzo krótko. Już następnego dnia zaczynał mieć wątpliwości, czy zasługuje na jej uczucie i czy już go nie utracił. Zaczął też zauważać, że jednak, jak to dwoje ludzi, w wielu sprawach różnią się od siebie. Ona jest towarzyska, lubi miejsca, gdzie jest sporo ludzi, on woli usiąść i spokojnie porozmawiać tylko we dwoje; ją interesują najnowsze odkrycia, badania w dziedzinie chemii czy fizyki, jego natomiast wszystko co związane z rozważaniami, humanistyką. Można by tych różnic wymienić więcej, i w poglądach, i w upodobaniach, i w cechach charakteru, ale to znów nieistotne. Odkrycie tych różnic wpływało na to, że często starał się dostosować do niej, przytakiwać jej, nie mówić, że ma inne zdanie, a wszystko dlatego, że bał się odrzucenia.

Kiedy myślał racjonalnie, to wiedział, że różnice w poglądach mogą zmierzać do ciekawej dyskusji, że nie muszą wszystkiego robić razem i że nie musi udawać, że zna się na wszystkim na czym ona, gdyż mogą uczyć się od siebie wzajemnie. Lecz to rozumowe podejście niewiele pomagało, bo emocje i wcześniejsze doświadczenia brały górę. One podpowiadały mu, że jeśli będzie miał odrębne zdanie czy jeśli się sprzeciwi – to spotka się z brakiem akceptacji. I tak miotał się pomiędzy strachem przed odrzuceniem, a strachem przed utratą siebie.

Koledzy w pracy znów mu zazdrościli: "Jak się ma pieniądze to można podłapać i taką śliczną babkę". Gdzie się z nią nie pojawił to chwalili jej urodę i inteligencję. A on zamiast się cieszyć, myślał: "jak ona może być ze mną?". Stopniowo zaczął coraz bardziej się wycofywać, znajdował wymówki zarówno skierowane do niej, jak i do samego siebie. Szukał w sobie wad, wyolbrzymiał każde potknięcie i wydawało mu się, że wciąż się ośmiesza swoim zachowaniem. Szukał także trudności, które nie pozwoliłyby im być ze sobą. Aż w końcu ona zaproponowała mu, by zamieszkali razem, byliby wtedy bliżej, mogliby się poznać w codziennych sytuacjach i mieliby dla siebie więcej czasu. Myślała pewnie, że się ucieszy... A on tymczasem zaczął ją przepraszać: "Wybacz mi, ale ja chyba nie potrafię z nikim być, wybacz mi, ale ja muszę wyjechać. Mam już bilet i wyjeżdżam na stałe z kraju."

I odszedł nie dając jej nic powiedzieć. Ona była rozżalona, wściekła i przekonana o tym, że została zdradzona i porzucona. Nie zdawała sobie zapewne sprawy z tego jak bardzo cierpiał. Nie wyjeżdżał wcale z inną kobietą, nie wyjeżdżał, tylko uciekał. Tak bardzo bał się, że ona go porzuci - właściwie nie był to tylko lęk - ale wręcz pewność, że zostawił ją pierwszą, myśląc, że chroni ich oboje przed bólem i rozczarowaniem. Wyobraził sobie, że jeśli będą ze sobą bliżej, to ona odkryje jego wszystkie mankamenty i to że stworzył przed nią obraz lepszego siebie. Był przekonany, że ona go nie zaakceptuje. Dodatkowo zrozumiał, że szukał w tym związku zaspokojenia swoich dziecięcych potrzeb, a ta myśl napawała go ogromnym wstydem: "Jak dojrzały człowiek może pragnąć opieki, bezwarunkowej miłości i ciągłego wsparcia?!". Widział całą nierealność swoich oczekiwań, wiedział, że nie jest już dzieckiem, że związek opiera się na dorosłości i odpowiedzialności. Jednak każda krytyka czy najmniejszy brak zrozumienia powodowały, że się zamykał i wycofywał.

Nasz bohater uciekł... Ale nie wiem ani gdzie, ani czy udało mu się uwolnić od przeszłości i nauczyć żyć.

Napisałam tę historię, bo może odnajdziecie tu cząstkę siebie albo swojego partnera, a zrozumienie swoich przeżyć to najważniejszy krok prowadzący do podjęcia działania. Nie warto przecież przez całe życie uciekać, tracąc wciąż to co ono nam przynosi.

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2009-07-08)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl