Z Moniką Zięzio, psychologiem w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej - o sensie życia, wyzwaniach zawodowych i smaku nadziei - rozmawia Edyta Worobiej
Oficjalnie uważa się, że psychoonkologia jest dziedziną medycyny, niewątpliwie jednak jej problematyka ściśle łączy się ze sferą psychologiczną. Zadaniem psychoonkologii jest poprawa jakości życia osób z chorobą nowotworową. Nasza praca zaczyna się od momentu fazy diagnozy, kiedy jest podejrzenie, że osoba może być chora na nowotwór, aż do momentu wyleczenia lub fazy terminalnej. Psycholog powinien towarzyszyć pacjentowi w każdym etapie choroby - pomagać radzić sobie z przeżywanym stresem, lękiem, napięciami, pytaniami, na które trudno znaleźć odpowiedź. Z jednej strony rolą psychoonkologii jest więc wspieranie osób chorych na nowotwór i ich rodzin w radzeniu sobie z sytuacją chorowania, z drugiej natomiast jej zadanie polega na promocji zdrowia - zachęcaniu do badań profilaktycznych, pozwalających na wczesną diagnozę choroby, co zwiększa szanse wyleczenia. Psychoonkologia obejmuje swoim zakresem również działalność badawczo - naukową; m.in. od jakiegoś czasu trwa walka o to, by w programie nauczania studentów medycyny poruszano zagadnienia psychoonkologiczne, wiedza ta może pomóc zarówno w kontakcie z pacjentem, jak i w zabezpieczeniu się przed wypaleniem zawodowym. Jednak na razie nie ma takiej specjalizacji, jak psychoonkologia. Kiedyś profesor Krystyna de Walden Gałuszko miała wizytówkę na drzwiach swojego gabinetu - psychoonkolog, ale kazano jej ją zdjąć, bo nie ma takiego zawodu.
Czasami myślę, że to praca wybrała mnie. Na studiach mieliśmy zajęcia w terenie - odwiedzaliśmy różnego rodzaju instytucje, m.in. był to szpital onkologiczny. Pani Teresa Wojtulewicz, psycholog w oddziale onkologii, opowiadała nam o swojej pracy. Zdecydowałam się na miesięczne praktyki, po których pani Wojtulewicz zaproponowała mi staż. Na początku miałam duże wątpliwości, czy to jest miejsce dla mnie, czy chcę tam być. Dziś myśl o pracy w oddziale onkologii nie przeraża mnie; uważam, że praca ta pozwala podejmować nowe wyzwania i umożliwia rozwój osobisty, duchowy.
Bardzo dużo uczę się w relacji z pacjentem - osobą, która zmierza się i konfrontuje z chorobą nowotworową. Dzięki pacjentom mogę weryfikować dziedziny mojego życia, zobaczyć, co jest w życiu ważne. Nie chcę, żeby zabrzmiało to instrumentalnie - że "dzięki pacjentom". Relacja z pacjentami skłania mnie do autorefleksji. Utwierdzam się w swoim światopoglądzie, który u psychologa jest bardzo znaczący. To, w jaki sposób pojmuję świat, sens mojego istnienia, co jest dla mnie wartością w życiu, stanowi kręgosłup, który jest bardzo potrzebny w pracy, który daje siłę. Przy tym nie chodzi o to, żeby pacjent miał identyczny światopogląd jak ja, natomiast żebym ja potrafiła w tej pracy wytrwać i być, to mi potrzebny jest mój światopogląd. O tym nie dyskutuję z pacjentem, tylko szanuję jego światopogląd, wartości, wyznanie, i w taki sposób, jaki on oczekuje, niosę mu pomoc. Również pomocy duchowej udzielam takiej, jakiej oczekuje pacjent, jakiej wymaga jego światopogląd. Wiara, niezależnie od tego jaka jest, pomaga być przy pacjencie, i nawet jeśli pacjent jest niewierzący, to wierzymy w rzeczy nieskończone - mówimy o wymiarze miłości, która jest ponad wszystko, ponad śmierć. I nawet jeśli ktoś nie wierzy w Boga, to wierzy w miłość, która się nie kończy, która została przekazana rodzinie, żonie, dziecku.
Różnie. To pacjenci i ich potrzeby dyktują dzień psychologa w pracy. Są rzeczy, które jestem w stanie zaplanować, np. że porozmawiam z pacjentami na oddziale, umówię się z pacjentką, która przyjeżdża na wizytę kontrolną i wcześniej dzwoni z prośbą o spotkanie ze mną. Czasami idę do oddziału, zaglądam do pierwszej sali, przedstawiam się, mówię, że jestem psychologiem i pytam, czy ktoś potrzebuje rozmowy. Pacjentki zazwyczaj odpowiadają, że nie, że świetnie sobie radzą, więc ja przysiadam obok i pytam jak sobie radzą, jak spędzają wolny czas. Nawiązując relację zauważam, że kolejne wizyty są potrzebne - same pacjentki proszą, by przyjść. Gdy pacjent umiera w oddziale, przychodzę posiedzieć przy tym pacjencie, pobyć z nim, potrzymać za rękę. Jeśli jest rodzina - wspieram ich w tej sytuacji, daję im swoją obecność. I ten dzień jest wówczas zagospodarowany tą sytuacją. Zajmuję się osobą, która potrzebuje wsparcia tu i teraz. Stałe elementy mojej pracy to spotkania czwartkowe z kobietami po mastektomii w oddziale chirurgii, których celem są działania informacyjno - edukacyjne i zapewnienie wsparcia, oraz grupowe spotkania pacjentów hospitalizowanych, obejmujące terapię zajęciową, relaksacje, wizualizacje. Prowadzę również grupę dla pacjentów, którzy rozpoczynają chemioterapię.
W psychoonkologii spotykamy się z dużą ilością strat. Są to straty różnego rodzaju. Pacjent doświadcza pierwszej straty, gdy dowiaduje się, że jest chory na nowotwór. Wtedy rozpoczyna się proces żałoby i opłakiwanie siebie jako zdrowego - bo skończył się pewien etap w jego życiu. W miarę rozwoju choroby i trwania leczenia pojawiają się kolejne straty. Pacjent traci rolę zawodową, społeczną, rodzinną, czasami jest to utrata części ciała. Ogólnie można określić to utratą kontroli - nie może kontrolować tego, co się dzieje w jego ciele. Często są to utraty bezpowrotne, nie można przywrócić już pierwotnego stanu i tu jest rola psychologa przy pacjencie - znaleźć inne płaszczyzny, gdzie jeszcze pacjent jest, gdzie może być. Razem z psychologiem pacjent poszukuje tego, co jeszcze jest kontrolowane. To jest mocno obciążające. Podobnie jak występowanie w roli eksperta. Poza wiedzą psychologiczną, często potrzebna jest również wiedza medyczna. Natomiast nieustanne poszukiwanie nadziei - z jednej strony może obciążać, bo jest dużym wyzwaniem, ale z drugiej daje też siłę. Zacytuję pewną myśl: "negatywizm łatwo zdobywamy, natomiast utrzymanie nadziei wymaga kreatywności i siły". Poszukiwanie realnej nadziei często łączy się ze smutkiem. Jednak daję sobie zgodę na to, że przeżywam, że cierpienie pacjenta jest też moim cierpieniem. To pozwala mi budować relację podmiotową. Jak powiedziała profesor Maria Rogiewicz - nie płaczę nad pacjentem, tylko płaczę z pacjentem.
Człowiek jest dla mnie wielką wartością, wartością samą w sobie. Przypominają mi się tu słowa Pascala, który stwierdził, że "człowiek jest trzciną myślącą na wietrze". Wiatr choroby nowotworowej nadłamuje tą trzcinę; ważne, by przywrócić jej życie, dać nadzieję, że może dalej żyć. Im głębszy mam kontakt z pacjentami i im dłużej pracuję, tym częściej przekonuję się jak twórczy, pasjonujący, rozwijający jest drugi człowiek. Bo pomimo trudności potrafi zachować godność. I to jest piękne. Nawet jeśli upadnie, potrafi się podnieść. Dostrzegając piękno w pacjencie, jestem w stanie być obok niego. Pomimo, że jego ciało, fizyczność, mówi, że nie ma już piękna zewnętrznego, to widać jego piękne wnętrze, niepowtarzalną osobowość.
Wartościami humanistycznymi - kontakt z pacjentem jest dla mnie spotkaniem człowieka z człowiekiem w cierpieniu. Zawsze staram się zbudować partnerską relację z pacjentem. Nawet kiedy idę do niego jako specjalista - psycholog, to mam świadomość, że spotykam się też z jakimś specjalistą w swoim życiu. Każdy z nas jest w czymś dobry. W swojej pracy kieruję się również zasadą: nie zaszkodzić. Ona daje mi siłę, by wyjść do rozmowy z pacjentem. Pamiętam, że pierwszy raz, gdy zostałam sama w pracy otrzymałam telefon, że młoda dziewczyna z pierwszego oddziału próbuje uciec, bo nie chce podjąć leczenia. "Co robić?" - pomyślałam - "przecież to nie na moje siły". Obok nie było drugiego psychologa, który pomógłby mi znaleźć odpowiedź. Wtedy pomyślałam: "Nie muszę pomóc, ale żebym nie zaszkodziła". I dzięki temu potrafiłam nawiązać dobry kontakt z pacjentką, być przy niej, zapytać, co się takiego dzieje, że postanowiła uciec z oddziału i nie chce podjąć leczenia. Nie stawiam sobie wymagania, że muszę coś zrobić, to daje mi wolność bycia z pacjentem, podążania za nim.
Wiążą się one z procesem adaptacji pacjenta do choroby - odzyskiwaniem równowagi w życiu przez znalezienie obszarów, w których jeszcze może funkcjonować. Mam pacjentkę, u której stwierdzono wznowy, przerzuty w kolejnych miejscach, jednak dzięki leczeniu udaje jej się bardzo dobrze funkcjonować, przede wszystkim w roli babci. Nadała nowe znaczenie swojemu życiu, organizując cotygodniowe spotkania ze swoimi wnukami. W środy spotyka się z wnuczką, poruszają tzw. babskie tematy, czwartki natomiast są wieczorami z wnukiem - m.in. uczy go, jak ważne jest, by szanować kobiety. Pomimo trudności w swojej chorobie, odnalazła jeszcze w życiu sens. Chociaż nie pobiega już z wnukami, nie pojedzie z nimi na wczasy, to jest jeszcze w stanie przygotować 2 razy w tygodniu kolację dla nich i spędzić wspólnie czas. Pamiętam też młodego chłopaka, któremu po drugiej chemii wypadły włosy. Bardzo to przeżywał i nie mógł pogodzić się z tą sytuacją. I tu piękny obraz solidarności rodziny - jego ojciec również zgolił włosy. Dał w ten sposób dowód wsparcia synowi - nie położę się, nie wezmę chemii, nie przyjmę kroplówek, ale w jakimś stopniu chcę cię wesprzeć. Bardzo ważne jest też dla mnie spełnianie marzeń pacjentów. Starsza pani w leczeniu paliatywnym miała depresję. Pewnego dnia przyszła jej córka i pyta, czy z mamą wszystko w porządku, bo poprosiła o wykupienie dla niej biletu lotniczego z Warszawy do Gdańska. Zapytałam ją, czy rozmawiała z mamą o tym, czemu mama o to prosi? Okazało się, że to marzenie mamy: przelecieć się samolotem. Córka wcześniej nie miała o tym pojęcia. Inna pacjentka marzyła o tym, by założyć gruby łańcuch z diamentem. Długo rozmawiałyśmy, czy zdobędzie się na tą odwagę? Pieniądze na ten cel dawno już odłożyła. Uważała jednak, że skoro jest w podeszłym wieku, to zostałoby to źle odebrane. Pamiętam również pacjentkę, która stwierdziła, że w oddziale chirurgii narodziła się drugi raz - kiedy odjęto jej pierś, to darowano jej nowe życie. Można powiedzieć, że przewartościowała swoje życie - odkryła w sobie pasję malarską, rozpoczęła studia w Akademii Sztuk Pięknych. W chwili obecnej ma już swoje wernisaże. Doświadczanie choroby nowotworowej zmienia podejście do życia u pacjenta.
Uważne słuchanie tego, co pacjent do nas mówi, bo on dokładnie powie, co z nim zrobić i jak go poprowadzić. Również podążanie krok za pacjentem, żeby go nie stracić, nie uprzedzić pewnymi informacjami, których na razie nie chce usłyszeć. Żeby nie powiedział: "Ja tego nie chciałem wiedzieć, po co mi to pani mówi". Jeśli pacjent po diagnozie stwierdza, że rozumie, iż tu wszyscy leczą się na raka, ale on się leczy na wysuszanie krwiaka, to na tym etapie nie mam prawa dobijać się do jego myśli i mówić mu: "pan też ma raka". Ja podążam za nim. Po tygodniu ten pacjent zapyta: "A jak pani myśli, czy może u mnie to też jest coś związane z nowotworem"? Ważnym elementem komunikacji jest również gotowość podjęcia trudnego tematu i świadomość, że są pytania bez odpowiedzi: dlaczego właśnie ja?
Oczywiście, pracujemy rozmawiając i ważne, by ta rozmowa nie szkodziła. Czy jest to edukacja, wysłuchanie, pomilczenie - istotne jest zbudowanie poczucia bezpieczeństwa i udzielenie wsparcia. Podnosimy jakość życia pacjenta, pomagając mu w werbalizacji jego przeżyć, zwłaszcza lękowych. Wyrażając swój lęk, zdejmujemy go z piedestału - przestaje już być taki straszny. Pacjent opowiadając o tym, czego doświadcza, może odreagować napięcie, wyrzucić złość. Często w kontakcie z psychologiem werbalizuje swoje problemy po raz pierwszy, mówi, jak odbiera swoją sytuację. Jest to też nieraz jego pierwszy kontakt z personelem medycznym, który ma czas i miejsce na spokojną rozmowę. Dzięki temu może otrzymać pomoc w zrozumieniu swojej sytuacji, uczuć i reakcji. Pomagamy mu też znaleźć właściwe sposoby rozwiązania pewnych problemów, podtrzymujemy psychicznie, rozładowujemy napięcie emocjonalnie.
W zależności z jakimi członkami rodziny rozmawiamy - dorastającą córką, mężem, małymi dziećmi, kilkorgiem osób z rodziny - rozmowa ta przebiega inaczej. Najważniejsze jest zobaczenie, jak rodzina postrzega sytuację chorowania jednego z jej członków. Obraz funkcjonowania rodziny pozwala określić, jakie zmiany sytuacja chorowania wywołała w rodzinie, kto przejął jakie role, czy w sposób adekwatny. Czasami zdarza się, że małe dzieci przejmują role dorosłych, bo tata jest w większej depresji niż mama, która ma chorobę nowotworową. Warto także zaproponować rodzinie, by stosowała otwartą komunikację, wyrażała emocje. Ważne, by wyjaśnić, jakie emocje są charakterystyczne dla sytuacji chorowania, np. że złość wyrażana przez pacjenta jest złością na sytuację, a nie na członków rodziny. Rozmawiając z rodziną chorego, można również powiedzieć, że nie musi brać na siebie konieczności przekazywania informacji medycznych, które należą do obowiązku lekarzy.
Przede wszystkim staram się nie zostać sama z przeżywanymi trudnościami. Dbam o kontakty z ludźmi na różnych płaszczyznach, zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Z osobami, które pracują w onkologii, często spotykam się na konferencjach albo szkoleniach - wymieniamy wtedy własne doświadczenia i tworzymy grupę wsparcia dla siebie. Niezwykle istotne jest, by mieć osoby, do których mamy zaufanie, którym możemy powiedzieć o swoim zachowaniu, emocjach, złości, zmartwieniach. W gabinecie na oddziale poza mną jest jeszcze 3 psychologów. Wiem, że zawsze mogę im opowiedzieć o tym, co mnie trudnego spotkało w oddziale, wyrazić emocje. Poczucie bezpieczeństwa zapewnia mi również zwiększanie kompetencji zawodowych - przekonanie, że wiem o czym mówię, czym się zajmuję. Poza pracą w oddziale, pracuję również z dziećmi w przedszkolu, osobami uzależnionymi, prowadzę grupę socjoterapeutyczną, zajmuję się profilaktyką. Uważam, że posiadanie wiedzy z innych obszarów psychologii uzupełnia pracę onkologiczną - praca z osobami w różnym wieku i z różnymi problemami pomaga mi np. w prowadzeniu rozmów z małymi dziećmi, których matki chorowały; w przekazywaniu wiedzy pacjentkom, które mają problemy alkoholowe w domu. Myślę, że bardzo ważne jest także posiadanie innych obszarów funkcjonowania. Poza pracą zawodową angażuję się w rozwijanie moich prywatnych zainteresowań. Lubię też aktywność fizyczną - czasami po wyjściu z pracy, zanim wrócę do domu, idę na 30 - 45 minutowy spacer po lesie. Pilnuję też urlopów - wiem, że jeśli czuję zmęczenie psychiczne, mogę zadzwonić i powiedzieć: dzisiaj nie ma mnie w pracy, biorę urlop na żądanie. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu mogę zdystansować się do wielu spraw i poradzić sobie z przeżywanymi emocjami.
Jednym z takich sposobów jest instrumentalne podejście do pacjentów, czasami unikanie ich, nie utrzymywanie kontaktu wzrokowego czy stosowanie żargonu zawodowego. Taka sztywność postaw staje się skorupą, która ma chronić przed stresem zawodowym, tłumić uczucia. I tutaj pojawia się kolejny mechanizm obronny - nie udzielanie żadnych informacji pacjentowi lub nagłe wyrzucanie wszystkich informacji po to, by odciążyć siebie - powiedziałem pacjentowi i mam to za sobą. Wynika to z braku rozumienia, że przekazywanie informacji jest procesem. Ważne jest, by dostrzec taką osobę, podejść do niej i zapytać co się dzieje. Często przeciążona jest różnymi sytuacjami, zarówno zawodowymi, jak i rodzinnymi. Mechanizmy obronne stosujemy także wtedy, gdy nie mamy skrystalizowanej postawy wobec śmierci.
Na pewno poprzez stosowanie różnych technik radzenia sobie ze stresem; poza tym pomóc może rozwijanie pasji pozazawodowych, ćwiczenie umiejętności relaksacji. Przed wypaleniem mogą chronić również relacje z ludźmi, które dają wsparcie. Rolę parasola ochronnego może pełnić także wyznaczenie granic obowiązków, które należą do kompetencji każdej osoby. Ponadto możliwe, że jednym z czynników zapobiegającemu wypaleniu wśród pracowników, jest ich rotacja, np. rotacja pielęgniarek z różnych oddziałów.
Nie umiem podać konkretnego profilu. Myślę, że ważna jest chęć rozwijania siebie, duża potrzeba poznawcza, odwaga, by podejmować wyzwania.
Przede wszystkim, żeby nie pozostawała sama, szukała wsparcia wśród innych psychologów, by móc porozmawiać zawodowo z kimś, kto da jej rzetelną wiedzę i kompetencje. Również, by budowała relacje z pacjentami, personelem medycznym i żeby była gotowa wchodzić w różne sytuacje, nie poddając w wątpliwość siebie i swoich możliwości. Jednocześnie, by potrafiła otwarcie powiedzieć, ze czegoś na danym etapie jeszcze nie wie.
Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Dziewczyno, przestań ciągle przepraszać!
Sex edukacja
O dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie
Złożony zespół stresu pourazowego
Krytyczni, wymagający i dysfunkcyjni rodzice
Zawód psycholog. Regulacje prawne i etyka zawodowa
Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej
Komunikacja niewerbalna. Autoprezentacja, relacje, mowa ciała
Najwybitniejsze kobiety w psychologii XX wieku
Zrozumieć dziecko wykorzystywane seksualnie
I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Jak zbudować związek idealny?
Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl