Od lat miałam kiepskie relacje z rodzicami, zwłaszcza z matką. Oczywiste dla niej było to, że jest autorytetem. Trudno było jej pojąć, że w którymś momencie życia, dziecko zaczyna samodzielnie wypracowywać swoje zdanie na coraz więcej tematów, a zdanie to może różnić się od jej, reszty rodziny, nauczycieli, a nawet bywa sprzeczne z ogólną opinią społeczną, co niekoniecznie jest złe. Na moje pytanie: "dlaczego ma być tak, a nie inaczej" zdarzało jej się odpowiedzieć: "bo ja tak mówię". Trudno było to nazwać rozmową.
Kocham ją, chociaż jej nie lubię. Kocham, bo jest matką, jaka by ona nie była, jest najbliższą osobą. Nie mogę powiedzieć, że jest zła. Kocha mnie i chce dla mnie jak najlepiej. Stara się mi pomagać, dbać, a teraz już raczej ratować to, co straciłyśmy w naszych relacjach, tylko że nie potrafi. I wiem, dlaczego. Wyniosła takie wzorce ze swojego rodzinnego domu, i ciągle słowa jej matki dla niej mają dużą wartość przy podejmowaniu decyzji. Mam wrażenie, że kiedy wyszła za mąż za mojego ojca, on był dla niej zastępstwem rodziców. Przejął podejmowanie decyzji, dbanie o finanse, chociaż matka też pracowała i dalej pracuje, ale fundusze z jej pracy są dodatkiem do kasy rodzinnej. To ojciec zawsze miał stałą pracę. I on też jej załatwiał lub pomagał osiągnąć dane stanowisko. Matka nie czerpie radości z pracy, nie widzi szans w rozwoju swej kariery zawodowej. Dla niej to tylko zarabianie pieniędzy.
Gdy mama kazała mi lub mojemu bratu coś zrobić, a my opieraliśmy się przed tym, zwracała się do ojca: "Marek, każ jej...", lub "Marek, powiedz im coś, bo już nie daję rady".
W naszej rodzinie nie komunikowaliśmy swych uczuć. Szczególnie zapadło mi w pamięć, jak matka reagowała na nieporozumienie: krzycząc, oskarżała, że ktoś czegoś nie zrobił, lub właśnie zrobił, w zależności od sytuacji. W sprzeczce ze mną, gdy nie chciałam jej przytaknąć i "skakać" tak, jak ona chce, zdarzyło jej się kiedyś zagrozić, że zaprowadzi mnie do psychologa. Zgodnie ze stereotypem psychologa, brzmiało to tak, jakby wizyta u niego zarezerwowana była dla najbardziej skrzywionych i innych "psycholi". Poza tym, w tym momencie chyba zapomniała, że to ona mnie wychowała i to, jak teraz się zachowuję, jest odzwierciedleniem tego, co robiła przez te wszystkie lata. Kiedy to mówiła, nie wiedziała, że od roku regularnie spotykałam się ze szkolnym pedagogiem.
Nie byłam w stanie mieszkać z matką pod jednym dachem. Miałam psa. Szkolny pedagog i pies były najbliższymi mi istotami w moim otoczeniu. Różnica między nimi była taka, że pies był ze mną wyłącznie dlatego, że tego chciał, a pedagog miała taką pracę, chociaż w jej obecności czułam, że chce ze mną rozmawiać, jeśli ja tego chcę. Po dwóch latach od opuszczenia domu rodzinnego przestało mnie łączyć z nim cokolwiek i ktokolwiek. Ojciec oddał mojego olbrzyma z budy przypadkowej, nieznanej nam osobie, chcącej zabrać pięcioletniego psa. Mimo mojej prośby, by zadbał o możliwość kontaktu z nim, zapomniał o tym, rozłączając nas na zawsze. Rok przed ukończeniem liceum postanowiłam, że wyjadę z tej "dziury" do dużego miasta. Postawiłam edukację na równi z terapią psychologiczną. Do matki w końcu dotarło, że coś kombinuję, kiedy przeglądałam strony internetowe uczelni. Zapytała o to. Powiedziałam, że szukam kierunku studiów, na którym będę studiować. Parsknęła śmiechem, po czym powiedziała: "Ty, na studia? Zdaj chociaż maturę." Była kolejną osobą, po gronie pedagogicznym i kolegach z klasy, która nie wierzyła w to, że mogę zdać maturę, a już tym bardziej z tylu przedmiotów, ile wybrałam. I mi udzieliły się te obawy, więc zabezpieczyłam się, składając dokumenty nie tylko na studia, ale również do szkoły policealnej, oczywiście w takiej odległości od miejscowości rodzinnej, by z rzadka bywać w domu, nie tyle z niechęci, co trudności fizycznej. Matka nie widziała potrzeby mojego wyjazdu aż do innego miasta tylko do szkoły policealnej, skoro w rodzinnym mieście też jest możliwość, chociaż nie pewność, otwarcia klasy o danym profilu. Chciała, żebym zrobiła tak, jak ona w moim wieku, kiedy to marzyła o fryzjerstwie. Jednak zawód ten był już bardzo powszechny w mieście, więc poszła do szkoły obuwniczej. Chciała, bym, tak jak ona, za wszelką cenę, tak długo jak się da, była w rodzinnym mieście, przy rodzinie, bo przecież, czego mi brakuje? Mam co jeść, mam blisko rodzinę, jestem bezpieczna. Nie dostrzegła i już raczej nie dostrzeże tego, że straciła w swym życiu wiele szans na rozwój, edukację, zabawę, doświadczenia, znajomości, przyjaźnie. W tym momencie nasuwa mi się retoryczne pytanie: Dlaczego nie dążyła do zaspokojenia tych potrzeb? Dlatego, że ich nie miała. Rzeczywiście, matka jest osobą mało refleksyjną, mało towarzyską, bez pasji, lubiącą spokój, nawet monotonię i żyjącą z dnia na dzień, a dni te wyglądają podobnie i są do przewidzenia.
Trudno mi jest wymienić jej zalety, ale powtórzę: kocham ją. Na szczęście jest jeszcze ojciec. Ojca kocham za to, że jest moim ojcem, chce dla mnie dobrze, i tu kończy się jego podobieństwo do matki. Mogę powiedzieć, że ojca kocham szczerze. Mimo, że nie powinno się zadawać pytania "Kogo kochasz bardziej: mamę czy tatę?", dla mnie odpowiedź jest oczywista: tatę!!! Dzięki niemu poznałam góry i morze, jeziora, lasy, świat z perspektywy roweru, świat techniki, on przekazał mi korzystniejszy sposób rozmowy, negocjacji, podejmowania decyzji, mimowolnie ładował mnie wiarą w siebie. Mimo, że jestem teraz daleko od domu, ojciec wciąż mnie czegoś uczy, stwarza do tego warunki, chociaż czasem sam nie potrafi tego, czego ja właśnie się uczę. Cieszę się, że tak kształtował mój charakter, że jest on podstawą samorozwoju. Mam nadzieję, że kiedyś nauczę się na tyle otwarcie komunikować swe uczucia, że powiem mu, że go za to kocham. Dziś potrafię płakać ze szczęścia, że mam takiego ojca.
Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Dziewczyno, przestań ciągle przepraszać!
Sex edukacja
O dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie
Złożony zespół stresu pourazowego
Krytyczni, wymagający i dysfunkcyjni rodzice
Zawód psycholog. Regulacje prawne i etyka zawodowa
Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej
Komunikacja niewerbalna. Autoprezentacja, relacje, mowa ciała
Najwybitniejsze kobiety w psychologii XX wieku
Zrozumieć dziecko wykorzystywane seksualnie
I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Jak zbudować związek idealny?
Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl