IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Czwartek 21 listopada 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

List do Ojca

Autor: Twoja Córka

Źródło: www.psychotekst.pl

Kochać to pragnąć, by kochana przez
nas osoba żyła zawsze i by zawsze była z nami.
Największym cierpieniem dla kogoś kto kocha, jest
rozstanie z ukochaną osobą. Gdy rozstanie to jest
ostateczne w perspektywie doczesności, wtedy
przeżywamy żałobę, która jest czymś o wiele bardziej
bolesnym niż najboleśniejsza tęsknota(...)"
ks. Marek Drzewiecki

Tato...

Tato, odszedłeś, jednak ja...

Ja...

Pamiętam, gdy byłam dzieckiem, wyruszaliśmy nad wodę. Tam uczyłeś mnie odróżniać karpia od płotki. A jesienią były wspólne wypady do lasu na grzyby. Do dziś mam sentyment do prawdziwków i ich czarnych łebków. Do dziś kocham wodę i las.

Mam w pamięci, jak siedzieliśmy na ławce w parku - śmialiśmy się, jedząc lody.

Nigdy nie zapomnę, Tato, jak wbiegając do domu pierwsze kroki kierowałam do pokoju, w którym byłeś... Mówiłam, a Ty nie krytykowałeś, nie dawałeś rad. Po prostu słuchałeś.

Pamiętam swoje dwunaste urodziny. Dostałam wtedy od Ciebie bombonierkę, Tato. Przyłączona do niej karteczka ze słowami : "Kocham Cię Córeczko" stanowiła dla mnie swoisty amulet i dowód na to, że mnie kochasz.

Jednak bywały też bardzo trudne chwile.

Nie zawsze nasze relacje były pozytywne. Alkohol, trudności w nazywaniu i wyrażaniu uczuć, trudne relacje z mamą. Wszystko to sprawiło, że będąc dzieckiem, czułam się niekochana.

Pamiętam chwile Twojej choroby. Widząc Twoje cierpienie czułam się taka bezsilna.

Prawdę o Twoim stanie zdrowia wyznała Ci mama. Wiedziałam i czułam, że masz prawo wiedzieć. Kiedy jednak widziałam Twoje spojrzenie - pełne lęku, a zarazem ogromnej nadziei - nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Nie miałam odwagi powiedzieć Ci Tato, że Twoje życie dobiega kresu. Kiedy już się dowiedziałeś, zapytałeś mnie, czy to prawda. Nie chciałam dłużej milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku - nie zaprzeczyłam.

Natomiast pierwszą Twoją reakcją na tą wiadomość było zaprzeczenie. A gdy uwierzyłeś, przyszedł moment załamania. Byłeś zły. Zamknąłeś się w sobie. Po czasie, gdy gniew minął, jak bezbronne dziecko zanosiłeś się od płaczu. Zmagałeś się z cierpieniem i lękiem, a ja, Tato, godziłam się ze swoją bezsilnością. Nienawidziłam jej. Z drugiej strony nie miałam już sił, by z nią walczyć, więc z każdym kolejnym dniem oswajałam się tym trudnym uczuciem, by w konsekwencji je zaakceptować. Jedyne, co mogłam Ci wówczas dać, to swoją obecność.

Dziś wiem, że to wiele.

Wiele, Tato, bo nic więcej nie mogłam dla Ciebie zrobić. Wówczas byłeś mi bliski, a jednak tak daleki...

Od pewnego czasu byłam w terapii. Dlaczego? Bo dorastałam w poczuciu osamotnienia i emocjonalnej pustki. I pomimo tego, że byłam dwudziestokilkuletnią kobietą, czułam się jak mała dziewczynka - samotna, pełna lęku. Nie potrafiłam wyrażać swoich uczuć, bo niby jak miałam je wyrazić, skoro nawet nie wiedziałam co czuję. Nie chciałam tak dużej wegetować. Zdecydowałam się na terapię. "Diagnoza: DDA".

Pełna lęku, ale i nadziei - rozpoczęłam wędrówkę w głąb siebie... By stopić odłamki szkła w moim sercu...By móc Ci wybaczyć...

Twoja nieuleczalna choroba splotła się z trudną częścią mojej terapii. Właśnie wtedy przeżywałam dziecięce rozżalenie i gniew na Ciebie, Tato. Byłam zła, że piłeś, że nie potrafiłeś wyrażać swoich uczuć... Że to od obcych ludzi dowiadywałam się, jak bardzo jestem dla Ciebie ważna. To obcym ludziom a nie mnie mówiłeś, jak bardzo mnie kochasz.

Padło z mojej strony wiele przykrych słów pod Twoim adresem.

Dziś jednak mam poczucie, że bez tego etapu w moim życiu, nie byłoby możliwe uzdrowienie naszych relacji. Nie byłam w stanie Ci wybaczyć dopóty, dopóki nosiłam żal i złość w sercu. Chciałam wyrazić te trudne uczucia, by móc być autentyczną.

Noszę w pamięci wspomnienia naszej ostatniej, wspólnie spędzonej Wigilii. Było wzruszenie, była cisza - jakże wymowna. Chyba, każdy z nas zdawał sobie sprawę, że to ostatnie Święta spędzone z Tobą - Tato. Pamiętam trzask łamanego opłatka. To wówczas zdobyłam się na odwagę i przy składaniu życzeń - widząc Twój lęk w oczach - zapytałam się, czy się boisz - kiwnąłeś głową. Usiadłam obok Ciebie, głaskając Cię po twarzy - życzyłam Ci, żeby tam, gdzie "pójdziesz", Twoje cierpienie odeszło. Żeby tam, dokąd zmierzasz, było Ci dobrze...

Dzisiaj już wiem, że w tegoroczne Święta nie usiądziesz z nami do stołu. Wiem, że nie wrócisz... Jednak chcę, abyś wiedział, Tato, że to jedno, puste miejsce przy stole będzie przygotowane specjalnie dla Ciebie. Nie będziesz obecny fizycznie, ale sercem będziesz ze mną...

Pamiętam nasze ostatnie, wspólnie spędzone miesiące. Nie zapomnę, jak pewnego wieczoru zawołałeś mnie do siebie i wyznałeś, że chcesz już odejść. Spojrzałeś na mnie, jakbyś czekał na przyzwolenie. Jakbyś chciał powiedzieć: "Pozwól mi odejść". Odebrało mi mowę. Ja... ja, Tato, nie byłam gotowa na ostateczną rozłąkę. Nie chciałam uwierzyć, że kostucha zbliża się do Ciebie wielkimi krokami... Z drugiej strony, poczułam, że to ostatni moment, ostatnia szansa na to, by wypowiedzieć to co niewypowiedziane, by nazwać to co nie zostało nazwane.

Mam w pamięci nasze ostatnie tygodnie, dni. Czułam, że śmierć niebawem zapuka do drzwi naszego rodzinnego domu i zabierze Cię, Tato... Trudno to dziś wyjaśnić, po prostu miałam jakieś wewnętrzne przeczucie. Po głowie chodził mi tekst pewnej przedwojennej piosenki, "To ostatnia niedziela, jutro się rozstaniemy, jutro się rozejdziemy na wieczny czas... Ta ostatnia niedziela, więc nie żałuj jej dla mnie, spojrzyj czule dziś na mnie, ostatni raz... Będziesz jeszcze dość tych niedziel miała, a co ze mną będzie któż to wie..." Nie potrafiłam tych słów wyciszyć. Podjęłam którąś z kolei próbę zbliżenia się do Ciebie w sensie emocjonalnym i...

Już na zawsze zachowam w pamięci i sercu naszą ostatnią rozmowę. Trzymając Cię za rękę, zapytałam, czy wybaczamy sobie to, co było złe i trudne - kiwnąłeś głową. Powiedziałam Ci, że bardzo Cię kocham. Na co Ty, Tato odpowiedziałeś: "Kocham Cię Córeczko". Przytuliłam się do Ciebie. Było wzruszenie, były łzy. Oprócz tego ogromnego poruszenia, poczułam, Tato, ulgę i radość, bo moje dziecięce marzenie się spełniło. Pierwszy raz w życiu usłyszałam od Ciebie, Tato, że mnie kochasz. Po raz pierwszy w życiu wyraziliśmy i nazwaliśmy swoje uczucia.

Wspominam nasze ostatnie godziny. Straciłeś świadomość, a kiedy ją na moment odzyskałeś, spojrzałeś na mnie i wyszeptałeś: "To już koniec"... Słowa uwięzły mi w gardle... Kiwnęłam tylko głową - to była forma zgody na Twoje odejście. "Tak"- mówił rozum. A serce? Serce krzyczało - "Zostań!".

Zachowałam w pamięci nasze ostatnie minuty, sekundy. Trzymałeś mnie za rękę... Pamiętam Twój ostatni uścisk dłoni, Twój ostatni oddech, po którym zasnąłeś na wieczność...

Po Twojej śmierci, Tato, pierwsze, co poczułam, to niedowierzanie. Kiedy jednak, po raz ostatni, przyszło mi pożegnać Cię w drzwiach rodzinnego domu, gdy ujrzałam pusty pokój, puste łóżko... Zrozumiałam, że już nie wrócisz. Wcześniej myślałam, Tato, że przez okres Twojej nieuleczalnej choroby zdążę się jakoś przygotować i oswoić z tym, że niebawem odejdziesz. Jednak gdy przyszła ta ostatnia godzina - zaskoczyła mnie i wzbudziła wiele emocji. Był we mnie smutek, był bunt, Tato, była złość, był lęk, było cierpienie... Był czas refleksji. Zastanawiałam się, czy śmierć to kres? Czy jest drugie życie? Czy jeszcze kiedykolwiek się do Ciebie przytulę?

Dziś mija dziewięć miesięcy od Twojej śmierci, Tato.

Godzę się z Twoim odejściem. Czuję tęsknotę, jednak nie mam już pretensji do losu, że Cię zabrał. Mam poczucie, że dał w zamian coś bardzo ważnego dla mnie, być może i dla Ciebie - czas i szansę, byśmy mogli uzdrowić nasze relacje. Dziś mam w pamięci te dobre chwile, bo moje wewnętrzne dziecko wybaczyło i poczuło się pokochane. Przez Ciebie, Tato, i przez tą dorosłą część mnie samej. Dojrzałam.

Zdałam sobie sprawę, że przed naszą ostateczną rozłąką dostałam od Ciebie coś najcenniejszego co mogłam od Ciebie dostać - miłość ojcowską. Słowa: "Kocham Cię, Córeczko" już na zawsze pozostaną w moim sercu. Dały mi wewnętrzna siłę i spokój. To mój duchowy spadek po Tobie - Tato...

Teraz wiem, że rozstania, nawet te ostateczne, są częścią naszego życia. I, choć bolesne, uczą dojrzałości i pokory. Nawet w tym najtrudniejszym doświadczeniu można odnaleźć - może nie od razu, ale po pewnym czasie - jakiś głębszy sens, naukę i pozytywną stronę. Bo pogodzenie się z ostateczną rozłąką wymaga czasu.

Dziś chcę, abyś wiedział, Tato, że nie zapomniałam o Tobie i nie zapomnę. Już na zawsze pozostaniesz w moim sercu... Tutaj odnalazłam miejsce dla Ciebie.

Dziękuję, że byłeś.

Kocham Cię
Twoja Córka

Artykuł powstał w ramach programu PISZMY - PSYCHO - TEKSTY.
Program dofinansowany przez MINISTERSTWO PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2008-12-10)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl