IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Czwartek 21 listopada 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Barwy wolontariatu

Autor: Anna Margasińska

Źródło: www.psychotekst.pl

"Cóż takiego skłania wolontariusza do poświęcenia dla innych?
Przede wszystkim naturalny odruch serca, który przynagla każdego człowieka do pomocy drugiemu - swemu bliźniemu. Jest to bez mała 'prawo istnienia.'
Wolontariusz, gdy bezinteresownie może dać innym coś z siebie, doświadcza radości, która przewyższa to, czego dokonał."
Jan Paweł II

Motywy, które kierują ludźmi, zanim zdecydują się na pracę w charakterze wolontariusza są różne. Jest ich tak wiele jak wiele jest ludzi pragnących służyć innym.

Kiedy we mnie zrodziła się taka potrzeba?

Myślę, że jest to suma doświadczeń życiowych, podejmowanych wcześniej decyzji, które doprowadziły mnie do pewnych miejsc, sytuacji i ludzi.

Kiedy poznałam Hanię, stała wówczas na rozdrożu życiowym. Kilka miesięcy wcześniej opuściła mury sekty, do której należała przez ponad 3 lata. Nie miała wsparcia w rodzinie, gdyż zerwała z nią kontakt. Myślę, że bardzo chciała do niej wrócić, tylko nie wiedziała, jak to zrobić.

Początkowo trudno było jej się otworzyć, jednak chęć zmiany swojego życia i ogromna wola walki o swoją przyszłość była silniejsza od jej strachu.

Historia Hani była mi bliska, ponieważ doskonale znałam tę grupę. Kiedyś miałam w niej przyjaciółkę i poniekąd to za jej przyczyną podjęłam się pracy w Centrum Informacji o Sektach.

Na potrzeby tego artykułu, Hania zgodziła się opowiedzieć Wam swoją historię, bo, jak sama twierdzi, jest to jej obowiązek.

Opowiedz nam jak to się stało, że trafiłaś do sekty?

Była jesień. Nigdzie nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Miałam kłopoty w nowej szkole, a w domu wcale nie było lepiej. Moi rodzice żyli własnym życiem. Ważne było dla nich to, że mam co jeść i chodzę do najlepszej szkoły w mieście. Moje problemy w ogóle ich nie obchodziły, nigdy nie mieli dla mnie czasu. Często się przeprowadzaliśmy, dlatego też nie miałam wielu przyjaciół.

Pewnego ranka, w drodze na przystanek, zauważyłam plakat.
Moją uwagę zwrócił tytuł : "Samotność - czy istnieje na nią lekarstwo?."
Trudno było przejść obojętnie, przecież byłam samotna.

Znalazłaś odpowiedź?

Dowiedziałam się, że może mi pomóc medytacja i oddanie swojego życia Bogu. Wierzyłam w Boga, o medytacji coś czytałam. Dlaczego miałabym nie spróbować?

Jakie wrażenie wywarły na Tobie osoby należące do grupy ?

Pierwszy obraz jaki zapamiętałam to niesamowita energia, sympatia i beztroska. Jakby nie dotykały ich żadne problemy. Jakby byli nad tym wszystkim, z czym ja zmagałam się na co dzień. Klimat jaki stwarzali wokół siebie, był niespotykany. Ciepło, akceptacja i otwartość udzielała się niemal wszystkim uczestnikom spotkania. Poza tym poznałam tam wielu ludzi, którzy mieli podobne doświadczenia jak ja.

Dlaczego chciałaś utrzymywać dalszy kontakt z grupą i co sprawiło, że do niej dołączyłaś?

Na początku udało mi się zaprzyjaźnić z paroma osobami. Byliśmy w stałym kontakcie, jakbym potrzebowała pomocy, albo chciała pogadać. Łączyły nas wspólne zainteresowania i pasje.
Z czasem zostałam zaproszona do ośrodka, gdzie uczyłam się medytacji i jogi. Od tej pory bywałam tam prawie codziennie. Później poprosili, abym pomogła im w organizacji wykładów w swoim mieście.
Byłam szczęśliwa, że mogę im pomóc. W szkole opuszczałam sporo zajęć, ale udało mi się zdać do następnej klasy. Nadeszły wakacje, wtedy jeszcze mocniej zżyłam się z grupą. Ciągle gdzieś wyjeżdżaliśmy, dlatego w domu byłam gościem. Nikt nie zauważył, gdy mnie w nim zabrakło.

Wybacz , ale rodzice nie próbowali się z Tobą skontaktować? Trudno mi to sobie wyobrazić.

Tak, mama bardzo długo nakłaniała mnie do powrotu, ale ja ...
Bałam się, że jak wrócę to będzie jak dawniej. Nie chciałam też stracić przyjaciół. Wiem, jak to brzmi, ale wtedy byłam szczęśliwa i wierzyłam, że mój wybór jest słuszny.

Z tego, co opowiadałaś, jak się poznałyśmy, kiedy zamieszkałaś z grupą miałaś niespełna 19 lat, chodziłaś do szkoły. Nie pracowałaś, więc kto Cię utrzymywał - rodzice?

Nie, tata zabronił wysyłać mi pieniądze.
W ośrodku obiecano mi, że mimo wszystko skończę szkołę i mogę liczyć na pomoc.
Jednak w momencie, kiedy definitywnie zerwałam kontakt z bliskimi, wszystko się zmieniło.
Nie miałam czasu ani pieniędzy na naukę. Nie płaciłam za mieszkanie, ale musiałam ciężko pracować na swoje utrzymanie.

Opowiedz o dniu codziennym - jak wyglądał ?

Wstawaliśmy codziennie ok. czwartej nad ranem i pletliśmy girlandy z kwiatów. Półtorej godziny później zaczynało się pierwsze arati - czyli oddawanie czci bóstwom oraz intonowanie mantr.
Potem był czas na medytację indywidualną i wykład mistrza. Następnie kolejny program i śniadanie. Zaraz po nim każdy z nas biegł do swoich zadań, wcześniej wyznaczonych przez lidera. Ostatni rytuał miał miejsce ok. 21:00. Wszystkie posiłki, jakie ofiarowywaliśmy, musiały być wegetariańskie. Jedliśmy dwa razy dziennie, dużo pracując, medytując i mało śpiąc.

Brak odpoczynku, ścisła dieta i nadmiar pracy to elementy występujące w wielu sektach. Specjaliści twierdzą, że wtedy łatwiej jest manipulować ludźmi. Nikt się nie buntował?

Były takie próby, ale bezskuteczne, bo obowiązywało bezwzględne posłuszeństwo.
Raz zaprotestowałam. Byłam wtedy chora, miałam wysoką gorączkę i potrzebowałam lekarza. Nie doczekałam się. Zawsze musiałam uczestniczyć we wszystkich nabożeństwach. Jednak tego dnia zlekceważyłam to i poszłam spać. Kiedy doszłam do siebie, lider wezwał mnie do świątyni. Byli tam wszyscy. Musiałam klękać przed nim i innymi wielbicielami, błagając o wybaczenie. To było straszne i bardzo poniżające. Od tego czasu nie mogłam spać, miałam lęki, przywidzenia, myśli samobójcze. Myślałam, że zwariuję.

Co by się stało, gdybyś odmówiła?

Lepiej było przeprosić i mieć spokój. W przeciwnym razie, znęcali się nad tobą psychicznie, traktowali cię jak powietrze. Czasami trwało to miesiącami. Zdarzało się, że grozili rodzinie, rzadko kto był w stanie wytrzymać. Tam nikt nie skupiał się na potrzebach drugiej osoby. Wypieraliśmy z siebie wszelkie uczucia - tego nas uczono. Liczyła się relacja duchowa z bogiem i nic nie mogło jej zakłócić.

Co zaważyło na tym, że jednak postanowiłaś odejść?

Przyczynił się do tego kolejny bunt, tym razem wszystkich osób mieszkających w ośrodku. Atmosfera była ciężka, każdemu puszczały nerwy. Lider przestał przyjeżdżać, zostaliśmy bez jedzenia. Trzeba było żebrać. Pamiętam, że prosiłam ludzi o jedzenie. Nagle moja koleżanka zobaczyła, jak jedna kobieta wyrzuca stare pomidory z warzywniaka. Rzuciłyśmy się na nie, jakby to były najlepsze warzywa na świecie. W tym momencie się ocknęłam. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie. Musiałam się ratować!

Tobie się udało. Czy chciałabyś jeszcze coś dodać?

Tak. Zaufajcie swojej intuicji, niech ona będzie Waszym drogowskazem, gdy rozum i serce zawiedzie. Moja podpowiadała mi, że to może być sekta. Takie myśli pojawiały się we mnie od czasu do czasu. Jednak nie dopuszczałam ich do siebie.

Bardzo Ci dziękuję.

* * *

Droga Hani do Centrum Informacji o Sektach nie należała do najłatwiejszych. Sekta, w której była, należy do jednych z najbardziej destrukcyjnych grup, działających na terenie naszego kraju. Najczęstszymi miejscami pozyskiwania kandydatów są przede wszystkim uczelnie, akademiki, miejsca często odwiedzane przez młodzież. Osoby werbujące oferują "cudowny sposób rozwiązywania wszystkich problemów", inne, ciekawsze życie, poprawienie bytu materialnego, pełną samorealizację dzięki której można osiągnąć spokój, poczucie szczęśliwości i zapomnienia.

Kto z nas nie chciałby, choć na chwilę, oderwać się od rzeczywistości?

Zanim Hania odeszła, wmawiano jej, że jeśli opuści grupę, z góry skazana będzie na niepowodzenie, że nigdy nie ułoży sobie życia, a co gorsze - wróci z powrotem na łaskę sekty. Ta "zakodowana" informacja wracała do niej niczym natrętna mucha w sytuacjach najdrobniejszych niepowodzeń, kiedy stawiała swoje pierwsze kroki, ku lepszemu życiu.

Często wtedy pytała: Czy komuś się udało ?

To były jedne z najtrudniejszych momentów, bo tak naprawdę nikt z nas, wolontariuszy, nie może dać żadnej gwarancji, że się uda.

Uświadomiłam jej wtedy, że nie będzie łatwo, ale jest to możliwe.

Dostrzegłam na jej twarzy nieśmiały uśmiech, pierwszy od czasu naszej znajomości.

Nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie na taki gest.

Warto wspomnieć, że Hania miała jeszcze jeden istotny problem (a mianowicie) : trudność w podejmowaniu decyzji. Jakby czekała, aż ją w tym wyręczę.

Nie myślcie sobie, że tak było zawsze.

Sztywny plan zajęć, narzucony przez lidera, z którego później musiała się rozliczać, doprowadził do pewnego rodzaju uzależnienia. Była niczym marionetka w jego rękach.

Jak w ogóle do tego dochodzi?

Kiedy świeżo upieczony adept sekty przyjmie instrukcje mistrza, deklarując mu bezwzględne posłuszeństwo i służbę, poprzeczka wymagań guru podnosi się coraz to wyżej.

Od tej pory jego życie i "rozwój duchowy" poddany zostaje wnikliwej kontroli i selekcji informacji, co sprawia, że jest on wciąż dezinformowany. Ostatecznym stadium zakończenia werbunku jest moment, w którym adept grupy zrywa wszelki kontakt ze środowiskiem, w jakim dotychczas przebywał: szkołą, przyjaciółmi, najbliższą rodziną.

To niesamowite, jak daleko sięgają techniki manipulacji i zniewolenia człowieka, skoro jest on w stanie porzucić wszystko - nawet tych, których kocha.

Podczas naszej współpracy Hania poczyniła milowe kroki. Jej relacje z ludźmi stawały się coraz to bardziej serdeczne i otwarte. Zakończyła terapię z psychoterapeutą. Nie była już tą osobą, którą poznałam - narodziła się zupełnie nowa, silna Hania. Coraz rzadziej przychodziła do biura. Brała życie w swoje ręce, wróciła do szkoły.

Wydawać by się mogło, że wszystko miała za sobą ... Ostatnim zadaniem, któremu chciała sprostać, by ostatecznie zakończyć ten rozdział swojego życia, było pojednanie z rodziną.

Wyobraźcie sobie spotkanie córki z matką po latach rozłąki. Ja osobiście nigdy nie zapomnę tego widoku. Stojąc naprzeciw siebie, nie wiedziały, czy mogą się przytulić. Łzy przeplatały się z miłością, radość z wybaczeniem.

Każda z nich poniosła stratę, każda zaznała cierpienia, każda przeżyła własną tragedię...

Byłam z niej dumna...

Praca w centrum uświadomiła mi, że tacy ludzie jak Hania potrzebują naszej obecności, wsparcia i wiary. Kto, jak nie my, ma im ją dać?

Stanowi to dla nas bardzo dużą odpowiedzialność za każdego człowieka z którym jest nam dane pracować. Naszym zadaniem jest dać im choć odrobinę bezpieczeństwa, żeby wiedzieli, że jest ktoś, komu na nich zależy. Niby nic... a znaczy bardzo wiele.

Wolontariat otworzył mi zupełnie inne spojrzenie na świat, drugiego człowieka i samą siebie.

Przez te wszystkie lata uczyłam się cierpliwości, konsekwencji, oraz szacunku dla wolnej woli każdego człowieka, ponieważ bez jego współpracy jesteśmy bezradni. Wszyscy wspólnie walczymy o najcenniejszy skarb - o człowieka.

Czy jest coś równie cenniejszego dla czego/ kogo warto się poświęcić ?

Świat, z którego wróciła Hania, nie jest łatwy do zrozumienia. Niektórym z Was może wydawać się wręcz nieosiągalny, jednak jest bliżej niż jesteście w stanie to sobie wyobrazić.

Artykuł powstał w ramach programu PISZMY - PSYCHO - TEKSTY.
Program dofinansowany przez MINISTERSTWO PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2008-12-10)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl