Zdecydowałam się włączyć do tekstu swoje osobiste wspomnienia, gdyż mam poczucie, że stanie się on bardziej autentyczny i bliższy osobom okaleczającym się. Pamiętam, że w tamtym okresie sama poszukiwałam takich relacji, by poczuć się mniej samotna i zrozumieć, dlaczego to robię.
Kaleczyłam swoje ręce, nacinałam skórę żyletką i patrzyłam jak płynie krew. Brzmi strasznie? Ale ja upatrywałam w tym ratunek. Nie miało znaczenia czy pozostaną blizny. Przyszłość wtedy dla mnie nie istniała, towarzyszyło mi przekonanie, że i tak wcześniej czy później umrę śmiercią samobójczą. Myśli o okaleczeniach były stale obecne. Nie radziłam sobie z doświadczaniem emocji, nie umiałam ich nazywać, ani wyrażać, ani poprosić o pomoc. Nikt mnie tego nie nauczył. Tkwiłam w samotności, przez którą nie potrafiłam się przebić. Tak bardzo wstydziłam się swojej słabości, że na zewnątrz przybierałam maskę osoby, której na niczym specjalnie nie zależy. Kaleczyłam się, gdy czułam się bezradna, gdy nie mogłam znieść samotności, gdy świat widziałam jak zza szyby, gdy chciałam się ukarać za swoją bezwartościowość. Widok krwi sprawiał, że spływał na mnie spokój, a właściwie obojętność. Czułam się silniejsza, ale nie w ten normalny, zdrowy sposób. Czułam się silniejsza w poczuciu, że cokolwiek by się nie zdarzyło, zawsze mogę sięgnąć po żyletkę. Taki stały element w świecie jawiącym mi się jako ciągłe zagrożenie. Ale był jeszcze inny powód... Rany i blizny były błaganiem o to, by ktoś się mną zaopiekował, by dostrzegł, jak bardzo cierpię i jestem w tym bezradna. Paradoks polegał jednak na tym, że równocześnie odczuwałam silny wstyd i robiłam wszystko, by nikt się nie dowiedział. Wyobrażałam sobie, że ktoś odkrywa moją tajemnicę i otrzymuję od niego wsparcie. Oddałabym wtedy wszystko za jedno słowo "rozumiem"...
Mam nieodparte wrażenie, że najboleśniejszym doświadczeniem osób dokonujących aktów autoagresji jest przytłaczające poczucie osamotnienia. Okaleczeń (nacinania, drapania, przypalania, poparzeń, obijania, itp.) ciała dokonuje się w ukryciu, pozostałe po tych czynach ślady często także są chowane pod warstwą ubrań - wiąże się to z silnym uczuciem wstydu. Poczucie samotności, odrzucenia i niezrozumienia potęguje się zwykle, gdy tajemnica zostanie odkryta Osoba autodestrukcyjna przeważnie spotyka się z wściekłością, pretensjami, bezradnością, lękiem otoczenia, które jest przekonane, że okaleczenia są aktem świadomym i dobrowolnym.
Mechanizm ten działa jak w uzależnieniach. Osoba taka ma poczucie przymusu kaleczenia się, poczucie, że jest to coś niezależnego od jej woli, nad czym nie da się zapanować. Z jednej strony jest to zachowanie wyuczone, z drugiej strony - środek zastępczy, który jest znany i sprawdzony, dlatego wciąż powraca się do niego. Zamiana myślenia o kaleczeniu się następuje wówczas, gdy osoba zaczyna dostrzegać inne możliwości radzenia sobie z kryzysami - Kiedy terapeuta zaproponował mi, bym zadzwoniła do niego w sytuacji, gdy będę myślała o okaleczeniu się, uświadomiłam sobie, że jeśli mimo tego sięgnę po żyletkę będzie to kwestia mojej decyzji, wyboru między poproszeniem o pomoc, a dalszym krzywdzeniem siebie. Zaczęłam wtedy przyjmować na siebie odpowiedzialność za własne samookaleczenia i okazało się, że owszem, myśli o nich pojawiają się, ale co z nimi zrobię, zależy już ode mnie.
Problem braku akceptacji wynika z jeszcze jednej kwestii, otoczenie znajduje się jakby w innym świecie niż osoba podejmująca akty samookaleczeń. Ludzie zwykle dążą do realizacji celów i osiągania satysfakcji, czerpania radości z życia i unikania cierpień. Z tej perspektywy zachowania osób autodestrukcyjnych wydają się kompletnie niezrozumiałe (jak można samemu sobie zadawać ból?). Sęk w tym, że taka osoba zupełnie inaczej postrzega świat zewnętrzny - jako przerażający, będący źródłem zagrożeń, niedostępny. W kontakcie z nim doświadcza ona często bezradności i niemożności realizowania siebie. Równocześnie, albo zaprzecza istnieniu jakiś celów w jej życiu, albo jest przekonana, że nigdy ich nie osiągnie. Dlatego wycofuje się ona ze świata zewnętrznego i tworzy swój własny destrukcyjny świat, tkwiący gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Dla kogoś, kto tego nie doświadczył jest on przerażający, jednak dla osoby, która go zbudowała, stanowi hermetyczne i znajome miejsce, przez co wydaje się bezpieczny. Czasami twórca takiego świata wewnętrznego ma ona także poczucie jego wyjątkowości, co powoduje, że staje się on coraz bardziej wciągający. Skoro osoba okaleczająca się nie może realizować celów w świecie zewnętrznym, a pozostaje w niej taka potrzeba, to przyjmuje cel zastępczy - wyniszczanie siebie. Jakkolwiek absurdalnie to może brzmieć, dążenie do niego i "doskonalenie" procesów autodestrukcji, może nieść za sobą poczucie siły i satysfakcji, tak jak "normalne" osiągnięcia - Nad światem zewnętrznym i swoim miejscem w nim nie miałam kontroli, a właściwie przestałam mieć nadzieję i starać się, by coś zmienić. Samookaleczanie było czymś, na czym mogłam się skoncentrować i co dawało mi pozorne poczucie siły. Chroniło mnie ono przed wyborem zarówno życia, jak i śmierci. Życia, bo odsuwałam się przez to od ludzi. Śmierci, bo mając myśli samobójcze, wchodziłam głębiej w destrukcję, w poczuciu, że tak będę bardziej cierpieć i równocześnie odwiedzie mnie to od niej.
Tworzy się tu błędne koło: okaleczenie się -> negatywna reakcja innych ludzi (lub poczucie winy) -> wycofanie się (lub nieudana próba realizacji oczekiwań społecznych) -> pogłębienie negatywnego obrazu siebie i bolesnych emocji -> okaleczenie się -> ...
Autoagresja jest procesem próby przemiany cierpienia psychicznego w ból fizyczny. Jest to pozorne dostosowanie się do wymogów społecznych, zgodnie z którymi schorzenia somatyczne, w przeciwieństwie do zaburzeń psychicznych, są akceptowane. Ból fizyczny wydaje się także łatwiejszy do zniesienia i równocześnie jest sposobem na obniżenie wewnętrznego napięcia. Akt samookaleczenia jest często jedynym znanym (a przez to dostępnym) sposobem na wyrażenie trudnych emocji. W przeciwieństwie do prób samobójczych jego celem jest rozpaczliwa walka o przetrwanie i przystosowanie się do otoczenia. Stanowi obronę przed cierpieniem, które nasuwa wizję śmierci lub szaleństwa. Osoby przez autoagresję nadają pewien komunikat. W pierwszej kolejności wysyłany jest on do siebie samego - uzewnętrznienie bólu uniemożliwia dalsze zaprzeczanie jego istnienia; następnie skierowany jest do innych osób i mówi o doświadczaniu cierpienia, którego osoba nie potrafi wyrazić słowami.
Źródło samookaleczeń tkwi przeważnie w zaburzonych relacjach w rodzinie. Akty zadawania sobie ran pojawiają się zwykle w okresie dojrzewania. Osoby o tendencjach autodestrukcyjnych często doznawały naruszania granic cielesnych - gwałtów, molestowania seksualnego, przemocy fizycznej. Postrzegają one swoje ciało jako coś obcego, z czym nie mają kontaktu, odnoszą się do niego z lękiem i nienawiścią. Borykają się z poczuciem winy i wstydu, a także brakiem zaufania do innych ludzi, co uniemożliwia im otrzymanie pomocy. Przyjmują w życiu rolę ofiary i ciągle oczekują na karę.
Chciałam jednak poruszyć przede wszystkim rolę zaniedbań emocjonalnych. Dotyczą one osób, które od dzieciństwa przeżywały uczucie smutku, samotności, lęku, bezradności i nikt nie nauczył ich, jak sobie radzić z tymi stanami.
Jako dzieci dorastały w domach, gdzie panował chłód emocjonalny - rodzice nie okazywali miłości ani przez przytulanie, ani nie wypowiadali słowa "kocham". Równocześnie mogli oni realizować potrzeby fizyczne dziecka i dbać o jego rozwój intelektualny. Dzięki temu utwierdzali siebie samych w przekonaniu, że są dobrymi rodzicami. Nie dostrzegali przy tym, jaką krzywdę wyrządzają dziecku nie okazując miłości, nie dając prawa do wyrażania emocji (złości, lęku, smutku, a czasem nawet radości), nie ucząc go radzenia sobie z napięciem emocjonalnym, stawiając wygórowane wymagania. Dzieci w takich domach czują się odrzucone, niekochane i doświadczają lęku przed emocjami, jako czymś obcym i świadczącym o słabości tego, kto je przeżywa. Obserwują, jak ich opiekunowie odcinają się od emocji, jak ukrywają swój lęk przed nimi, często twierdząc, że człowiek powinien kierować się rozumem. Tłumią oni w swoich dzieciach naturalne reakcje, wysyłając komunikaty: "jesteś żałosna, gdy płaczesz", "twój gniew świadczy o tym, że jesteś złym człowiekiem", "boisz się, bo jesteś słaby". Dziecko chcąc być dobre, silne i kochane przestaje okazywać emocje, a czasem nawet je odczuwać, zwłaszcza że rzeczywiście stają się zagrożeniem, gdy nikt nie tłumaczy, czym są, po co, i co z nimi zrobić.
Zaburzenia w rodzinie osób autodestrukcyjnych przyjmują także formę - relacji symbiotycznych, w których granice między jej członkami są bardzo słabe (nie "moje", a "nasze" poglądy i uczucia). W przeciwieństwie do rodzin, w których panuje chłód emocjonalny, tutaj emocje się pojawiają, ba, zwykle są bardzo silne, jednak problem tkwi w tym, że rodzice nie potrafią radzić sobie z nimi. Dziecko zwykle szczególnie silnie jest związane z matką. W relacji z nią dochodzi do zamiany ról: dziecko staje się rodzicem, rodzic - dzieckiem. Matka mając niezaspokojone własne potrzeby emocjonalne, oczekuje od dziecka zapewnienia jej wsparcia i bezpieczeństwa, nie troszcząc się przy tym o jego potrzeby. W tym wypadku młody człowiek także jest całkowicie zagubiony w świecie emocji. Po pierwsze, nie odczuwa własnych emocji, uwewnętrznia emocje wyrażane przez rodzica - "jestem smutny, bo mama jest smutna". Po drugie, postrzega je jako zagrożenie - "skoro mama nie potrafi przestać płakać, to bezpieczniej jest nie czuć smutku". No, i wreszcie po trzecie, matka traktująca dziecko jako swoją własność (część siebie), uniemożliwia mu zarówno proces budowania niezależności i własnych granic, jak i tworzenia relacji z innymi ludźmi, mogących pełnić rolę środowiska służącego "nadrobieniu" braków.
Podsumowując, na podjęcie aktów samookaleczenia składają się głównie:
- Brak umiejętności rozpoznawania i wyrażania emocji;
- Postrzeganie emocji jako wstydliwych i niebezpiecznych;
- Tłumienie emocji, które doprowadza do trudnych do zniesienia stanów pustki emocjonalnej lub wewnętrznego napięcia;
- Nieświadomość własnych potrzeb (to emocje je sygnalizują) i tym samym niezaspokajanie ich;
- Nieumiejętność proszenia o pomoc;
- Brak poczucia niezależności i własnych granic;
- Negatywny obraz siebie i niechęć do własnego ciała;
- Nieufność w stosunku do innych ludzi, poczucie obcości, samotność;
- Traumatyczne przeżycia, związane z byciem w roli ofiary i z poczuciem winy.
Znaczenie samookaleczeń w życiu osób ich dokonujących jest bardzo różnorodne. W kontekście biologicznym - zadawanie sobie ran wpływa na podwyższenie we krwi poziomu endorfiny, co działa przeciwbólowo i poprawia nastrój.
Akty autoagresji są przede wszystkim sposobem na radzenie sobie z przeżyciami, które zdają się być nie do zniesienia. Są postrzegane jako środek umożliwiający utrzymanie się przy życiu. Istotne jest tu poczucie bezpieczeństwa, często już sama myśl o możliwości okaleczenia się przynosi ulgę - Czułam się spokojniejsza mając schowaną w kieszeni żyletkę i wiedząc, że mogę w razie czego po nią sięgnąć.
W czasie samookaleczenia część osób prawie nie odczuwa bólu, dla innych jest on istotnym elementem, służy podkreśleniu cierpienia, ukaraniu siebie bądź udowodnieniu ile jest się w stanie wytrzymać. Krew postrzegana jest jako wypływające emocje lub oczyszczenie ze zła i zepsucia, jakie osoba widzi w sobie, jej widok działa często uspokajająco - Nie potrafiłam płakać, krew była moimi łzami.
Złość przez osoby autoagresywne zwykle traktowana jest jako uczucie zakazane. Rodzi lęk, że ujawnienie jej może nieść za sobą straszne konsekwencje. Kalecząc siebie nie trzeba się obawiać, że zrani się drugą osobę lub zostanie przez nią odrzuconym. Często złość na innych ludzi zostaje przekształcona w złość wobec własnej osoby. Samookaleczenie pełni funkcję kary za niepowodzenie, poczucie nieprzystosowania czy braku sił. Złość może przekształcać się wręcz w stan nienawiści i chęć upodlenia siebie - Gdy się pokaleczyłam, patrzyłam na siebie jak gdyby oczami postronnego obserwatora, widziałam wtedy jak bardzo jestem żałosna i odrażająca. Okaleczanie może także, wręcz przeciwnie, być okazją do zaopiekowania się sobą, przez troskliwe przemywanie i opatrywanie skaleczeń.
Czasami myśli, wspomnień i uczuć jest naraz tak wiele, że tworzy się chaos, którego w żaden sposób nie da się ogarnąć. Bywa, że jeden problem jest tak bolesny, że pragnie się go odsunąć. Rany i ból pełnią wtedy taką funkcję - To odwracało moją uwagę od dręczących mnie emocji, myślałam już tylko o tym, że właśnie się pocięłam.
Niekiedy pojawia się zjawisko dysocjacji - poczucie martwoty ciała, nieobecności i widzenia świata jak we śnie. Ma ono funkcję ochronną, jednak wywołuje lęk i uczucie zagrożenia. Okaleczenie się działa tu jak przebudzenie ze snu i powrót do rzeczywistości - Czułam się jakbym była martwa i bałam się, że za chwilę przekroczę granicę szaleństwa, okaleczenie się pozwalało mi powrócić do normalnego funkcjonowania.
U osób, które doznawały przemocy, samookaleczenie stanowi odtworzenie znanego wzorca zachowań, zapewnia im pozorne poczucie stabilizacji. Ponadto przestaje się już być tylko ofiarą, staje się także swoim własnym katem, dzięki czemu zyskuje się poczucie kontroli nad swoim ciałem, a przez to również nad życiem.
Ślady okaleczeń mogą pełnić funkcję ukarania prześladowcy i przypomnienia mu o doznanych krzywdach oraz ochrony przed kolejnymi aktami przemocy.
Autoagresja służy także zaznaczaniu własnej autonomii: cielesnej w przypadku osób maltretowanych lub psychicznej - osób doświadczających nadużyć emocjonalnych.
Cierpienie psychiczne jest czymś niewidocznym, niematerialnym. Nie można zrobić prześwietlenia i pokazać na wywołanej kliszy: tu jest źródło mego bólu, dowód na to, że mam prawo cierpieć. Brak tego punktu zaczepienia wywołuje zaprzeczanie istnienia problemu -Przecież nic mi nie jest lub jego umniejszanie - Inni mają o wiele gorzej. Okaleczenie się powoduje, że ból staje się realny i ważny. Służy ono także komunikacji z otoczeniem. Osoby autodestrukcyjne są przekonane, że jeśli opowiedzą o swoim bólu to nikt im nie uwierzy lub nie potrafią wyrazić słowami swoich przeżyć - Myślałam, że jeśli się pokaleczę to moja psycholog zrozumie, że ból, który przeżywam jest tak duży, że nie mogę go udźwignąć i w jakiś cudowny sposób mnie uratuje. Szukają one kogoś, kto je wysłucha, okaże troskę i pomoże. Mają nadzieję, że ktoś dostrzeże jakie są naprawdę oraz zaakceptuje je wraz z ich bólem i bezradnością.
Osoby okaleczające się często są ambitne i mają spore pokłady wewnętrznej siły, jednak są zagubione w świecie emocji, osamotnienia, bolesnych doświadczeń i nie potrafią zaopiekować się sobą. Potrzebują zrozumienia i wsparcia, by mogły zaprzestać krzywdzenia siebie.
Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Dziewczyno, przestań ciągle przepraszać!
Sex edukacja
O dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie
Złożony zespół stresu pourazowego
Krytyczni, wymagający i dysfunkcyjni rodzice
Zawód psycholog. Regulacje prawne i etyka zawodowa
Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej
Komunikacja niewerbalna. Autoprezentacja, relacje, mowa ciała
Najwybitniejsze kobiety w psychologii XX wieku
Zrozumieć dziecko wykorzystywane seksualnie
I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Jak zbudować związek idealny?
Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl