IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Czwartek 21 listopada 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Wracając myślami ... - wspomnień kilka

Autor: Juliette

Źródło: www.psychotekst.pl

Ostatnie 2 lata mojego życia, przeżyte bardzo intensywnie, były związane głównie z terapią. Działo się i to bardzo dużo. Nowe sytuacje, nowi ludzie, nowe problemy, stare problemy. Zagubienie emocjonalne, życiowe, samotność, a w konsekwencji tego - depresja, nerwica. A z czasem, w końcu, próba zmiany. Zmiany tych stanów, wychodzenia z nich, wyciszania się. Nabierania nowych doświadczeń, zmieniania starych schematów zachowań. Podejmowania kilku prób, życia inaczej - podobno lepiej niż dotychczas.

Paradoks, jedynie tak to można określić. Próbuję ogarnąć ten czas, moje życie sprzed terapii, ale zwyczajnie nie potrafię. Spoglądam w przeszłość, ale nic konkretnego nie widzę. Wszystko jakby znajdowało się za mgłą albo jakbym spała. Wiedziałam wtedy, że bez względu na mój stan muszę sobie radzić, że mam obowiązki. Udawało mi się funkcjonować, chodziłam na uczelnię, w miarę możliwości zaliczałam przedmioty, ale kosztowało mnie to bardzo dużo energii, której miałam jak na lekarstwo. To, co się ze mną wtedy działo, można określić krótko: depresja.

Depresja spowodowała, że moje życie to była jedna wielka czarna dziura, a może nawet otchłań. Wysysała energię nie tylko ze mnie, ale także z tych, którzy próbowali mi pomóc albo byli ze mną na co dzień. Do momentu podjęcia terapii nie umiałam sama sobie pomóc, ale przyszła taka chwila, że nie miałam wyjścia, ponieważ niewiele brakowało, żebym przestała wstawać z łóżka.

Na początku pojawiły się leki, powoli zaczęłam stawać na nogi, objawy zaczęły słabnąć, powróciła nawet radość z życia. Wtedy jeszcze nie miałam świadomości, że to tylko objawy, byłam przekonana, że leki mi pomogą. Niestety okazało się inaczej, stany depresyjne wraz z myślami samobójczymi zaczęły powracać. To, co najbardziej odbierało mi chęci do życia, to ta przenikająca samotność. To było jak zmora, jak mój cień, który się ciągnął za mną bez względu na porę dnia. Samotność jednocześnie motywowała mnie do tego, żeby coś z tym zrobić. Chciałam za wszelką cenę odsunąć to od siebie, nie być w tym. Chciałam, żeby te stany przestały być nieodłączną częścią mojego życia - bo to tak strasznie bolało. Zdecydowałam się na terapię. Najpierw indywidualna, potem grupowa, znów indywidualna, a potem połączenie indywidualnej i grupowej. Trwało to w sumie 2 lata. W pierwszym roku oswajałam się z terapią, nie do końca wiedziałam, po co na nią chodzę. W indywidualnej nie potrafiłam zaufać, nie potrafiłam mówić o sobie. Wracały do mnie wspomnienia z przeszłości, a dokładnie z dzieciństwa i wczesnej młodości, ale nawet nie wiedziałam, jaka była ich funkcja. Koszmar porównywalny do tego z ulicy Wiązów. Z kolei w drugim roku najpierw postawiłam na indywidualną, a potem połączyłam ją z grupową. Wtedy już trafiłam na osobę, psychoterapeutkę, która bardzo mi pomogła, a co najważniejsze - wytrzymała moją niedojrzałą pograniczną osobowość, z którą były tylko same problemy.

Terapia była dla mnie pewnego rodzaju alternatywą, ale żeby zmiany były widoczne szybko, to nie ograniczałam się tylko do samej terapii. Stawiałam też na inne formy poznawania siebie, schematów swoich zachowań. Były to między innymi: artykuły, książki, fora dyskusyjne, rozmowy na czacie z psychoterapeutami, sprawdzanie siebie, obserwowanie swoich zachowań, a potem wyciąganie wniosków. Wszystko było dla mnie ważne i przydatne, ale najważniejsze było to, że chciałam zmienić swoje życie i sukcesywnie do tego dążyłam, bez względu na napotykane po drodze trudności.

Po terapii moje życie nabrało kolorów, to już nie były tylko czerń, biel i szarość. Niestety: depresja lubi powracać. Właśnie teraz się o tym przekonałam, dopiero teraz to zauważyłam. Bo w moim życiu pojawił się kryzys. Tym razem starcie z rzeczywistością, czy brutalną - to ciężko określić, chyba zwyczajną. Do tej pory życie złudzeniami bardzo mi odpowiadało, brnęłam w to bez zastanowienia. Straciłam ostatnimi czasy 4 miesiące swojego życia, które mogłam wykorzystać co najmniej dobrze, ale najprawdopodobniej bałam się odpowiedzialności związanej z wykonywaniem jakiejś pracy zawodowej. Tłumaczyłam to tym, że potrzebuję odpoczynku po intensywnej terapii, po wypełnionym zajęciami roku akademickim, chciałam te wakacje spędzić inaczej i choć miałam na nie i koncepcje, i pomysł, to nie udało się go wcielić w życie. Pracy żadnej też nie potrafiłam podjąć, bo wolałam się bać i zadręczać, ciągle myśląc o tym, zamiast wcielać to w życie. Obecnie nasuwa mi się myśl, żeby dać sobie realne, fizyczne powody do bania się, a nie tylko te bazujące na wyobrażeniach. Już wiem, że nigdy nie przestanę się bać, dopóki nie dam sobie szansy do przełamania tego lęku. Wierzę, że to jest tak, że czegoś chcemy, na czymś nam zależy, ale coś nas blokuje, zabiera nam odwagę, żeby po to sięgnąć. Przyczyną tych trudności zazwyczaj bywają nasze doświadczenia z przeszłości. Ale mimo wszystko ciągle myślimy o tym wywołując tylko lęk, a gdy już w końcu porywamy się na działanie - to ten lęk przełamujemy. Strach ma wielkie oczy, zapewne tylko tyle w tym całej prawdy. Dlatego zaczęłam jedno z wciąż tylko odwlekanych do tej pory przedsięwzięć. Konkretnie chodzi tu o kurs prawa jazdy. To mój taki przysłowiowy królik doświadczalny w przełamywaniu lęku. Mojej największej słabości i pięty achillesowej.

Czasem mi się wydaje, że za bardzo zachłysnęłam się życiem. Terapia wpłynęła na mnie bardzo pozytywnie, pokochałam życie, a wcześniej rozwiązanie swoich problemów widziałam tylko w popełnieniu samobójstwa. Dzięki terapii choć przez chwilę osiągnęłam to, czego chciałam. Chciałam w końcu mieć normalne życie, mieć wokół siebie bliskie mi osoby, takie, które mnie rozumieją albo chociaż próbują i zwyczajnie - są. Zapewne brzmi banalnie, a to i tak wiele, dla mnie nawet bardzo. Mam wrażenie, że jak już to osiągnęłam, to wszystko inne było w zasięgu ręki, dużo łatwiej było mi sięgać po rzeczy "wielkie", realizować siebie i swoje pragnienia. Tak z perspektywy czasu moje wszystkie dotychczasowe relacje widzę jako powierzchowne, nie potrafiłam w nie bardziej wejść. Próbowałam, starałam się, ale ciągłe niepowodzenia powodowały we mnie tylko wciąż narastającą frustrację i izolację. Nie umiałam, bałam się? Ciężko powiedzieć, zapewne jedno i drugie. A może i jakieś inne powody były. Nawet nie chcę wracać do tego czasu myślami, bo to wciąż budzi we mnie emocje, uczucia, które szybko przywołują depresyjny nastrój.

Pozostało jeszcze kilka problemów do rozwiązania. Mam tego świadomość. Ale teraz, chociaż widzę sens tego całego zamieszania, zwanego krótko terapią, niepewność nadal mi dokucza, burzy cały porządek budowanego przeze mnie spokoju dnia codziennego. Jednak ta przysłowiowa iskierka nadal zostaje, iskierka tego, że chyba jednak warto inwestować czas, pieniądze - by dążyć do zmiany. Zresztą, co tu jest do stracenia.? Można jedynie zyskać. Takie jest moje zdanie.

Wcale nie uważam, że tak łatwo było mi o mobilizację do zmiany, ale to, co mnie motywuje najbardziej, to uciekający czas. Ta świadomość, że wczoraj miałam o rok mniej, a dziś już o rok więcej. Wiem, jak dużo straciłam czasu, tego najlepszego. Gdybym teraz zaczynała studia z tak ukształtowaną osobowością jak w tej chwili, to miałabym przed sobą 5 lat możliwości. Żal mi tego straconego czasu. Niestety, nie jest tak łatwo uwolnić się z pętli wyuczonych zachowań, idąc z pewnym bagażem doświadczeń, które ukształtowały mnie na osobę lękliwą, wycofaną, niepewną, zagubioną. Dużo jest drogi pod górkę żeby to zmienić, dlatego im wcześniej zabieramy się za problemy odbierające nam ochotę do życia, tym lepiej dla nas samych. Zaszczepiono we mnie umiejętność radzenia sobie samemu z problemami, uniwersalna i bardzo powszechna metoda wzięcia się w garść. Czasem się zastanawiam, co musiałoby się ze mną dziać, aby ktoś się mną przejął i zaczął traktować poważnie moje problemy. A może po prostu mam za duże wymagania, już sama nie potrafię tego rozgryźć, chyba najlepiej jest zostawić to za sobą i iść do przodu.

Terapia... Zastanawiam się, co jeszcze mogę dodać, chyba to, że jest bardzo ważna, ale nie najważniejsza, dopiero teraz mam tego świadomość. Często dopada mnie też taka myśl, że za bardzo uwierzyłam w nią, wydawało mi się, że nie jestem naiwna, a tu jednak zonk. To całe rozkładanie na czynniki pierwsze, dochodzenie do źródła problemu, dało mi świadomość tego, jakie sytuacje z mojego dzieciństwa i wczesnej młodości wpłynęły na moje obecne problemy, na moje rozchwianie emocjonalne. Reasumując fajnie jest wiedzieć, że nie jest się bezpośrednim sprawcą swojego utrudnionego startu w dorosłość, ale z drugiej strony informacje te są bardzo przytłaczające. Możemy zmienić siebie, ale nie jesteśmy w stanie zmienić innych. Kiedyś mi się wydawało, że jest inaczej. Co teraz przerabiam? To, że wpajano mi umiejętność radzenia sobie samemu. To, że trzeba liczyć tylko na siebie, nie ma co prosić o pomoc. W wielu przypadkach może się to sprawdza, ale nie w przypadku depresji. Wiem, do czego to doprowadziło: do tego, że niewiele brakowało, abym odebrała sobie życie. Przez dwa lata uczyłam się, że mogę prosić o pomoc, a nawet powinnam, że wcale nie muszę być taka twarda. W sytuacji, w której znajduję się obecnie, w moje życie wkrada się myślenie sprzed terapii, ale wiem, do czego takie nastawienie może doprowadzić, więc muszę uważać, żeby nie zaprzepaścić tego co udało mi się wypracować w ciągu 2 lat terapii.

Życie nie jest łatwe, wielokrotnie się o tym przekonywałam, a to jest taki moment mojego życia, kiedy kolejny raz mam okazję tego zasmakować. To, co nie pozwala mi się poddać, to powracająca myśl, że powiedzenie "trzeba wziąć się w garść i liczyć tylko na siebie" - to motto życiowe samobójców. Myśl, która dość często pojawia się w mojej głowie, zwłaszcza w dniach słabszej formy. Myśl powodująca, że chcę być samodzielna, ale chcę móc sięgać po pomoc, gdy poczuję taką potrzebę.

Artykuł powstał w ramach programu PISZMY - PSYCHO - TEKSTY.
Program dofinansowany przez MINISTERSTWO PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2008-12-10)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl