Ile mogę?
Wiele osób zadaje sobie to pytanie. Coraz częściej posuwamy się do granic naszej wytrzymałości, a czasami poza nie.
Pracujemy ponad siły, myślimy szybciej, pochłaniamy więcej informacji, pijemy "nowe lepsze bardziej słodkie zawierające więcej bąbelków" napoje itp. Sporo spraw w naszej rzeczywistości jest coraz "bardziej". Więc my też. Wyżej, mocniej, głębiej, zimniej, szybciej, "bez trzymanki" i bez asekuracji...
Warto zwracać uwagę na sygnały, jakie daje nasze ciało. Kiedy czujemy, że już dosyć, warto tego wewnętrznego głosu rozsądku posłuchać. Zdarza się, że mamy mylne wyobrażenie o swoim potencjale i dopiero nasze własne mięśnie, kości i układ krążenia weryfikują mrzonki o niezniszczalności.
Sporo spośród tzw. sportów ekstremalnych to balansowanie na granicy życia i śmierci (oczywiście jest to kwestia definicji, bo agencje ubezpieczeniowe za sport ekstremalny uznają narciarstwo i jazdę konną). Sytuacje takiego "kroczenia po krawędzi" budzą nasz wrodzony, instynktowny lęk. Lęk służący ratowaniu życia w niebezpiecznych sytuacjach. Ci, którzy uprawiają ekstremę, ten lęk oszukują, siłują się z nim. Czasem instynkt podpowiada, żeby zrobić coś, co w tej sytuacji spowodowałoby śmierć. Wiedza i myślenie zwycięża. Pomimo świrującego błędnika, nie próbuję łapać się czegokolwiek przy skoku na bungee, bo skończyłoby się to, w najlepszym razie, połamaniem wielu kości. Muszę lecieć swobodnie. To wiem. Ale instynkt podpowiada co innego. Muszę zapanować nad lękiem. To panowanie nad sobą też kręci.
Ma to swoje dobre strony. W ten sposób można nauczyć się opanowywać lęk i zyskać przekonanie, że jest się w stanie go kontrolować. Ta umiejętność przydaje się w codziennym życiu. Istotna jest jednakże elementarna dbałość o siebie - to nie sztuka "złamać się" psychicznie i zmusić się do czegoś, czego robić nie chcemy.
Kultura nakłada na nas sporo ograniczeń. Potrzebne jest "spokojne przeżywanie" na co dzień, ale niektórym brakuje wentyla bezpieczeństwa. Mówią wtedy: "chcę poczuć, że żyję". Intensywność doznań jest dla niektórych przyjemna.
Ludzie różnią się od siebie intensywnością przeżywania. Niektórzy mają niższy, inni wyższy próg pobudzenia. Ci drudzy potrzebują mocniejszej stymulacji, aby poczuć coś wyraźnie. Ci drudzy czasem sięgają po sporty ekstremalne, bo...w życiu mają mało mocnych wrażeń. Ale nie jest to jedyny powód.
Substancja, która wydziela się w naszym organizmie często, zazwyczaj w stresowych sytuacjach powoduje szereg reakcji fizjologicznych, przygotowując organizm do walki lub ucieczki. Daje specyficzny "haj" - i niektórzy zaczynają postrzegać te wrażenia jako niezbędne. Sięgają po coraz więcej. Jak w przypadku każdej substancji, organizm ludzki próbuje jakoś sobie radzić. Reaguje słabiej, tak, jakby uodparniał się na działanie adrenaliny - bo gdy skaczemy ze spadochronem po raz 40, to już znamy sytuację i nie jest to aż tak wielkie wyzwanie. Jeśli dla kogoś ważny jest adrenalinowy "kop", to z biegiem czasu będzie on słabiej odczuwalny. Wtedy pojawiać się może potrzeba jeszcze skrajniejszych wyczynów. A ponieważ ludzki organizm ma swoje ograniczenia, łatwo popaść tu w niebezpieczną przesadę.
Innym niebezpieczeństwem jest to, że w codziennym życiu też pojawi się potrzeba ekstremalnych doznań i będzie ona realizowana np. w kontaktach z ludźmi. Innymi słowy - co by się nie działo, ma być ostra jazda. Tu pojawia się problem: nie każdy z otoczenia taką wizją będzie zachwycony. Niektórzy mogą się nawet wystraszyć.
Sporo problemów powstaje w relacjach na skutek wzajemnych, nie zawsze wyjawianych, oczekiwań. Jeśli mój partner lub partnerka uprawia ekstremę, to ciche oczekiwanie, że "po ślubie mu/jej się znudzi" często pozostaje w sferze marzeń. Dla partnera osoby uprawiającej ekstremę często to spory problem. Boi się o życie i zdrowie swojego bliskiego. Często próbuje stosować rozmaite wybiegi, żeby odciągnąć "sportowca" od jego sposobu spędzania wolnego czasu. Raz się udaje, a raz nie. Warto wtedy zastanowić się wspólnie nad dalszą wizją związku i razem poszukać rozwiązań i kompromisów. Czasem potrzebna do tego jest pomoc z zewnątrz, bo łatwo traci się dystans. Najczęściej popełnianym błędem jest następujące założenie: "sportowiec" zakłada, że to, co robi jest fajne i nikomu nie powinno przeszkadzać; a druga osoba, że to co robi "sportowiec" jest całkowicie nienormalne i powinien natychmiast przestać to robić. Żadna ze stron nie bierze pod uwagę uczuć drugiej.
Uzależnić można się od wszystkiego. Tu zasadniczym kryterium uzależnienia będzie to, czy pomimo ponoszonych z tytułu dostarczania sobie adrenaliny kłopotów, osoba nadal sięga po mocne wrażenia. Kiedy chciałaby przestać, ale jest jej bardzo trudno znów nie skoczyć na bungee. Kiedy wie, że to co robi przynosi coraz więcej szkód w jej życiu i coraz mniej jest czasu na inne ważne aktywności, np. rodzina, praca zawodowa, zdrowie...
Zdarza się tak, jak w przypadku innych uzależnień, że samo uprawianie sportów ekstremalnych nie jest celem samym w sobie, ale sposobem, jaki osoba wybrała, żeby coś szczególnego dla siebie osiągnąć. Warto wtedy zastanowić się, co jest celem i czy jest to optymalny sposób osiągania go.
PS. Czasem wydaje mi się, że przedświąteczne zakupy i powrót do domu w piątek o 15.30 przez całe miasto - to dopiero sporty ekstremalne...
Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Dziewczyno, przestań ciągle przepraszać!
Sex edukacja
O dojrzewaniu, relacjach i świadomej zgodzie
Złożony zespół stresu pourazowego
Krytyczni, wymagający i dysfunkcyjni rodzice
Zawód psycholog. Regulacje prawne i etyka zawodowa
Przekleństwo perfekcjonizmu. Dlaczego idealnie nie zawsze oznacza najlepiej
Komunikacja niewerbalna. Autoprezentacja, relacje, mowa ciała
Najwybitniejsze kobiety w psychologii XX wieku
Zrozumieć dziecko wykorzystywane seksualnie
I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Jak zbudować związek idealny?
Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl