IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Środa 30 października 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Kobiecość to nie uległość

Autor: Kasia

Źródło: www.psychotekst.pl

„Dziecko w baśniach to symboliczne wyobrażenie prawdziwego życia kobiety...
Tego, w którym odkrywamy ogrom swego wewnętrznego bogactwa, a dzieląc się z nim, doświadczamy w pełni siebie...
...Tego, w którym stajemy się mistrzyniami własnego życia i realizujemy swoje marzenia...
...Tego, w którym podążamy za głosem serca...
By prawdziwe życie przyszło do nas, musimy po nie wyruszyć...
...By spotkać się ze Starą Mądrą Kobietą, która podpowie nam jak poruszać się na ścieżce...
...By wśród innych głosów tego świata rozpoznać głos swojego serca...
...By uwierzyć w siebie i zaśpiewać swoją pieśń - pieśń swojego życia"

Źródło: "Pieśń mojego życia.." http://kobiecosc.pl/?p=255

Czym jest kobiecość ? Czy można powiedzieć, że silna kobieta to ta, która dominuje ? Czy słabą jest ta, która ulega ? Dlaczego jednym kobietom łatwiej kroczyć po ścieżkach życia ? Czy to kwestia wychowania ? A może wypracowania własnych wzorców kobiecości ?
A jaką ja jestem kobietą ?

Myślę, że wychowana zostałam na kobietę uległą. Jednak moją samoświadomość buntuje się wobec nałożonych kajdan i kroczę niekoniecznie ku dominacji, ale ku wyzwoleniu.

Będąc dzieckiem byłam bardzo żywiołowa, odważna, wszędzie było mnie pełno. Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Oliwy do ognia mojej nieokiełznanej natury dolewał fakt, iż wychowywałam się w rodzinie, gdzie sporą rzeszę stanowili mężczyźni. Bracia – z którymi dzieliła mnie spora różnica wieku – nie pozwalali, abym była delikatna . Uczyli sztuk walki. To za ich namową wdrapywałam się na drzewa, ścigałam na rowerach. I to bardzo mi się podobało. Imponowali, ale też uczyli odwagi.

Wszystko szło ku dobrej drodze jednak w kiedy zaczęłam dorastać mojej rodzinie, otoczeniu zaczęło przeszkadzać to, jaka jestem. Na każdym kroku słyszałam, że dziewczynka powinna być grzeczna, ułożona, miła, nieporadna, uległa, a ja – poza wyglądem – według nich dziewczynki nie przypominałam. Buntowałam się, nie rozumiałam, dlaczego wymaga się ode mnie więcej niż od moich braci. Dlaczego stosuje się wobec nich ulgi, a wobec mnie stawia się "ostre" wymagania.

Często pytałam, czy to, że jestem dziewczyną oznacza, że jestem gorsza? Czy przyszłam na ten świat, aby usługiwać innym ? Wówczas - w odpowiedzi - słyszałam, że tak od wieków było, jest i będzie i tak musi być. Argumenty te nadal nie były dla mnie zrozumiałe. Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że nie mma przy sobie żadnych sojuszników. Bałam się odrzucenia, więc po kroku wdrażałam naukę "dobrego wychowania", którą na co dzień mi serwowano.
W tamtym czasie kobiecość widziałam przez pryzmat posłuszeństwa wobec mężczyzny.

Również tematy związane z cielesnością, dorastaniem, seksualnością były w moim rodzinnym domu tematami tabu.
O tym, skąd się biorą dzieci, dowiedziałam się od rówieśników i byłam tym wtedy zarówno bardzo zaskoczona, jak i zbulwersowana. Kiedy dostałam pierwszą miesiączkę, mama nie pozwoliła mi pójść na urodziny do koleżanki, gdyż uznała, że kobiety w okresie menstruacji są niedyspozycyjne i chore. Byłam zdziwiona tym, co usłyszałam. Dzięki rozmowom z koleżankami zrozumiałam, że miesiączka nie jest chorobą, a oznaką, że stałam się kobietą. Dzięki temu uznałam, że to coś normalnego. Było jednak we mnie jakieś wewnętrzne przekonanie, że kobiecość to udręka, jakieś fatum.

W sprawach dotyczących partnerstwa też, w moim odczuciu, dobrych rad nie dostałam. Mama milczała, babcia i matka chrzestna uważały, że mężczyzna musi mieć gospodarkę, a jak już takiego się spotka, to trzeba się go uczepić jak rzep psiego ogona. Śmieszyło mnie to. co słyszałam i pomimo tego, że milczałam, byłam przekorna. Stąd często słyszałam, że jestem odmieńcem.

W późniejszym okresie kobiecość widziałam przez pryzmat wyglądu. Długie nogi, szczupła sylwetka to kojarzyło mi się z kobiecością. Z tym faktem, że kobieco się nie czułam. Przez moment podążałam za modą. Kiedy mężczyźni zwracali na mnie uwagę byłam zła, ponieważ w moim odczuciu widzieli we mnie ciało, nie zwracali uwagi na to, jaka jestem wewnątrz. Pojawił się u mnie bunt. Ścięłam włosy, zaczęłam nosić workowate ubrania. I w tym stroju również nie czułam się kobieco. Gubiłam się w tym wszystkim.

Różne trudne doświadczenia, jak i wychowanie sprawiło, że jako osoba wkraczająca w życie byłam kobietą bardzo uległą, rzec można, że stałam się marionetką w rękach innych osób.
To mnie ograniczało. Zamiast żyć swobodnie, żyłam na niby. Nagrodą za bycie miłą i uległą wobec tych, którzy mną poniewierali, było jeszcze gorsze traktowanie i wykorzystywanie. A ja, jak na ironię, czułam w sobie coraz większe pokłady winy. I zamiast oddać cios, gdy nie pozostało nic innego - by przeciwstawić się doznawanym krzywdom – płakałam do poduszki, zaciskałam zęby. Bałam się mówić głośno o tym, co czuję – o sprzeciwie nie było mowy. Kierowała mną troska o cały świat – nie o siebie... Bałam się odrzucenia.

Własna terapia, gdzie dotknęłam różnych problemów, też i tych związanych z tematem swojej kobiecości, seksualności, jak również nieustanna praca nad sobą sprawiły, że w pewnych kwestiach powiedziałam "dość" i zaczęłam szukać innych wartości.

Na nowo wyznaczyłam sobie cel w życiu bez oparcia, zabezpieczenia i pewności.
Podjęłam w ten sposób ryzyko. Nie żałuję, bo bez niego nie byłoby mowy o szansie, że się uda.
Dziś kroczę swoją droga i to nie jest płaska nawierzchnia bo często napotykam na trudności. Czasem upadam. Boli, Jednak szukam w sobie siły. Wstaję, zakasuję rękawy i idę dalej. Często, kiedy jestem w gorszej formie, schemat wychowania powraca. Staję się uległa, nieporadna, mało asertywna. Jednak wiem, że to jest moment, że za chwilę dojdę do tego, popracuję nad tym i w końcu przyjdzie czas, kiedy będę dumnie kroczyć przez życie. Rozkwitnę, założę autentyczny płaszcz swojej kobiecości, uwierzę w siebie i "zaśpiewam swoją pieśń – pieśń swojego życia".

Teraz wiem, że nie wystarczy mi bycie nic nie znaczącą kukłą osadzoną na kiju w teatrze życia, którego reżyserem będzie ktoś inny… Być może uda mi się napisać własny scenariusz do sztuki zwanej życie, w której sama odegram główną rolę.
I dziś jest we mnie świadomość, że czasem trzeba budować wszystko od początku. Jak ktoś kiedyś powiedział, nie tylko na tych najlepszych gatunkowo ziemiach, ale też na tych najbardziej wyjałowionych.
I temat seksualności jest mi dziś bliższy. Cały czas z tyłu głowy mam słowa, które zrobiły na mnie wrażenie i które będą ze mną kroczyć przez życie:

"Najważniejsze, aby każda z nas była bezwstydnie świadoma swojego potencjału na tyle, by umieć wypiąć się na sprawców chamstwa czy agresji, a decydując się rozłożyć nogi czyniła to z pełnym poczuciem własnej godności."

Źródło: "Boginie bezwstydu" http://kobiecosc.pl

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2010-12-17)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl