Mąż się wyniósł ze wspólnego łóżka, bo karmiłam w nocy, bo dziecko płakało. Jestem w stanie to zrozumieć, musiał wstawać do pracy i chciał być wypoczęty. Teraz jednak, baaa, od roku dziecko przesypia całe noc, tyle że ja jestem skowronkiem, a on sową. Kiedy on wstaje na śniadanie, to my już jesteśmy po pierwszym spacerze
a kiedy zagaduje mnie koło 23ej, to jestem już padnięta...
Próbowałam sygnalizować potrzebę bycia uwodzoną, zapraszaną na randki. Wyśmiał to jako nie potrzebne.
Wychowanie dziecka ciąży głównie na mnie. O ile kiedyś nawet zabierał córcię czasem na spacer, to teraz od dawna wymawia się przepracowaniem. Nawet kiedy jadę do koni czy choćby do kosmetyczki, to dzieckiem opiekuje się moja mama.
A teraz ten trzeci. Poznaliśmy się dzięki wspólnej pasji. Nie kończące się rozmowy wyjawiły, że mamy wiele podobnych doświadczeń, pasji, słuchamy i czytamy te same rzeczy itd. Nie stałoby się może nic, gdyby jeden pożegnalny buziak na pożegnanie nie stał s ię pocałunkiem w usta. Zadrżała ziemia, jemu też ugięły się nogi. Spotkałam się z nim na mieście, żeby postawić granice, powiedzieć o mężu. Tak, powiedziałam, ale zamiast zaoferować koleżeństwo poddałam się fali. Całowaliśmy się jak opętani i wylądowalibyśmy w łóżku gdyby to nie była kawiarnia... Między nami jest taka chemia, że nie możemy się sobą nasycić, dzwonimy czy piszemy jednocześnie, usychamy z tęsknoty itd . Ktoś oszalał, na każdym kroku okazuje mi swoje zakochanie, no ale on nie ma nic d o stracenia, jest formalnie wolny. Pytałam Ktosia, czy pociągałabym go tak samo gdybym była wolna i nie było tego dreszczyku. Twierdzi, że tak, bo znalazł drugą połówkę i że wtedy zamieszkałabym z nim...
No jiby cudownie....ale jestem podła wobec Męża... Nie umiem kłamać, lawirować, szanuję go i jestem na jego utrzymaniu....
Niby cudownie, choć Ktoś miał opinię kobieciarza. Teraz działa chemia, przedstaeia mnie znajomym, nawet mamie!!! ale chemia też kiedyś wygasa.