dystymia

Problemy związane z depresją.

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 12:33

Widzisz Lauro, ale może paradoksalnie pomogłaś mu przez swoje odejście? Może niektórym potrzebna jest terapia wstrząsowa żeby zechcieli coś zmienić? Niedobrze , że uwiesił się na matce i że matka dała mu się na sobie uwiesić. A jak napisała któraś z dziewczyn wcześniej - jak ktoś sobie sam nie chce pomóc to otoczenie niewiele zdziała.
No co Ci mogę napisać?Ja pamiętałam siebie sprzed choroby, chciałam się dobrze czuć dla siebie. No i wiedziałam że muszę zrobić wszystko żeby się dobrze czuć , żeby sprawnie pracować - a mam dziecko,kredyty itp. więc zarabiać muszę. Cholera wie- gdybym nie musiała się tak martwić o byt może dłużej bym się czuła źle?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez laura52 » 29 paź 2008, o 12:40

sanny- dokladnie i ja tak mysle.
Mam jednak problem: brak mi go. On chce wrocic. Dzieciom tez go brak. A ja sie boje. Potwornie boje,ze znow bede zyla w jego emocjonalnej czerni i pustce.
Chce wrocic ale.. nie chce niczego zmienic.
laura52
 
Posty: 8
Dołączył(a): 8 paź 2008, o 08:46

Postprzez kaśku » 29 paź 2008, o 13:39

Sanna napisał(a):Spytałaś czy dystymia to ja:
Tak powiedział lekarka, bo obniżenie nastroju trwało 3, 5 roku, a więc dłużej niż depresja. Przy czym w czasie tego okresu były momenty lżejsze-dystymiczne i cięzsze-depresyjne.


sanna ale czy przez ten okres czasu bralas leki, ale one nie dawaly wiekszych rezultatow? albo czy po prostu przez te 3,5 roku bralas w ogole leki, czy po prostu lekarka stwierdzila to na postawie wywiadu z ktorego sie dowiedziala ze nastrol byl m.in obnizony?
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 13:43

Brałam leki cały czas, ale nie przynosiły trwałych efektów, bo u mnie to przyczyna nie biologiczna tylko nerwicowa raczej. Pomogła psychoterapia.

I tak dla Laury, może jej to coś pomoże:
http://www.dystymia.psychika.eu/przyczyny.php
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 29 paź 2008, o 13:52

bo wiesz to wcale nie musi byc dystymia, to moga byc zaburzenia lekowo depresyjne, branie lekow pomaga na to tylko w niewielkim stopniu, na tego typu zaburzenie to tylko terapia, wielokrotnie sobie wkrecalam dystymie, zreszta lekarze czesto tez tak robia, wiesz szybka klasyfikacja i tyle, bo z tego co nawet czytalam to dystymia wlasnie wyglada tak jak to opisuja dziewczyny i wlasnie osoby z takim zaburzenie prowadza taki dystymiczny tryb zycia, nie jestem tez pewna ale dystymia to chyba zazwyczaj tylko farmakologicznie sie leczy, terapia chyba nie pomaga, albo pomaga w niewielkim stopniu, albo jest dlugotrwala, ale to juz pewnie zalezy od pacjeta

wiesz ja na poczatku swojej "przygody z lekami" robilam sobie testy osobowosciowe i tam wszystko w nich wychodzi, jakiego typu mamy zaburzenie ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 13:56

porcupine' napisał(a):bo wiesz to wcale nie musi byc dystymia, to moga byc zaburzenia lekowo depresyjne



Ale to jest tylko inna nazwa tego samego:

''W drugim podejściu wskazuje się na przyczyny nerwicowe, stąd też pochodzą inne nazwy dystymii - depresja nerwicowa, przewlekła depresja z lękiem. ""
I ten typ leczy się zrówno lekami jak i psychoterapią. Jeśli przyczyny są biologiczne/genetyczne to sama famakologia może pomóc.

No i jeszcze:

,,Dystymia jest u wielu osób po prostu formą nerwicy, z wyraźnie zaznaczającym się smutkiem i zmniejszeniem wigoru. Jest nowym terminem na określenie starej treści. W jej powstaniu mają odgrywać rolę brak poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie, straty ważnych osób i celów, a mechanizmy uczenia się i próby zaspokajania emocjonalnych potrzeb prowadzą do "dystymicznego" stylu życia.

U innej części osób z dystymią przyczyny zaburzenia są biologiczne, w głębszej warstwie etiologicznej może nawet genetyczne, a choroba ma być pokrewna biologicznie uwarunkowanej chorobie afektywnej (depresji). Wskazuje na to częstsze występowanie dystymii w rodzinach, w których występują choroby afektywne, korzystna reakcja na leczenie lekami przeciwdepresyjnymi oraz brak danych co do nerwicorodnych zdarzeń życiowych i neurotycznego rozwoju. W świetle tego, co napisano powyżej, nie może dziwić, że pomoc osobom z dystymią musi być indywidualizowana i obejmować zarówno oddziaływania psychologiczne (psychoterapię), jak i leczenie farmakologiczne. W wielu przypadkach łączne stosowanie obu form pomocy jest właściwe i najskuteczniejsze."
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 29 paź 2008, o 14:02

to jest ciekawy temat i chcialabym go pociagnac, ale teraz wychodze na terapie, wiec nie mam czsu zeby odpisac, ale zajze tu wieczorkiem

pozdrawiam :usmiech2:
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 15:04

Lauro, nie wiem jak Ci pomóc, nigdy w takiej sytuacji nie byłam. Przychodzą mi do glowy rzeczy które przeczytałam w wątku o ,, uzależnieniach" - że nie da się wziąć całej odpowiedzialności za czyjeś życie w sytuacji gdy , tak jak w leczeniu alkoholizmu, niezbędna jest wola leczenia u samego chorego. Nie wiem jak nakłonić do zmiany kogoś kto nic zmienić nie chce. Można mu powiedzieć : wrócisz pod warunkiem że będziesz brał leki i chodził na psychoterapię! Ale co z tego- będziesz pilnować czy leki bierze? Jeszcze trudniejsza sprawa jest z psychoterapią - tutaj bez współdziałania pacjenta nic się nie uda.
Przychodzi mi do głowy jako rozwiązanie jedynie ostre postawienie sprawy: możesz wrócić po tym jak rozpoczniesz leczenie. Ale jakie będą efekty takiego wymuszonego leczenia? Jeśli przyczyna choroby jest biologiczna to ok- same leki mogą pomóc znacząco. Ale jeśli jest to ta druga przyczyna, nerwicowa - to bez psychoerapii, bez wysiłku i chęci samego pacjenta ani rusz, to nie jest zapalenie ucha kiedy cała działanie pacjenta to tylko połknięcie tabletki. Może wspólna wizyta u lekarza bądź terapeuty?
Ostatnio edytowano 29 paź 2008, o 15:15 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Bianka » 29 paź 2008, o 15:15

Lauro moj dystymik byl identyczny jak Twoj, bardzo Ci wspolczuje, najgorsza jest ta biernosc, agresja i tzw wdupiemienie wszystkich dookola, niechec, ja w tym zwiazku czulam sie jak jego opiekunka, matka bardziej niz kobieta :/ i nienawidzilam tej roli, on mnie w nia wpychal...mam nadzieje ze znajdziesz mezczyzne ktory tym razem dla odmiany zatroszczy sie o Ciebie, ja po tym zwiazku stwierdzilam ze nie chce nikogo zmieniac, ze przeciez sa faceci juz gotowi, tacy jakich bysmy chcialy, tego Ci z calego serca zycze, buzka trzymaj sie
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 15:42

Bianko, tylko widzisz- Ty, jak przypuszczam, byłaś w innej sytuacji życiowej niż Laura. Ona pisze o rodzinie, o dzieciach - nic dziwnego że próbuje jeszcze szukać rozwiązań. Byle skutecznych. Jest takie powiedzenie : jeśli dotychczasowa strategia nie przynosi efektów to zmień strategię.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Bianka » 29 paź 2008, o 15:53

Moim zdaniem dwoch nieszczesliwych rodzicow tak samo zle moze wplywac na dzieci, przeciez beda mialy kontakt z ojcem, najwazniejsze to rozstac sie z klasa, miec ze soba normalne kontakty dla dzieci wlasnie, po co sie meczyc w zwiazku w ktorym i tak nic sie nie zmieni, no chyba ze on zaczalby sie leczyc, a wiadomo jakie ma do tego podejscie :(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Sanna » 29 paź 2008, o 20:02

laura52 napisał(a): sanna - mówisz z pozycji dystymiczki. Argumentacja identyczna.
sama tyego chcesz>to nie rob, zostaw mnie, znajdz sobie innego.. jestes ze mna bo sama chcesz, ja ciebie nie zmuszam itd"


Facet pewnie Ci tak mówił bo nadzwyczajniej chciał żebyś mu dala swięty spokój , bo przecież to nie on czuł potrzebę zmiany tylko Ty. Jak słyszał ileś tam razy że jest taki i owaki to mówił - to odejdź ode mnie.Przecież każdy by tak zrobił żeby nie slyszeć tego czego nie chciał słyszeć. To tak na marginesie. Myslę że nietrudno zrozumieć dlaczego takie słowa padały.
A z tym, że ja mówię z pozycji dystymiczki, to zuuupełnie nie trafiłaś :). Przeczytaj, proszę, to co niżej:

,, ,,Wasz związek się polepszy jeśli poprawi się Twój partner."

Wielu ludzi uważa, że za ich nieszczęście odpowiedzialny jest ktoś inny: rodzice, szkoła, mąż, później dzieci, niekiedy ustrój polityczny, w sumie jacyś wrogo nastawieni bliźni. Niestety tylko w bajkach można spotkać wróżkę, która jednym magicznym zaklęciem potrafi zmienić czyjś los. Mimo iluzoryczności tak pojmowanego losu coś każe niektórym z nas przyjmować ten dziecinny sposób myślenia. Wydaje się im, że inni mają nad nimi więcej władzy niż oni mają nad sobą . Tymczasem to , o czyje szczęście dna druga osoba, przeważnie od nas nie zależy. Lepiej więc w ogóle o tym nie myśleć i nie planować czyjejś zmiany. Jeżeli w ogóle mamy wpływ jakikolwiek wpływ na kogokolwiek i możemy spowodować , że ktoś się zmieni , to tym kimś jesteśmy my sami. Warto raczej zastanowić się , co zmienić w sobie by lepiej się poczuć i aby w naszym związku było więcej przyjaźni a mniej wrogości. Na pewno nie pomoże w tym obwinianie partnera. Oto jedyna alternatywa: albo pozostaniesz przepełniona gniewem, albo zabierzesz się za siebie. W twoich zachowaniach , postawach , sposobie myślenia i w ogóle w tym , co robisz, znajduje się klucz do tego jak się będziesz czuła. Odbierz władzę ,, sprawcy" swojego nieszczęścia i zacznij sama kierować swoim życiem. Czasem trzeba zmienić tylko sposób myślenia. Niekiedy również antagonizujące zachowania. Może twoja zmiana będzie musiała pociągnąć za sobą prawdziwe oddalenie, separację fizyczną, ale wtedy łatwiej uniezależnisz się emocjonalnie.
W każdym razie któraś z tych zmian po twojej stronie wpłynie także na niego, w myśl systemowego rozumienia relacji międzyludzkich. W nim wszyscy na siebie oddziaływują , zachowania jednej osoby muszą wywoływać reakcje innych. A więc i w stosunkach między Tobą a partnerem zajdzie zmiana , jeżeli tylko ty zaczniesz postępować inaczej niż dotąd. On też będzie musiał pomyśleć i nauczyś się postępować w inny sposób. Nie sądź jednak, ze masz nad nim kontrolę. Ale również nie myśl, że od twego partnera zależy czy twoje życie będzie lepsze. Usiądź wreszcie za kierownicą w pojeździe który nazywa się Twoje Życie".
Tego nie pisała osoba z dystymią, to pisała Ewa Woydyło, dr psychologii , psychoterapeuta, prywatnie żona Osiatyńskiego , wieloletniego alkoholika.
Postawę, którą starałam Ci się pokazać ,, To ty jesteś odpowiedzialna za swoje życie , bo to Ty każdego dnia, w każdej chwili dokonujesz wyborów i podejmujesz decyzję" znajdziesz nie w opisie choroby: dystymia, tylko na psychoterapii oraz w książkach psychologicznych. I taka postawa jest niezbędna żeby rozwiązywać swoje problemy nieważne czy się nazywają dystymia, depresja czy toksyczny związek. Ja takiego spojrzenia nabrałam po kilku lekturach, mam na stoliku obok więc podaję od razu: Ewa Woydyłło ,, Sekrety kobiet" oraz ,, W zgodzie z sobą", ,, Jak wygrać z depresją" Mary Copeland, ,, Kobiety które kochają za bardzo" Robin Norwood. Przemyśl - jeśli dotychczasowa strategia Twojego postępowania nie przyniosła efektu - to może trzeba ją zmienić?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Bianka » 29 paź 2008, o 23:59

Ja z tego skorzystalam Sanna o czym piszesz po kilku masakrycznych zwiazkach :)
sama musialam do tego dojsc, zmienilam sie, zmienilam swoje postepowanie choc bylo to bardzo trudne, nie pozwolilam na stosowanie wobec mnie przemocy i udalo sie, choc swoje przeszlam, teraz jestem z siebie dumna ze potrafilam tego dokonac :) a on mi za to dziekuje, jest mi wdzieczny za nauczylam go ze za swoje dzialania ponosi sie konsekwencje, nauczylam ze zeby nie wiem jak go wkurzyla nie ma prawa mnie uderzyc, ze nie ma wytlumaczenia dla przemocy i nie ma takiego powodu na ziemi z ktorego mozna kogos uderzyc. Tyle moglam zrobic ja, na szczescie on tez CHCIAL sam sie zmienic! bo w przeciwnym razie bysmy sie rozstali.
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez kaśku » 30 paź 2008, o 00:18

jeszcze sie wroce do wypowiedzi sanny odnosnie pojecia dystymia

"Określana jest jako przewlekłe obniżenie nastroju trwające co najmniej kilka lat, o nasileniu mniejszym niż występujące w depresji. Częstymi objawami są ponadto niska samoocena, poczucie nieprzystosowania, osamotnienie społeczne, ograniczone zainteresowania, niska energia życiowa, poczucie beznadziejności. Osoby z dystymią można skrótowo opisać jako przez większą część dnia smutne, zmęczone, z uczuciem nieradzenia sobie."

nie wiem co mam o tym myslec, nie chce sie klasyfikowac jako dystymik, to okreslenie mnie strasznie doloje chociazby na powyzsze okreslenie tej przypadlosci ... heh zreszta sklasyfikowano mnie jako zaburzenie lekowo-depresyjne i przy tym chyba jednak zostane, wszepialam sobie tez kiedys borderline personality ... :usmiech2: zreszta nie chce sie jakos bardzo przywiazywac do diagnozy, bo w moim przypadku utrudnia mi to troche zmiane siebie/swojego sposobu zycia ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 31 paź 2008, o 18:58

---------- 09:27 30.10.2008 ----------

Ja myślę że z tego typu schorzeniami nie jest tak prosto jak z okresleniem: to jest złamana ręka, a to złamana noga :). Nerwica, depresja, lęk, dystymia, zaburzenia osobowości - to się miesza i często te rzeczy wspólistnieją. Mnie lekarka powiedziała np. że nerwica jest siostrą depresji :). Zesztą, określenie jest chyba najmniej ważne, ważne jak sobie z tym radzimy, prawda?

---------- 17:46 31.10.2008 ----------

Lauro, a swoją drogą dopiero teraz przeczytałam co napisałaś o swoim mężu w wątku Aryny. Wiesz co, dystymia to jest tylko łagodna depresja czyli obniżenie nastroju bez myśli samobójczych. A to co piszesz o swoim mężu wskazuje na jakiś psychopatyczny, skrajnie egoistyczny, zawistny charakter po prostu, a do tego piszesz że był agresywny ! Możliwe że miał i dystymię , ale nie łudź się raczej że wyleczenie dystymii ( czyli tylko poprawa nastroju, zmniejszenie lęku jeśli istnieje, dodanie energii życiowej) sprawi że twój były małżonek stanie się innym człowiekiem...

---------- 17:58 ----------

Może i on cierpial też i na dystymię, ale chyba obok jakichś zaburzeń osobowości... To karanie brakiem seksu , wstrętna historia z komórką ... jestem w szoku... to ktoś chory z nienawiści , jakiś sadysta psychiczny ... nie wiem jakie przyczyny mogły za tym stać, czy charakter, czy zaburzenia osobowości, czy co , ale to temat dla psychoterapeuty i psychiatry do których on się nie uda.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 431 gości

cron