Cieszę sie że pomaga moje słuchanie
Stresowi się nie dziwię - sytuacja typu "wprawdzie jest spokój, ale ani chybi zaraz coś wybuchnie" czyli stan "pomarańczowego alarmu". To męczy. I w pewnym sensie jest to sytuacja stałego zdawania egzaminu - bo wiesz, że Twoje słowo czy reakcja mogą uruchomić przewidywalny ciąg nieprzyjemnych słów. Ale - możesz spróbować go (męża) sobie wyobrazić jako androida, co to działa w określony sposób i Ty mniej więcej wiesz, jak działa. I ze masz w ręku pilota do tego wyobrażonego androida.
Upilnowanie siebie jest trudne, ale w sumie to najważniejsze w tej chwili jedno - nie reagować spontanicznie, nie dać się sprowokować. Wyobraź sobie, ze masz tago "pilota od androida" w ręku i ma on małe guziczki - no MUSISZ chwilę sie zastanowic, nim taki guziczek naciśniesz. I ta chwila moze Ci wystarczyc, zeby podjać DECYZJĘ - nacisnę czy nie. Możesz nacisnać albo nie naciskać, ważne żebyś poczuła i zauważyła, że decyzja jest Twoja.
Nie jest to oczywiście zdrowe zachowanie w związku ale też i Twoje małżeństwo nie jest zdrowe nic a nic. Zatem hasło - przede wszystkim moje bezpieczeństwo. Jak sie nie można ewakuować, należy swiadomie unikać - czysta taktyka obronna. Może byś stosowana nieświadomie (pozycja ofiary, boję się i dlatego siedzę cicho) albo świadomie (sprawiam, że nie jestem zagrożona - wiem co robię i dlaczego). To samo zachowanie moze "pod spodem" mieć albo lęk albo świadome unikanie realnie istniejącego niebezpieczeństwa. Wygląda tak samo z zewnątrz, ale jest ewidentnie czym innym.
Trochę tak jak pisalaś o sprzątaniu domu - możesz sprzątnać bo się boisz akcji meża albo dlatego, ze sama decydujesz - efekt patrząc z zewnatrz identyczny przecież.