Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Problemy związane z depresją.

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 29 paź 2014, o 14:23

Camomille, nie wiem w tym momencie, co Ci napisać, odniosę się tylko do jednej kwestii:
Camomille napisał(a):Trochę się zbierałam do odpowiedzi, bo przyznam szczerze, że zaczęłam odczuwać charakterystyczny (podobno) w moim przypadku kryzys zaufania wobec Was i powątpiewać we wszystko.:(

Moje gratulacje! Szczerze. Jeśli przy wszystkim, co myślisz na swój temat, potrafisz napisać nam wprost coś takiego, to wg mnie to jest duża rzecz. Regulamin nie pozwala się wypowiadać w imieniu innych, więc wypowiem się we własnym. Oczywiście, że masz prawo mi nie ufać. Nie mam wprawdzie potrzeby manipulowania Tobą, ale Ty tego nie wiesz, bo mnie nie znasz, niczym sobie nie zasłużyłam na Twoje zaufanie. I mogę się mylić w oglądzie Twojej sytuacji, nie wiem wszystkiego, nie jestem Tobą. To Ty analizujesz, bierzesz ewentualnie to, co dobre, a odrzucasz to, co złe.
Myślę, że to wszystko, czego szukasz, jest w Tobie: emocje, pragnienia, plany. Tylko jakoś zablokowane, bo tak Cię wytresowano. Rozumiem, że boisz się zmian, ponownego narażenia się na silny stres, od którego jakoś uciekłaś. Ale też w chwili obecnej nie masz sytuacji komfortowej, którą boisz się stracić. Jeśli nic nie zmienisz, to... nic się nie zmieni. A terapia daje Ci szansę zmienić życie na lepsze. :kwiatek:
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 29 paź 2014, o 16:36

Od końca - NFZ ma w pakiecie także terapię długoterminową i na forum są osoby, które z takiej właśnie formy pomocy korzystają.

I wracamy do początku.
Swiadomosć, ze sie jest ofiarą przemocy może być przerażająca. Ale może też być źródłem siły i wzmocnieniem. Bo skoro jestem ofiarą przemocy to oznacza, ze nie ja jestem jakaś sama z siebie popaprana nieodwołalnie bliżej nie wiadomo dlaczego. Te moje problemy mają jakieś identyfikowalne źródło, mogę zrozumieć z czego wynikają i zyskuję możliwosć zmiany. Zamiast chaotycznego błądzenia uzyskuje się całkiem konkretne uporządkowanie. Obraz samego siebie powstajacy jak sie zacznie rozumiec to i owo wprawdzie nie jest najmilszy, ale przynajmniej staje sie spójny, znika chaos z którym nie wiadomo co zrobić i przychodzi uporządkowanie, które jest czymś znacznie bezpieczniejszym.
Twoje dotychczasowe przystosowania to od dawna są niespecjalnie skuteczne. A juz na pewno są nieskuteczne w dorosłym życiu. Dziecko wiadomo - musi przetrwać w przemocowym domu. Ty przetrwałaś, za to gratulacje. Ale dorosłe życie nie jest przemocowym domem, zatem te narzędzia, ktore były skuteczne w dzieciństwie w dorosłosci już nie są.

Czy ja jestem ofiarą czy manipulatorem? Jako ofiara przemocy psychicznej ze strony rodziców jesteś i jednym i drugim. Dziecko ofiara przemocy psychicznej takiej chłodnej jak u Ciebie czyli bez wyzwisk, obelg itp uczy sie manipulowania żeby przetrwać. Nieświadomie. To jest jego (bardzo skuteczny) sposób na przetrwanie. Jest manipulowane i broni się tym samym, z mniejszą lub większą skutecznoscią. Jego rodzice nie tylko dzieckiem manipulują, dla nich to jest sposób funkcjonowania w świecie, często także na manipulacji opiera sie ich małżeńska relacja. Dziecko obserwuje i uczy się. Nieświadomie. Manipulacja bliźnim jako sposób na osiagnięcie celu - to masz z dzieciństwa.
Bez paniki - poniekąd w życiu wszyscy wszystkim troszkę manipulują :) Zaś umiejętność manipulowania bliźnim nie jest zła sama w sobie, podobnie jak nóż nie jest zły sam w sobie. Na tym etapie używasz tego swojego noża nieświadomie i w odruchu obronnym, machasz nim na oślep kalecząc siebie albo innych. Docelowo to po pierwsze zaakceptuj, że ten nóż posiadasz. Oraz że można i należy sie nauczyć go używać świadomie i w dobrym celu.
Tak z życia - mój mąż był kiedys na szkoleniu z technik negocjacyjnych. Jak pokazał materiały szkoleniowe to doznałam olsnienia - toż ja te tricki tam wypunktowane manipulacyjne znam, sama bym mogla takie materiały szkoleniowe napisać, swoje szkolenie przeszłam w dzieciństwie :) Co dla niego było interesującą nowością "o rany, to tak działa :shock: " ja mogłam skwitować "no pewnie, toż to wypisz wymaluj moja rodzicielka w akcji".

Co do procesu decyzyjnego to właśnie opisałaś swój bardzo sensowny proces decyzyjny. Przeczytałaś - poczułaś emocje (nieprzyjemne) - zdecydowalaś odczekać (nie napisałaś nic pod wpływem tych emocji) - emocje się uspokoiły - zdecydowałaś opisać całość. I jeszcze kliknęłaś "wyślij", to też decyzja. :)
Bardzo pożyteczne jest przeniesienie w miarę możliwosci tego powyżej ujawnionego schematu na codzienność. Czyli coś się dzieje - czuję emocje - decyduję odczekać - emocje się uspokajają - dostrzegam inne możliwości interpretacji sytuacji - podejmuję działanie. I nie mów że nie umiesz, bo właśnie opisałaś że umiesz. oczywiście nie zawsze, nie w każdej sytuacji i nie zawsze z sukcesem, ale na pewno taka mozliwość jest Ci dostępna.

Teraz będzie coś bardzo trudnego. Co Cię zapewne poruszy.
To co napisałaś o korzyściach dla dzieci wynikających z mieszkania u Twoich rodziców to jest czysty tekst Twojej matki. W tym momencie nie rozmawiam z Tobą, rozmawiam z nią. I doskonale o tym wiem.

To co ona mówi jest kłamstwem. Nie mają tego, o czym dziecko marzy. Mają rzeczy materialne. Za ich posiadanie płacą bardzo wysoką cenę.


Ja jako dziecko miałam to wszystko - pływanie, lekcje jezyków, wycieczki itd. I marzyłam o tym, żeby nie mieć tego ale mieć co innego. Zrozumienie i bezwarunkową miłość za to, że jestem a nie za to, jaka jestem, prawo do własnych uczuć, własnych decyzji, siebie. Nie formułowałam tego jako dziecko w ten dorosły sposób rzecz jasna, wtedy nawet nie do końca byłam tego świadoma.
Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa mam z tych dni, kiedy mieszkałam u matki chrzestnej bez rodziców (mało tych dni było, ale były) - na śniadanie chleb z masłem i mleko (bo nie ma na nic innego), na obiad ziemniaki z kapustą (jak wyżej), mycie w misce (bo grzanie wody kosztuje i stać nas tylko co drugi dzień), w charakterze rozrywki prawo do pomagania w zmywaniu i wycieraniu naczyń, zamiast prezentacji multimedialnych zaś basnie opowiadane podczas spaceru czy przy innych okazjach i ...masa akceptacji, ciepła i miłości, zainteresowania i troski o to, czy jest mi miło. Jedyne dni, kiedy czulam się kochanym dzieckiem a nie maszynką do zaspokajania ambicji i zwierzakiem do tresowania. Gdybym będąc dzieckiem mogła wybierać - nigdy bym od tej matki chrzestnej nie wyjechała. Te wszystkie prezentacje multimedialne są g***warte, mogą być dodatkiem do tego, co naprawdę ważne.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 29 paź 2014, o 17:14

Doczytałam ze łzami w oczach.
Tak, masz rację.

To samo mogę powiedzieć o sobie i o tym co miałam, a czego nie miałam od rodziców.
Wolałabym nie mieć tej całej kasy, którą mnie "wspierali" byle choć raz naprawdę otrzymać od nich prawdziwe wsparcie. Choćby raz być wysłuchaną bez oceniania.
Zresztą mówiłam to mamie, dokładnie tymi słowami. Mówiłam, wolałabym żebyś nie dała mi pieniędzy, ale mnie wspierała psychicznie.
Co o na na to?
"Jak to Cię nie wspieram?! Jak możesz tak mówić? Oboje z ojcem flaki sobie wypruwamy, a Ty mówisz że niepotrzebnie?"
No i foch i łzy i jazda po poczuciu winy.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 29 paź 2014, o 18:09

Cóż, pewna grupa rodziców jest zaiste niemal jak z jednej matrycy wykonana. Przy czym upiorne jest to, ze ze swojego punktu widzenia oni faktycznie te flaki wypruwają oraz chcą dobrze. Oni po prostu nie widzą pewnych rzeczy jako ślepcy i za nic nie idzie oczu im otworzyć. Ot - dobrymi chęciami piekło brukowane, w tym przypadku piekło wychowywanego przez takich rodziców dziecka. I z jednej strony "wybaczcie im, bo nie wiedzą co czynią", z drugiej konieczność samodzielnego naprawienia tego co oni zepsuli, z trzeciej zaś koniecznosć zmiany, która to zmiana z calą pewnością ich zaboli. No ale jak się już wie że są szkodliwi to co, pozwolić im na dalsze psucie? Bo "chcą dobrze ale inaczej nie umieją"? Żeby im nie było przykro? No ok, ale jak im nie będzie przykro to z całą pewnoscią będzie komuś innemu i to solidnie. Są sytuacje , których nie da się doprowadzic do stanu "wszyscy zadowoleni i szczęśliwi". Twoi rodzice będą zadowoleni tylko jeśli będzie tak, jak oni chcą. Sprawują władzę tyranów i każde uszczknięcie choć odrobiny tej władzy da w efekcie ich całkiem prawdziwe cierpienie. Każdy tyran cierpi jak jest detronizowany. Szczerze oraz prawdziwie.

Jak widzę mamy podobne postrzeganie naszego dzieciństwa. Głód akceptacji, miłości bezwarunkowej oraz, przynajmniej u mnie, takze "dajcie mi spokój, odczepcie sie ode mnie wreszcie".

Tej akceptacji i rodzicelskiej miłości bezwarunkowej dorosłe ofiary szukają rozpaczliwe u innych ludzi, często u mężów/żon bądź partnerów, czasem zaś u własnych dzieci. I zaczyna sie jazda, bo żaden drugi dorosły ani zadne dziecko rzecz jasna tego nie dostarczy. I nie na takiej miłości opierają sie dobre relacje małżeńskie czy partnerskie, nie da się też uzupełnić tego miłością od dziecka płynąca, bo wtedy z kolei następuje chora "zamiana ról".

Ponieważ zaś zacytowałaś reakcję swojej matki cóż - ja odpowiem tak - "Owszem, niepotrzebnie. Wiem, że tego nie rozumiesz, wiem ze chciałaś i chcesz jak najlepiej i wiem, że jest ci przykro ale zdania nie zmienię - niepotrzebnie. " :bezradny:
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 29 paź 2014, o 19:26

Jak Ty kobieto mądrze gadasz.
Gdyby nie Ty, to nie wiem czy udałoby mi się kontynuować decyzję o podjęciu jakiejś psychoterapii.
Już zaczynam znów wątpić. Zaczynam zadawać sobie pytanie czy moje zaburzenia w psychice są adekwatne do doświadczeń czy nie są. Czy nie są jakieś wyolbrzymione. W końcu nikt nie chciał mi zrobić krzywdy. Czemu więc ja się zachowuję i czuję tak samo jak ofiary gwałtu czy maltretowania i przetrzymywania w obozach pracy?
To mi się nie zgadza.
Jak to możliwe, że słowne wymówki, podejrzenia, osądy i ekonomiczna zależność mogą tak bardzo człowiekiem wstrząsnąć i doprowadzić do traumy?
Przecież nikt mi w to nie uwierzy... (Poza oczywiście Tobą i kimś ktoś przeszedł to samo... no i może poza naprawdę bliską osobą.)
Nawet wątpię czy terapeuta w to uwierzy. Nie odeśle mnie do domu z poleceniem by popracować nad "kryzysem w związku" albo nie będzie mnie traktował jak kobietkę, która sobie w życiu nie radzi i trzeba jej wyłożyć trochę mądrości życiowych?
Przecież w takiej sytuacji jak ja są miliony kobiet. Chciały związku opartego na miłości. Coś nie wyszło, muszą teraz żyć z człowiekiem do którego mają uraz. Pewnie jakiś odsetek się rozwodzi, ale tez na pewno wiele kobiet tak ja ja nie ma takiej możliwości ze względów materialnych.
Czy wszystkie popadają w histerię, zmiany osobowości, lęki, koszmary, chroniczne napięcie i paniczne reagowanie na partnera jak na oprawcę?
Ja tak mam... i zaczynam się znów nienawidzić za to, że jestem jakaś "psychiczna" że histeryzuję, zamiast się pogodzić ze swoją życiową sytuacją.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez biscuit » 29 paź 2014, o 20:14

Ale z jakim ryzykiem wiaze sie zmiana?
Co moze byc jeszcze gorzej?
Dzieci juz oddalas, pozwalasz sie gwalcic
Co takiego masz, co sie boisz stracic?
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 29 paź 2014, o 20:22

Camomille, ludzie różnią się wrażliwością na pewne zachowania, to po pierwsze. A po drugie, w różny sposób mogą te zdarzenia w dorosłym życiu odreagowywać. Np. agresją albo autoagresją. Albo regulują sobie emocje różnymi przyjemnościami, które w końcu doprowadzają do uzależnień. To nie jest tak, że każdy sobie radzi lepiej od Ciebie.
Poza tym wydaje mi się, że bardzo trudnym do ogarnięcia tematem jest taka niespójność, dwoistość w zachowaniu rodziców. Jest agresja słowna itd., ale jest też wiele przejawów rodzicielstwa "z najwyższej półki" -- najlepsza opieka, zadbanie, ogromne zaangażowanie, niejednokrotnie poświęcenie, "wszystko dla dzieci". To powoduje zagubienie, może np. prowadzić do wniosku, że ma się najlepszych rodziców na świecie, tylko się na nich nie zasługuje -- gdyby było się lepszym dzieckiem, w rodzinie byłaby po prostu sielanka. A potem to już jest błędne koło: niby rozumiemy, że coś jest nie tak, ale nie potrafimy się przed tym bronić, więc mamy do siebie pretensje o tę bezradność, nieudolność. Na tym etapie już nawet rodzice nie są potrzebni, żeby nas wdeptać w podłogę, sami już umiemy. W dorosłe życie możemy np. przenieść bardzo wysokie standardy moralne, wysokie wymagania wobec siebie i innych, a jednocześnie niską odporność na frustracje, kompletny brak umiejętności radzenia sobie z nimi, w ogóle brak jakiejkolwiek łagodności wobec siebie -- bo przecież nikt nas tego nie nauczył. No i brak podstaw asertywności koniecznych przecież w każdej relacji międzyludzkiej.
Myślę, że jest wiele osób, które by Cię zrozumiały, a już terapeuta to musiałby być ostatnim kretynem, który kompletnie minął się z powołaniem, gdyby Cię nie zrozumiał.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 29 paź 2014, o 20:35

Boże zajac... dzięki. Jak dobrze od kogoś dostać takie sensowne słowa wsparcia. Dziękuję Wam.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 29 paź 2014, o 23:29

Wspaniale Zając opisała ten chaos, nic dodać nic ująć :kwiatek:

I słusznie prawi - te same zdarzenia u różnych ludzi dają różne efekty. Bo jesteśmy różni oraz nie tylko sami rodzice mają na nas wpływ. Jest ogromne podobieństwo moich rodziców do Twoich, pewne zachowania Twoje rozpoznaję jako "ja też tak miałam", ale identyczne to nie jesteśmy, ja na przykład w autoagresje nigdy nie szłam.
Nikt nie chciał zrobić krzywdy? Krzywdę można zrobić także niechcący. Jak Ci niechcący wjadę w samochód to będzie stłuczka? Będzie. Jak Ci niechcący wyleję szklanke wrzątku na nogę bo się potknę to będzie oparzenie? Będzie. Do skrzywdzenia kogos premedytacja nie jest niezbędna.

Czemu czujesz i zachowujesz się jak ofiary gwaltu czy obozów pracy? I na dodatek nie Ty jedna ? Bo to są skutki doznwania przemocy, po prostu.
Ta ksiażka co ją czytasz jest zatwierdzonym podręcznikiem akademickim, zatem z niej miedzy innymi ludzie, w tym psychoterapeuci po prostu sie uczą. Naprawdę. I egzaminy zdają z tego, co się nauczyli. Zatem naprawdę jest szansa, ze oprócz nas ktoś Cię zrozumie. Choć zapewne nie bedzie to sąsiadka.

Chcialaś zwiazku opartego na miłości. Ale szukałaś w małżeństwie miłości rodzica do dziecka, a tego żaden mąż nie da.
Czy wszystkie popadaja w histerię itd ? a nie, są i lodowate suki bezwzgledne znęcające sie nad mężami, są i karierowiczki niezdolne do stworzenia związku jakiegokolwiek innego niż przelotny seks bez zobowiązań oraz wiele innych odmian poranionych kobiet. I, dla sprawiedliwosci oraz uczciwosci zachowania - także mężczyzn, bo i oni są ofiarami przemocy przecież, nie jest to koszmar zarezerwowany dla pań.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 30 paź 2014, o 11:04

Camomille, ja tak skaczę z tematu na temat, ale po prostu widzę u Ciebie co najmniej kilka różnych kwestii do rozwikłania. Tym razem napiszę o Twoim mężu. Jeśli chodzi o to, czy jego zachowania mają charakter przemocowy, to ja mam wątpliwość, czy opinia z zewnątrz rozwiąże Ci problem. Bo to Ty z nim jesteś i Ty czujesz się jak ofiara przemocy, i Twoje uczucia się nie zmienią na podstawie tego, że ktoś tak lub inaczej ocenił sytuację. Wg mnie możliwe są (w uproszczeniu) dwie interpretacje:
1) Twój mąż wykazuje pewne zachowania przemocowe, które Ty odbierasz jako wzmocnione ze względu na swoją tak a nie inaczej ukształtowaną psychikę oraz ze względu na brak możliwości obrony przed nimi.
2) Twój mąż nie jest przemocowcem, a jego zachowania mieszczą się w granicach różnicy osobowości, światopoglądów i oczekiwań -- a Ty je odbierasz jako przemocowe ze względów jak wyżej. Ponieważ nie masz narzędzi do tego, by z nim jak równa z równym dyskutować, sprzeczać się, stawiać wymagania, wyznaczać granice.
Być może dopiero kiedy te narzędzia zdobędziesz, tzn. nauczysz się asertywności, otwartej komunikacji, ustalania zasad panujących w Waszym małżeństwie, będziesz w stanie stwierdzić, czy nadal odbierasz jego zachowania jako przemocowe. Możesz stwierdzisz, że tak, one rzeczywiście takie są. Może -- że wprawdzie facet przemocowcem nie jest, ale jest tak totalnie z innej bajki, że Ty sobie z nim dalszego życia nie wyobrażasz. A może -- że wprawdzie jest z innej bajki, ale w gruncie rzeczy to porządny człowiek, któremu na Tobie zależy, i dało się go w kluczowych obszarach zreformować, a resztę dasz radę zaakceptować. Być może odpowiedź przyjdzie szybciej, niż myślisz.
Biscuit pisze o potrzebie terapii długoterminowej. Zgadzam się (o ile opinia amatora w ogóle jest tu na miejscu), że takowa jest potrzebna, żeby przepracować relację z rodzicami. Ale wg mnie potrzebne są też (TEŻ, nie zamiast) działania krótkoterminowe, żeby chociaż cokolwiek w Twoim życiu uregulować jak najszybciej. W relacjach z mężem, dziećmi, z ludźmi w ogóle. Żebyś się nauczyła odmawiać, wymagać, ustalać jakieś chociaż podstawowe kwestie. Żebyś dostała do ręki narzędzia potrzebne tu i teraz, dzięki którym coś sobie tymczasem ustawisz, żeby móc pracować terapeutycznie dalej, nad głębszymi i trwałymi zmianami. Dlatego pomyślałam o terapii poznawczo-behawioralnej na początek. Ale uprasza się mądrzejszych o odniesienie się do tego pomysłu, bo ja poza intuicją niczego na jego poparcie nie mam.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez biscuit » 30 paź 2014, o 11:19

Dlugoterminowa w sensie
Ze wyjscie z bagna potrwa dlugo
Ale.oczywiscie mozna to dzielic na etapy, krotsze cele itp
Ja napisze tak
Jaka terapia? Ta na ktora Cie skierowano
Bo najwazniejsze to zaczac terapie
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 30 paź 2014, o 11:50

To co napisała zajac to jakby była telepatką. :)

Dzisiaj mam dzień pod znakiem myślenia, że problemy w związku to wina tego, że nie umiem stwierdzić czego chcę, postępować odpowiedzialnie i dojrzale. Prawdą jest chyba to, że ja oczekiwałam po partnerze tego, czego nie dali mi rodzice. A co chyba ważniejsze, oczekiwałam od niego, że mnie przed matką obroni. Że stworzy dla mnie terytorium, na którym będę mogła wykształcić własne, autonomiczne "ja" i zacząć mieć własny świat.

Niestety wyszło inaczej. Było materialnie ciężko, więc moi rodzice stale nam pomagali, a za pomoc oczekiwali słuchania ich rad. W efekcie matka dalej mnie kontrolowała, a mąż musiał się słuchać, bo nawet mieszkanie nie było nasze, tylko darowane przez rodzinę mojej mamy.
Mieszkanie nam dali, samochód nam dali, spłacali nasze długi, pomagali mi skończyć studia. Dalej byłam córeczką mamusi i winna wdzięczność. A mąż popadał w coraz niższą samoocenę, chociaż też na start miał ją prawie zerową (patologiczna rodzina).
Czuł, że nie potrafi zapewnić rodzinie byt i niezależność. Zaharowywał się (nieefektywnie). Nie było go od świtu do nocy, a ja siedziałam sama w domu z bobasami i zalewałam się łzami, bo mąż miał w moim odczuciu gdzieś moje uczucia i moją osobę. Bo liczyła się tylko praca. Ja potrzebowałam akceptacji i miłości, a on potrzebował kasy, żeby udowodnić moim rodzicom, że potrafi nas utrzymać. Stres i zmęczenie też pewnie powodowały, że nie miał ochoty na seks i czułości. Tym bardziej, że stęskniona młoda żona witała go we łzach i z żalem że nie ma dla niej czasu.
Być może nie czuł się w pełni mężczyzną i może stąd trudności w seksie, unikanie mojego wzroku, odczuwalny wstyd w relacjach intymnych, który ja odbierałam jako brak bliskości. Zresztą bez względu na powody to BYŁ brak bliskości.
Mieliśmy kłopoty i nie radziliśmy sobie oboje z życiem, a dziadkowie martwili się o los wnuczków więc stale sprawowali opiekę. Nie mogliśmy się usamodzielnić, nie mieliśmy poczucia siły i kontroli, ani poczucia bezpieczeństwa.
Do dziś czuję lęk, że jeśli rodzice umrą, to nie wiem czy nie narosną długi, z których nigdy się nie wygrzebię.
Ta zależność mnie wykańcza.

Nienawidzę siebie i uważam się za żałosną, bo rozumiem że jestem emocjonalnym dzieckiem. Nie umiem i boję się żyć na własną rękę. Nigdy nie byłam niezależna i zamiast walczyć o ta niezależność, to coraz bardziej dawałam sobą kierować i "pomagać" sobie. W efekcie naprawdę nie ma żądnego "ja". Czuję się jak pracownik, któremu powierzono rolę i którego się instruuje jak tą rolę powinien wypełniać.
Nieraz czułam się jak pojemnik na dziecko (w ciąży) albo jak wynajmowana opiekunka do wnuków (gdy dziadkowie dawali na moje dzieci kasę i wymagali za to postępowania zgodnie z ich światopoglądem.)
Teraz jestem prawie pewna, że mąż nie stosuje na mnie żądnej przemocy. On jest jej ofiarą, tak samo jak ja. A ja go nienawidzę za to, że mi nie dał steru na tym naszym okręcie życia, nie rozumiejąc, że on tez nigdy go nie miał. Oboje nie umiemy brać na siebie odpowiedzialności, planować, organizować ani dojrzale podchodzić do siebie nawzajem. Każdy z nas czuje się jak kukiełka, która musi jakoś przeżyć z dnia na dzień i zapewnić byt dzieciom. Żadne z nas nie odczuwa radości z życia.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 30 paź 2014, o 13:06

Camomille napisał(a):Dzisiaj mam dzień pod znakiem myślenia, że problemy w związku to wina tego, że nie umiem stwierdzić czego chcę, postępować odpowiedzialnie i dojrzale.

Nie popadaj w drugą skrajność, w związku jest Was dwoje. Faktycznie są rzeczy, które u Was nie działają, nie tylko na poziomie psychologicznym, ale też takim całkiem obiektywnym, materialnym i życiowym. Ale za ten stan jest odpowiedzialny również Twój mąż. On też sobie ze swoją działką nie radzi. I nie chodzi o to, żebyś go teraz całkiem wybieliła i wzięła winę za wszystko na siebie.
Camomille napisał(a):Prawdą jest chyba to, że ja oczekiwałam po partnerze tego, czego nie dali mi rodzice. A co chyba ważniejsze, oczekiwałam od niego, że mnie przed matką obroni.

Znam to uczucie. U mnie było jeszcze coś, co dopiero w drugim związku zrozumiałam, kiedy już to dostałam. Mój ówczesny facet nigdy złego słowa o mojej matce nie powiedział, ale tłumaczył mi motywy, które nią kierują, i których ja nie rozumiałam (a on je interpretował bezbłędnie, chociaż nigdy jej nie poznał osobiście). Tłumaczył mi też potrzebę stawiania granic, zachęcał do tego, był przy mnie w trudnych chwilach. Zapewniał, że jeśli będę konsekwentna, to jej w końcu złość minie, będą np. święta, zechce się pogodzić, z wnuczką widywać. I miał rację, absolutną. Swoje w d... dostałam, ale przeżyłam. To nie tak, że udało się sytuację całkowicie uzdrowić, ale jednak bardzo się ona zmieniła. A mój eks-mąż (mężatką byłam wcześniej) tak nie potrafił, on szedł bardziej w stronę obłudy (stosunki poprawne i szczere opinie za plecami), pokazywania wyższości swojej rodziny nad moją (z czym ja się tak do końca nie zgadzałam, bo moja rodzina to nie było samo zło, widziałam też rzeczy wartościowe, natomiast w jego rodzinie też było sporo patologii), mówienia "nie warto się przejmować", rozluźniania kontaktów, ustępowania i zachęcania mnie do ustępstw dla świętego spokoju. Ja intuicyjnie czułam, że potrzebuję czegoś innego, że to nie jest zdrowe, że powinno się to inaczej rozwiązać. Pal sześć, czy mój punkt widzenia był wtedy słuszny czy nie, to jest temat na inną dyskusję.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 30 paź 2014, o 13:20

Cieszę się Twoim szczęściem i odzyskuję nadzieję czytając o tak dobrej i mądrej postawie mężczyzny, jaką zaprezentował Twój drugi partner. :cmok:
Z jednej strony podobno bardzo jest nam potrzebny zdrowy związek i wsparcie bliskich. Z drugiej, nie możemy znów popadać w stary schemat, w którym oczekujemy instrukcji i odsuwamy własną odpowiedzialność. Bezgraniczne "zawieszanie" się emocjonalnie na kimś bliskim ani nie pomaga odzyskać wiary w siebie, ani nie jest komfortowe dla niego.
Teraz męczą mnie wyrzuty sumienia w stosunku do przyjaciela, który ma własną rodzinę, a ja tak do niego lgnę, proszę o rady i łaknę jego akceptacji i miłości jakby od jego zdania i opinii zależało moje życie.
Dziwię się, że ze mną wytrzymuje i że wytrzymuje to jego żona.
To musi być męczące. :(
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 30 paź 2014, o 13:47

Ten mój drugi związek też nie przetrwał, ale bardzo dużo mi dał. Na pewno przechodziłam wtedy etap zawieszenia się emocjonalnego, tak jak piszesz.
Doświadczenia życiowe też pomagają się z upiorami przeszłości uporać, inaczej coś ułożyć, ale to jest ryzykowne -- albo się podniesiesz, albo jeszcze głębiej zapadniesz. Tak więc terapia wydaje się lepszym rozwiązaniem.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 319 gości