Od końca - NFZ ma w pakiecie także terapię długoterminową i na forum są osoby, które z takiej właśnie formy pomocy korzystają.
I wracamy do początku.
Swiadomosć, ze sie jest ofiarą przemocy może być przerażająca. Ale może też być źródłem siły i wzmocnieniem. Bo skoro jestem ofiarą przemocy to oznacza, ze nie ja jestem jakaś sama z siebie popaprana nieodwołalnie bliżej nie wiadomo dlaczego. Te moje problemy mają jakieś identyfikowalne źródło, mogę zrozumieć z czego wynikają i zyskuję możliwosć zmiany. Zamiast chaotycznego błądzenia uzyskuje się całkiem konkretne uporządkowanie. Obraz samego siebie powstajacy jak sie zacznie rozumiec to i owo wprawdzie nie jest najmilszy, ale przynajmniej staje sie spójny, znika chaos z którym nie wiadomo co zrobić i przychodzi uporządkowanie, które jest czymś znacznie bezpieczniejszym.
Twoje dotychczasowe przystosowania to od dawna są niespecjalnie skuteczne. A juz na pewno są nieskuteczne w dorosłym życiu. Dziecko wiadomo - musi przetrwać w przemocowym domu. Ty przetrwałaś, za to gratulacje. Ale dorosłe życie nie jest przemocowym domem, zatem te narzędzia, ktore były skuteczne w dzieciństwie w dorosłosci już nie są.
Czy ja jestem ofiarą czy manipulatorem? Jako ofiara przemocy psychicznej ze strony rodziców jesteś i jednym i drugim. Dziecko ofiara przemocy psychicznej takiej chłodnej jak u Ciebie czyli bez wyzwisk, obelg itp uczy sie manipulowania żeby przetrwać. Nieświadomie. To jest jego (bardzo skuteczny) sposób na przetrwanie. Jest manipulowane i broni się tym samym, z mniejszą lub większą skutecznoscią. Jego rodzice nie tylko dzieckiem manipulują, dla nich to jest sposób funkcjonowania w świecie, często także na manipulacji opiera sie ich małżeńska relacja. Dziecko obserwuje i uczy się. Nieświadomie. Manipulacja bliźnim jako sposób na osiagnięcie celu - to masz z dzieciństwa.
Bez paniki - poniekąd w życiu wszyscy wszystkim troszkę manipulują
Zaś umiejętność manipulowania bliźnim nie jest zła sama w sobie, podobnie jak nóż nie jest zły sam w sobie. Na tym etapie używasz tego swojego noża nieświadomie i w odruchu obronnym, machasz nim na oślep kalecząc siebie albo innych. Docelowo to po pierwsze zaakceptuj, że ten nóż posiadasz. Oraz że można i należy sie nauczyć go używać świadomie i w dobrym celu.
Tak z życia - mój mąż był kiedys na szkoleniu z technik negocjacyjnych. Jak pokazał materiały szkoleniowe to doznałam olsnienia - toż ja te tricki tam wypunktowane manipulacyjne znam, sama bym mogla takie materiały szkoleniowe napisać, swoje szkolenie przeszłam w dzieciństwie
Co dla niego było interesującą nowością "o rany, to tak działa
" ja mogłam skwitować "no pewnie, toż to wypisz wymaluj moja rodzicielka w akcji".
Co do procesu decyzyjnego to właśnie opisałaś swój bardzo sensowny proces decyzyjny. Przeczytałaś - poczułaś emocje (nieprzyjemne) -
zdecydowalaś odczekać (nie napisałaś nic pod wpływem tych emocji) - emocje się uspokoiły -
zdecydowałaś opisać całość. I jeszcze kliknęłaś "wyślij", to też decyzja.
Bardzo pożyteczne jest przeniesienie w miarę możliwosci tego powyżej ujawnionego schematu na codzienność. Czyli coś się dzieje - czuję emocje - decyduję odczekać - emocje się uspokajają - dostrzegam inne możliwości interpretacji sytuacji - podejmuję działanie. I nie mów że nie umiesz, bo właśnie opisałaś że umiesz. oczywiście nie zawsze, nie w każdej sytuacji i nie zawsze z sukcesem, ale na pewno taka mozliwość jest Ci dostępna.
Teraz będzie coś bardzo trudnego. Co Cię zapewne poruszy.
To co napisałaś o korzyściach dla dzieci wynikających z mieszkania u Twoich rodziców to jest czysty tekst Twojej matki. W tym momencie nie rozmawiam z Tobą, rozmawiam z nią. I doskonale o tym wiem.
To co ona mówi jest kłamstwem. Nie mają tego, o czym dziecko marzy. Mają rzeczy materialne. Za ich posiadanie płacą bardzo wysoką cenę.
Ja jako dziecko miałam to wszystko - pływanie, lekcje jezyków, wycieczki itd. I marzyłam o tym, żeby nie mieć tego ale mieć co innego. Zrozumienie i bezwarunkową miłość za to, że jestem a nie za to, jaka jestem, prawo do własnych uczuć, własnych decyzji, siebie. Nie formułowałam tego jako dziecko w ten dorosły sposób rzecz jasna, wtedy nawet nie do końca byłam tego świadoma.
Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa mam z tych dni, kiedy mieszkałam u matki chrzestnej bez rodziców (mało tych dni było, ale były) - na śniadanie chleb z masłem i mleko (bo nie ma na nic innego), na obiad ziemniaki z kapustą (jak wyżej), mycie w misce (bo grzanie wody kosztuje i stać nas tylko co drugi dzień), w charakterze rozrywki prawo do pomagania w zmywaniu i wycieraniu naczyń, zamiast prezentacji multimedialnych zaś basnie opowiadane podczas spaceru czy przy innych okazjach i ...masa akceptacji, ciepła i miłości, zainteresowania i troski o to, czy jest mi miło. Jedyne dni, kiedy czulam się kochanym dzieckiem a nie maszynką do zaspokajania ambicji i zwierzakiem do tresowania. Gdybym będąc dzieckiem mogła wybierać - nigdy bym od tej matki chrzestnej nie wyjechała. Te wszystkie prezentacje multimedialne są g***warte, mogą być dodatkiem do tego, co naprawdę ważne.