Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Problemy związane z depresją.

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 26 paź 2014, o 20:37

Witaj, Camomille!
Wg mnie zachowania Twoich rodziców i męża wobec Ciebie są nie w porządku. Rozumiem Twoje wątpliwości i chęć potwierdzenia, czy słusznie odbierasz sytuację. W tym, co opisujesz, odnajduję trochę swoich doświadczeń i choć zdarzało się, że jakieś zachowania odbierałam za mocno (tak jakby na skutek innych, wcześniejszych doświadczeń osłabła mi odporność, potrzebowałam delikatności, akceptacji, empatii), to jednak co do niektórych wątpliwości mieć nie można.
Trzymam za Ciebie kciuki i na pewno będę tu zaglądać :pocieszacz:
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez impresja77 » 26 paź 2014, o 20:42

Camomille Twoja historia i sposób pisania przypomina mi kogoś kto już tu pisał tylko pod innym nickiem .
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 26 paź 2014, o 20:50

Dziękuję zajac.
Impresjo, nie pisałam tu nigdy wcześniej.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 26 paź 2014, o 20:54

Tak mi się jeszcze nasunęło, że gdybyś szukała pomocy terapeutycznej, to może warto by pójść w stronę nurtu poznawczo-behawioralnego, tak żeby możliwie szybko zdobyć narzędzia do radzenia sobie z zachowaniami, które opisujesz. Tak żebyś zobaczyła, że można sobie poradzić, można na pewne rzeczy nie pozwolić -- to by Cię wzmocniło, jak sądzę.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 26 paź 2014, o 22:34

Camomille, mam wrażenie ze odczuwasz silną potrzebe wywalenia wszystkiego z siebie, jakby jakaś tama pękła.
Przy tej obfitości informacji i spostrzeżeń raczej trudno sie odnosic do wszystkiego po kolei.
Przychylam się do sugestii Zając, żebyś poszukała pomocy terapeutycznej w realu w nurcie poznawczo behawioralnym, bo jest do ogarniecia i uporządkowania bardzo wiele bardzo różnych rzeczy. Nasza, nawet najżyczliwsza pomoc z całą pewnością nie wystarczy, poza tym zaś oparcie w realu jest zdecydowanie solidniejsze niz jakiekolwiek forum. Forum moze stanowić dobre, ale uzupełnienie.

Z tego co opisujesz to tak ogólnie widać jak na dłoni, że rodzice mają nad Tobą ogromną władzę. Z nimi nie da się osiągnąć stanu świętego spokoju inaczej, niż pełnym podporządkowaniem, zatem w którymś momencie czeka Cię pożegnanie ze stanem świętego spokoju. Będzie wojna. Na to musisz się solidnie przygotować, ale jak to zrobić - tego na forum nie damy rady, bo rzecz nie tylko w tym, żebyś pojęła jak możesz inaczej reagować, ale też, i moim zdaniem przede wszystkim, żebyś czuła się na siłach znieść konsekwencje swoich nowych sposobów reagowania. Tu się zwyczajnie musisz solidnie przygotować do wojny. Uniezależnić od ich pomocy w opiece nad dziećmi na przykład. Oraz opancerzyć na różne ich teksty.
Tak w skrócie - "jesli tak zrobisz wyciagniemy konsekwencje' w pewnym momencie spotka się z Twoim "a wyciagajcie, mam to gdzieś". Oczywiście jest to w tej chwili cel odległy oraz na pozór nieosiągalny, ale po wyznaczeniu celu dalekosiężnego trzeba się zająć stopniową realizacją. I tu - terapia plus wsparcie jakie spróbujemy Ci dać dają szansę na końcowy sukces.

Jak się domyślam obecnie nie pracujesz zawodowo poza domem czyli klasyczny układ "on zarabia, ona pielęgnuje ognisko domowe". Jest to równie dobry układ jak każdy inny pod warunkem, ze obie strony tak akurat chcą oraz oczywiscie przestrzegają zasad, jakie takim układem powinny rządzić. Nieco innych niż w układzie "oboje pracują".
Masz trzy opcje - podjąć pracę zawodową (wyjscie z zależnosci ekonomicznej od męża), zreformować istniejacy układ albo sie z mężem rozwieść. Oczywiście wszystkie trzy opcje wydaja Ci sie niemozliwe do zrealizowania w praktyce, ale tak to jest z dalekosiężnymi celami - zatem bez paniki, żadna z tych rzeczy nie nastąpi natychmiast.
Przepraszam, jest jeszcze opcja - dalej tak jak teraz, ale tego nie chcesz, zatem to wykreślamy z listy celów.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 27 paź 2014, o 10:57

Czekałam na Twój post Sansevierio.
Bardzo rozsądnie piszesz. Niestety praktyka to właśnie ten najgrubszy mur, przez który nie udało mi się dotąd przebić.
Na terapie będzie ciężko zdobyć środki. Druga sprawa, to że lecząc się psychiatrycznie dałabym przeciwnikom dodatkowy argument do podważania mojej wiarygodności, moich potrzeb i uczuć. Bo przecież zaraz by było, że wszystkie moje "problemy" to efekt choroby.
Nie wiem jak podchodzi do tego sąd, ale też raczej nie umocni to wiarygodności moich zeznań.

Pomocy i wsparcia w "realu" nie mam żadnej. Rodzina i partner są właśnie moimi oprawcami. Od wszelkich kontaktów towarzyskich jestem odcięta, bo w zasadzie od dziecka nie miałam możliwości wychodzenia z domu w innych sprawach niż te, które aprobowali rodzice i mąż. Ostatnie znajomości jakie pamiętam to były znajomości uczelniane, ale te szybko się rozwiewają, gdy ludzie się rozjeżdżają po Polsce. Zresztą ja zaraz potem byłam w ciąży i miałam zupełnie inne tematy i inne możliwości niż moi rówieśnicy.
Potem już żyłam w lęki i przekonaniu, że nie warto próbować wyrwać się z domu, bo i tak nikt mi nie pozwoli. (W sensie, że nie da mi moralnego przyzwolenia, będzie za to potępiał, odmówi zaopiekowania się w tym czasie dziećmi.)
Został internet i teraz moje zainteresowania i znajomości zamykają się w tym cyfrowym okienku.
Przyjaciela mam tylko jednego, i on też jest oddalony o setki kilometrów i może pomóc tylko tak jak Wy na forum. Rozmową.

Zdaję sobie sprawę, że układ: pracujący mąż + gospodyni domowa rządzi się trochę innymi prawami niż partnerzy wspólnie wkładający wysiłek w utrzymanie rodziny.
Dla mnie nie jest problemem to, że większość domowy obowiązków spoczywa na mnie. Jeśli chodzi o sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi, pranie i inne tego typu prace to ja się dobrze z nimi czuję i mogą należeć tylko do mnie. Chodzi o to, by mąż to szanował, to po pierwsze. Czyli nie dokładał mi pracy przez swoją nonszalancję, ignorancję i przekonanie, że "i tak i tak musi sprzątnąć, to co jej za różnica czy będzie miała łatwiej czy trudniej", a mniej więcej takie podejście mąż ma. Na przykład wchodzi w butach z ogrodu na umyta podłogę i mówi "No i co się stało, umyjesz sobie jeszcze raz. Mało to razy jeszcze będziesz musiała myć?"
To jest właśnie to poniżenie i niewolnicze traktowanie, a takich przykładów mogę dać bardzo dużo.

Druga sprawa, że mąż nie ogarnia rzeczy "koło siebie". Czyli wymaga ode mnie obsługi wykraczającej poza normalne dbanie o dom. Chce, żeby mu podawać rzeczy do ręki, przynosić mu bieliznę, zbierać po nim szklanki i talerze, które wyniósł z kuchni, zbierać porozrzucane, śmierdzące ubrania, które zdjął, opłukiwać po nim umywalkę ze zgolonego zarostu, ścielić mu łóżko, robić kanapki do pracy i wiele innych rzeczy.
Nie chodzi o to, że mnie jakoś siłą do tego przymusza, tylko uważa że to mój obowiązek i sam nigdy tego nie zrobi. Jeśli nie zrobię tego ja, to będzie nie zrobione i dom zaczyna wyglądać fatalnie, więc robię to bo nie mam wyjścia (chyba, że chcę żyć w chlewie).
Gdyby była między nami miłość, to robienie mu kanapek i kawy byłoby dla mnie radością, ale nie ma miłości, za to jest przekonanie, że ja mu "łaski nie robię" tylko powinnam. To jest właśnie cały mój ból. Jemu się jego zdaniem to NALEŻY.

W tej sytuacji nie bardzo rozumiem jak interpretować zasugerowane przez Ciebie opcje.

Uniezależnić się materialnie - moim zdaniem jest to warunek konieczny zarówno do zreformowania obecnego układu, jak i do rozwodu, więc nie jest to w moim odczuciu osobna opcja do wyboru, a element składowy dwóch następnych.
Tylko, że na dzień dzisiejszy nic nie mogę zrobić w tym kierunku. Jedno dziecko nie ma jeszcze roku, a drugie będzie mieć trzy latka. Nie mam żadnej babci, ani cioci w mojej miejscowości, która mogłaby zostać z dziećmi.
Świadomość, że póki dzieci nie podrosną nic nie mogę zrobić potęguje poczucie bezsilności, niewoli i załamania.

Zreformować związek - gdybym tylko wiedziała jak. Wątpię czy da się zmienić człowieka. Tym bardziej, gdy to on jest w swoim rodzimym środowisku i w domu w którym się urodził i wychował. To jego "teren" i jego prawa. W tym środowisku społecznym (wiejskim) panują przekonania, że żona jest podległa mężowi, a mąż to w ogóle dobrze że ma pracę i już za samo to powinnam go szanować. Nie dostanę wsparcia od sąsiadek, bo ich mężowie są często gorsi od mojego. Bezrobotni, alkoholicy, zdarzają się nawet zboczeńcy.
Może przesadzam. Może zbudowano we mnie taki pogląd celowo, żebym nawet nie próbowała szukać na zewnątrz pomocy...

Rozwód - ha... tylko bez pracy, bez mieszkania i z czwórką dzieci... bez wsparcia rodziny? Po prostu nie wiem nawet od czego zacząć. Próbowałam już zbierać jakieś dowody przeciwko mężowi, ale myśl o tym, że miałabym je przedstawić wobec niego w sądzie paraliżuje mnie strachem. To trochę tak jak spalić las i mieć nadzieję, że odrośnie. A jeśli nie? Ta obawa jest bardzo silna. Co wtedy, jak przegram, zabiorą mi dzieci, zostanę bez domu i bez nikogo, napiętnowana na zawsze jako egoistka, która porzuciła męża i dzieci...
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 27 paź 2014, o 11:06

Teraz krótko, bo nie bardzo mam czas :( - psychoterapia to nie jest leczenie psychiatryczne, to raz. Oraz - psychoterapia na NFZ jest darmowa, w ramach ubezpieczenia - to dwa. :pocieszacz:
Reszta poźniej.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 27 paź 2014, o 11:44

Spokojnie, poczekam. :)
Nigdzie mi się nie spieszy, nie UCIEKNĘ (czarny dowcip, haha)

Czytam dalej tą poleconą książkę.
Wciąż znajduję analogie. Na przykład to, że mąż mnie co jakiś czas nagradza za posłuszeństwo miłym zachowaniem wobec mnie i chce bym pamiętała, że jak będę "grzeczna" to będzie spokojnie w domu. To działa. Odrzucam pomysły buntu już na etapie ich powstawania w głowie, bo nie chcę awantur i kłótni.
Kiedy jest względnie miło, chcę to utrzymać.

Poza tym, po takich wydarzeniach jak agresja, pijaństwo czy poważne zawalenie jakiejś istotnej sprawy mąż okazuje skruchę, przeprasza mnie, nawet kupuje mi smakołyki. Czasami przeprosiny następują bezpośrednio po brutalnym (psychicznie) zachowaniu, to we mnie wywołuje dezorientację.
Przed chwilą zachowywał się, jakbym była śmieciem, a chwilę później przychodzi i chce mnie objąć i żartuje sobie, jakby nic się nie stało.

Kolejny objaw: Rodzice i mąż starają się mnie od dawna odciąć od internetu. Twierdzą, że za dużo w nim siedzę i że zaniedbuję przez to rodzinę. Padają takie wyroki, że internet jest "zły" a wszyscy ludzie w nim są fałszywi i chcą mnie na pewno wykorzystać.
Nawet stawiano to jako warunek, by wszystko zaczęło być dobrze. Miałam zrezygnować z komputera, a będzie lepiej. Mąż to wręcz stawia jako warunek swojej miłości. Tak samo jak powrót do wiary w Boga.
Wygląda mi to na próbę ostatecznego odcięcia mnie od świata i innych ludzi. Od innego punktu widzenia i od obiektywnej oceny mojej sytuacji.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez impresja77 » 27 paź 2014, o 12:45

A co z tą wiarą w Boga?
Nie chodzisz do Kościoła?
Mąż z dziećmi chodzi ,czy rodzice?
Jak to jest?

Stosujesz jakąś antykoncepcję? Bo w tej sytuacji co piszesz to Twoje dzieci nie są poczęte z miłości tylko z popędu. Przynajmniej ostatnia dwójka,bo jak sama piszesz od 10 lat nie kochasz męża. To może warto włączyć jakąś antykoncepcję . Jesteś nieszczęśliwa w związku ,uwiazana z dziećmi i bez pracy . Przez brak pracy nie masz żadnego ruchu i dalej radośnie się rozmnazasz. Bez miłości.
W jakim celu ?
Bo nie jest to świadoma chęć posiadania licznej rodziny z kochajacymi się rodzicami tylko jakieś nie przemyślane ,nieodpowiedzialne przypadki .
Do psychologa tez nie masz możliwości pójść,czy nie bardzo chcesz.
I co w tej patowej sytuacji można Ci poradzić.?
Bo uważam ze mechanizmów radzenia sobie z przemocowcami ,tak aby samej nie dac się zniszczyć ,a wywalczyć lepsze traktowanie ,może nauczyć tylko fachowiec psycholog specjalizujący się w tym temacie ,a nie Sans i żadna z nas.
Ostatnio edytowano 27 paź 2014, o 13:14 przez impresja77, łącznie edytowano 2 razy
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 27 paź 2014, o 13:04

Impresjo, odpowiem Ci cytatem:
Camomille napisał(a):(...)Dlatego ja dla ich dobra czasem mu się dawałam i dla swojego spokoju.

Teraz już tego nie robię i chyba się pogodził z tym. Chociaż ja to tłumaczę tym, że boję się ponownej ciąży.


Do kościoła z dziećmi chodzi mąż i/lub dziadkowie (moi rodzice).
Ja czasem też chodzę, ponieważ się to na mnie wymusza psychicznie.
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 27 paź 2014, o 13:35

Camomille, mnie to zdanie uderzyło w Twoim ostatnim poście:
Camomille napisał(a):Odrzucam pomysły buntu już na etapie ich powstawania w głowie, bo nie chcę awantur i kłótni.

Chodzi mi o słowo "bunt", o to, że opisujesz swoje zachowania ich językiem. Ty nie jesteś zbuntowaną nastolatką, tylko dorosłą kobietą. Może terapia pomogłaby Ci zmienić postrzeganie tego układu?
Przyszło mi do głowy, co mogłabyś spróbować robić już (jeśli uznasz to za możliwe), sama. Poprawić swoją "wiarygodność" w oczach rodziny. Jak sama piszesz, często ustępujesz, i przyznam, że w sytuacjach gdy chodzi o dzieci, to ja te ustępstwa w pełni rozumiem. Nie wiedziałabym, co zrobić innego w sytuacji gdy mąż zostawia w domu nieubrane dziecko, które miał zabrać na spacer. Na pewno masz już duże rozeznanie co do tego, w jakich sprawach ustępujesz. Więc może wtedy nie walcz, tylko ustąp od razu? Bo i tak to zrobisz, tylko nerwy stracisz, a rodzina może to postrzegać jako "foch", który wystarczy przeczekać. A energię zostaw sobie na kilka najważniejszych dla siebie sytuacji, do których spróbujesz się przygotować, uzbroić, okopać, może ustalić coś na spokojnie wcześniej? Chodzi o to, żebyś się nie rozpraszała, tylko wybrała te obszary, o które warto walczyć do końca i w których masz szansę wygrać.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 27 paź 2014, o 17:21

Mądrze prawisz.
Chociaż nie umiem obiektywnie ocenić jak często wyrażałam sprzeciw i domagałam się innego postępowania wobec mnie, a jak często ulegałam bez próby obrony własnego zdania.
Myślę, że jednak częściej tak robię jak sugerujesz. Staram się odgadywać czego mąż czy matka by sobie życzyli i tak właśnie robię. Unikam ich niezadowolenia chcąc uniknąć bólu, który mi zadają kiedy im się sprzeciwiam.
Dopiero niedawno zaczęłam mieć odwagę jednak wyrażać sprzeciw i ujawniać swoje zdanie. Dopiero, kiedy zaczęło do mnie docierać, że jestem zdominowana, poniżana i ubezwłasnowolniana.
Próbowałam w ten sposób odzyskać chociaż trochę godności.

Zadzwoniłam na Niebieską Linię i do Centrum Pomocy Rodzinie. Jutro mam spotkanie z psychologiem w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Mówiono mi też o możliwości skorzystania z Niebieskiej Karty, to znaczy ze złożenia zawiadomienia na policji o sytuacji stosowania przemocy.

Trochę mnie to wszystko przeraża...
Albo mój przypadek nie jest aż tak poważny i zaczynam czuć, że przesadzam, albo zaczyna działać jakiś mechanizm wyparcia...
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez zajac » 27 paź 2014, o 18:03

Szybko
Camomille napisał(a):Trochę mnie to wszystko przeraża...
Albo mój przypadek nie jest aż tak poważny i zaczynam czuć, że przesadzam, albo zaczyna działać jakiś mechanizm wyparcia...

Myślę, że takie wątpliwości, nieumiejętność oceny tego, co się dzieje, to jeden z problemów ofiar przemocy. Dla osoby żyjącej w normalnych relacjach jest rzeczą oczywistą, że np. zmuszanie jej do chodzenia do kościoła jest przemocą (łamaniem jej prawa do swobody wyznania). Jednym z przejawów przemocy psychicznej jest wpojenie komuś przekonania, że jest słaby, nieudolny, sam nie wie, co robi, i trzeba nim kierować. I jest to mechanizm bardzo skuteczny :(
Fajnie, że tak szybko będziesz mogła się spotkać z psychologiem.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Sansevieria » 27 paź 2014, o 20:09

Bardzo jesteś dzielna że już zadzwoniłaś i dobrze ze tak szybko spotkasz sie z psychologiem. Odczułam autentyczną ulgę, że siegnełaś po fachową pomoc w realu. :)

I z tą ulgą mogę nawiązac do tego co pisałaś wcześniej.
Na razie to warto chyba podrążyć dwie rzeczy - to moralne przyzwolenie do robienia czegos i Twoje postrzeganie siebie jako wykorzytywanej niewolnicy, co się buntuje (nieskutecznie oczywiscie, bo historia nie zna skutecznego buntu niewolników, tym bardziej jednego niewolnika).

To pierwsze ewidentnie jest na styku psychologii i innego obszaru życia, powiedzmy zasad etycznych skadś pochodzących. Psychologia ocenianiem co moralne a co nie to się nie zajmuje. Tego z psychologiem nie przegadasz. A mam wrażenie ze warto.

Drugie moim zdaniem jest o tyle ważne, że dotyczy codzienności. Tak z tego co piszesz wynika, że są sytuacje, w których ponieważ czujesz sie (tak ogólnie oraz nieustająco) jak niewolnica, reagujesz buntem i obrywasz. Bunt, nawet mający jak najbardziej racjonalne podstawy, pozostaje buntem czyli aktem agresji wobec prześladowcy. Ty masz obecnie dostępne dwie reakcje - podporządkowanie i wynikająca z tego frustacja albo próba buntu czyli ataku kończąca sie Twoja klęską. Warto popróbować znaleźć jakąś trzecią opcję. Słowo honoru że ona istnieje. Masz jakis pomysł?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Nie wiem kim jestem. Brak tożsamości.

Postprzez Camomille » 27 paź 2014, o 22:34

Fajnie, że jesteś i dziękuję za słowa otuchy. :)

Co do przegadania wartości moralnych to myślę, że rolą terapeuty jest pozwolić mi na nowo (a może po raz pierwszy) odkryć moje własne. Na pewno nie będzie narzucał mi swoich, ale mam nadzieję, że pomoże mi sprecyzować moje. Na pewno jakieś mam, tylko zatraciłam z nimi kontakt. A nawet jeśli muszę je sobie nadać i wybrać, to chociaż mi powie jaki mam wybór. Tak myślę.

Co zaś do tych buntów lub uległości to ja jestem chyba z natury bardzo łagodną i cichą osobą. Czytając tą książkę, którą poleciłaś odnajdowałam się najbardziej w zachowaniach tupu autoagresja i skrajne powstrzymywanie gniewu. Sytuacje kiedy ten gniew znajdował ujście też nie były za bardzo agresywne. To były eksplozje nerwowości przejawiające się histerycznym płaczem, wciskaniem się w kąty pomieszczeń, zaciskaniem palców we włosach, ewentualnie na krzyku, przy czym były to krzyki o tym, że nie chcę żyć i żeby mnie puścił, bo już tak dłużej nie mogę.

W większości sytuacji gdy coś jest na mnie wymuszane w ogóle nie istnieje pozornie żaden konflikt, bo to wymuszenie sięgnęło tak głęboko, że dotyczy zmian w mojej świadomości. Ja okresowo sama siebie oszukuję i racjonalizuję wymagania męża, tłumacząc je sobie jako słuszne i dobre. Tak zwane pranie mózgu i to o czym było pisane, dysocjacja (chyba) osobowości.
Kiedy wiem, że muszę i tak zrobić jak on chcę, to wmawiam sobie że ja też tak chcę, a wszelki dyskomfort psychiczny jaki wtedy odczuwam interpretuję jako swoją winę (na przykład lenistwo, egoizm).
A potem mi się przełącza ocena, gdy już jest po fakcie. Rozmawiam z przyjacielem na gg i doskonale wiem, że wcale nie popieram tego co mąż i czuję się wtedy zupełnie inną osobą.
Rozumiem wtedy, że postępuję wbrew sobie, albo że nie wiem jaka naprawdę jestem i w co naprawdę wierzę.
To jest właśnie to zagubienie i źródło pogardy dla samej siebie.

W sytuacji gdy jeszcze jestem w stanie świadomie powiedzieć, że czegoś nie chcę tak jak on chce nie widzę trzeciego wyjścia. Albo zrobię po swojemu, albo zrobię zgodnie z jego życzeniem.
A Ty widzisz inne?
Avatar użytkownika
Camomille
 
Posty: 93
Dołączył(a): 25 paź 2014, o 12:53

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości