przez Księżycowa » 20 cze 2014, o 00:25
No jasne. Bo jedno wywalić się da a z innym można tylko nauczyć się żyć.
Albo aż nauczyć się żyć. Jednak jestem przekonana, że twkienie w takim stanie jest naszym wyborem.
Do każdego też dociera coś innego, bo ja tez sporo poszukuję audycji, literatury oprócz terapii. Mój Ł na przykład nie zmaierza czytać niczego. MOże się boi pewnych rzeczy, które tam na pewno przeczyta a terapeuta mu dawkuje pewna wiedzę do jego obecnej gotowości.
I tak z nasza sytuacją, któa miała miejsce, cholernie trudna, bo dotyczyła jego rodziców i na stawianiu im granic, z czym ma ogromny problem... ogromne ma te blokady... najchętniej zgodizłby się na wszystko... wczoraj poszliśmy tam, po piątkowo-niedzoelnej akcji jaką nam zfundowali i zaczęliśmy powoli te granice stawiać a bardziej on. I widziałam jak się denerwował, jak nachętniej by wyszedł. Przed wyjściem byłam pewna, ze polegnie, choć mu tego nie powiedziałam. Ale on zrozumiał w końcu, ze tu wiele zależy właśnie od niego... to jak będą mnie traktować na przykład.
NIe wiem jaki będzie skutek tej rozmowy, burzliwej bardzo, ale jestem z niego dumna, bo zrobł więcej niż by się spodziewała a widziałam przed wyjściem, z najchętniej by się schował i płakał.
I nie mogłam za wiele dla niego zrobić, bo to JEGO słabości, jego problem, z którym nikt poza nim sobie nie poradzi.
To jeszcze nie koniec zapewne... ale mysle, ze jest dobry początek.
Tyle ile nerwów, ześmy stracili to nasze. Chyba dawno się tak nie czułam... nie byłam tak wyprowadzona a jak poszliśmy, to czułam bardziej naszą jednomyślność niż się spodziewałam. I widziałam jak powoli Tworzy jakąś tam granice.
Ciężko mu... widze to. Ale nic nie zrobie, choć gdybym mogła tp bym zrobiła. Ale są rzeczy, których ktoś za nas nie rozwiąze. Musi sobie sporo poprzestawiać rzeczy na prawidłowy tor i zrozuiec, ze własne granice nie oznaczają kłótni i zerwania kontaktów... i im jednocześnie trochę, ale kurde no.... jestem dumna z niego.
Mały off top, ale myślę, ze na temat.