lili napisał(a):Witajcie,
Niemniej, i takiej osobie jak ja, przytrafił się niejeden kryzys wiary i z przykrością, im jestem starsza, tym bardziej obserwuję rozdźwięk pomiędzy tym, w co bogobojnie uwierzyłam jako dziecko a tym, co obserwuję dzisiaj i tym, jak moja wiara ma się do rzeczywistości.
......................................................................................................................................
W religijnej rodzinie dziecku wpaja się pewien szacunek do księdza, ten cały zestaw zachowań typu ukłon i "pochwalony", kiedy ksiądz przechodzi. Sama koloratka, którą ksiądz nosi powoduje, że zachowujemy się wobec niego z większą atencją, okazujemy mu poważanie.
.........................................................................................................................................
Oczywiście, jest grupa księży, którzy żyją niezgodnie z naukami, które głoszą, i jest przeważająca (w to wierzę) większość prawdziwych fantastycznych kapłanów z powołania. Ale to tak jak pleśń w rogu pokoju psuje cały widok, tak i jeden "zły" ksiądz psuje opinię o reszcie.
Jeśli chodzi o słabe kazania i ogólny niedobór prawdziwych kaznodziejów - ja z wyboru od 10 lat nie chodzę do swojej parafii tylko do Dominikanów w moim mieście, gdzie kazania są ciekawe, mądre i ewidentnie przygotowane.
.............................................................................................................................................
W tym kontekście szalenie podoba mi się to, co już w tak krótkim czasie zdążył zaprezentować nowy papież Franciszek. Co za skromność i fantastyczny dystans do siebie i umiejętność oceny własnych możliwości! Jeśli ktoś z urzędu (kapłaństwa) dostaje kazalnicę, mównicę, dostaje głos i ma stworzoną sytuację, w której on mówi a inni go słuchają, to ma obowiązek dbać o jakość swojej wypowiedzi. A jeśli nie ma daru głoszenia słowa, to niech tego nie robi tylko służy swoim wiernych w sposób odpowiadający talentom, danym mu przez Boga z resztą. Tak uważam.
............................................................................................................................................
Mam znajomego, który jest byłym księdzem. Studiował 5 lat we Włoszech, póżniej był na parafii w byłym Związku Radzieckim, kiedy wrócił do Polski i zobaczył, jak funkcjonuje polski KK, odszedł ze stanu duchownego.
Wybrałam fragmenty z przepięknej wypowiedzi Lili, które mówią lepiej niż ja umiała bym powiedzieć.
Osobiście bardzo liczę na zmiany , które może zapoczątkować papież Franciszek.Ale zetknęłam się z opiniami, że może mu się przytrafić bardzo krótki pontyfikat.
"Akcja nie udzielania chrztu gdy rodzice niewierzący" nie jest indywidualną wredotą kapłana, to ma umocowanie w zalecieniach odgórnych. Jesli rodzice żyją w grzechu to albo są przeszkody do sakramentalnego związku miedzy nimi albo nie ma takich przeszkód. Jeśli przeszkód nie ma to czemu sobie tego sakramentu nie udzielą? Jeśli takie mają przekonania, ze sakrament niepotrzebny, to trudno uwierzyć, że jednocześnie zamierzają wychowywać dziecko wedle nauki Krk. To wygląda jak kpina z sakramentu. Jesli przeszkody są, to ksiadz winien rozeznać czy rodzice chrzestni będą prawidłowo swoją rolę wypełniali. Jeśli ma co do tego uzasadnione wątpliwosci wskazane jest własnie odmówienie chrztu niemowlecia i zaczekanie aż dziecko osiagnie wiek rozeznania czyli około 7 lat. Zgodnie z przepisami to 5, wtedy już może samo o chrzest poprosić.
A małych dzieci lepiej i roztropniej na msze dla dorosłych nie zabierac, bo nawet jak nie bedzie jadowicie o gejach i lesbijkach to i tak będą sie nudziły podczas kazania, które w założeniu jest skierowane do dorosłego odbiorcy.
I zeby nie było że ja uważam wszystkich księży za super nietykalne bożki, nic z tych rzeczy. Miłować "trudnego" kapłana też trzeba, fajnego i sympatycznego to nie sztuka. Miłować nie oznacza lubić. Miłowanie bywa bardzo trudne.
Sans ty zawsze jak coś powiesz to mi brakuje słów do spierania się.Ale to nie oznacza, że zmieniam całkowicie zdanie.W głębi duszy rozeznanie w wieku 5(czy7) lat u dziecka wychowywanego w rodzinie "wierzacej kulawo" śmiem wątpić.
Ksiądz o którym pisałam(znany mi osobiście) wybrał swoiste rozwiązanie, powiedział, że on nie ochrzci, ale wikary jak on będzie na urlopie to może to zrobić.No to to jest dla mnie dopiero kpina z sakramentu.
We mnie może przez brak własnej gorliwości rozstrzygania dylematów z jakimi członek wspólnoty katolickiej się spotyka, większą dozę podejrzliwości i niedawania takiego kredytu zaufania księżom jak masz Ty, czy moja siostra buzuje takie rozgoryczenie i pretensja.
Mówisz o miłowaniu.To tak brzmi jak wyjęte żywcem z Ewangelii.Myślę, że to jednak ci obdarzeni powołaniem ludzie, przygotowani teologicznie do zadania prowadzenia innych przez ich codzienne życie do Boga mogliby jakoś lepiej tego milowania nauczać czy je na własnym przykładzie propagować.