Orm Embar napisał(a):": widzę w tym cień typowego dla KRK pozostawiania księdza poza wszelką sferą krytyki. Ksiądz często staje się niemalże uosobieniem boga
i o księdzu albo dobrze, albo wcale. Brak debaty o "jakości" pełnienia posługi przez księdza uważam za wielką wadę KRK. W ten sposób ucinana jest wszelka dyskusja i wymiana poglądów. Walka ze swoją pychą i próżnością nie jest dla mnie jednoznaczna z pozbawionym wszelkiej inicjatywy poddawaniem się każdej decyzji księdza.
- "Jest też mozliwość ,ze można pójśc do innego kościoła lub pojechać do sąsiedniej wsi." Absolutnie się z tym nie zgadzam! Kościół jest z tego co wiem tworzony przez wiernych, to nie może być tak, że ludzie mają chodzić do innego kościoła jak im ksiądz nie odpowiada. Rozumiem gdyby to były jednostkowe przypadki (jeśli na pięciuset wiernych lubiących swoją parafię jeden wszystko krytykuje, to jego problem, ale jeśli spora część tychże parafian ma dość księdza - a są takie parafie w Polsce - to nie może być tak, że jak im się nie podoba, to fora ze dwora do wioski pięć wiorst dalej).
Maks, Krk nie jest instytucją demokratyczną i wcale jej nie udaje. Jest to nie tyle chyba wada ile cecha po prostu. Debata na temat "jakosci usług" jest ok, ale Ksiadz nie jest usługodawcą. I nie o to chodzi, że nie wolno słowa pisnąć krytycznego, tylko o to, że brak demokracji wymusza na nas, katolikach (mniej lub bardziej skutecznie) spogladanie na pewne trudne sprawy z innego niż demokratyczny punktu widzenia. Na przykład takiego, że są ludzie trudni z którymi musimy współistnieć i nie da się ich ot tak pozbyc z życia. Że ( psychologiczny truizm) jedyną osobą ktorą mogę zmienic jestem ja sam. Oraz ze muszę umieć stawiać granice, radzic sobie również z tym co mi sie nie podoba i to na dodatek w miarę możności nie krzywdząc innych. Jakos się ustosunkować do czegoś co jest niedobre i nie metodą "mam władzę" tylko inną jakaś. Ksiadz jest tak samo "skazany" na parafian jak oni na niego. On nie może dać wypowiedzenia. Na dodatek jest "w mniejszości" i parafianie bardzo skutecznie mogą go zaszczuc oraz w depresje wpędzić. Kościół i owszem, składa sie z wiernych - jak proboszcz nie pasuje parafianom w interesie obu stron jest zawarcie kompromisu, a nie przepychanki. I obie strony albo na ten kompromis pójdą i sie nauczą wzajemnej wyrozumiałości albo będą miały niesympatycznie. Jeśli ksiądz nie głosi czegoś sprzecznego z nauczaniem Krk ( bo jeśli głosi to tu nie ma zmiłuj i trzeba prosić o interwencje władz kościelnych) wspólnota moze sobie go wcale nieźle "wychować" w wielu kwestiach, ale to musi byc prawdziwa wspólnota, a nie rozjazgotana zbieranina przypadkowych dosyć osób.
W niektórych kosciołach protestanckich jest praktykowane demokratyczne wybieranie i odwoływanie pastora. Efektem tego jest nieuchronne powstanie zdecydowanych podziałów we wspólnocie. Które to podziały trwają, bo robi się jak w demokracji - jest grupa zadowolona bo wybrany zostal nasz kandydat i realizuje naszą "polityke" oraz opozycja, która skupia się na szukaniu dziury w całym aby doprowadzic do zmiany na stanowisku. Mnie podobają się kazania intelektualnie pogłebione, sąsiadowi proste a z akcentami humoru, drugi sąsiad zaś potrzebuje emocjonalnie - mistycznej duchowości. I mamy trzy frakcje, kogo byśmy nie wybrali dwie będą niezadowolone. Efekt uboczny - spory sąsiedzkie. Czyli - każdy model ma swoje wady i zalety.
Tinn napisał(a):(...) powołała bym się jeszcze na moje prawo do oceny poziomu wiedzy zawodowej i kwalifikacji moralnej osób , które przyjęły na siebie pracę w zakresie sprawowania pieczy nad prowadzeniem w kierunku zbawienia innych współbraci.Zdobyły wykształcenie między innymi dzięki moim i moich rodziców datkom na seminaria, uniwersytety(dawniej II dzień świat to obowiązkowa składka na KUL i list rektora), mają gdzie mieszkać i pracować(ja co niedziele zasilam tacę, przy kolędzie i z okazji remontów, akcji modernizacyjnych uiszczam większe sumy) i maja mnie i innym parafianom ułatwiać , a nie poprzez swoją nieudolność, butę czy dewiacje seksualne wręcz zagradzać drogę do zbawienia.Oni oceniają w konfesjonale moje postępowanie w kontekście moralności chrześcijańskiej , ja od nich wymagam bycia wzorem do naśladowania, a nie zgorszeniem dla mnie czy moich hipotetycznych dzieci.
Poziom wiedzy zawodowej to moze oceniać osoba mająca wiedzę z tego zakresu. Ja bym się raczej nie czuła dobrze jako oceniająca poziom wiedzy teologicznej księdza. Co do kwalifikacji moralnych moze bym była śmielsza. Ale nie chciałabym sie ustawić w pozycji "płacę więc wymagam" od akurat duszpasterza, bo on nie jest zatrudniony na etacie tylko realizuje powołanie - lepiej lub gorzej. Obawialabym sie, że przerobienie kapłana na "zatrudnionego" skutkowało by tym, że on zamiast mnie ku dobremu kierować ( mniej czy bardziej udolnie oraz przy moim mniejszym czy większym oporze) będzie mi kadził, żeby posady nie stracić.
Tinn napisał(a):No ale akcja nieudzielania chrztu gdy rodzice nie mają ślubu czy wyproszenie za drzwi osoby spóźnionej na mszę w rejonach gdy trzeba w śnieżną zimę dojechać z okolicznej wioski bardzo proboszcza z wiernymi skłócają.Mnóstwo parafian jeździ właśnie do sąsiednich parafii, tam zamawia swoje msze, a w domach zamiast o jakiejś prawdzie wiary wyjaśnionej przystępnie gada się o ty jak kłopotliwe było wytłumaczyć małym dzieciom obecnym na mszy co ksiądz miał na myśli mówiąc tak długo o gejach i lesbijkach.Co to są ci geje itp. Ja po takich wstawkach nacechowanych prymitywną nietolerancją , ociekających wręcz złą emocją wygłoszonych ze stopni ołtarza zawsze mam wrażenie, ze rozjeżdżam się w pojmowaniu świata i moich sióstr i braci(których mam kochać, i nie mam z tym problemu) z przedstawicielem oficjalnym mojej wspólnoty jakim jest ksiądz.
"Akcja nie udzielania chrztu gdy rodzice niewierzący" nie jest indywidualną wredotą kapłana, to ma umocowanie w zalecieniach odgórnych. Jesli rodzice żyją w grzechu to albo są przeszkody do sakramentalnego związku miedzy nimi albo nie ma takich przeszkód. Jeśli przeszkód nie ma to czemu sobie tego sakramentu nie udzielą? Jeśli takie mają przekonania, ze sakrament niepotrzebny, to trudno uwierzyć, że jednocześnie zamierzają wychowywać dziecko wedle nauki Krk. To wygląda jak kpina z sakramentu. Jesli przeszkody są, to ksiadz winien rozeznać czy rodzice chrzestni będą prawidłowo swoją rolę wypełniali. Jeśli ma co do tego uzasadnione wątpliwosci wskazane jest własnie odmówienie chrztu niemowlecia i zaczekanie aż dziecko osiagnie wiek rozeznania czyli około 7 lat. Zgodnie z przepisami to 5, wtedy już może samo o chrzest poprosić.
A małych dzieci lepiej i roztropniej na msze dla dorosłych nie zabierac, bo nawet jak nie bedzie jadowicie o gejach i lesbijkach to i tak będą sie nudziły podczas kazania, które w założeniu jest skierowane do dorosłego odbiorcy.
I zeby nie było że ja uważam wszystkich księży za super nietykalne bożki, nic z tych rzeczy. Miłować "trudnego" kapłana też trzeba, fajnego i sympatycznego to nie sztuka. Miłować nie oznacza lubić. Miłowanie bywa bardzo trudne.
Tak jeszcze na zakończenie tej epistoły to pamietam jednego z naszych proboszczów, takiego co na skrupulatne rozliczenie pieniędzy z tacy był bardzo uwrażliwiony. Co niedzielę w "ogłoszeniach parafialnych" odczytywał powoli i bardzo wyraźnie sprawozdanie ksiegowe za ubiegły tydzień, żeby mieć pewnosć, że wierni są poinformowani na co ich pieniądze poszły. Koszmar to był.