Drodzy czytelnicy. Mam 20 lat i uczę się jeszcze w Technikum Ekonomicznym. Przez ostatnie dwa lata miałam dość duże problemy w rodzinie. Moi rodzice się rozwiedli, po czym moja mama wyprowadziła się z domu, by móc pracować. Zostałam w domu sama z babcią.Wszystko działo się tak szybko, nagle wszystko się waliło. Moim problemem był fakt,że nie potrafiłam poradzić sobie z kłopotami. Zapadłam na depresję...Na początku nie zdawałam sobie sprawy,że moje objawy świadczą o tej chorobie. O tym zorientowała się moja mama, która mieszka ode mnie 100 km. dalej.Pamiętam te ciągłe przygnębienia, te nieustanne łzy, myśli,że jestem najgorsza, najbrzydsza, nie umiem sobie z niczym poradzić. Starałam się nikomu nie mówić o moich myślach.Później było coraz gorzej. Zaczęłam nie chodzić do szkoły, by nie musieć rozmawiać z moimi rówieśnikami, mieć z nimi kontaktu, nigdzie nie wychodziłam, płakałam nad swoim losem, myślałam o samobójstwie. Sama zorientowałam się,że coś jest nie tak. Zaczęłam rozmawiać, chodzić do psychologa, później trafiłam do psychiatry, który tak naprawdę mnie uratował z tego wszystkiego. Zaczęłam się leczyć farmakologicznie i czuję się lepiej. Dużo się zmieniło. Tylko jednak nadal mam słabą samoocenę, nie wierze w swe możliwości, boję się wszystkiego...Tylko,że teraz wierzę,że nad tym da się popracować. A może wy mi coś poradzicie???
Chciałabym abyście nie wstydzili się tego,że macie problemy. Nie radząc sobie z nimi, możecie sami nie dać sobie rady. Rozmawiajcie z bliskimi i mówcie im o kłopotach. Nie wstydźcie się chodzić do specjalistów, gdyż oni są po to by nas leczyć. To żaden wstyd. Pozdrawiam