Pomoc nie swojemu dziecku...

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 25 sty 2013, o 16:12

Ja wiem jak to wygląda i wiem, że nie jest łatwo. W niektórych przypadkach żałuję, że takie są procedury.

Poza tym ja nie wierzę, że poprzestał by na jednym ruchu. Jak rozwodził się ze swoją byłą zoną, to miałam okazję zobaczyć jaki jest mściwy.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Honest » 25 sty 2013, o 16:41

A kiedy planujecie coś wynająć???
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 25 sty 2013, o 20:39

Jak najprędzej. Ale musimy coś odłozyć na wstępną kaucję a nie brać znów pozyczkę.
Mam nadzieję, że w ciągu pół roku cos się uda. Oboje pracujemy znów a w poniedziałek idę na rozmowę o pracę dodatkową, taką w domu wykonywaną.

A czemu pytasz?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Honest » 27 sty 2013, o 19:20

Tak pytam. Potem będziesz mogła bardziej pomóc Małemu.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 27 sty 2013, o 21:35

To się okaze jeszcze. Czy w ogole da się coś wskórać. Po pierwsze nie jestem żadnym opiekunem a po drugie cos mi sie wdaje, że za nim ktoś łaskawie sie tym na prawdę zajmie.... wymslą mi pewnie setki powodów wg których mają związane ręce... ech. Zobaczymy.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Apasjonata » 1 lut 2013, o 13:47

Księzycowa,
zagladam do tego tematu , choc nie piszę , tak się zastanawiam, czy Ty lubisz swojego bratanka?
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 1 lut 2013, o 20:20

Apasjonata napisał(a):Księzycowa,
zagladam do tego tematu , choc nie piszę , tak się zastanawiam, czy Ty lubisz swojego bratanka?



Nie lubię. Żal mi go i mu współczuję. Ostatnio się zastanawiałam czy pójście gdzieś, żeby tą sparwę skonsultować ma sens,bo z perspektywy dziecka jest tak, że matki już nie ma, bo ma go gdzieś a tu nagle straci ojca jak go zabiorą i jeśli to zrobią w ogóle. Jeżeli zostanie, to jego męki ciąg dalszy .
Z innej strony wiem i widzę, ze dziecko cierpi bardzo, bo męczy się ze sobą na pewno i powiem szczerze, że mi jest źle widzieć smutne dziecko, cierpiące w takim wieku. W końcu nic nikomu nie zrobiło...
Ale nie lubię nie wiem czy dosłownie jego ale tego jak się zachowuje mimo, że wiem dlaczego tak jest i nadal mu współczuje ale doprowadza mnie nie raz do chęci rozszarpania go... to mieszane jest wszystko i ogarnąc czasem nie mogę ale wiem po sobie i widzę jakie są i będą konsekwencje tego, co się dzieje.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 1 lut 2013, o 21:39

No i mysle ,ze tu jest pies pogrzebany , bo inaczej latwiej by Ci bylo skorzystac z naszych rad np brania malego na spacery ,spedzania czasu czy jak wspomniala impresja (chyba) brania do schroniska .

Problem lezy w tym ,ze ty sie nie mozesz przelamac do niego a dopoki tego nie zrobisz nic nie zdzialasz.

nikt Ci nie kaze go kochac (pamietam ,ze jak bylam 15latka strasznie irytowala mnie moja mlodsza kuzynka ,bo byla rozpieszczona)

ale jestes juz na tyle dorosla ,ze powinnas stanac ponad tymi uczuciami.

wiem ,ze sie da ,bo nie wszystkie dzieci lubi sie tak samo (tak jak nie wszystkich ludzi) ale wiem ,ze mozna podejsc profesjonalnie.

tak jak ze zwierzetami , niektore maja taki charakter,ze niechetnie sie do nich podchodzi itp. ale ,zeby pomoc trzeba chcec zrozumiec.

pozbycie sie uprzedzen to jest bardzo przydatna lekcja ,ktora warto praktykowac .
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 1 lut 2013, o 21:43

a i jeszcze ,z tego co wiem sa teraz w PL specjalne programy w osrodkach pomocy spolecznej , wysyla sie opiekuna do rodziny ,ktory pomaga rodzicom , wysyla na ich kursy itp.

zabranie dziecka jest ostatecznoscia .

oczywiscie wszystko zalezy od chcei wspolpracy rodzicow ale sprobowac zawsze warto.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 1 lut 2013, o 21:54

Cat z zabieraniem go do schronisk czy innego kontaktu nie jest to proste choćby dlatego, że zwyczajnie on ich nie lubi po prostu to raz a dwa nie panuje nad emocjami i przy każdej lepszej okazji kiedy mu się zdarzy wybuchnąć kiedy będzie kot w pobliżu dostanie kopa dla tego, że tak na prawdę ich nie lubi a przy większym wybuchu jest nie do ogarnięcia.
Wiem, bo moja mama go się stara pod tym kątem jaakby zmieniać ale to nic nie daje. Nigdy mi wierzak nie oberwał ale to tylko dlatego, ze nie ufałam temu, że ,,on już lub zwierzątka". To, że jest niby przez chwile miły nie znaczy, że przy zmianie jego nastroju nadal tak będzie, bo nie będzie i dlatego izoluję zwierzaki, bo nie są obiektami ćwiczeń a widziałam zapędy tego dziecka w pewnych sytuacjach i mam powody by mu nie ufac.

A chcę pomóc w taki sposób jaki umiem a dzieci nie lubię w ogóle żadnych. A co do zwierząt nie miałam jeszcze sytuacji bym jakiegoś nie lubiła nie zależnie od jego charakteru i wątpię by taka nastąpiła.

caterpillar napisał(a):No i mysle ,ze tu jest pies pogrzebany , bo inaczej latwiej by Ci bylo skorzystac z naszych rad np brania malego na spacery ,spedzania czasu czy jak wspomniala impresja (chyba) brania do schroniska .


ale jestes juz na tyle dorosla ,ze powinnas stanac ponad tymi uczuciami.


Ja nie chcę sie na siłę do czegoś przekonywać.Tak samo jak nikogo innego nie przekonam na siłę do swoich poglądów tak nie rozumiem czemu na siłę mam się zmuszać do lubienia czegoś czego nie lubię, co mnie męczy i denerwuje. Dorosłość moim zdaniem nie ma tu nic do rzeczy. Każdy czegoś nie lubi. To znaczy, ze jest jeszcze nie wystarczająco dorosły? No chyba nie aż tak .


caterpillar napisał(a):a i jeszcze ,z tego co wiem sa teraz w PL specjalne programy w osrodkach pomocy spolecznej , wysyla sie opiekuna do rodziny ,ktory pomaga rodzicom , wysyla na ich kursy itp.

oczywiscie wszystko zalezy od chcei wspolpracy rodzicow ale sprobowac zawsze warto.



No własnie a mój brat jest slepy i uważa, że pier....olę głupoty a moja mama, że mały to dziecko i z tego wrośnie a tu jest coraz gorzej. Ja mówię a oni, ze przesadzam... jedno sie nie zmieniło... mi też mówili, że nic się nie dzieje :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 1 lut 2013, o 22:15

Ja nie chcę sie na siłę do czegoś przekonywać.Tak samo jak nikogo innego nie przekonam na siłę do swoich poglądów tak nie rozumiem czemu na siłę mam się zmuszać do lubienia czegoś czego nie lubię, co mnie męczy i denerwuje. Dorosłość moim zdaniem nie ma tu nic do rzeczy. Każdy czegoś nie lubi. To znaczy, ze jest jeszcze nie wystarczająco dorosły? No chyba nie aż tak .



jesli chcesz komus pomoc musisz zapomniec o uprzedzeniach , po to aby nawiazac relacje i po to aby zrozumiec problem tego czlowieka.


co do zwierzat

widzisz ja bardzo lubie zwierzeta a np psa mojej ciotki niezbyt lubilam
smierdzialo mu z pyska i jazgotal przy byle okazji , co mnie strasznie irytowalao.


:bezradny:



skoro sama nie mozesz mu pomoc a rodzice sa tepi i nie widza problemu to nalezalo by isc wyzej (szkola ,osrodek )

ja innego sposobu nie widze
a skoro ty wszysko negujesz

to ja nie wiem po co zalozylas ten watek ksiezycowa
dla spokojnego sumienia ,czy zeby sobie pogadac?

:bezradny:



p.s.



nie wiem czy to bylo w tym watku czy w innym ale mowiono o tym

Zaburzeń antyspołecznych (psychopatie, socjopatie) nie diagnozuje się przed 18 rokiem życia, choć w życiu dzieci zagrożonych wystąpieniem antyspołecznego zaburzenia osobowości, zauważyć można współwystępowanie trzech zachowań, zwanych trójkątem Mc Donalda. (Znęcanie się nad zwierzętami, podpalenia i moczenie nocne).

ja juz wiecej pomyslow nie mam

wiec odpadam

przykro mi :bezradny:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 1 lut 2013, o 22:24

widzisz ja bardzo lubie zwierzeta a np psa mojej ciotki niezbyt lubilam
smierdzialo mu z pyska i jazgotal przy byle okazji , co mnie strasznie irytowalao.


Wiesz, trudno mieć pretensje do psa, że mu z pyska śmierdzi, bo to nie w jego mocy a opiekunów, żeby dbać o jego zgryz i zdrowie. A czasem wiek robi swoje i z przewodu pokarmowego są problemy co odczuwa się a najczęściej wszystko razem. Że jazgotał, to też nie wina psa a ułożenia jego przez właściciela. Raczej do ciotki powinna być niechęć, że nie zechciała zrobić minimum by problem uciążliwy jeden i drugi wytępić albo zmniejszyć.
Nie wyobrażam sobie, żeby mieć do zwierzaka niechęć, bo z paszczy mu smierdzi albo, ze jest uciążliwy. Może dlatego, że wiem jak to działa i mi raczej żal psów, które zieją przesadną agresją na przykład, bo to z reguły efekt smutnych doświadczeń albo głupoty ludzkiej (np.podjudzanie do walki psów w typie bull itp.)
ale wracając do tematu stworzyłam wątek, żeby dowiedzieć się jak mogę pomóc dziecku przez różne ośrodki właśnie nakreślając, ze nie mam z nim relacji praktycznie żadnej ale przerwać jego męki bardzo bym chciała a inaczej niż udanie się z tym gdzieć po prostu nie umiem i nie chce się zmuszać.
Ostatnio edytowano 1 lut 2013, o 22:30 przez Księżycowa, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 1 lut 2013, o 22:29

A co do zachowań, to moczenie było a chęć znęcania się również. Poza tym, nie tylko w zamiarach ale i w słowach.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 1 lut 2013, o 22:41

Wiesz, trudno mieć pretensje do psa, że mu z pyska śmierdzi, bo to nie w jego mocy a opiekunów, żeby dbać o jego zgryz i zdrowie. A czasem wiek robi swoje i z przewodu pokarmowego są problemy co odczuwa się a najczęściej wszystko razem. Że jazgotał, to też nie wina psa a ułożenia jego przez właściciela. Raczej do ciotki powinna być niechęć, że nie zechciała zrobić minimum by problem uciążliwy jeden i drugi wytępić albo zmniejszyć.
Nie wyobrażam sobie, żeby mieć do zwierzaka niechęć, bo z paszczy mu smierdzi albo, ze jest uciążliwy. Może dlatego, że wiem jak to działa i mi raczej żal psów, które zieją przesadną agresją na przykład, bo to z reguły efekt smutnych doświadczeń albo głupoty ludzkiej (podjudzanie do walki psów w typie amstaff itp.)
ale wracając do tematu stworzyłam wątek, żeby dowiedzieć się jak mogę pomóc dziecku przez różne ośrodki właśnie nakreślając, ze nie mam z nim relacji praktycznie żadnej ale przerwać jego męki bardzo bym chciała a inaczej niż udanie się z tym gdzieć po prostu nie umiem i nie chce się zmuszać.


trudno miec pretensje do dziecka ,ze zachowuje sie jak sie zachowuje, bo to nie w jego mocy a w opiekunow
a czasem wiek robi swoje i rozne zaburzenia ,ktorych opiekunowie nie staraja sie zdjagnozowac.

niewyobrazam sobie ,zeby miec do dzieciaka niechec tylko dla tego ,ze ma glupich rodzicow ,ktorzy nie potrafia go wychowac , moze dlatego ,ze wiem jak to dziala i mi raczej zal dzieci ,ktore zieja agresja ,bo wiem,ze to z reguly efekt smutnych doswiadczen albo glupoty ludzkiej (podjudzanie do agrsji ).



p.s. pies mnie irytowal ,co nie znaczy ,ze niebylabym mu w stanie pomoc .


ale wracając do tematu stworzyłam wątek, żeby dowiedzieć się jak mogę pomóc dziecku przez różne ośrodki właśnie nakreślając, ze nie mam z nim relacji praktycznie żadnej ale przerwać jego męki bardzo bym chciała a inaczej niż udanie się z tym gdzieć po prostu nie umiem i nie chce się zmuszać.


chce ale nie chce

czyli jak ? mamy ci dac magiczne zaklecie?

zrozum ,ze wyjscia sa dwa

jesli one ci nieodpowiadaja to podaruj sobie temat

:bezradny:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 1 lut 2013, o 22:48

Ale ja nie mam pretensji do dziecka. Czytałaś watek od początku? Sansevieria i Iliada rozmawiały ze mną na temat ośrodków radząc co mogę zrobić na tyle ile jestem w stanie.


moze dlatego ,ze wiem jak to dziala i mi raczej zal dzieci ,ktore zieja agresja ,bo wiem,ze to z reguly efekt smutnych doswiadczen albo glupoty ludzkiej (podjudzanie do agrsji ).


Z tą agresją to jest jednak zasadznicza różnica ;)

Dziecko mnie irytuje co nie znaczy, ze nie jestem w stanie mu pomóc ale nie rozumiem dlaczego muszę to robić tak jak każdy by chciał a nie tak jak jestem w stanie.
Po co gadanie komuś, komukolwiek ,,dbaj o siebie" kiedy jak stara się to robić nagle się okazuje, że coś powinien, bo inaczej, to albo czegoś nie chce albo tylko gada, że chce? A może chce ale w inny sposób niż osoba kochająca każde zasmarkane i śliniące się, wrzeszczące dziecko.
:bezradny:

Nie chcę zaklęcia, nigdzie tak nie napisałam... na samym początku w zasadzie dostałam odpoiwedź i wiem gdzie mam iść jak tylko będę miała możliwość a wątek ciągnie się sam, tak po prostu.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 214 gości