chciałabym umrzeć....

Problemy związane z depresją.

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 17 paź 2012, o 00:10

Dodatkowo jestem dosyć trudną osobą w pożyciu, często mnie coś drażni, lubię jak coś jest po mojemu, gdy jestem z kimś za blisko uciekam w pewnym momencie. Mam za sobą toksyczny związek, w którym za bardzo kochałam, może to też ten problem, że nie jestem przyzwyczajona do tej stabilności, do tego że ktoś jest taki dobry dla mnie. Większość życia tego nie miałam. A skoro on tak bardzo mnie kocha, mnie, która odczuwa siebie jako osobę nieco wybrakowaną, to odbija się na nim, że tracę tak jakby ten podziw do niego, czy nie wiem ja to tam nazwać. Umniejszam jego osobę.
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Księżycowa » 17 paź 2012, o 00:21

może to też ten problem, że nie jestem przyzwyczajona do tej stabilności, do tego że ktoś jest taki dobry dla mnie.

To bardzo możliwe, że brakuje Ci w związku ,,atrakcji" w postaci niepewności albo awantur, czekania co sie wydarzy. Na początku związku, tego normalnego i obecnego też to miałam. Chciałam się rozstać, bo to nie to niby, bo czegoś brak... wtedy zastanowiłam się czego? Bo mam faceta wyrozumiałego, cierpliwego, myslącego i w innych sferach na super poziomie ;) . Ma swoje wady, wkurza czasem ale kto ich nie ma? Ja pewnie też nie raz go wkurzam a ma co znosić przy moich zaburzeniach.
Nie umiałam po prosru odnaleźć się w stabilności uwierzyc, że coś może być pewne...

Co zadecydujesz, to musisz dojść sama... może warto pomyśleć czy to brak uczucia czy psychika sie buntuje, bo nie ma ,,narkotyku" w postaci niepewności i adrenaliny.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 17 paź 2012, o 00:26

Właśnie po tym ostatnim wydarzeniu, jak wyobraziłam sobie, że miałoby go jednak zabraknąć.... Nie chce go stracić :( Wszystko się jednak okaże, bo z tą moją psychiką to wiem jakie numery mi nie raz wykręca.

Dzięki za wsparcie, lżej troszkę jak wyrzuciłam to z siebie :kwiatek:
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Księżycowa » 17 paź 2012, o 00:34

Cieszę się, ze moglam pomóc.
Masz cięzki orzech do zgryzienia, bo nie wiem jak Ty czujesz ale ja nie umiałabym okłamywać faceta, że go zdradziłam... Poza tym napisałaś, że nie do końca... nie musisz mi się tlumaczyć ale zastanawiam się jak zdrada może byc nie do konca? ;) . Z tego, co rozumiem wycofałas się, więc możesz powiedzieć, że się powstrzymałaś....
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 17 paź 2012, o 10:27

Masz racje, zdrada to jest zdrada, tu nie ma stopniowania, a jak ktoś sobie stopniuje jak ja, to tylko by łatwiej przez to przejść. Nie jest mi łatwo, pół nocy nie przespałam myśląc o tym. Ale wolę zachować to dla siebie, trwać w tym kłamstwie, by go nie zranić, całe cierpienie biorę na siebie. Ostatnio nasze relacje i tak są nieco oziębłe, głównie z mojej strony, więc o tyle mi łatwiej. Dodatkowo tak jak pisałam nie mieszkamy ze sobą i tak dużo czasu nie spędzamy razem. To nie wygląda tak, że jak go widzę rzucam mu się na szyje ze słodkimi słówkami o jak tęskniłam i jak kocham;) Bo te słowo od dawna ode mnie nie padło. (zresztą ja jestem takim bardzo zamkniętym uczuciowo człowiekiem któremu trudno okazywać uczucia czy i emocje nawet jeśli je odczuwam)

Ciężko trudno, ale sama sobie jestem winna. Może jeszcze gdybym wcześniej obgadała z kimś mój bieżący stan jakoś w inną stronę poszło by moje zachowanie. Tak to jest jak się przestaje pracować nad sobą.
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Księżycowa » 17 paź 2012, o 17:43

Ale wolę zachować to dla siebie, trwać w tym kłamstwie, by go nie zranić, całe cierpienie biorę na siebie.

Wybór jest Twój. Bądź pewna, ze będzie Cię to zżerać od wewnątrz. Sporo osób tutaj w innym przypadku było za tym, żeby zatajać, ja na przykład bym nie potrafiła. Jedni powiedzą, że prawda, to ulżenie sobie (bo poniekąd tak jest) i ogólnie działanie we własnym interesie. Ja uważam, że okłamując tę osobę krzywdzi się ją i tak pomimo, ze ona o tym nie wie. Ja na przykład wiem jak zareagował by mój facet - odszedłby, tak twierdzi. Jak by było faktycznie mam nadzieję, ze nigdy się nie dowiem ale uważam, że osobie zdradzonej chociaż tyle sie nalezy.


Może uważasz, ze Ci się należy męczyć za to co zrobiłaś i cierpieć... nie musisz. Masz prawo podejmowac decyzje najlepsze dla siebie, żeby następnym razem żyć lepiej.. nie do końca wg mnie cierpienie uszlachetnia.
Czy ja bym wybaczyła zdradę, to na przykład nigdy nie odpowiem, ze definitywnie nie, bo jesli mam obok siebie kogoś, kto jest uczciwy przez caly czas, nie oszukuje, nie kręci, na rzęsach dla mnie staje, to trudo mi było by go skreślić, bo może w kryzysie kazdy się pogubić. Kwestia tego czy bym widziała, że chce się zmienić i odzyskac zaufanie a to widać.
Oczywiście jak ktoś łże jak pies, to definitywny wypad ale wg mnie są rzeczy o które warto powalczyć.
Ale ile osób, tyle będzie opinii. Każdy poradzi sobie inaczej z jedną decyzją - wolny wybór.


To nie wygląda tak, że jak go widzę rzucam mu się na szyje ze słodkimi słówkami o jak tęskniłam i jak kocham;) Bo te słowo od dawna ode mnie nie padło. (zresztą ja jestem takim bardzo zamkniętym uczuciowo człowiekiem któremu trudno okazywać uczucia czy i emocje nawet jeśli je odczuwam)

Ja też jestem osobą zamknietą, trudno mi okazywać emocje ale w związku nauczyłam sie to robic na maxa. Powiem szczerze, że nikt w domu nie wie o mnie tyle ile wie mój Ł, nikt nie zna mnie tak jak on. Mimo, że mieszkamy ze sobą, to po powrocie z pracy potrafimy się witac jak na początku związku...
On jest jedynym najbezpiecznieszym dla mnie ,,miejscem", które nie wystawi mnie do wiatru i nie umniejsza moich problemów, nie mówi, ze mi się wydaje coś.
Dlatego zastanawiam się jaką osobą jest Twój partner. Czy wzbudza w Tobie w ogóle poczucie bezpieczeństwa na tyle, żeby się przy nim rozluźnić nieco bardziej niz przy innych.
Bo jesli czegoś Ci wzwiązku brak (poza poczuciem niepewności, czego brak jest zdrowy), to nie ma sensu się zmuszać i tłumaczyć , to tendencją do skrajnych emocji.
Kwestia tylko tego jak Ty to widzisz. Czy jesli załozymy, że nie masz potrzeby do adrenaliny w związku, to czy jest coś, co czego po prostu Ci brak, niespełnienie oczekiwań.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 22 paź 2012, o 22:12

Trochę chorowałam ostatnio, nie miałam siły usiąść na spokojnie przed kompem i sensownie odpisać.

Tak tylko w paru słowach - emocje minęły, zdecydowałam się dalej nic nie mówić, ale powoli zbliża ten związek do końca. Coś minęło. Uczucia minęły, tak już czasem bywa. Tylko lepiej jak rozejdziemy się w zgodzie i bez "dymu".

Dziwnie się dzisiaj czuję. Chłopak z którym zdradziłam leży w szpitalu i walczy o życie, miał ciężki wypadek samochodowy. Tak bardzo chciałam by nic się nie wydało... A tu taka tragedia. Byłam w szoku gdy się dowiedziałam. Jakby los sobie zadrwił, że mi uszło wszystko na sucho ale ktoś cierpieć przecież musi. Oczywiście nie traktuje tego tak dosłownie ale jakoś tak dziwnie....
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Dzwoniec » 22 paź 2012, o 22:30

alutko przytulam :pocieszacz: :pocieszacz: :pocieszacz:
Dzwoniec
 
Posty: 186
Dołączył(a): 22 paź 2012, o 08:28

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Iliada » 26 paź 2012, o 23:40

A wiesz co to jest zaufanie? Uważasz, że to wporządku? Powinnaś mu od razu o tym powiedzieć, a nie ukrywać, aby go nie zranić. Prawda jest taka, że nie mówisz mu o tym nie dlatego że nie chcsesz go zranić, ale wiesz jak zareaguje, że się wkurzy, że będzie chciał Cię zostawić. I pewnie tak będzie. Tylko że jesli to miłosc to powinna wszystko przetrwac, a kryjąc to przed nim robisz JESZCZE GORZEJ. Prawda ZAWSZE wychodzi najaw. Gorzej jeśli nie z Twoich ust. Jeśli nie potrafisz powiedzieć to napisz list. I jeśli się zdecydujesz to nie zostawiaj go bo on nie chce Cię już widzieć tylko jeśli go tak bardzo kochasz to staraj się go odzyskać na nowo.
Avatar użytkownika
Iliada
 
Posty: 258
Dołączył(a): 10 paź 2012, o 02:25

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 27 paź 2012, o 12:32

Dziękuje za parę słów krytyki, aczkolwiek ja to wszystko wiem. Ze wszystkim się zgadzam, a że postępuje inaczej, że jestem tchórzem, no cóż...

Piszesz o prawdziwej miłości. Gdyby to była prawdziwa miłość, do niczego podobnego by nie doszło. Jakbyś czytała moje posty wcześniejsze dokładniej zauważyłabyś, że związek z mojej strony chyli się ku końcowi. A skoro i tak się niedługo skończy, i tak odejdę, nie widzę potrzeby uświadamiać go o zdradzie, bo i tak wystarczająco będzie cierpiał gdy odejdę. Z jednej strony, może faktycznie - wyszłoby wszystko na jaw (od nikogo innego się nie dowie bo nie ma jak) sam by mnie rzucił i nie chciał więcej widzieć, ale z drugiej... Myślę, że miałby ogromny problem obdarzyć potem kogoś znowu zaufaniem. Nie chcę zostawiać mu takiego trwałego śladu w psychice (sama byłam zdradzona kiedyś więc wiem jakie to bolesne). A jeszcze z nim nie zerwałam bo...nie wiem jak mu to powiedzieć. To jest bardzo dobry chłopak, zresztą zdaje się kompletnie nie zauważać jak bardzo się od niego ostatnio odsunęłam, albo nie chce widzieć i sam udaje, że wszystko okej. Tak się zastanawiam właśnie, czy by mu nie na pisać listu, nawet jakby go miał odczytać przy mnie byłoby mi łatwiej. Ale o zdradzie, choć by tu 50 osób na mnie krzyczało i wypominało jak to robię źle, nie wspomnę.
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Iliada » 27 paź 2012, o 14:09

Przepraszam Cię, ze tak Cię zaatakowalam. Miałam w sobie negatywne emocje. Co do prawdziwej miłości to masz rację. A co do zakończenia związku to skoro jest jak jest to moim zdaniem juz dawno powinnas go zakończyć i nie ciągnąć tego dalej. A list jeszcze raz polecam. Najlepiej jakbyś z nim porozmawiala, powiedziała ze to koniec i dała list i odeszła. Czym szybciej to zrobisz tzn szybciej będziesz od tego wolna będziesz mogła układać życie na nowo juz bez niego.
Avatar użytkownika
Iliada
 
Posty: 258
Dołączył(a): 10 paź 2012, o 02:25

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 4 lis 2012, o 12:01

Zerwałam.... było mi bardzo ciężko to zrobić ale z drugiej strony było mi też ciężko być z nim bo doszło do tego, że każdy dotyk mnie irytował i "bolał" tak dalece się odsunęłam... Czuje się winna, tego że nie potrafiłam go kochać tak jak on mnie, że w odpowiedniej chwili nie powiedziałam że coś jest nie tak, że on teraz cierpi.

Muszę jednak zacząć myśleć o sobie. O tym co dla mnie dobre. Tzn on był bardzo dobry dla mnie, ale może zbyt dobry? Nie umiał się na mnie nigdy na nic zdenerwować, (nawet gdy naprawdę zasłużyłam), na wszystko pozwalał, we wszystkim wyręczał... Jakbym nie miała żadnych wad, to też jest złe, bo człowiek się rozleniwia, przestaje pracować nad sobą, nie stara się się też bo po co jak i tak jest dobrze.
I ta jego relacja z matką... Rozumiem, że jak się mieszka w domu należy pomagać i brać jakiś udział w życiu rodzinnym ale bez przesady.... Bo ją trzeba codziennie do pracy na 6 zawieść (zaznaczę, że kobieta nieschorowana, zdrowa, a autobusy bez problemy jeżdżą)a w weekend na poranne zakupy bo akurat ona lubi rano. Jak prosto z pracy jechał do mnie to pretensje, że on wcale z nią nie rozmawia, że jak on może tak dom olewać. Ciągle jakieś obowiązki, pretensje itp. Facet 26 lat a jak dziecko. Zero spontaniczności, jakieś zaplanowane nocowania raz w tygodniu może. Nawet jakbyśmy kiedyś zamieszkali razem to już widzę te ciągłe telefony z prośbą o pomoc.
No i najgorsze - ten brak namiętności. Seks ograniczony do raz-dwa w miesiącu i w dodatku co z tego, że mógł długo jak dojść za cholerę. To co to za przyjemność, a i w końcu przychodzą takie myśli że nawet dzieci z tego nigdy nie będzie. Seks był raz lepszy raz gorszy raz częściej raz rzadziej, ale klapa. W sumie tak, to jest główny powód zerwania z nim, że nie dochodzi. Bo ani on zadowolony, ani ja, bo to że ja nie dochodzę to trudno, od zawsze miałam z tym problem ale facet nie może mieć z tym problemu, nie w tym wieku! Zresztą dochodzi nie dochodzi namiętność była marna, tzn chwilami dobra, ale raczej słaba. A to jest jakaś tam podstawa dobrego związku, inaczej związek zamienia się w parę kumpli a tak się u nas chyba stało. Zresztą ja byłam chyba jego drugą dziewczyną, pierwsza była dawno i nieprawda, więc on może nie widział w tym takiego problemu jak ja. Ja byłam w innych związkach, wiem co to prawdziwa chemia, co to prawdziwa "chcica", tu tego nie było. Jednak związki oparte najpierw na przyjaźni nie zawsze wychodzą.

Wyrzuciłam z siebie chyba trochę z dawna nagromadzonych emocji....
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Iliada » 4 lis 2012, o 18:45

Według mnie zrobiłaś dobrze. Wiem, że to było trudne. Jeśli będziesz w to wierzyc ze dasz sobie radę to dasz :) Jestem z Tobą :pocieszacz:
Avatar użytkownika
Iliada
 
Posty: 258
Dołączył(a): 10 paź 2012, o 02:25

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez Abssinth » 6 lis 2012, o 11:52

ja sie zastanawiam, dlaczego z takim maminsynkiem w ogole bylas.... jeszcze na dodatek, jesli w lozku nie mialas z tego zadnej przyjemnosci :/
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: chciałabym umrzeć....

Postprzez alutka_87 » 6 lis 2012, o 14:26

Wiesz Abssinth, bo nie wszystko jest czarne albo białe. Maminsynkiem typowym nie był - sam miał złe zdanie o matce, tyle że póki mieszkał z nią musiał przystać na jej warunki, a za mało jaj miał by się wyprowadzić (no i też małe zarobki). Czasem tam się stawiał jej niby...
A kiepski seks - nie można mieć wszystkiego jak się wchodzi w związek oparty na przyjaźni itp. Cieszyłam się, że w końcu jestem z kimś kto mnie wspiera, jest dobry, nie jest toksyczny itp a seks myślałam że z czasem się poprawi bo i były rozmowy o tym i starania też. A potem im dłużej z kimś sie jest tym trudniej się rozstać, tym bardziej wiedząc, że wg drugiej strony wszystko jest dobrze.
I tak to jakoś trwało. Nie żałuję że trwało, teraz nie żałuję że się skończyło.
alutka_87
 
Posty: 159
Dołączył(a): 5 paź 2009, o 22:56
Lokalizacja: kraina czarów

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 304 gości