przez Księżycowa » 17 paź 2012, o 17:43
Ale wolę zachować to dla siebie, trwać w tym kłamstwie, by go nie zranić, całe cierpienie biorę na siebie.
Wybór jest Twój. Bądź pewna, ze będzie Cię to zżerać od wewnątrz. Sporo osób tutaj w innym przypadku było za tym, żeby zatajać, ja na przykład bym nie potrafiła. Jedni powiedzą, że prawda, to ulżenie sobie (bo poniekąd tak jest) i ogólnie działanie we własnym interesie. Ja uważam, że okłamując tę osobę krzywdzi się ją i tak pomimo, ze ona o tym nie wie. Ja na przykład wiem jak zareagował by mój facet - odszedłby, tak twierdzi. Jak by było faktycznie mam nadzieję, ze nigdy się nie dowiem ale uważam, że osobie zdradzonej chociaż tyle sie nalezy.
Może uważasz, ze Ci się należy męczyć za to co zrobiłaś i cierpieć... nie musisz. Masz prawo podejmowac decyzje najlepsze dla siebie, żeby następnym razem żyć lepiej.. nie do końca wg mnie cierpienie uszlachetnia.
Czy ja bym wybaczyła zdradę, to na przykład nigdy nie odpowiem, ze definitywnie nie, bo jesli mam obok siebie kogoś, kto jest uczciwy przez caly czas, nie oszukuje, nie kręci, na rzęsach dla mnie staje, to trudo mi było by go skreślić, bo może w kryzysie kazdy się pogubić. Kwestia tego czy bym widziała, że chce się zmienić i odzyskac zaufanie a to widać.
Oczywiście jak ktoś łże jak pies, to definitywny wypad ale wg mnie są rzeczy o które warto powalczyć.
Ale ile osób, tyle będzie opinii. Każdy poradzi sobie inaczej z jedną decyzją - wolny wybór.
To nie wygląda tak, że jak go widzę rzucam mu się na szyje ze słodkimi słówkami o jak tęskniłam i jak kocham;) Bo te słowo od dawna ode mnie nie padło. (zresztą ja jestem takim bardzo zamkniętym uczuciowo człowiekiem któremu trudno okazywać uczucia czy i emocje nawet jeśli je odczuwam)
Ja też jestem osobą zamknietą, trudno mi okazywać emocje ale w związku nauczyłam sie to robic na maxa. Powiem szczerze, że nikt w domu nie wie o mnie tyle ile wie mój Ł, nikt nie zna mnie tak jak on. Mimo, że mieszkamy ze sobą, to po powrocie z pracy potrafimy się witac jak na początku związku...
On jest jedynym najbezpiecznieszym dla mnie ,,miejscem", które nie wystawi mnie do wiatru i nie umniejsza moich problemów, nie mówi, ze mi się wydaje coś.
Dlatego zastanawiam się jaką osobą jest Twój partner. Czy wzbudza w Tobie w ogóle poczucie bezpieczeństwa na tyle, żeby się przy nim rozluźnić nieco bardziej niz przy innych.
Bo jesli czegoś Ci wzwiązku brak (poza poczuciem niepewności, czego brak jest zdrowy), to nie ma sensu się zmuszać i tłumaczyć , to tendencją do skrajnych emocji.
Kwestia tylko tego jak Ty to widzisz. Czy jesli załozymy, że nie masz potrzeby do adrenaliny w związku, to czy jest coś, co czego po prostu Ci brak, niespełnienie oczekiwań.