Czy dać drugą szansę???...

Problemy z partnerami.

Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 9 mar 2012, o 12:55

Kochani, jestem tu, bo potrzebuję obiektywnej i szczerej opinii kogoś 'z zewnątrz'. Liczę na Waszą pomoc.

A więc...

Dawno temu, w czasach "młodej gangsterki" poznałam Go - mieliśmy wspólnych przyjaciół - moje serce od razu szybciej zabiło, ale nikt o tym się nie dowiedział. Był uroczy, przystojny, z poczuciem humoru - ale miał jedną (wtedy) wadę, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, nie miał najmniejszego problemu ze zdobyciem każdej dziewczyny. A ja postanowiłam, że mu udowodnię, że tak zawsze nie będzie. Mi też niczego nie brakowało, miałam powodzenie, ale miałam swoje zasady. Oczywiście zaczął się o mnie starać, ale byłam twarda i udawałam, że wcale nie jestem zainteresowana jago zalotami. Zostaliśmy kumplami. Byliśmy w stałym kontakcie telefonicznym, od czasu do czasu spotykaliśmy się w gronie przyjaciół, on nadal próbował mnie oczarować i się ze mną umówić, ale ja cały czas miałam w sobie tą obawę, że jestem tylko "kolejnym wyzwaniem".
Pewnego dnia, po już bardzo długiej znajomości, napisałam do niego sms, bo jakiś czas się wogóle nie odzywał. Oddzwonił, powiedział, że jest z kimś, a ona jest bardzo zazdrosna i dlatego nie pisze i nie dzwoni. To była nasza ostatnia rozmowa...
Życie toczyło się dalej. Praca, dom, przyjaciele. Przyszedł dzień, gdy zbliżając się do 30-stki stwierdziłam, że czas też ułożyć sobie życie. Poszło prościej niż bym mogła oczekiwać. Poznałam chłopaka, wydawał mi się być odpowiednim kandydatem do założenia rodziny, do wspólnego życia. Zaczęliśmy się spotykać, on wyjeżdżał regularnie za granicę do pracy, pojechałam z nim. Pół roku mieszkania razem na obczyznie i już nie było tak kolorowo. Zaczynałam dojrzewać do myśli o rozstaniu, gdy - okazało się, że jestem w ciąży. Ucieszyłam się, że będę miała dzieciątko. Ale nie dałam się zwariować, nie było ślubu za namową rodziny, nie było też happy end'u. Powiedziałam, że dam mu szansę udowodnienia, czy jest człowiekiem mimo wszystko odpowiedzialnym, czy będzie się starał stworzyć rodzinę i wziąć za tą rodzinę odpowiedzialność czy jednak będzie chciał żyć tak jak dotychczas (tylko wyjazdy, mieszkanie z kolegami i hi-life, a wszystko za aprobatą jego matki, której wątku w tym miejscu nie rozwinę, bo nie o nią tu chodzi). Stanęło na tym, że ja zostałam w Polsce i miałam "dbać o siebie", a on wyjechał, żeby jak najwięcej zarobić przed urodzeniem dziecka. Ale im bardziej brzuch mi ziemię przesłaniał, tym więcej on miał powodów, żeby tu nie wracać. W końcu po całej samotnie spędzonej ciąży, zmusiłam go do powrotu, bo nie chciał wracać wogóle. Zdało się to tylko na tyle, że po porodzie (mam śliczną kochaną 2-letnią córcię) zamiast wsparcia i pomocy było jedynie playstation, komputer, żadnej chęci do pracy w Polsce, a w końcu stwierdzenie, że on "nie dorósł do bycia ojcem", że wyjeżdża z powrotem, pieniądze mi na dziecko wyśle, ale on sobie tu życia nie wyobraża...
I tak zostałam samotną matką...
Długo dochodziłam po tym wszystkim do siebie.
Aż nieoczekiwanie, gdy Córcia skończyła roczek, telefon, a w nim znajomy głos sprzed lat, który był taki radosny, ze jednak nie zmieniłam przez te lata numeru. To był On! Nagle wszystko stało się piękniejsze, prostsze, jaśniejsze. Zaczęliśmy się spotykać, było tyle tematów do nadrobienia. Organizował czas nie tylko nam ale i Malutkiej (zoo, wycieczki itp.). W końcu stwierdziłam, że po 12 (!) latach znajomości, dam nam szansę na bycie razem. Nie chciałam sama wychowywać dziecka, bardzo chciałam stworzyć jej pełną, szczęśliwą rodzinę. Jej tato odwiedza ją średnio raz na pół roku, pokaże się 2-3 razy na godzinkę i to jest wszystko. Teraz poczułam, że jednak może dobrze się stało jak się stało, że teraz wszystko będzie dobrze i tak jak być powinno. Zostaliśmy parą. Przyjaciele byli w szoku, ze po takim czasie jesteśmy ze sobą, rodzina go zaakceptowała i polubiła, że o córeczce już nawet nie wspomnę - po prostu uwielbiała go.

Wszystko było cudowne, oprócz kłótni, które jak wiadomo, w każdym związku się pojawiają. Ale miałam wrażenie, że z czasem On staje się coraz bardziej zazdrosny i zaborczy. Obrażał się, kiedy nie odbierałam telefonu, bo się np. kąpałam lub odkurzałam i go nie słyszałam, sprawdzał mi telefon - niby mi to nie przeszkadzało, ale czasami sama nie pamiętałam kto dzwonił z numerów, których nie miałam zapisanych w książce telefonicznej. Przy niemal każdej kłótni mówił o rozstaniu. Kiedy pózniej na spokojnie rozmawialiśmy o tym co kogo boli i co komu przeszkadza, mówił, że bardzo boi się, że ja wrócę do byłego, bo mamy dziecko, że z nim jestem tylko dlatego, żeby ktoś był, żeby nie być samej - choć to absolutnie nie prawda, bo kochałam i kocham go tak jak nigdy nikogo i wiele dla niego byłam w stanie poświęcić, żeby tylko on uwierzył w to, że poza dzieckiem, którego pozycja w moim życiu jest niepodważalna, on jest najważniejszy. Już nawet przestałam korzystać z portali społecznościowych, bo niby nie miał nic przeciwko, ale zawsze zaglądał (znał moje hasła) i zadawał mnóstwo pytań co do kolegów (a kto to, a skąd się znacie, a byłaś z nim itp.). Każda większa awantura kończyła się tym, że mówił, że ja go nie doceniam (w bardzo wielu sprawach mi pomógł przez rok bycia razem), że nie szanuję, że traktuję jak śmiecia itp. Choć to absolutnie nie prawda, bo nawet moi bliscy zauważyli, że chodzę koło niego jak koło jajka (mimo, że dotychczas koło nikogo tak nie chodziłam i tak się nie starałam).
Już byliśmy nawet wybrać pierścionek zaręczynowy... Poznałam i bardzo polubiłam jego rodzinę, a oni mnie (w porównaniu z przeszłym związkiem to była kolosalna różnica w pozytywnym znaczeniu). Czułam się częścią jego rodziny, a on mojej.
Lecz ostatnia nasza kłótnia zniszczyła wszystko - mimo moich starań, zapewnień i wszystkiego co dla niego byłam w stanie zrobić, mimo każdego załagadzania z mojej strony konfliktów, nadal byłam oskarżana o to, że się zmieniłam, że go nie szanuję (bo podczas rodzinnej imprezy wyszłam do drugiego pokoju pilnować dzieci, gdyż siedząc z nim i tak nie próbował ze mną nawiązać kontaktu, bo miał focha, więc rozmawiał ze wszystkimi tylko nie ze mną). Więc się obraził i pojechał do domu, a potem znów sms'y, zarzuty, oskarżenia itp. Pomyślałam dość, albo wóz albo przewóz. Powiedziałam - koniec, mam dość. I miałam nadzieję, że się opamięta. I opamiętał się. Ale w pierwszy dzień po rozstaniu najpierw mi groził, potem straszył, jak to nie dało rezultatu (po prostu nie odpisywałam ani nie odbierałam telefonu) to mówił, że sobie coś zrobi. Chciałam to przeczekać, bo nie brałam tego na poważnie, wiedziałam, że to tzw, ryk zranionego zwierzęcia. Na kolejny dzień opamiętał się i przeprosił. Wczoraj (Dzień Kobiet) spotkałam się z nim, żeby porozmawiać. Serce mi pękało podczas tej rozmowy, oboje płakaliśmy, bo straciliśmy coś najważniejszego w naszym życiu - siebie. Ale już mnie nie oskarżał o nic, przeprosił za swoje zachowanie po zerwaniu i za wszystko co było nie tak w czasie ostatniego roku, przyznał się szczerze do wszystkiego co było nie tak i to za jego przyczyną. Bardzo chce wszystko naprawić, gdybym tylko mu pozwoliła. Płacze za mną, za dzieckiem (co do ich relacji to akurat nigdy nie miałam żadnych zastrzeżeń, mimo, że nie jest biologicznym ojcem). Tęskni. Boi się, że już mu nie dam szansy. A przecież mieliśmy zostać rodziną na całe życie. Tylko ja nie wiem co powinnam zrobić. Moja rodzina po tym rozstaniu nic nie mówi na ten temat, ale mogę się tylko domyślać, że nie byliby za naszym powrotem do siebie. Ja nie wiem co powinnam zrobić. Serce kocha, boli i tęskni. A rozum, no właśnie rozum nic mi nie chce podpowiedzieć, jak nigdy, dlatego tu jestem. Czy warto dać drugą szansę tej miłości czy będzie podręcznikowo - tak samo? A może jeśli nie przekonam się po raz drugi to nigdy nie będę pewna czy to była dobra decyzja, czy kolejny w życiu błąd? Niech ktoś mądry mi coś szczerze doradzi. Czuję, że to jedna z najważniejszych decyzji w moim życiu - a nie mam pojęcia jak postąpić...........................................
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Abssinth » 9 mar 2012, o 13:10

zanim zdecydujesz...

przeczytaj ksiazke 'kobiety, ktore kochaja za bardzo', autorki Robin Norwood.

jak dla mnie zwiazek z zaborczym, sfochowanym facetem, ktory zwala na Ciebie wine za wszystko, chce zeby kolo niego skakac i tylko ciagle mu malo tego skakania - nie rokuje zbyt dobrze...
i sam fakt, ze wydajesz sie uwazac, ze to jest OK, ze on znal wszystkie Twoje hasla i robil Ci wyrzuty z powodu rozmawiania z kazdym - przeraza mnie.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Apasjonata » 9 mar 2012, o 13:14

Wiesz jest takie powiedzenie " Jak chcesz poznac męża ( w tym przypadku partnera) to się z nim rozwiedź".
I jest w tym prawda , bo łatwo jest się kontrolować jak jest wszystko dobrze, ale wtedy gdy się wszystko wali wychodzą ukrywane emocje i zachowania i one są prawdziwe, poznałas własnie całe oblicze swego pana. I co z tym zrobisz?
Ludzie podczas rozwodów przeżywają różne problemy, od wyciągania brudów po zabieranie dzieci włącznie. I tak sobie myśle, że ten pan jest idealnym kandydatem do tego by sobie takie jazdy w zyciu zafundować.
On ma niskie poczucie własnej wartosci , pokazało to chociazby sprawdzanie twego telefonu czy portali społecznościowych i jest manipulantem ( zastraszanie, straszenie samobójstwem ). Zrobisz jak chcesz , ale dobrze byś wyraxnie widziała w co się pakujesz.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 9 mar 2012, o 13:23

Dziękuję serdecznie za odzew. Za tydzień wyjeżdżam z córcią na jakiś czas do przyjaciółki, żeby nabrać do tego co się wydarzyło dystansu i dojść do siebie.
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 9 mar 2012, o 13:26

P.S. Jak usunąć dwa pozostałe posty? Dodałam przez problem z kompem aż 3 takie same.
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez ewka » 9 mar 2012, o 13:54

Cześć Mirabelle :)
Mirabelle napisał(a):Bardzo chce wszystko naprawić, gdybym tylko mu pozwoliła.

A na czym ma polegać to naprawianie? Czy jest gotów podjąć się terapii? Bo sam to raczej nie da sobie z tym rady.
Ostatnio edytowano 9 mar 2012, o 13:56 przez ewka, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez ewka » 9 mar 2012, o 13:55

Mirabelle napisał(a):P.S. Jak usunąć dwa pozostałe posty? Dodałam przez problem z kompem aż 3 takie same.

Napisz do Admina prośbę o usunięcie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 9 mar 2012, o 14:26

Ewka, myślę, że gdybym mu zaproponowała pójście na terapię, jeśli przyznałby sam przed sobą, że to jest jemu/nam potrzebne, to by się zgodził.
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez ewka » 9 mar 2012, o 20:07

To prawda, przyznać sam przed sobą musiałby. I to musiałoby być takie przekonanie 100% a nie "dla świętego spokoju" albo "bo tak chcesz". I wtedy ta szansa ma jakieś szanse. Efekty terapii będą na pewno nie od zaraz, więc trzeba też dać czasowi czas... a sobie cierpliwość:) Nie wiem, ile i na co masz w sobie gotowość... ten wyjazd to bardzo na czasie. Na odparowanie wydarzeń i podjęcie decyzji.

I na przyszłość - nie udostępniać haseł i zadbać o SWOJĄ WŁASNĄ przestrzeń!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 9 mar 2012, o 22:38

Ewka, dziękuję. Teraz wyjadę, a kiedy wrócę zobaczymy. "Sądzić powinna chłodna głowa, a nie gorące serce". Może za miesiąc już nie będzie tak bardzo przepraszał, tak bardzo tęsknił, tak bardzo kochał. Może ja spojrzę na to wszystko inaczej. Czas pokaże...
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez ophrys » 9 mar 2012, o 23:22

Cóż, powiem krótko. Byłam z mężczyzną, który byłby idealny. Byłby, gdyby nie jego zazdrość. Czytając Ciebie jakbym czytała o swoich przejściach. Po paru latach i wielokrotnych próbach wpłynięcia na postawę i bezzasadną zazdrość partnera zrozumiałam, że to bez sensu.
Odeszłam, a perspektywy czasu oceniam ten związek jako bardzo toksyczny.
Taka osoba musi chcieć terapii i dostrzegać, że problem leży w niej, bez tego uważam, że związek jest absolutnie bez szans.
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez ewka » 9 mar 2012, o 23:26

Będę trzymać kciuki za pomyślność... jakkolwiek ma ona wyglądać. I odezwij się czasem choćby po to to, by myśli poukładać.

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 10 mar 2012, o 00:07

Wieczór... Kolejna nieprzespana noc przede mną... Z tego wszystkiego chyba wrócę do palenia (nie palę 5 lat)... Jeszcze nie wyjechałam... Jeszcze nie złapałam oddechu... Jeszcze się zastanawiałam czy to rozstanie to była dobra czy zła decyzja (MIMO OLBRZYMIEJ POMOCY WAS WSZYSTKICH)... A tu powtórka z rozrywki - kolejne szantaże emocjonalne, kolejne wyrzuty, że mi nigdy nie zależało, że się bawię tą całą sytuacją i tym, że on błagał o kolejną szansę itp. Zobaczymy co jeszcze... Wydaje mi się, że żadna terapia w tym przypadku na niewiele się zda. Jedno jest pewne, te sms'y rozwieją moje wątpliwości do końca... Może to bardziej przykre, ale zdecydowanie bardziej skuteczne!
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez ophrys » 10 mar 2012, o 00:15

Ja też słyszałam, że mi nie zależy, że on był zabawką dla mnie i nikim więcej, nieodebrany telefon, bo odkurzałam (skąd to znasz?) i nie usłyszałam był powodem dwóch tygodni nieodzywania się i pytań kogo zaprosiłam w tym czasie gdy nie odbierałam.
Jak poszłam z Mamą na wystawę, to usłyszałam, że na pewno z jakimś facetem. Tak było ciągle i nasilało się coraz bardziej. To jest choroba Mirabelle niestety :bezradny:

Ja nie byłam w stanie przekonać swojego partnera, że nic nie kręcę :?
Avatar użytkownika
ophrys
 
Posty: 1346
Dołączył(a): 10 paź 2008, o 14:18

Re: Czy dać drugą szansę???...

Postprzez Mirabelle » 10 mar 2012, o 10:47

OPHRYS, ja też za każdym razem ze wszystkiego - już sama automatycznie - się tłumaczyłam. Dawniej kiedy jeszcze nie miałam dziecka i byłam niezależna to była taka prawdziwa niezależność - praca, własne mieszkanie, lubiałam się ubrać, pomalować (taką miałam pracę), miałam mnóstwo znajomych, byłam pewna siebie. Dziecko fakt faktem bardzo dużo zmieniło w moim życiu - ale to akurat w pozytywnym znaczeniu. Ale kiedy teraz patrzę w lustro widzę zaniedbaną kobietę... Bo kiedy się pomalowałam (żeby jemu się podobać!) to były podejrzenia, że gdzieś byłam bez jego wiedzy. Grono moich przyjaciół bardzo się skurczyło, bo zazdrość, bo nie chcę z nim spędzić czasu, czyli już mi nie zależy. O kontakcie na portalach, pisałam już wcześniej. Kiedy były szef (bardzo w porządku człowiek, z którym zawsze bardziej się raczej kumplowałam niż byłam podwładną) zadzwonił spytać co tam u mnie, jak mi się żyje, jak Malutka - to mi zrobił awanturę, że pewnie z nim spałam! Jak była moja kolej na sprzątanie korytarza (co tydzień inny sąsiad to robi, takie kolejki) to teksty, że idę się pewnie przed sąsiadami prężyć! Mogłabym tu jeszcze kilka takich przykładów wyliczyć, ale po co?... Oby to była prawda, że "co nas nie zabije to nas wzmocni"! A pierwsze co zrobię to pójdę do fryzjera! Może odnajdę jeszcze siebie sprzed lat - w końcu mam córeczkę, muszę jej dać przykład jak powinna wyglądać i zachowywać szanująca się kobieta!!!
Mirabelle
 
Posty: 12
Dołączył(a): 9 mar 2012, o 10:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 214 gości