Hej, postanowiłam utworzyć nowy wątek, bo ostatnio miałam dużo przemyśleń... No I czytam pt biblię I zaczynam sobie zdawać sprawę, że moja depresja najprawdopodobniej rozpoczęła się bardzo wcześnie, w okresie dojrzewania albo nawet dzieciństwa... Nie dopuszczałam do siebie myśli, ze moja rodzina była dysfunkcyjna, a chyba była... Może ojciec nie był alkoholikiem bo nie był zaulezniony, ale kochał picie, często aż do upadłego, ciągle było mało, pamiętam awantury, rekoczyny, wieczne krzyki, przekleństwa, mój brat zaczął popijac I popalac już jako 14latek, nie mogłam tego znieść, ojciec krzyczał, matka go broniła, byl oczkiem w jej głowie, potem ojciec ciut się uspokoił, to brat zaczął robić awantury, dostawał białej gorączki. Wiele razy dochodziło do bójek między braćmi a ojcem, powstrzymywalysmy ich,leżąc na nich albo trzymając im ręce, stawajac między nimi. Pamiętam raz brat złapał białą, rozbił z pięści szybę na klatce schodowej, miał głęboką ranę, krew się lała strumieniem, on swirowal, mamie udało się go przyprowadzić do domu, we trzy albo 4 lezalysmy na nim, mocno trzymając dotąd aż się uspokoił, to była jak wieczność, dopiero potem poszli do szpitala założyć szwy. Było mnóstwo podobnych sytuacji... Raz byl podpory już z rana, mamy nie było w domu, szalał, chciał wyjść z domu, za przykładem matki, nie chciałam go wypuścić bo wtedy upijal się z kumplami albo do białej albo do nieprzytomności, schowalam klucz od domu pod dywanem, pół dnia się stresowalam, ze go znajdzie... Innym razem zjadł wszystkie tabletki od nerwów mamy, jej nie było, pół nocy pilnowalam czy oddycha, budzilam, gadalam, zawolalam sąsiadkę, stwierdziła, ze nie trzeba dzwonić po karetkę, na szczęście było ok...
Nas było sześcioro, Ja jestem piąta, więc byłam traktowana jak dziecko... Do tej pory tak się czuję... Dzieci I ryby głosu nie mają, chyba nigdy nie doroslam...
Ojciec byl prozny, lubił pić, wszystko było na głowie matki, pieniędzy zawsze brakowało, często siostra mamy kcupowała nam jedzenie. Wszystkie jej dzieci miały I mają problem z czymś, nie wiem skąd ta kobieta miała na to wszystko siłę I cierpliwość... Mnóstwo łez za nią wylalam, choć pewnie ona tego nie wie... Kilka lat temu.ojciec Ja rozpil, jak już byłam w anglii, nie widziałam, ale nadal przeżywam jak dzwonie I słyszę jej niepewny głos, zawsze nas oklamuje , że nic nie piła choć wie,że my I tak wiemy.
Jest jeszcze mnóstwo innych rzeczy mniej lub bardziej przykrych, chce to wszystko wypluc z siebie i jeśli to możliwe wyleczyć z tej 'gruźlicy'... Być może poprowadze tu otwarty pamietnik.. jakoś udało się to wszystko przykryć, zapomnieć, żyć jakoś... Dużo zapomnialam... Wszystko wróciło, gdy przywizlam kilka mcy temu stare dzienniki z polski, może nie powinnam byla ich czytać bo to tak poglebilo mój stan... Nie zdawalam sobie sprawy, że to co czułam to były oznaki depresji, myślałam wtedy, że każdy tak czuje... W jednym miejscu dokładnie opisalam to co nadal czuję, czyli to trudne do zdefiniowania uczucie pustki w klatce piersiowej, jakby strach, jakby jakiś dziwny ciężar ale pusty... Chyba przez lata trochę się dpi niego przyzyczailam I złapałam się na tym, że cieszę gdy powraca, z drugiej strony czuję, że mnie ono tak nyje jak taki tępy ból, którego nie można się pozbyć...
Pamiętam dużo złość, żalu, niemocy...