znam opowieści podobne..
może to zespół odstawienia..?
u mnie to wygląda podobnie...
pamiętam jak kiedyś tam byłam w związku z facetem, który niekoniecznie.. dobrze mnie traktował...a on był dla mnie jak narkotyk..był trudny do współżycia..toksyczny.. będąc w tym związku bardzo się upokarzałam i różne takie.
po jakimś czasie skończył się związek..ale nadal byliśmy w kontakcie... a ja nadal choć bardzo pragnęłam, żeby było inaczej uwiklana byłam emocjonalnie w tego gościa.
Spotkałam na swojej drodze kogoś cudownego. Można powiedzieć, że ten przysłowiowy ideał
zabiegał o mnie, troszczył się.. rozmawiał o związku o uczuciach.. czułam się przy nim dobrze(choć nie zawsze).. ale ciągle myślałam o tamtym..
heh dziwne.. czułam, że kocham mojego księcia a z drugiej strony nie mogłam uwolnić się od toksycznego
To jest tak.. że ja na tamten czas..po prostu byłam można powiedzieć zaprogramowana tylko na takich gości co mną poniewierają.. i choć rozum podpowiadał mi że to chore.. to nie potrafiłam stworzyć trwałego związku z człowiekiem który naprawdę mnie kochał..
zdradzałam go z toksycznym.. a moje myślenie o sobie było coraz gorsze..
a im bardziej księciu się starał.. tak ja miałam dosyć tego jego starania.. bo ja za nic nie wiedziałam jak to od niego wziąć, i bardziej ciągnęło mnie to tego drugiego.. byłam zagubiona wtedy poraniłam strasznie siebie i innych
I tak się zaczęly moje związki..
byłam wtedy nastolatką
ale.. później było jeszcze gorzej oj było strasznie
.. dużo by pisać, były też pierwsze terapie.
dzisiaj jestem, żona też z toksycznym mężem no bo jakby inaczej
małż. poznany gdzieś na jakimś zlocie..oszołomów
anorektyk uczuciowy heh..
ślub i dzieci..(a wtedy zalecano mi raczej abstynencję od facetów) wtedy jeszcze nie wiedziałam tak dużo.. albo po prostu wiedziałam ale nie przyjmowałam na serio..
zresztą on jakby z branży tej samej..to myślałam, że skoro oboje tacy obcykani i nastawieni na rozwój..to będzie dobrze.. nie było. długie lata byłam nakierowana tylko na niego.. na nasz związek. moje uzależnienie od miłości ewoluowało..cała byłam pochłonięta związkiem..
Im bardziej byłam na niego tak on coraz mniej na mnie..
Były momenty, że miałam dość i odchodziłam.. z kolei to on wtedy gonił mnie..
co tu dużo mówić standarcik
ponieważ bliskość kojarzyła mi się wtedy tylko z seksem.. a potrzebowałam bliskości..
zdradziłam mojego męża..co skłoniło na kolejne terapie.. by móc zrobić w końcu porządek ze swoim życiem, różne warsztaty..
i wszystko się zmieniło.. na lepsze. nawet w moim związku z moim mężem
ale moja droga była długaaa i kręta..wiem, że strasznie niechlujnie to wszystko opisuje.. ale kurcze jakbym tak teraz w to wszystko się wgłębiła..to najprawdopodobniej powstała by książka.. a mam tendencje do obszerności przekazu.. to się powstrzymuję.
Generalnie dzisiaj wiem, że wszystkie moje problemy wzięły się z ogromnego braku miłości..
nikt mnie nie nauczył jak ja przyjmować bo nikt mi jej nie dawał..z kolei byłam wykorzystywana od dziecka więc..wszystko jasne.