luci, ja myślę podobnie do Ciebie odnośnie tej zastępczej rodziny z dziadkiem... dorośli prawie na pewno musieli postępować niewłaściwie, podobnie jak blanka nie dowierzam też, że nikt nic nie widział w domu ani nie słyszał i się nie domyślił co się dzieje...
nawiasem mówiąc, osoby z takimi chorobami jak ten dziadek mogą doprowadził do szału kogoś kto jest na co dzień zmuszony się nimi opiekować swoimi zachowaniami wynikającymi z choroby...
niemniej pewne wytłumaczenia nie równają się usprawiedliwieniu... ani ten chłopak, ani rodzina nie są w moich oczach usprawiedliwieni i powinni ponieść odpowiedzialność...
ale też (co równie ważne, jeśli nie ważniejsze nawet!) państwo i społeczeństwo cywilizowane powinno zapewnić ludziom w takiej sytuacji stosowną pomoc i wsparcie - a nie zapewnia w naszym kraju!!! i jak o tym myślę, to mnie ku*wica trzęsie... bo nie jesteśmy już dawno biedakami takimi jak na przykład niektóre kraje afrykańskie, tylko materialne środki, którymi dysponuje nasze państwo są marnotrawione częstokroć na cele dużo mniej ważne lub wręcz na bzdury, albo nawet po prostu rozkradane....
(przy okazji poruszyłby tu też kwestię kościoła katolickiego, któremu moim zdaniem najwyższa pora dobrać się ze skóry i okroić go trochę z tego sadła materialnego i finansowego, w które obrósł, przeznaczając je na pożytek społeczny... co samemu kościołowi również wyszłoby na dobre, bo by lepszej figury nabrał i lepiej się zaczął prezentować w oczach wielu ludzi - podobnie ze sferami rządowymi, itp...)
dodałbym jeszcze jedną kwestię: dlaczego w ogóle jest jeszcze tyle głodu na świecie?! skoro istnieją tak bardzo bogate obszary świata jak Stany Zjednoczone, Europa czy Australia... po tej Ziemi nie powinni chodzić głodni ludzie, bo bez problemu można by zapewnić dla nich pożywienie a jednak najwyraźniej... PROBLEM Z TYM JEST? - JAKI PROBLEM? W CZYM PROBLEM...?
mnie się wydaje, że znam odpowiedź na to pytanie...
ale ciekaw jestem Waszego zdania...
-=-=-=-=-=-
odnośnie empatii - można mieć wrażenie, że się jej nie posiada, kiedy nam to wielokrotnie wmawia najbliższe otoczenie a na dodatek stosunki z tymi osobami mamy tak trudne i nieprzyjemne, albo chłodne emocjonalnie, że... faktycznie, na co dzień do ludzi z którymi żyjemy empatii możemy nie odczuwać, bo raczej więcej w nas niechęci, rozczarowania, smutku, poczucia niezrozumienia... i chcielibyśmy może nawet coś zmienić, ale nie potrafimy, nie wiemy jak, mamy poczucie, że nikt nie wychodzi nam na przeciw a nawet nie ogarnia o co właściwie nam chodzi.... to jest takie wewnętrzne zapadanie się w duszy w jakąś "lodowatą zimę", albo w jakiś rodzaj pustki, w której uczucia i odruchy duszy faktycznie zamierają i powstaje wrażenie, że nie czujemy empatycznie, tak jak czuje większość normalnych ludzi...