Teściowie i wojny podjazdowe

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Teściowie i wojny podjazdowe

Postprzez Galahad » 3 lut 2011, o 15:18

Witam!

Choć to nie rodzice sensu stricte to chyba to forum pasuje najlepiej. Sytuacja trwa już trochę (7 lat) i zaczynam już myśleć że ze mną i małżowinką coś nie tak.

W skrócie żona(jedynaczka) to DDA a raczej DDD bo alkoholu nie było, tylko przemoc psychiczna. Jej ojczym aka teść to typ jedyny sprawiedliwy a przeciw niemu cały świat, teorie spiskowe i złość na sąsiadkę co tupie, sąsiada co kicha, itp. To wywoływało awantury. Swoją złość skrupiał na pasierbicy(czyli mojej przyszłej małżonce). Matka miała postawę - to głowa rodziny, szanuj go czy ma rację czy nie. Taka była odległa przeszłość.

Mniej odległa gdy jako studenci poznaliśmy się a przyszli teściowe właśnie wyprowadzali się z bloku do willi pod miastem. Córka zamieszkała z lokatorami(co by jej pilnowali(sic!)) w starym mieszkaniu(notabene ojczyma, matka miała drugie, wynajmowane). Po jakimś roku wprowadziłem się oficjalnie(jako że i tak pomieszkiwałem tam) jako lokator. Sytuacja zmieniła się o tyle, że ojczym nie wyładowywał złości na pasierbicy a na żonie(matce). Ta najczęściej wtedy dzwoniła i wylewała gorzkie żale na córkę, "żartobliwie" grożąc(że ojczym - notabene pedant - sprzeda mieszkanie jak nie będzie błyszczało) czy też rzucając "komplementy" typu flejtuch, rozpieszczona, wygodnicka i ogólną krytykę stylu życia. Oczywiście wtedy nie było to takie oczywiste dla mnie co się dzieje. No i starałem się swojej dziewczynie pomóc sprzątać, jeździć z nią do rodziców(ojczym się zazwyczaj obrażał i zamykał w pokoju na piętrze, tudzież rozmawiał z psem i kotem ignorując nas jak i żonę) i ogólnie wspierać. Oczywiście im dłużej to trwało tym bardziej rozumiałem(a raczej nie) co się dzieje i kontakty się ochładzały. W końcu lokatorzy się wyprowadzili a my po studiach stwierdziliśmy, że czas zamieszkać tylko we 2, jako że mogliśmy już mieszkanie utrzymać. Zaczęły się wizyty co tydzień czy dwa(zapowiedziane lub nie) i ?sprawdzanie?. Awantury były zawsze jako, że my nie pedanci(garki czasem w zlewie, tudzież kurz na półkach) no i mieliśmy własną wizję tego jak mieszkać i ustawiać meble.

Dalej był cywilny ślub, może głupio a może i nie ale wzięty "po kryjomu". My i świadkowie. Ślub kościelny i wesele było w planach ale stanęło na tym, że albo tak jak i gdzie chce teściowa albo sami i za własne urządzamy. No i oczywiście pretensje o cywilny. Wizyty tam sporadyczne i bardzo oficjalne i ogólnie atmosfera o znowu dzwoni teściowa... Ja wróg numer 1 bo "buntuję córkę". Dodam że decyzje były wspólne. Telefony dalej były z tym, że teraz inwektywy sypały się również na mnie, choć zawsze do córki. Ojczym oficjalnie się nie odzywał i nie zabierał zdania. Rozmów oficjalnych (a ze mną niemal żadnych) również nie było. Ot mowa trawa jak to nazywałem + prztyczki jak my żyjemy.

Większy dramat zaczął się na początku zeszłego roku gdy przez telefon teściowa oświadczyła, że będzie remont i fachowiec przyjdzie oglądać mieszkanie w weekend. No i oczywiście pytanie czy się dokładamy. Teraz już wiedzieliśmy że ojczym to tak na prawdę obcy facet bo w żaden sposób nie zaadoptował córki a tylko "dał" nazwisko. Więc mieszkanie tak na prawdę w żaden sposób nie nasze. Odmówiliśmy. W weekend przyjechali wszyscy(teście + fachowiec) i byłą szopka przed kolesiem pt. urządzamy mieszkanie córce. Rzeczywistość była taka, że córka nie miała nic do powiedzenia nawet na temat koloru kafelków. No i nie wytrzymała i wykrzyczała to. Jaka atmosfera była mówić nie muszę. Termin miał być na za tydzień ale po naszych protestach zgodzili się zmienić na po wakacjach. Dalej była Wielkanoc a raczej lany poniedziałek, bo w tenże dzień zawitaliśmy do teściów. Wizyta skończyła się słowami teścia, że mamy się wynosić. No i obraził się na amen a remont zmienił się w - na czas remontu zamieszkacie w mieszkaniu teściowej(w skrócie nieco gorszym). Zgodnie z tym co pomyślałem zamieszkanie na czas remontu zmieniło się wkrótce w na stałe bo my niszczymy teścia mieszkanie. No chyba, że przyjedziemy i przeprosimy i ubłagamy teścia(notabene to zostało nazwane ostatnim kompromisem). Oczywiście o wszystkim informowani byliśmy telefonicznie przez teściową(z dozą inwektyw) bo teść śmiertelnie obrażony. Z dobrych skutków ustały ich "kontrole".

No i teraźniejszość gdy już się przeprowadziliśmy po 2 miesiącach przesuwania terminu i z tygodniowym wyprzedzeniem. Mieliśmy w planach przeprowadzkę do obcych, ale...pieniądze. No i nadzieja że może się jakoś ułoży. Niestety to wątpliwe po usłyszeniu, że mieszkanie córki nigdy nie będzie(póki teściowa żyje). Teksty, że jej "kapcie zostają bo będzie sprawdzać czy nam się dobrze żyje" również niczego fajnego nie zwiastują. W sumie mieszka się jak u wrednego właściciela i człek ma trochę dość niepewności i braku szacunku. Oczywiście rozwiązanie jest dość proste kredyt i własne lokum najlepiej. Ale z drugiej strony przecież nam pozwalają mieszkać...

Skąd ten wątek? Chyba żeby to wyrzucić. No i gdzieś pytanie się kołacze, a może to ja coś nie tak robiłem? Czy jest w ogóle sens coś innego robić niż iść w kredyt na własne? Chyba już powoli wariuję... :?

Jeśli są jakieś pytania to chętnie dorzucę szczegóły, w tym poście i tak już jest ściana tekstu. Używam formy my biorąc pod uwagę fakt, że spora część pomysłów co zrobić wychodziła ode mnie, oczywiście końcowa decyzja była wspólna.
Galahad
 
Posty: 6
Dołączył(a): 3 lut 2011, o 13:16

Postprzez Abssinth » 3 lut 2011, o 15:30

na wlasne, na wlasne, odciac sie od tych obrzydliwcow na stale...

nie pozwolcie, zeby ktos Was psychicznie trzymal za przyslowiowa 'morde', machajac Wam przed nosem marchewka w postaci mieszkania, ktore ......byc moze....... kiedys bedzie Wasze, a na razie macie sprawdzanie i nachodzenie jak dzeciaki na koloniach, zero prywatnosci, zero dojrzalosci i mozliwosci podejmowania wlasnych decyzji.

Jestescie dorosli - nie pozwolcie sie (oboje!!!) wpychac w role trzynastolatkow.

.............
to odpowiedz na szybko i rozwiazanie na teraz.

a jesli chodzi o pytanie - czy cos robiles nie tak - no coz, dales sie wciagnac w chory schemat rodziny Twojej malzonki, zamiast pomoc Jej sie z tego schematu wydostac. Czas sie wyrwac i Tobie, i jej.
Czas dorosnac.

wiem, ze tu na forum jest przynajmniej jedna osoba, ktora we wspanialy sposob wydostala sie z toksycznej rodziny...poczekaj wiec, a na pewno ktos sie odezwie.

pozdrawiam cieplo,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Sansevieria » 3 lut 2011, o 15:43

Na własne, choćby i do altanki letniskowej, a najlepiej jeszcze na drugim końcu Polski. Jako ofiara m.in. przemocy psychiczno -ekonomicznej ze strony rodziców (już po terapii) znam klimaty aż za dobrze. Teraz nie mam czasu, ale z wieczora napiszę więcej.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Lelula » 3 lut 2011, o 16:53

moim zdaniem nic na siłę i nie na goraco...

ja bym zrobiła tak:

powoli rozgladaj się za kredytem, ale bardziej w kwestii informacyjnej...

może teżpowoli szkajcie mieszkania, ale też "nie, że juz sie wyprowadzacie"

mozna za jakis czas poinformować tesciow, ze planujecie zakup mieszkania- moze to ich cos rszy, ze nie tak do konca jestescie im poddani i ureguluja sprawy spadkowe...

i...przede wszystkim... obserwuj zone...

byla wychowywana w niezlym cyrku, jest dalej uwikłana w chorą relację...
wiesz... czasem najłątwiej jest się wyprowadzić, zamknąć drzwi, spakować walizki...ale...jak Zona jest zwiazana z tymi ludzmi emocjonalnie, sa dla niej w jakis sposób wazni-( a wyczytalam, ze tak jest, bo gdyby tak nie było, już dawno skonczylaby sama te farsę) to wtedy - bez terapii mozesz jej zrobić dużą krzywdę...i konsekwencje poniekąd spadną na Ciebie...

nie wiem, czy rozumiesz, co mam na mysli, Nie umiem składniej wyjasnic, bo gorączka mnie toczy

pozdrawiam mocno
Avatar użytkownika
Lelula
 
Posty: 176
Dołączył(a): 14 sty 2009, o 16:40

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 3 lut 2011, o 17:36

Czasami lepiej spłacać ten kredyt lub zamieszkać u obcych niż się uniżać czy żyć pod nieoficjalne dyktando osób karmiących się czyjąś krwią & czerpiących zeń satysfakcję.

Podam Ci jedynie przykład ewentualnych następstw pokrewnej sytuacji, która została przykryta kocem w ton maxymy "jakoś się ułoży";
JAKOŚ się ułożyło, owszem, ale bynajmniej nie na korzyść małżonków.
Pomijając wcześniejsze liczne incydenty (...), kiedy moja przyjaciółka urodziła córeczkę, jej teściówka awanturowała się, by w określony sposób urządzić pokój dziecinny, począwszy od różowego koloru ścian (tak znienawidzonego przez Marcelę ---> szczęśliwie teściowa poszła na "kompromis" i jest lila), a skończywszy na ubrankach dla wnuczki i obecnie na jej wychowaniu.
W całym tym teatrze największą niewdzięcznicą okazuje się M. wszak otrzymała prezent w postaci własnego gniazdka i tego nie docenia !
Co smutniejsze, zaczyna to negatywnie rzutować na jej małżeństwo.
Jeżeli nie zastosują drastycznych środków, ciemno to widzę...


Rzecz logiczna, cudnie byłoby, gdyby Twoi teściowie doznali metamorfozy - przestali się wtrącać i ustabilizowali podz. spadkowe.
Acz cuda w przyrodzie rzadko zachodzą...
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Re: Teściowie i wojny podjazdowe

Postprzez Sansevieria » 3 lut 2011, o 21:06

Galahad napisał(a):No i gdzieś pytanie się kołacze, a może to ja coś nie tak robiłem? Czy jest w ogóle sens coś innego robić niż iść w kredyt na własne? Chyba już powoli wariuję... :?

Owszem miły Galahadzie, powoli wariujesz. Każdy normalny człowiek po 7 latach w takim układzie zaczyna wariować i jakoś te 7 lat się powtarza jako pewna statystyczna prawidłowość. Jako wyleczona ofiara przemocy psychiczno - ekonomicznej ze strony rodziców powiem Ci, że jest to chyba moment w Waszym życiu i związku, w którym rzecz dojrzała do zmiany. Przy czym w dużej mierze "co dalej" zależy niestety od Ciebie, bo jeszcze jesteś przy jako tako przynajmniej zdrowych zmysłach i prawidłowym postrzeganiu.
Po pierwsze z całą pewnością oni czyli teściowie się nie zmienią. Znaczy będą się być może tu czy tam pozornie uginali, ale nie licz na to, że smycz dadzą sobie z rączek wyjąć. Mogą ją okresowo luzować, to wszystko. Samą nadzieją na spadek Was zaprowadzą tam, gdzie będą chcieli. I co jeszcze gorsze, spadku możecie na koniec nie otrzymać.... Tyran nie daje sobie władzy odebrać. Zbyt ją kocha. Jak uzależniony, autentycznie cierpi nie mając możliwości dyrygowania innymi. Przy czym teściowie wprawdzie mogą mieć zgrzyty między sobą, ale tak naprawdę stanowią uzupełniającą się i bardzo silną całość. Rodzaj monolitu. To jest tak naprawdę jeden tyran dwuosobowy. Trochę w modelu dobry policjant/zły policjant.
Z Waszym małżeństwem będzie tak, jak opisała Podniebna, albo w jakiejś innej równie pesymistycznej wersji. Bo Twoja żona stale żyje w sytuacji emocjonalnej, w której "musi" tak wylawirować, żeby dwie strony mające sprzeczne interesy i potrzeby były zadowolone. A to się zwyczajnie nie daje zrobić. I presja, jaką ona odczuwa jest z tych kumulujących się, ciśnienie rośnie, a Ty niestety jesteś obsadzony w roli "winnego rozpadu małżeństwa". Bo osobie uwikłanej w ten typ toksycznego związku z rodzicami łatwiej jest zmienić męża niż odciąć się od rodziców. Brutalne, ale tak jest. Jesli już ktoś musi być winny, będziesz to Ty, nie oni. To perspektywicznie.
Nie piszesz zbyt wiele o Twojej żonie. Z tego co czytałam Ty inspirujesz pewne działania obronne, a ona daje się zainspirować. Decyzje wspólne ale z Twojej inicjatywy. No na ile Ci tej inicjatywy starczy? I, co najważniejsze, na ile Twoja żona jest świadoma toksyczności swojej relacji z rodzicami. To jest właściwie podstawowe pytanie.
W przeciwieństwie do Leluli jako ofiara takiego uwikłania odradzam Ci taktykę małych kroków. Jesteście młodym małżeństwem, jeszcze nie macie dzieci. Teraz Ty już widzisz uwikłanie i jest to czas na decyzje strategiczne. Im później tym będzie gorzej. W tej chwili Twoja żona jest pokaleczona emocjonalnie. Już to dotyka Ciebie, a później przeniesie się na dzieci i całą rodzinę. Będzie bowiem, jeśli teraz się czegoś mocno nie ruszy, również toksyczną matką. Wiem, że to co piszę jest wyjątkowo jednoznacznie brutalne, ale czuję się uprawniona o tyle, że po pierwsze czytam nieco tylko odmienną wersję własnego życiorysu, a po drugie jestem po terapii i widzę, jak mogło być gdyby nie to, że w moim małżeństwie pewne decyzje strategiczne nie zostały podjęte odpowiednio wcześnie. Między innymi z tego powodu, przedłużania i liczenia na to, że oni się zmienią jesli my coś tam mieliśmy ostry kryzys małżeński i terapię par. W wersji "ostatnia deska ratunku".
Z Lelulą się zgodzę w jednym - nie na gorąco. Natomiast "na siłę" będzie. W różny sposób, ale owszem, bo nie da się po dobroci.
I tak popatrz Galahad, gdyby jakikolwiek facet traktował Cię tak, jak Twój teść to co Ty, jako mężczyzna byś zrobił? Gdyby to był szef? Znajomy?
Na zakończenie to z takich uwikłąń można wyjść i stworzyć naprawdę dobre małżeństwo. Może nawet lepsze od statystycznego, bo bardziej świadome różnych rzeczy. Ale na pewno nie metodą przeczekiwania z nadzieją, że się coś zmieni na lepsze jeśli my się postaramy. Bo to jest uliczka ostro w dół z solidnym murem na końcu.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Galahad » 4 lut 2011, o 14:03

Zacznę od gorących podziękowań za wszystkie odpowiedzi. Dziękuję :)
Znaczą one na prawdę dużo ponieważ niosą zrozumienie dla tego co przechodzę ja i żona. Dla znajomych, rodziny obok, wszystko na zewnątrz jawi się jak ładny ogródek(mamy gdzie mieszkać, teściowe robią "nam" remont) a my się czepiamy detali. A wiązanie się w kredyt hipoteczny tej sytuacji jest niepoważne. Że w ogródku, przepraszam za dosadność jest szambo, to już nie widać, tudzież nie chce się widzieć.

Co do małżowinki to nie chcę się za nią wypowiadać ale między nami problemów nie ma. Jesteśmy zgodni(do pewnego stopnia oczywiście ;)), wspieramy się, umiemy rozmawiać o wszystkim i zawierać kompromisy. Rozdźwięku rodzice(teściowe) vs ja właściwe nie było. Zwłaszcza, że krótko po tym jak się poznaliśmy oni wyprowadzili się poza miasto i byli zajęci wykańczaniem domu. Teściowie nie byli tak na prawdę zainteresowani córką(bardziej chodziło im o bo tak wypada, tudzież trzeba) i nie starali się jej zatrzymać dla siebie, jak to często się zdarza. A przynajmniej tak to wyglądało. Aczkolwiek może po prostu byli pewni, że nigdy nie przeciwstawi się im, niestety nie mam pojęcia co w ich głowach siedziało. Więc sytuacji z żoną między młotem a kowadłem na szczęście nie było. Obecnie jej stosunek do matki to "nienawidzę jej" i przyjmowanie postawy odwrotnej do tego czego matka chce. Były też rozmowy matka-córka(ale to dość niedawno) gdzie małżowinka wyrzucała swe bolączki(tj. że była traktowana jak popychadło a matka na to pozwalała, nie dając oparcia ani miłości, zawsze stając po stronie ojczyma), sama słysząc że nie szanuje matki i jest niewdzięczna(nie kąsa się ręki co karmi, pokorne ciele itp. slogany)

Żona zetknęła się tematyką DDA/DDD, jej znajoma podrzuciła jej niedawno jakieś księgi o tym. Jej rolą bodajże było niewidzialne dziecko czy jakoś tak. Ot chodzący ideał dziecka. Ciche, spokojne, dobrze się uczy, nie sprawia kłopotów, da się namówić na niemal wszystko, niemal zerowe poczucie wartości i własnych potrzeb. To nie opis z podręcznika a moje spostrzeżenia gdy ją poznałem lepiej. Nazwa niewidzialne dziecko faktycznie pasuje jak ulał.

Po ponad 7 latach ze sobą większość złych nawyków z dzieciństwa/młodości nie powiem, że znikła zupełnie ale przestały być problemem. Dobra praca, fajne auto(żony rzecz jasna), rozrywka według upodobań a obowiązki według relacji chęć vs konsekwencje a nie zasady bo tak trzeba no i poczucie wartości swej i swego zdania. Powiem tak, że o ile na początku bałem się, że zostanę tatą dorosłej kobiety to teraz wiem że mam partnerkę na którą mogę liczyć. Owszem gdy małżowinka ma smutny dzień(co na szczęście jest rzadkie) to da się zauważyć(jeśli się wie na co patrzeć rzecz jasna) kiedyś skrzywdzoną osobę ale na codzień to pewna siebie, zadowolona kobieta.

Problemem są wymuszone sytuacją relacje z matką. Tu żona zachowuje się niemal irracjonalnie, na siłę starając się być przeciw, co rzecz jasna wywołuje utarczki słowne. Potem chodzi smutna, zwłaszcza jak pomyśli o matce. Co mnie również doprowadza do złości, bo nikt nie lubi bezsilnie patrzeć jak ktoś bliski jest smutny. Oczywiście mamy mocne postanowienie iść na swoje ale póki co to kilka miesięcy, zanim załatwimy oby tylko formalności, znajdziemy mieszkanie i wykończymy go, musimy spędzić tu gdzie jesteśmy. Czyli w mieszkaniu teściowej. Pocieszeniem(a może tylko złudzeniem) jest remont mieszkania z którego wyprowadziliśmy się, więc to powinno zabsorbować ich uwagę na jakiś czas. Zwłaszcza, że nie ufają ludziom a tym bardziej robotnikom.

Sansevierio, faktycznie skupiłem się na sobie, jako że w końcu zacząłem się wahać czy na pewno ze mną jest wszystko ok. Przyznaję, że znakomita większość działań(również tych ugodowych) była inspirowana przeze mnie, bo żona co zrozumiałe na początku w ogóle nie rozumiała co jest nie tak a potem jak to zmienić. Dużo(w sensie pokazania zdrowych relacji) pomogła moja rodzina(która notabene uwielbia żonę) ale jako, że jest na drugim końcu Polski(~500 km) i dość biedna to wpływ na to co tu jest mają minimalny. Teraz na szczęście jest lepiej, bo żona wie co chce(zerwać relacje i uwolnić się), aczkolwiek muszę trochę łagodzić alergiczne reakcje żony bo teściowa kocha konflikty w których może pokazać, że to ona ma władzę.

Wiem, że facet mocny musi być, ale gdy rodzinka inspirowana (podejrzewam przez teściową) robi ze mnie Lucyfera wcielonego a znajomi właściwe nie widzą problemu to po prostu zacząłem szukać winy w sobie. W takich momentach zazdroszczę trochę kibolom, bo oni nigdy nie mają wątpliwości, tylko jak masz inny szalik to walą bez namysłu. No ale poprawiam się i postaram się pracować nad lepszym jutrem dla Nas zamiast siać wątpliwości. Jeszcze raz dziękuję za odpowiedzi i służę pomocą :)
Galahad
 
Posty: 6
Dołączył(a): 3 lut 2011, o 13:16

Postprzez Sansevieria » 4 lut 2011, o 22:07

Zrozumienie to masz i Ty i Wy w dowolnych potrzebnych dawkach :)
Że Teściowie nie próbowali córki zatrzymać w sensie technicznym to akurat nie dziwota - wszak oni są w swoim mniemaniu super rodziną i wspaniałymi rodzicami. A zatem logicznie - dorosła córka wychodzi za mąż. Wpisane w scenariusz. W ten sposób dostarcza zięcia i przede wszystkim można liczyć na pojawienie się wnuków. To ostatnie zwykle bardzo urozmaica tyranię i zwiększa możliwości sprawowania władzy.
Sytuacja "między młotem a kowadłem" dała w efekcie bunt niewolnika czyli to, co macie w tej chwili. Pozornie jest to zdrowsze niż poprzednia uległość, ale również niebezpieczne. Bo nienawiść to jest bardzo silny związek emocjonalny, przy czym niezależny od fizycznej bliskości. Nienawidzieć można równie skutecznie z drugiego końca świata. Jeśli ofiara przemocy psychicznej "utknie" w nienawiści (skądinąd uzasadnionej) to de facto tyrani mają równie silny wpływ na jej życie co przedtem. Było "wszystko tak, jak oni chcą", a zmienia się we "wszystko inaczej niż oni chcą". I cały czas życie w odniesieniu do tego, co "oni".
Między Wami problemów nie ma...a zauważ: żona smutna po seansie z mamusią a Ty - doprowadzony tym do złości, bo źle jest bezradnie patrzeć jak ktoś kogo kochamy jest smutny. Już widzisz, że żona zachowuje się irracjonalnie. Już czujesz swoją bezradność. To są niewinne początki. Przy setnej powtóce tej sytuacji...
Jesli macie możliwość to najlepsza by była terapia dla żony. Sama ma małe szanse poukładać sobie różne rzeczy, bagaż przemocy psychicznej jest bardzo mocno zakorzeniony, Ty z zewnątrz widzisz tylko pewne objawy. Najsensowniejsze jest robienie porządku we współpracy z osobą fachową i jednocześnie nie zaangażowaną emocjonalnie czyli psychoterapeutą. Nawiązując do Twojego porównania - można szambo opróżniać samodzielnie wiaderkami, można zaś nająć szambowóz z obsługą.
Wcale się nie dziwię, że zacząłeś szukać winy w sobie - każdy by zaczął. Upewniam Cię, tak z perspektywy osoby niegdyś uwikłanaj w bardzo podobny sposób, że przynajmniej póki co masz wielce zdrowe spojrzenie na sprawę. Jedno co Ci mogę powiedzieć - nie próbuj być terapeutą żony. Na wszelki wypadek to piszę, bo taka myśl często się u partnerów pojawia. Pomysł dobry nie jest.
A jeszcze jako lekturę bardzo Wam polecam "Szantaż emocjonalny" Forward. Jest to wielce udany opis zarówno różnych odmian tej ukochanej broni tyranów, jak i sposobów obronnych.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57


Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 80 gości