problem z akceptacją syna

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

problem z akceptacją syna

Postprzez Antonina » 5 gru 2010, o 12:46

Proszę Was o poradę w mojej raczej nietypowej sprawie. Chodzi o relacje pomiędzy moim mężem a najstarszym synem. Niestety mój syn na skutek urazu poporodowego ma opóźnienie umysłowe na granicy stopnia lekkiego i umiarkowanego. Obecnie uczy się w specjalnej szkole zawodowej o secjalności kucharz. Z praktyczną nauką zawodu jakoś sobie radzi. Gorzej z teorią...zawsze miał problemy z zapamiętywaniem i ze zrozumieniem lekcji. Praktycznie to nie potrafi niczego się nauczyć. Jest w stanie zapamiętać parę zdań, ale tylko metodą powtarzania po kimś /jest to długotrwałe/. W szkole oceniany jest pozytywnie. Nauczyciele mówią, że oceniają go na miarę jego możliwości. Niestety mój mąż nie potrafi w ten sposób traktować syna. Chce wymagać od niego wszystkiego stosownie do wieku / ma 17 lat/ . Mąż uważa, że to moja wina, że Radek jest taki a nie inny, ponieważ jest przeze mnie sterowany, a to zwalnia go od myślenia. Rzeczywiście syn chodzi na moje polecenia przez komórkę, bo powiedzieć mu dzień wcześniej co np. ma robić po lekcjach to nie wystarczy. Po prostu i tak zapomni. Nie widząc innego wyjścia zastosowałam metodę kontaktu przez komórkę. Dodam, że metoda rozpiski na kartce na poszczególne dni tygodnia nie sprawdziła się....Gdyby codziennie miało być tak samo nie byłoby problemu, ponieważ Radek działa na zasadzie rytuałów. Rzucanie go na szeroką wodę zawsze źle się kończy np. jedzie do szkoły o 2 godziny za wcześnie, albo idzie do domu pieszo w trzaskający mróz zamiast jechać autobusem miejskim. Mąż chce Radka usamodzielniać to rozumiem, ale jego metody są dla mnie nie do przyjęcia, np. zakaz oglądania ulubionego serialu za nie nauczenie się notatek z lekcji. Bywa tak, że siedzę z Radkiem i wciskam mu wiedzę, a później on idzie na egzamin do ojca i nie zdaje go... i w konsekwencji nie może oglądać filmu. Dodam, że jest to jedyna pozycja w TV, która Radka interesuje. I co byście zrobili będęc na moim miejscu? Ja zazwyczaj nie wytrzymuję i wybucham ...oczywiście po takiej awanturze syn ma pozwolenie na oglądanie filmu...I tak za każdym razem-przez trzy dni w tygodniu...Boli mnie jeszcze jedna sprawa, mianowicie, że mąż wysmiewa się z Radka, że chodzi do szkoły tylko na obiadki....albo, że kręci się w domu tylko koło kuchni....W konsekwencji syn nie chce jeść w obecności ojca, nawet gdy jest głodny. Dodam, że syn nie należy do żarłoków, je raczej mało jak na swój wiek. Tym sposobem mąż chce zmusić Radka do nauki!? Wiem, że trudno jest zaakceptować takie dziecko... Sama też czasem tracę cierpliwość, szczególnie gdy dotyczy to tak prozaicznych spraw związanych z higieną jak obcinanie paznokci, włosów, nie wspomnę o goleniu się...Tutaj w grę wchodzi chorobliwy lęk syna. Ale to ja borykam się z tymi problemami, a mój mąż tylko wymaga. Poradźcie mi co mam zrobić? Tylko nie każcie mi iść razem z mężem do psychologa, bo to nie wchodzi w grę. A może to ja źle postępuję, może rzeczywiście należy go rzucić na szerokie wody i niech sobie radzi jak umie....?
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez bunia » 5 gru 2010, o 12:58

Witaj.....jestes bardzo dzielna :kwiatek: ....Twoje obawy, watpliwosci sa uzasadnione, maz zachowuje sie absolutnie niewlasciwie, prawdopodobnie tak jak myslisz nie pogodzil sie z problemami i innoscia syna.....ja bym podpowiedziala moze jakas luzna rozmowa kogos z rodziny, otoczenia z mezem .....czasami ktos trzeci bywa wiekszym "autorytetem"...... moze "podrzucic" jakis artykul, ksiazke.........szukalabym pomocy z zewnatrz.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Dorku » 5 gru 2010, o 14:00

Witaj!
Miałam problem podobnej materii.. z tym, że moje dzieci nie mają upośledzenia, a wręcz przeciwnie, są bardzo zdolne i nauczyłam je samodzielnie myśleć, podejmować decyzje, rozważać konsekwencje, a od samego początku uczyłam je odróżniać dobre od złego i dobro prawdziwe od pozornego.
Mój mąż nie mógł pogodzić się z tym, że dzieci, głównie córki w miarę jak dorastają mają własne zdanie i potrafią go rzeczowo i kulturalnie bronić.
Nie przystawały do chorej wizji własnego ojca...
Przemoc psychiczna, wręcz psychiczne znęcanie się, wpędzanie ich w niewyobrażalne poczucie winy...
Długi czas próbowałam pogodzić ogień z wodą. Tłumacząc ojca dzieciom i dzieci przed ojcem, próbowałam scalać rodzinę. Psychoterapia męża nie wchodziła w rachubę, bo to my byłyśmy głupie i powinnyśmy się leczyć...
Doszło do tego, że musiałam wybierać, rodzina w całości w imię wyższych ideałów, czy izolacja rozpad rodziny w imię zdrowia psychicznego i fizycznego dzieci...
Odeszłam od niego, to był proces, nie rewolucja....
Wiesz, co usłyszałam po pewnym czasie od dzieci? Że powinnam dawno to zrobić!!
One wcale nie potrzebowały mojego poświęcania, one potrzebowały zrozumienia i spokoju...

Ojciec jest dorosły, sprawny, zdolny do myślenia, syn niekoniecznie i chyba musisz rozsądzić, który poradzi sobie bez Ciebie, a który nie.

trzymaj się ciepło i nie załamuj - D.
Dorku
 
Posty: 343
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:51
Lokalizacja: Mazowsze-kraina łagodności....

Postprzez 1KOR13 » 5 gru 2010, o 14:58

Twój mąż wychodzi z założenia że jak będzi traktował syna jak pełnosprawnego i wiecej wymagał , to on sie taki stanie

ja proponuje zabrac męza do psychologa który mu wytłumaczy, ze z symen trzeba delikatnie, cierpliwie i z miłością, bo inaczej jego stan się pogorszy

ludzie nie rozumieja jak wielkim jarzmem jest uposledzenie intelektualne
mysla , że jak fizycznie sa sprawni , to jest ok
1KOR13
 
Posty: 337
Dołączył(a): 18 lip 2009, o 22:57
Lokalizacja: z mazowsza

Postprzez Antonina » 5 gru 2010, o 16:04

Dzięki za opinie. A jak sądzicie czy słuszne jest zmuszanie syna do nauki, czyli do siedzenia nad książką lub zeszytem całymi godzinami - bez żadnych efektów? Niestety ja nie mam tyle czasu aby siedzieć i uczyć go metodą powtarzania. Ograniczam się tylko do pomocy w odrabianiu pisemnych prac domowych. Co robić gdy mąż goni go do nauki?
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez Dorku » 5 gru 2010, o 16:24

Może spróbuj zaangażować męża w naukę z Radkiem. Skoro wie, że to jedyna metoda skuteczna w nauczaniu syna, niech spróbuje sam z nim posiedzieć, pouczyć się.... niech mu pokaże jak jego zdaniem powinien się uczyć....
Dorku
 
Posty: 343
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:51
Lokalizacja: Mazowsze-kraina łagodności....

Postprzez Sansevieria » 5 gru 2010, o 16:38

Postepowanie i "metody wychowawcze" Twojego męża to obawiam się nawet nie uposledzonemu dziecku mogłyby zaszkodzić. Z drugiej strony jest tez możliwe, że Ty broniąc syna przed zachowaniami męża nie jesteś w stanie wyznaczyć zdrowych wymagań. Bardziej go musisz bronić niż możesz wychowywać i przygotowywać do dorosłości. Skoro syn jest w szkole specjalnej to zapewne jest tam jakiś psycholog czy pedagog szkolny. Ja bym sugerowała skorzystać z pośrednictwa osoby, która być może zostałaby uznana przez Twojego meża za autorytet i mogłaby mu pewne rzeczy powiedzieć z pozycji autorytetu właśnie. I która zarazem miałaby oficjalne prawo wezwać męża czy Was na rozmowę w sprawie syna i sposobu postępowania czy stosowanych metod wychowawczych - no miałaby "urzędowe" prawo Was instruować. Tak jak sugerowała Bunia - pomoc z zewnątrz. Obawiam się, że Twój mąż widzi to tak, że "trzeba synowi twardej ręki", a Ty mu nie wytłumaczysz, że to same szkody przynosi, bo Ty jesteś "ta co rozpieszcza" czyli programowo niejako nie ma racji i bez sensu czyni.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 5 gru 2010, o 17:06

myślę, że jeśli Twój mąż się wysili przy wyrównywaniu niepełnosprawności syna i popracuje z synem tak jak Ty, to możliwe, że wówczas nabierze dla własnego dziecka większej wyrozumiałości... to mąż niech posiedzi raz, drugi i i trzeci przy nauce z synem a potem... to Ty zrobisz egzamin! czyli dokładnie na odwrót niż poprzednio... ;) ale to tylko część problemu...

moim zdaniem jest pewien cel w tym, żeby syn posiedział trochę nad książkami, do czego skłania go Twój mąż - nawet jeśli efekty są kiepskie, ale uczy go to pewnego obowiązku związanego z nauką... oczywiście bez przesady - jeśli syn jest niepełnosprawny, to wiadomo, że przerasta go coś takiego jeśli będzie trwało zbyt długo i za często - niemniej pomysł REGULARNEGO spędzania godziny czy dwóch przy książkach i nauce jest według mnie rozsądny...

co do kar w postaci zabraniania oglądania jedynego programu, który budzi zainteresowanie syna, to zważywszy znowuż na Jego niepełnosprawność tego rodzaju kara wydaje mi się mało rozsądna i w pewnej mierze szkodliwa - mogłabyś spróbować wytłumaczyć to mężowi, że trzeba by wymyślić jakiś inny rodzaj nieprzyjemnych konsekwencji, jeśli syn nie wykona jakiegoś istotnego swojego obowiązku... no i oczywiście powinno to dotyczyć obowiązków, z których syn jest w stanie się wywiązać...

nawet jeśli w Twojej postawie jest wobec niepełnosprawnego syna może trochę nadmierna wyrozumiałość... to jednak postawa Twojego męża wydaje mi się niezbyt właściwa i mogąca przynosić szkody, więc w pewnej istotnej mierze, w moim odczuciu masz rację postrzegając, że coś jest nie tak jak być powinno dla dobra Waszego dziecka... ale mnie się wydaje, że jest szansa, iż Twój mąż może się zreflektować i stopniowo otworzyć się bardziej na syna - jednak widzę w tym dużą Twoją rolę: a jednocześnie mam wrażenie, że sama możesz sobie z tym nie poradzić... więc może jakaś pomoc pedagoga specjalnego, który mógłby porozmawiać z mężem i w pewnych sprawach go wyedukować oraz uspokoić...?

myślę, że Twój mąż niekoniecznie musi mieć jakiś generalnie negatywny stosunek do Waszego syna - ja mam wrażenie (z Twojego opisu), że nim kieruje jakiś niepokój i że ma On jakąś poważną trudność wewnętrzną... jakby trudno mu się pogodzić w pełni z tym, że syn nie we wszystkim jest i będzie taki, jak większość przeciętnych ludzi... może czuje się też w jakiejś mierze odpowiedzialny i bezradny... a Twoją postawę odbiera jako nieco nazbyt synowi pobłażającą i w ten sposób wydaje mu się, że pogarszasz jeszcze sytuację... niepokój i poczucie jakiegoś niezadowolenia i może też odpowiedzialności powodują być może, że Twój mąż jakby traci zdolność prawidłowej oceny możliwości syna i w swoich wymaganiach oraz stosowanych karach przekracza pewne sensowne granice... możliwe, że pedagog czy psycholog znający Waszego syna i mający jakąś wiedzę na temat jego silnych i słabych obszarów mógłby łatwiej dotrzeć (emocjonalnie i edukacyjnie) do Twojego męża niż Ty...


pozdrawiam! :)

Fil

P.S.
***to co wydaje mi się bardzo ważne wyodrębniłem na kolorowo... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Antonina » 6 gru 2010, o 18:36

Dziękuję za kolejne mądre rady. Utwierdziły mnie one w przekonaniu, że muszę walczyć o dobro syna, nie odpuszczać! Nie jest to takie proste, ponieważ mąż nie chce w ogóle rozmawiać na ten temat. Chyba boi się porażki...przyznania się do błędu...Co do propozycji z zaangażowaniem go w naukę Radka to jest to nierealne! To ja mam się zajmować synem-tak jakby to był tylko mój syn! Ale z tym nie chcę nawet walczyć. Mogę się zajmować synem, byleby mąż mi w tym nie przeszkadzał. A tak naprawdę to nie bardzo mu chyba zależy na tym, żeby czegoś Radka nauczyć. I tak go spisał na straty. Po prostu denerwuje go jego widok, nie cierpi kiedy Radek siedzi bezczynnie...Niestety doszłam do przykrych wniosków tzn. wcześniej odsuwałam od siebie te myśli... A teraz jestem prawie pewna, że mój mąż nie kocha Radka, wręcz go nie lubi...
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez nastka » 6 gru 2010, o 19:44

Dorku, przypominasz mi trochę moją sytuację rodzinną (sprzed paru lat, teraz na szczęście już nie), z tym, że to ja jestem jedną z tych córek i że nie było rozwodu. A jak tam dzieci? Poradziły sobie z tym? Wyszły na prostą czy mają dalej poczucie winy, niskiej wartości?
nastka
 
Posty: 21
Dołączył(a): 16 lis 2010, o 14:39

Postprzez Filemon » 6 gru 2010, o 21:50

---------- 20:45 06.12.2010 ----------

Antonina napisał(a): Mogę się zajmować synem, byleby mąż mi w tym nie przeszkadzał. A tak naprawdę to nie bardzo mu chyba zależy na tym, żeby czegoś Radka nauczyć. I tak go spisał na straty. Po prostu denerwuje go jego widok, nie cierpi kiedy Radek siedzi bezczynnie...Niestety doszłam do przykrych wniosków tzn. wcześniej odsuwałam od siebie te myśli... A teraz jestem prawie pewna, że mój mąż nie kocha Radka, wręcz go nie lubi...


A ja Ci radzę.... nie bądź taka pewna, dopóki nie porozmawiałaś z mężem... I w ogóle dlaczego przez tyle lat, jak piszesz: "osuwałaś od siebie te myśli"... zamiast usiąść z mężem raz, drugi i trzeci do stołu i porozmawiać po to, żeby się zorientować CO DZIEJE SIĘ Z TWOIM MĘŻEM w kwestii Jego stosunku do syna i syna niepełnosprawności... Nie rozumiem, jak jako matka i partnerka mogłaś czegoś takiego zaniedbać lub nie dopiąć swego?! :?

Myślę, że niestety, ale w tym wypadku, to jest Twój własny negatywny udział w całej tej sytuacji i Twoje własne zaniedbanie, brak podjęcia stosownych, skutecznych działań... Bo jeśli jest tak, że mąż ma wewnętrzny problem, z którym sobie nie radzi emocjonalnie i coraz bardziej rzutuje to na Jego stosunek do syna, to wówczas im wcześniej podjęlibyście wspólnie działania, żeby po partnersku się w tej kwestii wspierać, tym lepiej byłoby dla Was wszystkich, w tym dla Waszego syna... A z kolei jeśli mąż faktycznie jest żałosnym, próżnym, bezdusznym dupkiem, który nie kocha własnego syna bo z Jego punktu widzenia syn jest "wybrakowany" i nie za bardzo się do czegokolwiek nadaje, to znaczyłoby, że wzięłaś sobie za męża kogoś co nieco psychopatycznego... a zatem już dawno dla dobra własnego i dobra dziecka należało się o tym przekonać z kim masz do czynienia dzień w dzień pod jednym dachem i nie czekać aż syn będzie już prawie pełnoletni, tylko dawno temu się z mężem rozstać i oddzielić swoje dziecko od takiego niszczącego wpływu...

Tak więc proponuję Ci teraz nie wysuwać pochopnych krytycznych wniosków pod adresem męża... tylko PODJĄĆ WRESZCIE Z WYCZUCIEM I Z POZYCJI PARTNERA (a nie krytyka!) ROZMOWY Z MĘŻEM nakierowane na to, żeby On sam mógł najpierw dobrze się przyjrzeć sobie samemu w tej całej sytuacji i zrozumieć siebie i swój stosunek do Ciebie i Waszego syna a następnie, żebyś Ty mogła to własną obserwacją i wyczuciem sobie zweryfikować i podjąć decyzję...

Według mnie winni zaniedbań jesteście obydwoje, ale skoro sprawy zaszły tak daleko, to warto by było teraz oprzeć się nie na tym co Ci się wydaje (słusznie lub nie), tylko wreszcie na wspólnym i dogłębnym omówieniu sprawy z mężem i przekonaniu się następnie czy jest on żałosnym gnojkiem, który bezzasadnie odrzucił własne dziecko i krzywdzi je przez tylu już lat (a Ty na to patrzysz i niewiele z tym robisz... ) czy też facet nie jest podły i wykolejony, tylko ma problem z taką a nie inną sytuacją rodzinną i własnymi emocjami...

nie wykluczam żadnej z opcji, ale wydaje mi się, że jeśli Twój mąż nie jest palantem, tylko ma problem ze sobą i jakąś dużą trudność z wejściem w taką a nie inną sytuację rodzinną i uniesieniem Jej, to wówczas znaczy to, że i On nie jest szczęśliwy w Waszej rodzinie a za to czuje się obciążony i zaplątany w problem, z którym sobie wewnętrznie nie radzi.... A jednak przez tyle lat nie opuścił Ciebie z synem i nie odszedł - może to też o czymś świadczy...

ja bym to wszystko dokładnie i dogłębnie zbadał i omówił z tym człowiekiem - postawiłbym go w obliczu nieuniknionej konieczności takiej rozmowy, wyjaśnienia pewnych kwestii w sposób wyczerpujący i podjęcia decyzji a potem jeśli byłoby po co, to podjąłbym z mężem współpracę w pożądanym kierunku i obserwował jak sobie mąż radzi i jak rozwija się sytuacja...

---------- 20:50 ----------

P.S.

Antonina napisał(a):.Co do propozycji z zaangażowaniem go w naukę Radka to jest to nierealne! To ja mam się zajmować synem-tak jakby to był tylko mój syn! Ale z tym nie chcę nawet walczyć. Mogę się zajmować synem, byleby mąż mi w tym nie przeszkadzał.


To bardzo dziwne dla mnie, że dosyć jakby ochoczo akceptujesz tego typu sytuację... Nasuwa mi to podejrzenie odnośnie Twojej osoby... A może Ty właśnie pragniesz to wszystko kontrolować i w dużej mierze wykluczać męża?! :? Bo jeśli nie - to dlaczego od razu gotowa jesteś sama wyłącznie zajmować się Waszym synem a od męża oczekujesz aby tylko Ci nie przeszkadzał...

To po co Ci taki mąż i ojciec dla Twojego dziecka? Co to w ogóle ma być... ??? :? Małżeństwo? Rodzina...?

Coś mi tu nie gra i budzą się we mnie podejrzenia odnośnie tego co właściwie siedzi W TOBIE...

Jednocześnie nie wykluczam, że Twój mąż być może nadaje się głównie do tego, żeby się z nim rozwieść... Ale jak na razie z Twojego opisu wcale to dla mnie jasno nie wynika a za to wynika, że wiele jest właśnie niejasności i nieomówionych spraw między Wami i to już przez ładnych parę lat, jak mi się zdaje...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez caterpillar » 7 gru 2010, o 14:34

kurcze mysle fil ,ze ostro pojechales z krytyka i troche nie slusznie

pewne sprawy docieraja do nas bardzo powoli tak samo jak sam ojciec moze "bronic " sie przed swiadomoscia ,ze nie kocha swego dziecka ,ze nie jest go w stanie zaakceptowac takim jaki jest.

ok 17 lat niby duzo ,zeby zobaczyc co sie dzieje ale ja mam poczucie ,ze teraz zrzuciles cala odpowiedzialnosc na Antonine..bo se nie radzi z wychowaniem syna, bo powinna mezusiowi przeprowadzic amatorska psychoterapie i dociec co tak naprawde w nim siedzi . A cholera jest doroslym facetem ma gebe i swoj rozum i 17 lat na to ,zeby wreszcie wygdakac o co mu biega.

Antonina moze warto przejsc sie z synem do poradni pedag. ,moze tam pomoga opracowac jakis sensowny program nauczania dla niego.

a jesli nauka odpada moze warto zapisac go na jakies dodatkowe zajecia ..nawet niech to bedzie majsterkowanie.

To co dla mnie jest wazne w tym co piszesz to to ,ze MUSISZ mu o wszystkim pzypominac, mysle ,ze warto szukac takiej metody aby w jak najwiekszym stopniu syn byl samodzielny...bo Ty nie bedziesz zyla wiecznie.

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Antonina » 7 gru 2010, o 22:34

---------- 19:52 07.12.2010 ----------

Filemonie łatwo jest dawać rady i krytykować - trudniej zmierzyć się z prawdziwym życiem. Pojechałeś po mnie to fakt, a jeszcze bardziej po moim mężu! Widzę, że Ty i ja żyjemy w dwóch różnych światach....w moim środowisku nikt się dziwi, że to na matce spoczywa ciężar wychowania dzieci. Mężowie moich koleżanek zajmują się tylko zarabianiem na życie a kobiety wychowują dzieci no i również pracują. Jedna z moich koleżanek głosi takie poglądy, cytuję: chłop to jedynie siła pociągowa, trzeba zaprząc go do roboty, żeby nie myślał o głupotach... Ja mam trochę łagodniejsze podejście do tematu, ale zgadzam się z tym, że każdy powinien robić to co umie najlepiej....Wychowywać dzieci też trzeba umieć! Jest to tak ważna sprawa, że nie można jej powierzyć komuś kto np. nie przeczytał żadnej książki psychologicznej i w dodatku nie posiada daru empatii... :?

---------- 21:34 ----------

Caterpillar dzięki za obronę :wink: Ale nie o to chodzi kto jest winien bardziej a kto mniej....Najważniejsze, aby w domu panowała zgoda, miła atmosfera....aby wszyscy czuli się w nim dobrze....Wy nie wiecie ale ja mam jeszcze dwóch młodszych synów...Najmłodszy jest oczkiem w głowie męża ...I tu mam też duże pole do działania... Mam obsesję na punkcie, aby wszyscy byli sprawiedliwie dzieleni, aby nikt nie czuł się gorszy....Myślę, że moja praca nie idzie na marne....chyba nawet Radek nie czuje się gorszy...bo zawsze staram się jakoś załagodzić sprawę, zbagatelizować albo wmówić Radkowi, że jego tata ma takie specyficzne poczucie humoru... :?
Jeśli chodzi o pomoc pedagoga to mój syn ma zapewnioną dobrą opiekę w szkole. Ma różne zajęcia wyrównawcze, biofeedback itp. A po za tym ma co robić w domu i koło domu, bo mieszkamy w domku jednorodzinnym, w mieście .
Antonina
 
Posty: 7
Dołączył(a): 5 gru 2010, o 11:36

Postprzez Abssinth » 8 gru 2010, o 11:09

hmmm

'takie specyficzne poczucie humoru' powiadasz...

probujac lagodzic sprawe nie widzisz, ze robisz dziecku wode z mozgu...dzieciak sie uczy, ze jak ktos go zwyzywa, to ma specyficzne poczucie humoru? jak kazdy zwyzywa czy tylko tatus?

a pozozstali chlopcy sie ucza, ze mozna sie wyzywac bezkarnie na slabszym...


grrr
musialam to napisac, zycie w zaklamaniu i udawaniu ze deszcz pada jak ktos pluje w twarz to cos co przerobilam w domu jako dziecko

jak ja chcialam zeby mama sie rozwiodla zamiast udawac, ze wszystko jest ok i dziecku sie wytlumaczy
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Sansevieria » 8 gru 2010, o 11:14

Abssinth napisał(a):hmmm

'takie specyficzne poczucie humoru' powiadasz...

probujac lagodzic sprawe nie widzisz, ze robisz dziecku wode z mozgu...dzieciak sie uczy, ze jak ktos go zwyzywa, to ma specyficzne poczucie humoru? jak kazdy zwyzywa czy tylko tatus?

a pozozstali chlopcy sie ucza, ze mozna sie wyzywac bezkarnie na slabszym...
grrr


Przyłączam się, wrrrrr i jeszcze się może nauczyć "tatuś kocha=tatuś wyzywa i dokucza" czyli iście piekielnej mieszanki :evil:
Ja się z takiego przekazu "tatuś ma specyficzne poczucie humoru" latami leczyłam :evil:
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Następna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 200 gości