---------- 20:45 06.12.2010 ----------
Antonina napisał(a): Mogę się zajmować synem, byleby mąż mi w tym nie przeszkadzał. A tak naprawdę to nie bardzo mu chyba zależy na tym, żeby czegoś Radka nauczyć. I tak go spisał na straty. Po prostu denerwuje go jego widok, nie cierpi kiedy Radek siedzi bezczynnie...Niestety doszłam do przykrych wniosków tzn. wcześniej odsuwałam od siebie te myśli... A teraz jestem prawie pewna, że mój mąż nie kocha Radka, wręcz go nie lubi...
A ja Ci radzę.... nie bądź taka pewna, dopóki nie porozmawiałaś z mężem... I w ogóle dlaczego przez tyle lat, jak piszesz: "osuwałaś od siebie te myśli"... zamiast usiąść z mężem raz, drugi i trzeci do stołu i porozmawiać po to, żeby się zorientować CO DZIEJE SIĘ Z TWOIM MĘŻEM w kwestii Jego stosunku do syna i syna niepełnosprawności... Nie rozumiem, jak jako matka i partnerka mogłaś czegoś takiego zaniedbać lub nie dopiąć swego?!
Myślę, że niestety, ale w tym wypadku, to jest Twój własny negatywny udział w całej tej sytuacji i Twoje własne zaniedbanie, brak podjęcia stosownych, skutecznych działań... Bo jeśli jest tak, że mąż ma wewnętrzny problem, z którym sobie nie radzi emocjonalnie i coraz bardziej rzutuje to na Jego stosunek do syna, to wówczas im wcześniej podjęlibyście wspólnie działania, żeby po partnersku się w tej kwestii wspierać, tym lepiej byłoby dla Was wszystkich, w tym dla Waszego syna... A z kolei jeśli mąż faktycznie jest żałosnym, próżnym, bezdusznym dupkiem, który nie kocha własnego syna bo z Jego punktu widzenia syn jest "wybrakowany" i nie za bardzo się do czegokolwiek nadaje, to znaczyłoby, że wzięłaś sobie za męża kogoś co nieco psychopatycznego... a zatem już dawno dla dobra własnego i dobra dziecka należało się o tym przekonać z kim masz do czynienia dzień w dzień pod jednym dachem i nie czekać aż syn będzie już prawie pełnoletni, tylko dawno temu się z mężem rozstać i oddzielić swoje dziecko od takiego niszczącego wpływu...
Tak więc proponuję Ci teraz nie wysuwać pochopnych krytycznych wniosków pod adresem męża... tylko PODJĄĆ WRESZCIE Z WYCZUCIEM I Z POZYCJI PARTNERA (a nie krytyka!) ROZMOWY Z MĘŻEM nakierowane na to, żeby On sam mógł najpierw dobrze się przyjrzeć sobie samemu w tej całej sytuacji i zrozumieć siebie i swój stosunek do Ciebie i Waszego syna a następnie, żebyś Ty mogła to własną obserwacją i wyczuciem sobie zweryfikować i podjąć decyzję...
Według mnie winni zaniedbań jesteście obydwoje, ale skoro sprawy zaszły tak daleko, to warto by było teraz oprzeć się nie na tym co Ci się wydaje (słusznie lub nie), tylko wreszcie na wspólnym i dogłębnym omówieniu sprawy z mężem i przekonaniu się następnie czy jest on żałosnym gnojkiem, który bezzasadnie odrzucił własne dziecko i krzywdzi je przez tylu już lat (a Ty na to patrzysz i niewiele z tym robisz... ) czy też facet nie jest podły i wykolejony, tylko ma problem z taką a nie inną sytuacją rodzinną i własnymi emocjami...
nie wykluczam żadnej z opcji, ale wydaje mi się, że jeśli Twój mąż nie jest palantem, tylko ma problem ze sobą i jakąś dużą trudność z wejściem w taką a nie inną sytuację rodzinną i uniesieniem Jej, to wówczas znaczy to, że i On nie jest szczęśliwy w Waszej rodzinie a za to czuje się obciążony i zaplątany w problem, z którym sobie wewnętrznie nie radzi.... A jednak przez tyle lat nie opuścił Ciebie z synem i nie odszedł - może to też o czymś świadczy...
ja bym to wszystko dokładnie i dogłębnie zbadał i omówił z tym człowiekiem - postawiłbym go w obliczu nieuniknionej konieczności takiej rozmowy, wyjaśnienia pewnych kwestii w sposób wyczerpujący i podjęcia decyzji a potem jeśli byłoby po co, to podjąłbym z mężem współpracę w pożądanym kierunku i obserwował jak sobie mąż radzi i jak rozwija się sytuacja...
---------- 20:50 ----------P.S.
Antonina napisał(a):.Co do propozycji z zaangażowaniem go w naukę Radka to jest to nierealne! To ja mam się zajmować synem-tak jakby to był tylko mój syn! Ale z tym nie chcę nawet walczyć. Mogę się zajmować synem, byleby mąż mi w tym nie przeszkadzał.
To bardzo dziwne dla mnie, że dosyć jakby ochoczo akceptujesz tego typu sytuację... Nasuwa mi to podejrzenie odnośnie Twojej osoby... A może Ty właśnie pragniesz to wszystko kontrolować i w dużej mierze wykluczać męża?!
Bo jeśli nie - to dlaczego od razu gotowa jesteś sama wyłącznie zajmować się Waszym synem a od męża oczekujesz aby tylko Ci nie przeszkadzał...
To po co Ci taki mąż i ojciec dla Twojego dziecka? Co to w ogóle ma być... ???
Małżeństwo? Rodzina...?
Coś mi tu nie gra i budzą się we mnie podejrzenia odnośnie tego co właściwie siedzi W TOBIE...
Jednocześnie nie wykluczam, że Twój mąż być może nadaje się głównie do tego, żeby się z nim rozwieść... Ale jak na razie z Twojego opisu wcale to dla mnie jasno nie wynika a za to wynika, że wiele jest właśnie niejasności i nieomówionych spraw między Wami i to już przez ładnych parę lat, jak mi się zdaje...