Heja Orm
Te lata temu, gdy poznaliśmy się na forum to był dla mnie okres, gdy już gorączkowo biłem wodę, aby wydostać się na powierzchnię.
Jednym z elementów, które mnie rozbiły było zajmowanie się problemami innych ludzi w momencie, gdy samodzielnie, bez specjalisty rozgrzebałem siebie.
Ale ok, jakaś moja wewnętrzna samoobrona pokazywała mi wtedy jeszcze mętny i niewiadomy, ale zawsze jednak cel.
Dziś po prostu wiem, że bycie Judymem to efekt mechanizmów, które każą pomagać dla samego pomagania, dla zmierzenia się z tym, co trudne, mroczne, przytłaczające - bo bardziej znajome i paradoksalnie bezpieczniejsze, niż jakkolwiek określana, ale niech będzie - norma.
Naprawdę mam fantastyczny okres w życiu. Uporządkowałem się, zarabiam 2 razy więcej, niż 3 lata temu, nawet ktoś mi pochlebił, że jestem prominentny - ok nadmiar uprzejmości, ale przestałem być kimś z tłumu. Wierzę w to, że jestem kochany i na to zasługuję, myślę o przyszłości, wszelakie epizody depresyjne za mną, ruszyłem dupę i jestem aktywny. Nauczyłem się wielu rzeczy. Chyba po prostu przyszedł czas, gdy trzeba będzie pożegnać tą maksymalnie przedłużoną młodość i stworzyć własny dom.
Tak, tego chcę. Nie pożegnać się poczuciem bycia młodym, ale założyć gniazdo zamiast zapełnianej gadżetami kawalerki.
Tak Ormie - też zrezygnowałem z iluś ludzi. Nawet bez żalu. Bez roztrząsania, czy słusznie, czy nie. Po prostu formuła znajomości się wyczerpała i właśnie stwierdziłem, że Judymem nie jestem.
Omylność - hm... zdaję, że wygłaszam mocno kategoryczne i wydawałoby się, że zakończone osądy
Spakojna - staram się, aby pomyłki nie były destrukcyjne
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, znikam do poniedziałkowego popołudnia.