Abssinth napisał(a):Dodus, jak dla mnie jest niesamowity kontrast pomiedzy wielkim problemem, poczuciem winy i ciezarem na duszy, jaki miala Noela po nieskonsumowanym flircie, a pewnoscia swoich racji i moralnosci, jaka prezentuje jej maz zdradzajac ja na necie (bo tak, kamerki i czaty to dla mnie zdrada fizyczna, bezdotykowa), i probujac ja zmusic do seksu grupowego wbrew jej woli.
i naprawde, ten flirt jest dla mnie, w moim pojeciu, NICZYM w porownaniu z tym, co robi jej maz.
Z pierwszą częścią Twojej wypowiedzi zgadza się i mój umysł i moje serce.
Z drugą, wytłuszczoną częścią zarówno mój umysł jak i moje serce zgodzić się nie potrafią. Serce nie potrafi, bo gdybym dowiedział się teraz o takiej relacji mojej Żony z innym mężczyzną czułbym się głęboko zraniony jeśli nie zdradzony. Umysł nie umie, bo widzi niebezpieczeństwo powiedzenia za chwilę, ja NIC nie zrobiłam, to wszystko jego wina bo on to dopiero jest zdrajca. A to nieprawda. I myślę, że oboje o tym wiemy. Myślę też, że nie czas i nie miejsce tutaj na to, żeby rozważać, kto bardziej jest winny takiemu stanowi tego małżeństwa, w jakim ono właśnie jest. Dla mnie meritum sprawy jest problem.
Ja to widzę tak. Noela wpakowała się w solidnie toksyczny związek. Jeśli prawdą jest, że dopiero teraz wylazło to szydło o pseudo "otwartosci seksualnej" znaczy, że mąż bardzo głęboko ukrywał do tej pory swoje potrzeby/dewiacje/poglady/ czy tam jak to nazwać. Jak tego nie nazwać moim zdaniem w konsekwencji tego nie było nawet szansy na zbudowanie zwiazku opartego na zaufaniu, bliskości, szacunku i prawdzie, bo mąż wszedł w relację już "zamknięty".
Mam swoje zdanie i powiem jasno i dosadnie - tekst o pieprzeniu na oczach innych i przez innych nie rodzi się moim zdaniem w głowie z rana po wypicu kawy. Do tego trzeba długiej drogi przejścia przez kolejne stopnie "rozwoju i wtajemniczenia".
CZy jest wina Noeli, że w to wlazła ? Uważam, że nie, nikt nie ma na twarzy napisane, że jest taki czy siaki. Jednak trwanie w tej konkretnej relacji, zamążpójście i zajście w ciażę z mężem jest wyborem Noeli. Doskonale wiedziała i wie, czego jej w tym małżęństwie brakuje i w jaki sposób te braki sobie kompensowała. Za to odpowiedzialnosć ponosi ONA. Wyłącznie. No i tu włącza się składowa naszych dysfunkcji, które powodują, że myślimy pewnymi schematami, czy pewne działąnia wywołuja u nas określpne uczucia czy reakcje.
Zasadnicza dla mnie sprawa w tym momencie jest taka, że mąż Noeli ma ogromny problem (nie mierzę czy ona, czy on mają problem większy), o którym włąśnie się dowiedzieliśmy. TO już nie jest kwestia tego, czy uda im się nawiaząć komunikację i porozmaiwać o swoich emocjach.
Kurczę nie wiem nawet czy można coś doradzić w tej sytuacji. Do tej pory uważałem, że Noela powinna wyczyścić swoje życie i jasno postawic sprawę wobec męża podejmujac decyzję, czy chce trwać w małżeństwie czy nie. Miałem poglad, że jej uczciwość i wsparcie dla męża pomogą im obojgu pójść w kierunku budowania otwartej i emocjonalnej relacji. Dziś weryfikuję moje spojrzenie. Nadal Noela ma pytanie jak radzić sobie z deficytami, ale rodzi się pytanie co z jej mężem, czy próbować relacji z nim, czy uciekać. Tu jest klops... Bardzo delikatna materia. Można uciekać, można zostać. Ale ja zostanie warunkowałbym szczeroscią męża- to warunek konieczny i niewystarczajacy. Chyba pora, żeby on się otworzył. Bez tego demony zjedzą ich oboje.
Kurczę, dla mnie spod kołdry tu głęboki dramat wyłazi...aż mnie boli...