od czego zacząć?

Problemy związane z depresją.

od czego zacząć?

Postprzez heksa » 4 paź 2010, o 13:20

Witajcie.
Nie jestem pewna czy to dobre miejsce na moje zwierzenia, ale lepszego nie znalazam.
Mam problem ze sobą. Nic mnie nie cieszy. Na nic nie mam ochoty. Każdy dzień to dla mnie kolejny przeciwnik do pokonania. W kalendarzu skreślam dni z wielka satysfakcją. dziwne to trochę. Tak jakby cieszyło mnie że z każdym dniem jestem bliżej końca tej beznadziejnej egzystencji. Wstaję rano bo muszę, ciągle zerkam na zegar i liczę ile zostało godzin do chwili kiedy będę mogła wreszcie pójść spać.
Ale ja tak nie chcę... Mam małą córcię. Jest mi tak strasznie z tym źle, ale nawet przebywanie z nią, zabawa mnie nie ciesza a nawet czasem męcza. Kocham ją nad życie, ale i tak zła ze mnie matka :( chciałabym żeby widziała mnie uśmiechniętą, a tu ciagle mama smutna zła, zdenerwowana.
Co jest?! Dlaczego nie potrafię się zmobilizować do działania? Jak to zrobić? od czego zacząć?

Mam 25 lat, moje małżeństwo to temat do forum o problemach w związkach. W skrócie napiszę, że mój mąż mnie nie kocha i nie szanuje. Nie mam pracy, nigdy jej nie miałam. Nie mam konkretnego zawodu, wykształcenia. Jestem brzydka. Nie mam znajomych, nie lubię siebie i nie lubię świata.

Tysiąc razy robiłam plany, próbowałam coś zmieniać, głównie w chwilach lepszego samopoczucia, kiedy wydawło mi się że dam radę. Po 2-3 dniach lepszych następowało załamanie. i zawód. Czytam książki o roli pozytywnego myślenia, o tym jak siebie zaakceptować... ale to tylko teoria.

Mam problem z chorą zazdrościa, z wyolbrzymianiem roli urody, wyglądu w życiu, ze sfera seksualną i wieloma innymi sprawami.

Terapia narazie odpada, chodziłam kiedyś po tym gdy zdarzyły mi się epizody z cięciem, mąż zauważył i zostałam niejako zmuszona do tego, żeby pójść. Nie lubie o tym myśleć, dla mnie to było jak publiczne żyganie (sorry), nie dałam rady :( Nadal nie mam na to sił.
I dlatego tu jestem. Nie mam do kogo zawołać o pomoc. Sama nie wiem co robić. Czuję że sie gdzieś pogubiłam, a czas ucieka i moje dziecko rośnie. Od tak dawna tkwię w tym samym punkcie, choć próbuję ruszyć, zawsze w końcu ląduję dokładnie w tym samym miejscu.

To tylko część tego, co chciałabym napisać, ale mam taki mętlik w głowie, ze sama nie nadążam za tokiem mych myśli. Przepraszam za chaos, bardzo źle się dziś czuję...
Musiałam gdzieś się wypłakać :(
heksa
 
Posty: 16
Dołączył(a): 16 kwi 2010, o 22:17

Postprzez Bene » 4 paź 2010, o 13:34

Witaj "czarownico".
Przeczytalem Twoj post i stwierdzilem ze jestes inteligentna osoba bo potrafisz ladnie i z sensem pisac.
Masz sliczna corcie wiec i mama nie moze byc brzydka.
To juz dwie bardzo pozytywne rzeczy ktorych sie doszukalem w Twoim poscie.
Dalej liczyc?
Piszesz ze kochasz ja nad zycie,wiec?
Potrafisz kochac.I to jest sensem zycia.

A gdybys tak popatrzyla w lustro i pomyslala ze ta mloda kobieta ktora widzisz jest nawet sympatyczna?
Sprobujesz sie z nia dogadac?
Bene
 
Posty: 307
Dołączył(a): 5 gru 2009, o 18:02

Postprzez heksa » 4 paź 2010, o 14:07

Dzięki Bene.
Córcia rzeczywiście jest śliczna, ale chyba dla każdej mamy jej dziecko jest zawsze najpiękniejsze więc moja opinia jest bardzo subiektywna. Nie chcę się skupiać na moim wyglądzie, zazwyczaj w chwili desperacji myslę, że może gdybym chociaż była piekna to moje życie wyglądałoby inaczej, że byłabym coś warta. Wiem, że to bzdura i nie chcę przekazać tej mojej filozofii córce.

Masz racje, kocham. Ale czy to na pewno jest normalna miłość, skoro tak często jestem nią zmęczona? Myślę, że to się bierze z wewnątrz, tu chyba nie chodzi o nią, a o to, że mam w środku taki chaos. I strach. I żal, że tak się moje życie ułożyło. No cóż, zaszłam w nieplanowaną ciążę, wzięłam ślub nie wiedząc nic o życiu, o sobie i nawet o swoim mężu. Żyłam wyobrażeniami i marzeniami, no i bardzo się bałam.

Próbuję się ze soba skumplować od zawsze, od kiedy pamiętam chciałam być kimś innym. Jednak często próbowałam i nadal próbuję, czasem patrzę w lustro i gadam do siebie różne miłe rzeczy. Tyle że są to słowa, nie moje prawdziwe myśli, i w gorszej chwili zawsze wracają złe myśli i klnę wtedy na siebie jak szewc i wtedy są to już nie tylko słowa ale też to, co naprawdę czuję. Tak jakbym próbowała polubić na siłę kogoś, kogo się lubić nie da.

Dzięki za te: "potrafisz kochać", będę się dziś tego trzymać, jakoś trzeba przetrwać do wieczora.


A, chciałam jeszcze napisać, że wewnątrz czuję się jakbym miała conajmniej dwa razy tyle lat ile mam, jestem bardzo "zgrzybiała", to chyba najlepsze określenie. To smutne.
heksa
 
Posty: 16
Dołączył(a): 16 kwi 2010, o 22:17

Postprzez bunia » 5 paź 2010, o 22:00

Jestes pewna, ze maz Cie nie kocha ? a dlaczego nie szanuje ?.....przypominasz mi troche taka usychajaca roslinke......jesli nie jestes zadowolona, nie czujesz sie szczesliwa, szukasz i winisz siebie......no i caly swiat wtedy wydaje sie paskudny......moze najpierwa zacznij od Waszych relacji aby uporzadkowac to co jest do uporzadkowania.......cos Cie bardzo boli.....nie chcesz konfrontacji na terapii.......lepiej "zygac" i miec "z glowy" niz byc na zyciowym kacu - zastanow sie nad tym........ jak dlugo chcesz uciekac.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez prince » 5 paź 2010, o 23:01

Smutne to co napisałaś,ale dzięki że się otworzyłaś.Ja jestem teraz na takim dnie że nawet wstydzę się napisać.Przynajniej wiem ze nie tylko ja tak mam.
trzymaj się

p.
prince
 

Postprzez heksa » 6 paź 2010, o 11:17

Witajcie. Dziękuję za każde słowo.

Buniu, naszego małżeństwa praktycznie nie ma. Najczęstszym zwrotem męża do mnie jest : zamknij pysk. Nie użalam się nad tym brakiem miłości, zdążyłam się już chyba przyzwyczaić. Mój małżonek nie chciał ślubu, teraz wiem, że żałuje, ale nie potrafi odejść, zresztą ja też nie.
Nasze relacje są nie do naprawienia, bo mój mąż nie potrafi i nie chce rozmawiać. tak więc on żyje sobie po swojemu, większość czasu spędzając w barach lub przed komputerem, ja nie mam wstępu do tego jego świata, staram się od niego emocjonalnie odseparować. Kiedyś strasznie przeżywałam każde jego słowo, dziś juz mnie to tak nie rusza. To wygląda okropnie, wiem, ale jak na razie nie mam siły tego ruszać. Czuję, że nie mam na to wpływu, na ten jego wzrok pełny nienawiści...
Dlatego tak bardzo chciałabym znaleźć w sobie choć trochę radości życia, chciałabym umieć podarować sobie serdeczność której nie mam na co dzień w domu :( A zamiast tego w głowie powtarzam, to co kiedyś tam usłyszałam: że jestem głupia, brzydka, nienormalna...
Naprawdę chcę, ale mi nie wychodzi.

A tak poza tym to muszę dodać, że sporą część winy za to jak teraz wygląda moje życie ponoszę sama. Potworne kompleksy, wręcz obsesja, potworna zazdrość, nierealne wymagania, skrajne emocje- to wszystko serwowałam mojemu mężowi przez jakiś rok po porodzie. Dopiero teraz powoli udało mi się wyciszyć, ale zamiast tego pojawiła się pustka i beznadzieja. To bardzo boli, bo wstydzę się siebie, tego kim, i jaka jestem.

Terapia.. nie wiem, chyba jeszcze muszę do tego dojrzeć. Mam świadomość tego, że sama raczej sobie z tym wszystkim nie poradzę, ale jakiś dziwny strach i niesmak powodują, że wciąż to odwlekam.

Oj prince... wiesz, ja na tym forum "jestem" od kilku lat, nie pamiętam, od trzech, czy czterech. Zawsze czytałam starając się znaleźć w słowach kierowanych do innych, coś dla siebie. Ile razy zaczynałam pisać, a potem kasowałam wszystko, bo było mi tak bardzo wstyd. jakiś czas temu napisałam na uzależnieniach, a teraz w końcu pękłam i wylało się ze mnie samo.
Prince, jesteś wyjątkową osoba, przynajmniej dla mnie- biernej czytelniczki. Dlatego mocno Cię ściskam, bo razem zawsze raźniej..


Przestał mnie razić bałagan, nie mam siły żeby wstać i posprzątać... Chcę spać :(
heksa
 
Posty: 16
Dołączył(a): 16 kwi 2010, o 22:17


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 140 gości