Na skraju załamania...

Problemy z partnerami.

Postprzez limonka » 23 wrz 2010, o 16:21

Pierwszy twoj post byl w podibnym tonie jak ostatni .. W srdku posty o twojej ,checi walki I ratowania zwiazku' to jak to w koncu jest ??? Czy doszlo do ciebie e koncu ze gosciu cie zdradzal I aby cokolwiek ratowac trzeba siegnac do tego worka?
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez blanka77 » 23 wrz 2010, o 16:44

W życiu są gorsze i lepsze momenty. Niezmienne sa tylko fakty. Do pewnych decyzji trzeba dojrzeć. Ja jestem na etapie organizowania się do odejścia.

Póki co mieszkam z nim, nadal ta farsa trwa. I jeszcze trochę potrwa. Ale przynajmniej wiem kim on jest. On mi zafundował fikcję, to teraz ja mu ją zafunduję. Nie wiem jeszcze co zrobię, nie mam planów na najbliższy czas, mam na ten bardziej odległy czyli za kilka miesięcy.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez limonka » 23 wrz 2010, o 19:45

blanko..przepraszam ze tak ostro, ale ja odczytywalam twoje posty (jak ci pisalam) jako usilna probe ratowania zwiazku...odnioslam tez wrazenie ze przymykaszo ko na niektroe bardzo bolesne dla ciebie sprawy:( Nowa blanka mi sie bardziej podoba:) duzo sily!!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez blanka77 » 23 wrz 2010, o 20:23

Limonko, ja sie nie obraziłam :) Wiesz pewnie, że ludzie z problemami mają wahania nastrojów. I ja też je mam. Nic na to nie poradzę. Grunt to znaleźć wyjście ze swojej złej sytuacji i dążyć do celu, czyli pozbycia się problemu. Pewnie nie raz jeszcze tu napiszę, ale chyba każdy takie etapy przechodzi. Przynajmniej mnie się tak wydaje.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 23 wrz 2010, o 23:25

blanka77 napisał(a):W życiu są gorsze i lepsze momenty. Niezmienne sa tylko fakty. Do pewnych decyzji trzeba dojrzeć. Ja jestem na etapie organizowania się do odejścia.

Póki co mieszkam z nim, nadal ta farsa trwa. I jeszcze trochę potrwa. Ale przynajmniej wiem kim on jest. On mi zafundował fikcję, to teraz ja mu ją zafunduję. Nie wiem jeszcze co zrobię, nie mam planów na najbliższy czas, mam na ten bardziej odległy czyli za kilka miesięcy.


całkiem niezły pomysł, jak dla mnie... ;)

z jednej strony sama w sobie będziesz się oswajać z myślą o odcięciu się i przygotowywać emocjonalnie a z drugiej trzymać sobie "zamkniętą na kluczyk" przed nim określoną perspektywę, która się ziści pewnego dnia, kiedy przygotujesz sobie grunt i poczujesz, że przyszedł na to odpowiedni czas... jakoś mi się tak zdaje, że w tym wypadku można na bok odłożyć skrupuły...

może i trochę perfidne, ale jeśli facet sobie zasłużył, to... niech mu pójdzie w smak... ;)

trzymaj się i nie daj się... - nie daj się aby zbajerować własnym marzeniom i mrzonkom, nadziejom trwałym tyle co liście na jesiennych drzewach... :?

skoro coś tam sobie ułożyłaś i zaplanowałaś, to realizuj to konsekwentnie, choćby nawet z nieco złowrogą intencją, którą odkryjesz na końcu... - abyś tylko nie utknęła w takim czymś i nie zaczęła się przytapiać... bo to by było najgorsze... więc do tego nie dopuść!

:pocieszacz:

Fil

p.s.

oczywiście zawsze lepiej by coś takiego nie ciągnęło się nazbyt długo, bo wówczas zacznie to zbyt mocno pachnieć Szekspirem... ;) a zapach w wielu dramatach Szekspira, to jednak zwykle zapach ludzkiej krwi... (dosłownie lub w pewnej przenośni) po co żyć w takiej atmosferze, jeśli tylko dałoby się inaczej... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 10:28

Dziękuję Fil za zrozumienie.

Owszem to nie jest czas dla mnie łatwy. Ten balast, który dźwigam jest z każdym dniem cięższy. Ale teraz nie mam wyjścia, muszę go jakoś utrzymać.

Nie jestem dumna z tej gry, którą prowadzę, bo nie leży to w mojej naturze, ale zostałam do tego zmuszona. To jedyny sposób na przetrwanie.

Wczoraj sie do mnie przytulił i powiedział, że mnie ma, w sensie że dobrze, że mnie ma. Odpowiedziałam mu, że owszem, na papierze. Nie w smak mu była taka odpowiedź, był nią nawet zaskoczony. Ale jest we mnie taka złość, że nie potrafiłam się nie odciąć na taki tekst.

Czekam na odpowiedni moment żeby mu położyć przed nosem ten telefon. Zrobię to wtedy gdy będzie mówił jaki to on jest dla mnie dobry i uczciwy. Może to nastąpić szybciej niż myślę, ale będę się starała nie robić tego w emocjach tylko wybrać ten właściwy czas.

Zrobię jednak te zdjęcia, bo on to pewnie szybko wykasuje i potem to już nic mu nie udowodnię. Mogłam to zrobić wczoraj, ale myśl o tym, że znowu będę to czytała, nie pozwoliła mi na to. Kosztuje mnie to zbyt dużo nerwów.

Szkoda, że on nie jest osobą typu, ok, zrobiłem to, dałem dupy, żałuję. Z jego strony mogę się spodziewać jedynie ataku, że znowu coś wymyślam, że to co tam było napisane to wcale nie oznacza tego co ja mówię itd, itp.

Dla nas już nie ma szans na ratunek. Może i ja potrafię wybaczać (do czasu), ale nie potrafię zapomnieć. A gdy człowiek nie potrafi zapomnieć, to nigdy nie będzie normalnie. Ja tak mam. Zdarzyło mi się wybaczać, ale nigdy nie zapomniałam. Zależało mi na kimś, ale jednocześnie męczyłam się ze wspomnieniami. Do czasu aż stanęłam emocjonalnie mocno na nogi, aż nabrałam sił na odejście. Pewnie w tym przypadku też tak będzie i wtedy to on zostanie postawiony przed faktem dokonanym.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Mały biały kotek » 24 wrz 2010, o 11:29

Doskonale Cię rozumiem - każda taka rysa na związku, choćby i wybaczona powoduje, że powłoka tego związku nie jest już tak mocna.
Zdrada gdzieś tam w przestrzeni zostaje, jakby ktoś nasypał szczyptę soli do słodkiej szarlotki.

Jeśli chcesz mu powiedzieć, że przeczytałaś przygotuj się na atak z jego strony. Będzie chciał odwrócić kota ogonem i udowodnić Ci, jak złą jesteś kobietą, skoro grzebiesz w jego telefonie.
A jednocześnie wiesz coś i ta wiedza aż korci, żeby ją z siebie wypluć. Oh jak dobrze to znam...

A ja... nie dość, że nie umiem zapomnieć (a przypomina się czasem pod wpływem impulsu, kłótni, filmu w tv), ale, co mnie przeraża, zaczynam coraz bardziej bać się zaangażowania w związki...
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 11:33

Doskonale Cię rozumiem. Pewne przewrażliwienie i strach zostają. I czasami potem nasza podejrzliwość może zniszczyć kolejne związki, bo dana osoba może się okazać przyzwoitym człowiekiem. To bardzo przykre, że ktoś komuś może tak zniszczyć psychikę, że potem do końca życie zostaje się taką emocjonalna kaleką.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Abssinth » 24 wrz 2010, o 12:16

hej Dziewczyny...

prosze, nie wkrecajcie sobie tego, ze do konca zycia juz bedziecie emocjonalnymi kalekami...

bedzie Wam potrzeba pracy nad soba, moze nawet terapii, ale jest szansa i to duza szansa na bycie 'normalnym' i szczesliwym, nawet po takim zwiazku.

dla mnie najwazniejsze bylo, zeby sie zastanowic - dlaczego? dlaczego wybralam takiego czlowieka, dlaczego nie zwracalam uwagi na sygnaly ostrzegawcze (ktore ZAWSZE sie pojawiaja od poczatku zwiazku, tylko je ignorujemy!) , co chcialam osiagnac, co bylam gotowa poswiecic dla 'dobra naszego zwiazku'....i - dlaczego tak nisko siebie cenilam, dlaczego to JA sie mialam zmieniac a nie on?


a potem - co moge zrobic, zeby to sie nie powtorzylo? jak ustawic swoje granice? gdzie moge isc na kompromis, a gdzie nie moge? co jest dla mnie wazne?


nauczylam sie, ze - musze zaczac od pokochania siebie...a potem juz wszystko jest latwe.

osoba kochajaca siebie, tak naprawde bez udawania, po prostu nie bedzie zainteresowana zwiazkiem z takim kolesiem... po prostu on nawet nie wejdzie w jej pole widzenia...!

i tego Wam zycze :)


sciski,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 12:43

Zgadzam się, ale niektóre mądrości przychodzą z czasem. Niby sie coś tam powinno, a jednak sie tego nie robi. Podobno mądry uczy się na błędach innych, a głupi na swoich. Ale tak to juz bywa.
Najważniejsze jest się "obudzić" i wyjść z amoku.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez kajunia » 24 wrz 2010, o 14:07

Blanko, być może nie doczytałam wszystkiego, ale czy dobrze rozumiem, że o zdradach męża wiedziałaś już przed ślubem, ale nic mu o tym nie powiedziałaś i kryjesz to w sobie do dziś?
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Abssinth » 24 wrz 2010, o 14:10

:)

Zgadzam się, ale niektóre mądrości przychodzą z czasem.


wlasnie o to mi chodzi - zrobilysmy bledy, Ty zrobilas, Kotek zrobila, ja zrobilam - ale trzeba sie na nich nauczyc, i w przyszlosci nie powtarzac...to mozna zrobic tylko w jeden sposob - analizujac, jak moglam tego bledu uniknac, i starac sie unikac w przyszlosci ...zamiast zakladac 'on byl zly i glupi, i spieprzyl mi zycie swoim zachowaniem' , co sie czesto zdarza...

refleksja nad soba jest bardzo wazna...
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 14:10

Właśnie nie wiedziałam. Przed ślubem wiedziałam, że bywał na portalu sex randki czy jak mu tam i potem po mojej interwencji zlikwidował to swoje konto. O tym telefonie i tych sms-ach nie wiedziałam. A SZKODA :(
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Mały biały kotek » 24 wrz 2010, o 14:18

taaa, ja też wiedziałam, że w kobiecie lubi najbardziej pośladki i stopy...
Przepraszam za dygresję.

Zdaje się, że w obliczu zakochania, nawet z wiedzą i bagażem doświadczeń bywamy bezsilni. Jak mawiają lekarze "zakochanie jest stanem ogłupienia organizmu" i coś w tym jest. Nadinterpretujemy zawsze na korzyść obiektu uwielbianego.
Zgadza się również, że czasem pomaga dopiero terapia, aby odkryć i zniwelować (bo nie wierzę w całkowite wykluczenie) te schematy, jakim się poddajemy.
Ja np mam świadomość, że surowość ojca ma wpływ na moje związki. Zawsze szukałam w nim akceptacji i dowodów miłości, zawsze miałam tylko cztery z plusem zamiast piątki... I teraz, choć znam konsekwencje, brnę jak ślepa... i znowu "zarabiam" na miłość, zamiast znaleźć ją u kogoś, kto mi ją da bezinteresownie.
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez kajunia » 24 wrz 2010, o 14:24

---------- 14:19 24.09.2010 ----------

Chcesz z nim dalej próbować coś naprawiać?

---------- 14:24 ----------

Mamy Kotku ze sobą wiele wspólnego, ale mi się jakby to powiedzieć "fartneło", albo podświadomie po jednym toksycznym związku wybrałam już odpowiedniego mężczyznę. Chociaż oczywiście popieram, że czasem ciężko jest się połapać czy ten ktoś jest ok, jak czytam te wątki to aż mnie mrozi i zastanawiam się czy mój jest faktycznie taki dobry, czy może o czymś też nie wiem :lol:

Na to czego nie wiemy nie mamy wpływu, ale jak już wiemy... to wtedy czas na zdecydowanie czy takiego życia właśnie chcę- wśród kłamstw, zdrad, braku szacunku. Ja się decydowałam prawie 3 lata i dziś wiem, że decyzja o rozstaniu była najlepszą w moim życiu.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 82 gości