SSmutna napisał(a):Czy będę szczęśliwa poświecając miłość dla wolności???
powiem niestety coś, co może Cię zmartwić...
NIE WIERZĘ W MIŁOŚĆ, KTÓRA WYKLUCZA WOLNOŚĆ!!!
- wniosek wyciągnij sama...
ja myślę, że niestety ale całe swoje dotychczasowe życie małżeńskie musiałabyś postawić pod znakiem zapytania i zweryfikować, ażeby mieć szansę na wydobycie się z nawracającej depresji... - alternatywą są oczywiście znowu leki, które zagłuszą, przytłumią, itd... (można i tak, jeśli człowieka nie stać na nic więcej... )
ale czy Ciebie rzeczywiście nie stać? emocjonalnie z pewnością wrosłaś w związek zależnościowy od dominującego męża (no dobra, powiem to wprost - dla mnie w takich relacjach miłość może być tylko domieszką do gry sił i zależnościowych układów między partnerami - i to w najlepszym przypadku!)
zatem emocjonalnie jest kiepsko, jednak materialnie, skoro połowa jest Twoja, to nie masz się co aż tak martwić... prawda? zawsze zresztą możesz poradzić się adwokata, żeby zorientować się w tym lepiej i zabezpieczyć się jakoś na wszelki wypadek, zanim cokolwiek poważnego się zacznie...
myślę, że słuszna jest rada ewki, że to Tobie przydałoby się wsparcie i sojusznik w postaci terapeuty (choćby tylko do podtrzymania Cię, no i może ewentualnie do pomocy w wychodzeniu z zależności, ale im taka pomoc zazwyczaj kiepsko idzie, więc nie robiłbym sobie wielkich nadziei...)
ponadto, jeżeli zdecydujesz się na ostateczną konfrontację z mężem (a wydaje mi się, że bez tego nie wyjdziesz z nawracającej depresji), to możesz jeszcze zaproponować terapię małżeńską - choćby po to, że jeśli on to odrzuci, to będziesz miała chociaż poczucie, że zrobiłaś co mogłaś a niestety on nie wykorzystał wszelkich szans... (to już jego wina i problem, który on stwarza a nie Ty, prawda?)
i wreszcie na koniec... ciekawi mnie cóż to za szalenie kosztowną pasję sobie wybrałaś, która Cię trzyma przy życiu a na którą on się nie zgadza z przyczyn finansowych? bo zdaje się, że kasy macie sporo, więc... jachty zaczęłaś kolekcjonować? prywatne odrzutowce? konie arabskie pełnej krwi za dziesiątki tysięcy dolarów...? coś co rzeczywiście jest wyskokiem ponad Wasz stan...? bo jeśli faktycznie to wykracza poza Wasze możliwości, to wówczas może to oznaczać może jakby jakiś rodzaj Twojej zemsty za te długie lata życia w roli "niewolnicy Izaury" u boku Twego pana... a wtedy faktycznie jego złość byłaby sprowokowana (choćby nieświadomie) przez Ciebie, gdyż byłby to rodzaj ukrytej dywersji jego planów, dominowania i stylu życia...
jeśli jednak wydatki na Twoją pasję mieszczą się w granicach rozsądku, to... NIE MA ZMIŁUJ SIĘ, według mnie - pozostaje Ci tylko konfrontacja, próby terapii małżeńskiej, mediacje, negocjacje a jak nie - to rozwód po prostu i tyle! alternatywą jest bowiem dalej rola niewolnicy w relacji, która wpędza Cię w ostre doły, bez możliwości realizowania siebie i z poczuciem przeciekającego przez palce czasu, który Ci jeszcze pozostał...
chyba, że podoba Ci się wywiesić białą flagę, zrezygnować z jakiejś części swojego człowieczeństwa (dosyć istotnej, bo wolność i rozwój, to chyba jednak podstawa!!!) i wegetować dalej z bladym uśmiechem na ustach pomagając tłuc kasę mężowi, połykając regularnie antydepresanty i pocieszając się myślą, że syn będzie Ci wdzięczny a mąż przecież Cię kocha...
tylko wiesz co...? ja akurat w taką miłość nie wierzę... może jedynie jest w tym jakiś dodatek prawdziwych uczyć, ale miłość nie jest według mnie podstawą w relacji, w której nie ma miejsca na wolność i rozwój jednej ze stron lub obydwu... zastanów się - PRZECIEŻ TO JEST OCZYWISTE!!!