przez milla » 27 mar 2010, o 23:44
hm Ewka, bardzo mądrze piszesz.
Ale naprawdę brakowało mi męskiego ciała przez ten czas, i tak, myślałam o tym, że brakuje mi jego ciała przede wszystkim... ale także jego osoby, ponieważ bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało i planowałam jak super byłoby spędzić razem czas. Na tym polegają związki, plus wzajemna fascynacja seksualna.
Jednocześnie starałam się nie wkręcać, bo wiadomo że można się za szybko zaangażować a nic z tego nie będzie. Mimo wszystko zaangażowałam się. Myślałam o nim po nocach, budziłam się o 5 rano i targał mną niepokój - co jeśli nie wyjdzie. To wszystko na przestrzeni 1,5 tygodnia.
I bardzo szybko wszystko poszło się jebać za przeproszeniem - zaczynam już myśleć, ze wisi nade mną klątwa.
potem te plotki o chorobie...
skierowania na badania stoją u mnie na szafce i czekają...
ale ze zdumieniem odkryłam, że mimo wszytsko i tak bardziej niepokoi mnie że nie odpisuje...
jeśli chodzi o seks... nie rozgryzam tego czy warto było czy nie... stało się i już. Co prawda ten pierwszy raz nie powinien tak się odbyć. Zgadzam się, że jeśli byłam pijana, nie powinien dążyć do tego... cóż...
ale nie miałam następnego dnia kaca moralnego... Chciałam dalej się spotykać i chciałam się z nim kochać, po prostu strasznie mnie pociągał.
Ta impreza zmieniła moje nastawienie, ale po przeprowadzonej z nim rozmowie uspokoiłam się. To był jednak błąd. Teraz już widzę jaki jest naprawdę, i powinnam była polecieć po stereotypach i ocenić go przez pryzmat jego kumpli.
tak, jakoś tak pomyślałam, że później już mogę... nie chcę tego postrzegać jak to że coś ode mnie ukradł. Zdaje się, że gdybym podświadomie tego nie chciała, do niczego by nie doszło. A ja wiem że budził we mnie takie pożądanie już od momentu w którym go spotkałam, że fantazjowałam o tym co moglibyśmy robić, no i po uderzeniowej dawce alkoholu doszło do tego wszystkiego czego miało na razie nie być...
dalej pytasz czy za jego ciałem czy za męskim ciałem w ogóle... więc tęskniłam za męskim ciałem, ale jestem mimo wszytsko wybredna. Pisałam, że ciężko mi spotkać faceta, który by mi się podobał - innymi nie jestem zainteresowana. A gdy go spotkałam i poczułam że to on, że mam ochotę dotykać jego włosów i wdychać jego zapach i czuć ciepło jego dłoni gdy mnie przytula... jakie to rzadkie.
Potem zaś nastąpiło fatalne zauroczenie i rezlutat taki, że tęsknie tylko i wyłącznie za jego ciałem i żadne męskie ciało nie może się do mnie zbliżyć bo czuje obrzydzenie.
stopień dalej oznacza, że "po" jest inaczej niż "przed", można się bardziej otworzyć, poczuć pewniej, mam wrażenie że on jest mój a ja jego.
No ale to moje wrażenie tylko. Ja się wtedy bardzo dobrze czuję na następny dzień. Taka bliskość. Nie mam wcale na myśli chuci. Tylko taka bliskość i fascynacja.
Zakotwiczam się - czyli po seksie jestem coraz bardziej zainteresowana nim - facetem; mój umysł zostaje owładnięty myślą o nim. Chcę go widywać i spędzać z nim czas. Czuję się wręcz zamroczona. "Przed" tego nie ma za bardzo. Czuję się niepewnie, jakby każda randka była ostatnią.
To u mnie specyficzne. Miewam randki i znajomości się konczą same z siebie, czasem nawet nie wiem dlaczego, i jestem wciąż sama. A ten facet... to był właśnie taki z którym chciałam kontynuować... taki zajebisty i w ogóle. Przecież najpierw zainteresował mnie swoją osobą, gdy rozmawialiśmy. Tak inaczej niż z innymi. Potem doszło jego ciało i już wiedziałam.
nie wiem jak mam to wyjaśnić ale... dla mnie seks jest taki jak opisałam. Nie wiem kiedy będę przeżywać znów coś takiego. Pewnie znowu za rok. Naprawdę mało jest facetów z którymi mogłabym... to był mój drugi. A mam 23 lata.