Strona główna  |  Aktualności  |  O projekcie  |  Pomoc e-mail  |  Pomoc  |  Odwikłane  |  Wiedza  |  Kontakt |            |
|
Zacznę od tego, że dopiero wtedy kiedy uwolniłam się od mojego męża, kiedy wyprowadził się z domu, dopiero wtedy poczułam konieczność sięgnięcia po pomoc. Wiedziałam, że nie poradzę sobie z moimi chłopcami, którzy patrząc wiele lat na przemoc, doświadczając jej, nie byli łatwymi dziećmi. Mój 4 letni wówczas syn mówił do mnie "ty szmato..." Kiedy wyszłam za mąż, wydawało mi się, że to dobry człowiek - pewnie tak jest... potrafił dbać o dzieci, dom. Tylko czasami wstępował w niego jakiś szatan, w jednej sekundzie stawał się innym człowiekiem. Wtedy przychodziły chwile grozy, płaczu, lęku, totalnej bezsilności. Wszystko zaczęło się, kiedy urodził się młodszy syn. Mąż stał się nerwowy, wybuchowy, wyzywał dzieci, popychał, szarpał. Kiedy stawałam w obronie dzieci (zawsze brałam ich w kącik pokoju i osłaniałam swoim ciałem) krzyk był wtedy przeraźliwy. Kiedy chciałam dzwonić na Policję, zabierał mi telefon, wyjmował kartę i nie mogłam wezwać pomocy. Najgorszy dla mnie wtedy był ten wstyd, że słyszą to sąsiedzi. ten żal, że moje dzieci tego doświadczają. Najbardziej cierpiałam, jak krzywdził dzieci - potrafił rzucić starszego syna o ścianę i trząchać nim w górze, wyzywać dzieci od skurwysynów, debili... Kiedyś syn powiedział nauczycielce w szkole, że jest bity przez ojca. Zostałam wezwana do szkoły, z olbrzymim wstydem (to była mała miejscowość - byłam tam osobą znaną, opiniotwórczą) poszłam na spotkanie, nie miałam siły żeby prosić o pomoc, a tak właściwie to nikt tej pomocy nie chciał mi udzielić, potraktowano to jak jednorazowy incydent, zamiatając sprawę pod dywan. Mieszkając w małej miejscowości trafiłam na wspaniałych sąsiadów, którym los dzieci nie był obojętny. Wielokrotnie przychodziła sąsiadka, chcąc rozmawiać z mężem o tym, jak traktuje dzieci, zaczepiali mnie sąsiedzi, prosili, żebym coś zaczęła z tym robić, bo dłużej tak być nie może. Musiałam zmienić pracę i przeprowadziliśmy się do dużego miasta - to była dla mnie olbrzymia radość, że zacznę wszystko od nowa. Nowe otoczenie, nowi sąsiedzi - nikt nie będzie o niczym wiedział... Szybko jednak wrócił wstyd, lęk i strach... żyłam zamknięta w czterech ścianach, we własnym świecie. Ja, kobieta wykształcona, menedżer w dużej korporacji, odnosząca sukcesy w pracy byłam ofiarą przemocy domowej. Na co dzień nosiłam maskę. nikt o tym nie wiedział. Na pozór byliśmy normalną rodziną. On Pan, który był z pozoru super tatą, świetnie organizował dzieciom czas wolny, wychodził na plac zabaw. I ja - zła matka..., która nie wychodziła z chłopcami... Wciąż mówił, że jestem złą matką, ciągle mówił "mogłabyś to, mogłabyś tamto..." A ja pracowałam, aby utrzymać rodzinę, dbałam o dom i dzieci tylko faktycznie nie wychodziłam z nimi na dwór. Mój dom był zamknięty... nikt nas nie odwiedzał, potraciłam wszystkich przyjaciół, nie miałam ochoty na spotkania towarzyskie. Zawsze, kiedy dzieci zostawały z ojcem czułam olbrzymi niepokój... bałam się odebrać telefon od syna, bo myślałam, że coś złego się dzieje. Zebrałam w sobie siły i oświadczyłam mu, że jeśli jeszcze raz uderzy dziecko, powiadomię o tym Policję. Poskutkowało, na krótko, ale poskutkowało. Wtedy to cała agresja skupiła się na mnie. Wszystko działo się (na szczęście) w nocy, jak dzieci spały. Wtedy każdy powód był dobry. Dostawał furii, rzucał na podłogę walił pięścią w brzuch i głowę, z całej siły, ile wlazło. Był przy tym cały czerwony, spocony, biała piana pokazywała się na jego ustach. Chciał uderzać w szczękę (wiedział, że jestem po przeszczepie kości) - i każde uderzenie mogłoby spowodować tragedię. Broniłam się osłaniając rękami swoją twarz. Po każdym pobiciu zostawały potężne guzy na głowie, krwiaki, ból brzucha, siniaki na ciele i potężny ból, ból wewnętrzny, żal - wtedy byłam nikim - jak ta szmata wleczona po podłodze. Chciałam uciekać - nie było jak... Zabierał dokumenty, zamykał drzwi, bił dalej... już mi było wszystko jedno, chciałam nawet wyskoczyć przez okno... Krzyczałam pod drzwiami ratunku... nikt nie chciał słyszeć. Mój Pan zadzwonił wtedy na Policję - mówiąc, że jestem w depresji, zdenerwowana i chcę uciec z domu, wsiąść do auta i będę stanowić zagrożenie na drodze. Przyjechała Policja. Ja pobita siedziałam skulona na szafce w korytarzu, nie miałam siły nawet się bronić - wtedy też czułam wstyd, najchętniej bym stamtąd wyszła i już tam nie wróciła, ale przecież miałam 2 synów, których kochałam nad życie. Trafiałam do lekarza rodzinnego, dostawałam zwolnienie lekarskie, leki, ale najczęściej ukrywałam to, chodziłam do pracy. Wymagało to ode mnie potężnego wysiłku, aby wejść do pracy z uśmiechem na twarzy i udawać, że wszystko jest w porządku. Aż do pewnego razu, kiedy latem moja szefowa zobaczyła krwiaki na rękach, wtedy pękłam, opowiedziałam jej wszystko. Wtedy po kilku dniach, kiedy te siniaki już blakły zawiozła mnie do fotografa i zrobiłyśmy zdjęcia - zrobiła to wręcz na siłę, sama bym się na to nie zdecydowała. Zaczęłam czuć, że nie jestem z tym sama. Po tym właśnie pobiciu mąż wyprowadził się, wychodząc położył klucze mówiąc, że musi to zrobić bo mnie kiedyś zabije. Poczułam olbrzymią ulgę i radość. Nie trwało to długo. On działał dalej... buntował starszego syna, zabraniał mi chodzić na wywiadówki, straszył, że on pokaże wszystkim, jaką jestem złą matką. Sam umawiał chłopców do lekarza, brał ich ze szkoły, przedszkola bez mojej wiedzy. Nawet, jak prosiłam, żeby mi powiedział, o której godzinie dziecko ma wizytę - to nie mówił. Kiedyś dowiedziałam się, że umówił na szczepienie młodszego syna. Poszłam do przychodni i zostałam strasznie wyzwana, przy innych pacjentach, przy moim synku, który zaczął wtedy płakać. Mąż krzyczał, że "co za matka nie umówiła nawet wizyty dla dziecka, teraz to przylazła", szarpał mną i próbował wyciągnąć siłą przed przychodnię. Jaki to był dla mnie olbrzymi wstyd, w końcu rzucił książeczkę zdrowia i poszedł. Każda taka sytuacja powodowała, że ja jeszcze bardziej się wycofywałam. Mój wstyd nie pozwalał poprosić kogoś o pomoc - a widziało to mnóstwo pacjentów. Starszy syn po jakimś czasie zaczął mi strasznie dokuczać, wyzywał mnie, był bardzo niegrzeczny, oświadczył, że on chce mieszkać z ojcem. Po długim czasie przemyśleń zgodziłam się, uznałam, że nie mam prawa mu zabraniać. Otwarcie rozmawialiśmy jaki ojciec jest, syn uznał, że tata się zmienił i zapewnił mnie, że jak będzie się działo coś złego to mi o tym powie. Nie czułam się z tym dobrze, nie było dnia, abym nie myślała o moim synu. Początkowo było super, synek był zadowolony, ojciec poświęcał mu cały swój czas. Z czasem odwiedzał mnie coraz rzadziej, nie odbierał telefonów. Mąż zaczął mu wpajać, że wyrzuciłam go z domu, zaczął z nim chodzić na terapię sugerując, że matka się nim nie interesuje. Przemoc fizyczna przerodziła się w przemoc psychiczną, w dręczenie, oskarżanie, oczekiwanie rzeczy niemożliwych. Krzyczał często na ulicy, w miejscach publicznych, że mnie załatwi, że zabierze mi dzieci, cały majątek. Straszył, że nie będzie płacił alimentów, bo nie ma z czego. Syn stał się niegrzeczny, zaczął rozrabiać w szkole, dokuczał rówieśnikom. Stał się zamknięty i nerwowy - czułam, że coś dzieje się nie tak. Któregoś razu syn podczas wizyty u mnie rozpłakał się, powiedział, że ojciec go wyzywa, bije, szarpie. Podjęłam natychmiastowe działanie - rano następnego dnia pojechałam z synem, spakowałam jego rzeczy i zabrałam go do domu. Zaszłam jeszcze do sąsiadów męża i zapytałam, czy dochodziły ich jakieś niepokojące sygnały zza ściany. Zastałam opiekunkę, która powiedziała mi, że wielokrotnie słyszała krzyki, wyzwiska i płacz, próbowała rozmawiać z mężem, ale on mówił, że to nie jej sprawa. Zabrałam syna i tego dnia przeżyłam kolejną tragedię. Mąż, jak dowiedział się o tym, czekał na mnie na parkingu. Wiedział, gdzie parkuję auto. Jak szłam po pracy z synem do auta, zaczął mnie gonić, szarpał mną, wyzywał, zabrał plecak dziecka, krzyczał, że wezwie Policję, że porwałam dziecko. Bardzo się bałam. To był środek miasta, mnóstwo ludzi, którzy zatrzymywali się patrzyli na to, odchodzili... Zatrzymała się jedna Pani. Pani Ewo - dziękuję Pani. Dzięki temu nabrałam siły, aby w końcu z tym skończyć. Tak naprawdę, to nawet obcy człowiek nie był w stanie powstrzymać męża. Siłą próbował zabrać syna ze sobą, dla świętego spokoju i ze strachu syn był gotowy już pójść z ojcem. Gdy pojechałam z synami do domu, stał pod drzwiami mojego mieszkania. Nie odpuszczał - wciąż krzyczał, udawał że gdzieś dzwoni, straszył mnie, że zaraz dzieci zostaną zabrane do Izby Dziecka. Chłopcy bali się bardzo, widać było po ich oczach, starszy syn zabrał małego i zeszli z nim piętro niżej... zrobił to sam - nawet tego nie zauważyłam. On dalej krzyczał - jeden z sąsiadów otworzył drzwi i wraz z chłopcami schowaliśmy się w jego mieszkaniu, czekając na przyjazd Policji, po którą on wciąż niby dzwonił. Policja nie przyjeżdżała, więc sama wezwałam patrol.... Syn został ze mną - to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Dostałam takiej siły, takiej energii, że w ciągu 2 dni napisałam pozew rozwodowy i złożyłam go w sądzie. Po tych wydarzeniach musiałam skorzystać z wizyty u psychiatry, włączono mi leczenie farmakologiczne. Co się okazało psychiatra mieszka w moim bloku. Los zaczął stawiać na mojej drodze potrzebnych i przyjaznych mi ludzi... Zaczęłam stawać się coraz silniejsza, nawet jak mąż mi dokuczał, albo mówił że jestem złą matką - śmiałam się z tego. To co on mówi o mnie i myśli jest jego. Kocham swoich synów, robię dla nich wszystko co mogę. Łatwo nie jest, ale mamy siebie, mamy spokój i za nic w świecie nie chciałabym wrócić do ani jednego dnia z przeszłości. Lęk pozostał... jak przychodzi po dzieci, czuję dziwny niepokój, pocę się, denerwuję, unikam kontaktu z nim. Już nie oczekuję od niego pomocy. W marcu tego roku złożyłam doniesienie na Policji o znęcaniu się z art. 207§1 Kodeksu Karnego. Zebrałam wszystkie możliwe dowody (zdjęcia, kopie dokumentacji medycznej), wskazałam świadków - nie pytałam ich o zgodę, ale wiem, że byli i zeznawali na Policji. Jestem po pierwszej rozprawie rozwodowej - wszystko układa się dobrze. Zostały mi przyznane alimenty. Korzystam dalej z pomocy psychologa i psychiatry, zapisałam dzieci na terapię. Czuję, że zaczynam się rozwijać, awansowałam w pracy. Jestem SILNA - nawet teraz, kiedy zdiagnozowano u mnie raka szyjki macicy. Przeciwko mężowi toczy się postępowanie karne, prawdopodobne sprawa zostanie skierowana do Prokuratury. Zeznawało już wielu świadków - nawet Ci, których znałam tylko z adresu. Mój mąż uspokoił się, zaczął się leczyć - bardzo się cieszę bo chłopcom jest potrzebny ojciec. Dziś dużo rozmyślam, jestem mądrzejsza... dziś zrobiłabym pewne rzeczy inaczej, ale czasu już nie cofnę. Mogę jeszcze jednak dużo zrobić dla innych... APELUJĘ DO ŚWIADKÓW PRZEMOCY APELUJĘ DO OFIAR Proszę, zadbaj o siebie. Im szybciej to zrobisz, tym lepiej dla Twojego bezpieczeństwa, zdrowia i życia. |
Deklaracja dostępności |
      |