Witam wszystkich po bardzo długiej przerwie.
Mam pytanie do Was, ponieważ nie umiem na nie sama sobie odpowiedzieć a z partnerem mamy bardzo różne poglądy.
Na początek opiszę pokrótce moją sytuację: mieszkam z chłopakiem w mieszkaniu jego mamy, pracującej w Anglii, która na początku listopada przyjechała do nas na miesiąc. Wszystko było pięknie, dopóki w tym tygodniu nie zachorowałam na grypę. Ogólnie sytuacja wygląda tak, że większość obowiązków domowych spoczywa na mnie, ale teraz przejęła je mama partnera.
Porządna grypa z gorączką rozłożyła mnie na dobre. Cały ten czas spędziłam samotnie. Mój chłopak popołudnia spędzał albo przy komputerze, albo z kolegą, albo w inny sposób. Kiedy spędzał czas ze mną polegało to m.in. na żaleniu się nad sobą, co robi dość często a przy chorobie miałam już tego lekko dosyć. Pewnego dnia oznajmił mi, że chce jechać do kumpla i zostać u niego na noc. Zrobiło mi się przykro, bo liczyłam, że spędzi ze mną trochę czasu normalnie, albo choć pomoże mi – pokój zarósł kurzem, sterty ciuchów itp, panował ogólny rozgardiasz, nawet pościel sama musiałam sobie zmienić. Powiedziałam co o tym myślę, w końcu zdecydował, że weźmie wolny dzień w pracy i pojedzie do niego na cały dzień. No ok, znów będę sama, ale to jeszcze nie tragedia – pomyślałam. Zostawił mnie w nieogrzanym mieszkaniu, aż do 14 leżałam z gorączką w zimnie, dopóki jego mama nie napaliła. Gdy już był u tego kolegi, zadzwonił, że jednak chciałby zostać u niego, bo on na niego naciska, no a ja jestem przecież chora…to co on ze mną ma robić w domu? Zrezygnowana powiedziałam, żeby robił jak uważa, ale wolałabym, żeby wrócił do domu, bo inaczej się umawialiśmy. Zaproponowałam, żeby umówili się na cały następny weekend (chłopak pojechał totalnie nieprzygotowany na nocleg, a tam jest dość zimno, ponieważ facet nie ogrzewa mieszkania), kiedy będę zdrowa, nie będę czuła się osamotniona i opuszczona, ale nie. On może tylko teraz za tydzień już nie chce… Poza tym dochodzi do tego lekki brak zaufania - mój facet jakieś pół roku temu oszukiwał mnie, umawiając się ze swoją ex na sex...nie doszło do niczego, ale zaufanie legło w gruzach, kiedy się o tym dowiedziałam. Ostatecznie przyjechał, ale to, co usłyszałam zwaliło mnie z nóg, niczym gorączka , otóż: ja nie szanuję mojego partnera…tak stwierdził jego kolega. Zabolały mnie te słowa… Ale zaczęłam się nad tym zastanawiać. Czy postąpiłam egoistycznie i małostkowo? Może powinnam zagryźć zęby i siedzieć sama. Przeżyłabym to jakoś i nie byłoby sprzeczki…Ale z drugiej strony…potrzebowałam pomocy i odrobiny zainteresowania…Jego zdaniem nic się nie stało i dobrze się mną zajmował. Problemy wymyślam sobie ja sama. Dodam, że w październiku mieliśmy podobną sytuację - mieliśmy jechać do znajomych, daleko 300km od nas, ale M. źle się czuł, więc zostaliśmy w domu. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym pojechać, no bo on jest chory, no to co ja mogę z nim robić w domu...
Reasumując: Czy naprawdę okazałam brak szacunku?