Kumpel pokłócil się ze swoją dziewczyną, ja i oni byliśmy prawie, jak przyjaciele... On chciał, bym przyszła z nim pogadała, wypiła piwo i tyle. Potem przyszła nasza znajoma i zaczęła mu mówić, że jest głupi, idiotą, że nie docenia, jak bardzo jego dziewczyna go kocha. Ja chciałam, żeby obydwoje się nie odzywali do siebie, póki się nie uspokoją, żeby mogli porozmawiać na spokojnie we dwoje. No i się zaczęło, on się upił, a że ja byłam z nim to wg niej jest moja wina... Nie chciałam, by pił, ale miałam mu portfel zabrać? A ta dziewczyna, co z nami była, to mu ciagle jęczała, a X jest nerwowy, więc to zapijał... No ale niech im będzie, że to moja wina... Gdybym wiedziała, że tak będzie, to poszłabym do domu, zamiast łapać go po ruchliwej ulicy, całkiem pijanego... Wiem, że poniekąd to moja wina, ale nie wszystko!!!!