przez dream_girl » 28 lut 2009, o 17:45
To ja tu dorzucę swoje cztery grosze...
Może i Caterpillar masz racę - może warto zasięgnąć rady/pomocy seksuologa... Mnie, moje rozwiązania akurat udało się wypracować w toku psychoterapii...
Co do mnie - mogę napisać - mam podobnie... tyle że może nie dokładnie po seksie (bo o tym to na razie mogę pomarzyć), ale po pieszczotach na pewno.
I to wszystko było dziwne - zawsze płakałam, stawałam się zimna niczym głaz, totalnie zablokowana i niechętna do jakiejkolwiek rozmowy czy nawet spojrzenia na siebie, a potem pakowałam manatki i wracałam do siebie. Nikt ani nic nie był w stanie mnie zatrzymać czy przekonać do zmiany zdania - wychodziłam. Czasem wiązało się to z powrotem dziesiątki kilometrów, ale nic - pakowałam się i wyjeżdżałam.
Jak teraz miałoby być? Nie wiem, ale zakładam, że inaczej. W końcu kilka lat jestem bogatsza o nowe doświadczenia.
Ale wracając do meritum. Wielorybcia - pytasz jak to wytłumaczyć. Każda os. to trochę inna historia, a ja mogę napisać jak ja widzę swoje reakcje już z perspektywy czasu.
Pomimo szczerych chęci do pieszczot i zgody na to, zawsze 'coś' się we mnie zbierało - nie potrafiłam powiedzieć co. Podniecenie było, błogość też... a potem taki zonk w postaci jak wyżej opisałam. No właśnie - tylko to podniecenie jest jakieś kłopotliwe dla mnie - cały czas próbowałam tego nie czuć, bałam się tego, kojarzyło mi się to z traumą. Lęk pojawiał się gdy jakiś ruch/dotknięcie okazywało się kluczem do przeszłości (wtedy jeszcze nierozkodowanej na tyle bym mogła nad tym jakoś panować), ale mój mężczyzna był na prawdę dobry. Nie zmuszał, nie wyśmiewał - dawał mi czas i w sumie pomagał mi. Tylko co z tego. I wiesz - dziś wiem, że to pakowanie i wyjeżdżanie to był gigantyczny też lęk z powodu bliskości. Ktoś okazywał się na prawdę dobrym człowiekiem, był mi bliski, a dla mnie to było nie do zniesienia. Nie wierzyłam i bałam się. Bałam się też, że posunę się jeszcze dalej w tym co robiliśmy i co wtedy (nie chodzi o ciążę). To bronienie się w postaci chłodu i oschłości po tym wszystkim to była przeniesiona obrona z sytuacji traumy na tę która była obecnie z moim mężczyzną. Nie mogłam walczyć kiedyś więc próbowałam jakoś panować (kontrolować) nad relacją tu i teraz. Najgorsze, że wcale to nie było potrzebne.
Teraz została mi praca nad tym by w kolejne związki nie pakować tego 'przeniesionego bronienia się' no i pozwolić sobie jednak na to podniecenie, które jednak jest dla mnie nie do końca 'wygodne'.
To chyba tyle na tu i teraz...