Brak pewności siebie - czy indukuje całą resztę?

Problemy związane z uzależnieniami.

Brak pewności siebie - czy indukuje całą resztę?

Postprzez aganthe » 4 lis 2008, o 19:44

Witam Was najserdeczniej jak potrafię - a wierzcie mi, że nie potrafię... no dobra - słabo potrafię.
I tym sposobem popsułam nawet przywitanie. Tak.

Chyba będę walić prosto z mostu. Co mi dolega:

1) wszechogarniające mnie użalanie się nad sobą
2) swoista przyjemność ze sprawiania sobie przykrości (temat szeroki - ale przyjemność o której mówię - to chwila, gdy np. mowię sobie w myślach "ale jesteś głupia, o matko!", albo gdy wyobrażam sobie, jak facet do mnie mówi "nadajesz się tylko do ruchania, głupia suko!" - to drugie podczas masturbacji. Ostatnio chorobliwej. A seksualne wyobrażenia sprowadzają mnie do poziomu... eh. Szkoda gadać.)
3) głęboko (w moim odczuciu) posunięte zjawisko wycharakterowienia, bezpłciowości (nie wiem czy coś takiego istnieje, ale tak to bym u siebie nazwała). Czym się to objawia? No np. tym, że ostatnio podczas kontaktu z kimkolwiek - nie skupiam się na żadnej rzeczy oprócz zastanawiania się, czy mam "dobrą" minę, czy przypadkiem nie wyglądam głupio, i czy aby na pewno nie widać, że "skubię" paznokcie drugą ręką. I co podstawowe - zauważyłam, że szukam akceptacji u kogokolwiek. A w związku z tym zmieniam się jak kameleon, gdy przebywam z jedną osobą - staram się śmiać z jej dowcipów, właściwie w ogóle nie starając się ich zrozumieć, a gdy jestem z inną - śmieję się z zupelnie innych rzeczy. Hipokrytką jestem.
4) brak pewności siebie nachodzi stanowczo na 3. punkt, ale musiałam to wymienić.
5) kłamstwo. Od niepamiętnych czasów żyję w kłamstwie, na początku były to minimalne kłamstewka w stylu "Powiedz mamo Oli, że nie wyjdę na dwór, bo mnie nie ma!", teraz są klamstwa poważniejsze.. Nie wiem jak wielki wpływ moga mieć na moje samopoczucie i samoocenę... ale czasem się w nich gubię... Jeden cioci kłamię, że jestem na 3. roku, druga myśli, że studiuję co innego... A wszystko dlatego, że mama z babcią chciały ukryć przed rodziną, że zawaliłam dwa lata studiów. Najpierw rok na AE, a potem rok na PWR. I teraz jestem na 2. roku i wciąż nie wiem, czy to co studiuję, to jest to.

Wiecie co, nie chce mi się już tego wymieniać... Myślałam, że to może kilka punktów będzie, ale widzicie - robi się tego mnóstwo, a każdy z punktów mówi i tak praktycznie to samo.

O co mi chodzi, po co piszę?

Powiedzcie, jak żyć... z uśmiechem. Jak żyć odważnie, pewnie. Jak przestać być obłudnikiem. Jak widzieć szczęście. Jak wierzyć. W to, że umiem, że potrafię, że uda mi się. Jak mieć satysfakcję. Jak być asertywną. Jak selektywnie wybierać sobie towarzystwo, a nie zdobywac akceptację ludzi czasem nie wartych jej. Jak nie dać się ośmieszać innym. Jest prosta recepta?
aganthe
 
Posty: 38
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 06:46

Postprzez bunia » 4 lis 2008, o 20:45

Recepta jest chyba jedna....polubic siebie,dlaczego uwazasz,ze wszyscy inni sa super tylko nie Ty....dlaczego zalezy Ci na akceptacji inych skoro nie dajesz rady z akceptacja siebie ?....a moze zrob sobie taka liste i napisz codzieniie 5 pozytywow ktore zauwazysz w ciagu dnia,tak jak kilka rzeczy w ktorych jestes dobra bo nie pisz tylko,ze nic nie potrafisz....takich nie mam.

Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez rainman » 4 lis 2008, o 23:53

czasem nie ma chyba innego wyjscia tylko zaakceptowac siebie. pamietam jak kiedys na terapi wymienialem mojej terapeutce swoje braki i minusy i co one mi utrudniaja albo uniemozliwiaja w zyciu. ona mi wtedy odparla tylko ze musze sie zaakceptowac takim jakim jestem. i choc nadal mam problem z wymienieniem u siebie jakichs zalet to probuje sie akceptowac.
piszesz o swoich brakach i problemach, a ja przeczytalem pierwsze zdanie i pomyslalem co za swietne zdanie, blyskotliwe w swej sprzecznosci, wzbudzilo moj usmiech ale taki pozytywny. po tym co napisalas dalej widac ze jestes inteligentna, masz dystans do siebie, potrafisz byc samokrytyczna (to az za dobrze ;) potrafisz ), jestes zdolna do autoironi i otwarta i bezposrednia. to wszytsko wedlug mnie sa Twoje zalety. to ze klamiesz wynika pewnie z roznych obaw i lękow. lękow dobrze sie jest wyzbywac. jesli nie mozna samemu to najlepiej na psychoterapii. to ze zmieniasz studia swiadczy o tym ze wciaz poszukujesz swojej drogi. zaakceptuj to i dalej poszukuj :). tak mysle. lepiesz dluzej studiowac jesli tylko mozna niz robic cos czego sie nie lubi zeby ciotki widzialy ze cos konczysz.
pozdrawiam Cie,
r
Avatar użytkownika
rainman
 
Posty: 245
Dołączył(a): 11 lut 2008, o 23:14

Postprzez caterpillar » 5 lis 2008, o 01:05

hehe z ta autoironia mialam podobnie jak rainman :P
cos mi sie wydaje ,ze potrafisz byc zabawna i miec dystans do siebie samej :wink: aaa to juz duzo :D
Ja tez sie zgadzam,ze polubic siebie to pierwszy krok

(w "dyskusj ogolnej" natalia zamiescila swietny teks ,ba!Z cwiczeniami!)

Zycie nauczylo Cie ,ze klamstwo ma krotkie nogi..wiec drogi sa dwie
albo brnac w to dalej i zakopac sie po uszy
albo brac odpowiedzialnosc zaswoje czyny,otwarcie mowic o swoich porazkach(kazdy ma do nich prawo tak?),potrzebach itd.
podrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez aganthe » 5 lis 2008, o 16:55

---------- 15:42 05.11.2008 ----------

bunia napisał(a):Recepta jest chyba jedna....polubic siebie,dlaczego
uwazasz,ze wszyscy inni sa super tylko nie Ty....dlaczego zalezy Ci na
akceptacji
inych skoro nie dajesz rady z akceptacja siebie ?....a moze zrob sobie taka
liste
i napisz codzieniie 5 pozytywow ktore zauwazysz w ciagu dnia,tak jak kilka
rzeczy w ktorych jestes dobra bo nie pisz tylko,ze nic nie
potrafisz....takich
nie mam.


Masz racje, powinnam polubic siebie. Tylko wiesz... czy polubic siebie wraz
ze wszystkimi defektami i slabosciami, czy lubic tylko to co fajne, a
reszte
eliminowac? No i nastepna kwestia - jak to zrobic? (chyba najwazniejsza ;)

Nie dodalam jeszcze w poscie pierwszym, ze najwieksza kupa gowna czuje sie
dzien po paleniu (!). Byc moze to nawet kluczowa sprawa. Nie wiem czy
ktokolwiek z Was pali/palil (green), ale jesli, to powiedzcie czy mieliscie
podobnie
jak ja. Na drugi dzien po paleniu nic mi sie nie chce, a jak juz udam sie
na
ta uczelnie jakims fuksem - to czuje sie tam jak jakis wybitek ze
spoleczenstwa, nie potrafie odnalezc siebie wsrod ludzi, objawy o ktorych
pisalam w
pierwszym poscie nasilaja sie.

Powiecie wiec - po co pale? Otoz:
- kiedys palilam, bo mialam tzw. "smiechawki" i byl to niezawodny sposob na
swietna impreze
- z czasem "smiechawki" zaczely znikac i stopniowo poczely sie pojawiac
jakies filozoficzne mysli, ktore w pewnym moemencie przerodzily sie w "glosy
madrosci" mowiace mi co jest dobre a co zle
- zaczelam sie gubic, bo mimo ze dzieki glosom madrosci bylam bogatsza
wewnetrznie, to jednak w trzezwym zyciu nie umialam ich zrealizowac, wiec palilam
znow po to, zeby znow uslyszec cos madrego (to bylo bardziej podswiadome,
wiadomo ze tez dzialal mechanizm uzaleznienia).
- a teraz? teraz jak zapale - to wlasciwie zawsze wpadam w "trans"
zastanawiania sie nad poczynaniami swoimi, nad wlasnym zyciem, moim zwiazkiem, szkola
itd, i niby ok, tylko wiadomo ze nie pale nigdy sama. I wtedy w towarzystwie
- odlaczam sie, i wiecie co mnie boli? Ze wlasnie wtedy w tym stanie dochodzi
do mnie rzecz, z ktora mam najwiekszy problem - to, ze jestem GLUPIA, pusta,
nie potrafie sie odezwac itd. Bo jak zapale, to rzeczywiscie mam sieczke z
mozgu, rzeczywiscie nie jestem w stanie dyskutowac na jakies tematy.
Chcoiaz... moze ja sobie dobieram takie towarzystwo, z ktorym po prostu nie umiem
rozmawiac, bo to oni pieprza jakies farmazony...

Sory, ze tak latam po watkach, ale napadlo mnie inne spostrzezenie.

Kiedys, w akcie desperacji poszlam do pani psycholog, aczkowliek musze
stwierdzic, ze calkiem niepotrzebnie, bo przedstawilam jej swoj problem jako
problem z uzywkami (powiedzialam jej, ze duzo pije, pale itd) i ta pierwsze co
zrobila - to stwierdzila, ze mam sie zapisac do grupy uzaleznieniowej.

Moze i to by bylo w pewnej czesci tez dobre, ale... uwazam, ze moim glownym
problemem byl wlasnie brak akceptacji ze strony ludzi (spowodowany pewnie
moja wlasna izolacja). I co?

I wszystko szlag trafil, nie pokazalam sie juz tam wiecej. Bo wiedzialam, ze
to nie o to tu chodzi.

rainman napisał(a):czasem nie ma chyba innego wyjscia tylko zaakceptowac
siebie. pamietam jak kiedys na terapi wymienialem mojej terapeutce swoje braki i
minusy i co one mi utrudniaja albo uniemozliwiaja w zyciu. ona mi wtedy
odparla tylko ze musze sie zaakceptowac takim jakim jestem. i choc nadal mam
problem z wymienieniem u siebie jakichs zalet to probuje sie akceptowac.


Ale co to znaczy, ze probujesz sie zaakceptowac? Bo wiesz... ja moge
powiedziec, ze tez probuje sie pozbierac... ale tak na prawde, to nei robie nic w
tym kierunku. Co robisz dokladnie? Wypisujesz afirmacje, tak jak bunia mi
polecila? (Nie smieje sie, na prawde wierze w afirmacje -> tylko czemu nigdy nie
probowalam? - chyba najwyzszy czas).

Wiesz, najgorzej jest zdac sobie sprawe z tej swojej samoakceptacji w
momencie, gdy prowadzisz rozmowe z kims i "zatyka Cie", albo gdy siedzisz gdzies ze
znajomymi i chcesz sie odezwac, a nie potrafisz.. Albo gdy sie odzywasz i po
chwili zdajesz sobie sprawe, ze to co powiedziales bylo po prostu ZALOSNE. Skad te mysli? Mam zaakceptowac swoja zalosnosc?

Moze to by bylo wyjscie, bo na razie to skupilam sie na tym, zeby nic zalosnego nie mowic. I co? I praktycznie sie nie odzywam, zamykam sie w sobie i tyle. Moze mi sie wydaje, ze wszystko co mowie jest zalosne, a tak na prawde nie jest?

Rany, ten tekst tez jest zalosny ;]

---------- 15:55 ----------

No i porwał mnie temat rzeka, a zapomniałam o kluczowym pytaniu, postawionym w temacie. Myślicie, że te wszystkie moje problemy (szkoła, relacje z rodziną, znajomymi, brak checi do robienia czegokolwiek pożytecznego) - moga wynikać z tej "niepewności" siebie?

Bo ja na to patrzę w ten sposób - jeśli nie potrafię zdecydować o czymś w sposób stanowczy, czyli nawet choćby o tym, że coś opowiem (np. w trakcie opowiadania komuś czegoś tam, patrzę na reakcje słuchaczy, i zamiast sukcesywnie dążyć do końca tematu - gdzie własciwie dopiero na samym końcu mial się pojawić np. zabawny wątek, dla którego to opowiadam całą historyjkę, to po prostu w tym momencie zaczynam ją skracać. Wmawiam sobie, że zanudzam lud i czasami ostatecznie autentycznie wychodzi z tego żenada, bo nie potrafię dojść do meritum. Zawiłe, ale prawdziwe.

Dobra, nie męcząc Was, odpowiedzcie mi tylko na pytanie: jak to zrobić, żeby po prostu nie patrzeć na reakcje innych. Bo to chyba taka terapia szokowa by była, ale chyba mi potrzebna.

Przecież inni potrafią nadawać godzinami i nie przejmować się tym, że kogoś to nie interesuje.

Oczywiście nie chcę prowadzić godzinnych monologów, ale choćby przez 2 minuty kogoś zatrzymać przy mojej wypowiedzi. Od czegoś trzeba zacząć...
aganthe
 
Posty: 38
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 06:46

Postprzez bunia » 5 lis 2008, o 17:22

Masz racje...od czegos trzeba zaczac jesli jestes zdecydowana i CHCESZ....wszystkie uzywki sieja spustoszenie w zyciu emocjonalnym wiec jesli chcesz "normalnej" przyszlosci to powinnas zmierzyc sie z nimi.....moze konkretne leczenie,osrodek...? sa mozliwosci aby sobie pomoc wyjsc na prosta.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez pukapuk » 5 lis 2008, o 20:48

Witaj ! Uzależnienie to jest jedyna choroba , nie ma takiej drugiej ,która oszukuje swojego nosiciela że jest zupełnie zdrowy . Tytuł twojego postu powinien być zupełnie inny , ten to jest zasłona dymna. Osoba uzależniona żyje w systemie iluzji i zaprzeczeń i ja tak cię odbieram. To nie znaczy że jesteś wyrachowaną manipulantką, bo tak właśnie działa uzależnienie , iluzja - zaprzeczenie. Nikt nie rodzi się alkoholikiem czy narkomanem tak samo jak nikt nie rodzi się z piętnem kłamcy! To się nabywa z czasem. Nie wiem czy ktoś z twoich bliskich jest uzależniony czy może wychowywałaś się w rodzinie dysfunkcyjnej raczej stawiał bym na to drugie bo piszesz :
... . A wszystko dlatego, że mama z babcią chciały ukryć przed rodziną, że zawaliłam dwa lata studiów....
Nie jest to normalne bo babci i mamie bardziej zależało na ich wizerunku niż na tobie no bo co sobie pomyślą inni , jak myśmy ją wychowali ?
Kłamstwa nie uzasadnione lub motywowane swoistą logiką są typowe dla dzieci DDA lub właśnie z rodzin dysfunkcyjnych. Najczęściej nabywa się tego w dzieciństwie poprzez nie prawidłowy rozwój emocjonalny brak kontaktu prawidłowego z rodzicami a zwłaszcza z matką. To nie znaczy że twoi rodzice robili to świadomie może też nie dostali czegoś od swoich rodziców a jak czegoś nie masz to nie możesz tego dać . Z czasem dziecko kłamie aby zdobyć ich akceptacje myślę że w twoim wypadku tak mogło być . Piszesz : ...
I co podstawowe - zauważyłam, że szukam akceptacji u kogokolwiek. A w związku z tym zmieniam się jak kameleon, gdy przebywam z jedną osobą - staram się śmiać z jej dowcipów, właściwie w ogóle nie starając się ich zrozumieć, a gdy jestem z inną - śmieję się z zupelnie innych rzeczy. Hipokrytką jestem.
NIE JESTEŚ HIPOKRYTKĄ ROZPACZLIWIE SZUKASZ AKCEPTACJI !
Tak się dzieje gdy z czasem nie wie kim się jest i czego się pragnie a stan ten pogłębia uzależnienie bo sztucznie zmienia świadomość i idzie się w iluzje. Masz coś co ci przeszkadza :wink: inteligencje którą się posługujesz w zaciemnianiu problemu . Może spróbuj się zatrzymać i zastanów się czy to jest twoje miejsce . W każdym momencie życia można zmienić siebie ale trzeba do tego samooceny uczciwego spojrzenia na siebie i chyba najważniejsze Trzeba przestać się BAĆ . Pozdrawiam.
pukapuk
 

Postprzez aganthe » 5 lis 2008, o 21:32

pukapuk napisał(a):Uzależnienie to jest jedyna choroba , nie ma takiej drugiej ,która oszukuje swojego nosiciela że jest zupełnie zdrowy . Tytuł twojego postu powinien być zupełnie inny , ten to jest zasłona dymna. Osoba uzależniona żyje w systemie iluzji i zaprzeczeń i ja tak cię odbieram. To nie znaczy że jesteś wyrachowaną manipulantką, bo tak właśnie działa uzależnienie , iluzja - zaprzeczenie. Nikt nie rodzi się alkoholikiem czy narkomanem tak samo jak nikt nie rodzi się z piętnem kłamcy! To się nabywa z czasem. Nie wiem czy ktoś z twoich bliskich jest uzależniony czy może wychowywałaś się w rodzinie dysfunkcyjnej raczej stawiał bym na to drugie (...)


Ależ masz wyczucie.
W iluzji "ciepłego domu" żyłam długo, ale to nawet iluzja nie była, bo zdawałam sobie z tego sprawę. Nie wiedziałam może, jak to wpływa na moje życie.

Mój ojciec był alkoholikiem. Pił i wykańczał tym moją matkę. Ręki nie podnosił na nikogo. Dlatego jeszcze stosunkowo niedawno myślałam sobie, że ja nie mogę się wliczać do DDA, bo mój ojciec nie bił. Absurdalne, nie? ...

Ale fakt jest taki, że w domu nigdy nie było normalnych relacji, ciepłych relacji. Zwłaszcza między rodzicami. Spali osobno, wlasciwie to moja mama ze mną spała, a ojciec, z reguły zapijaczony, w drugim pokoju. Z tego leżenia w łóżku to tylko pamiętam oczekiwanie na ojca, jak matka usłyszała przekręcany klucz w zamku, to wstawała z łóżka i z pyskiem do ojca (wyzwiska itd.). I to, czego się najbardziej wtedy bałam to były właśnie te wyzwiska, ta agresja matki. Nie rozumiałam tego - dlaczego ona tak na ojca krzyczy.

Męka mojej matki skończyła się 8 lat temu, gdy ojciec zmarł. Ale mimo wszystko, to dla niej był też potężny cios. Mimo, że wymęczył ją swoim piciem okropnie. Do mnie, wtedy do 13-latki, wiadomość ta dość długo dochodziła, śmieszne to - ale jakoś nie potrafiłam "zczaić bazy", że ojciec odszedł na zawsze. Ale płakałam.

No cóż, pomijając krzywe relacje w domu spowodowane przez alkohol... Myślę, że też moja mama nigdy nie potrafiła mi dać prawdziwego uczucia. Może to było spowodowane tym, że chciala mnie uchronić przed jakimkolwiek złem. Jestem jedynaczką. Ale..

Pamiętam jak mówiła do mnie nie raz, że nic ze mnie nie będzie, bo coś tam przeskrobałam.

Może opowiem jedną sytuację, którą pamiętam z dzieciństwa, i ona najlepiej zobrazuje relacje między mną - dzieckiem a mamą.

Miałam może 6 lat jak pojechałam z mamą nad morze (ojciec gdzieś tam pił) i poznałam na plaży koleżankę, z którą najprawdopodobniej lepiłam jakieś budowle z piachu:] No i jak to z reguły bywa, moja mama i mama tej mojej koleżanki się zakumplowały i któregoś razu moja mama zostawiła mnie w domu z moją koleżanką i miałyśmy nigdzie nie wychodzić, a ona z mamą tej drugiej dziewczynki poszły na dworzec sprawdzić o której odjeżdżają pociągi. Długo tych naszych mam nie było, więc stwierdziłyśmy razem (6 latki!), że pójdziemy ich szukać, beztrosko zapominając o zakazie wychodzenia z domu. I nawet nie błądzilyśmy, trafiłyśmy na dworzec (który był cholernie daleko, strasznie długa prosta!). Tylko co? Naszych mam tam nie było. No to nas strach obleciał, i zdecydowałyśmy, że wracamy. Idziemy, idziemy... i nagle patrzymy - z dala widać dwie sylwetki kobiet, od razu poznałyśmy nasze mamy! Przyśpieszyłyśmy kroku... Ale jak się zbliżalyśmy... to już widziałam chód mojej mamy... Wściekłość w jej oczach... I popatrzyłam na mamę koleżanki i na nią - i na scenkę - matka wzięła na rączki dziewczynkę, przytuliła ją i z ogromną radością i szczęściem, że nic nam się nei stało przytulila córkę. W tym samym czasie ja obrywałam po dupie i słyszałam tylko krzyki i wyzwiska w stylu "gówniarz", w stylu "A co ja mówiłam, no co?!" "Zapamiętasz gówniarzu!"

...

Dziwne, że tak szczegółowo mi się to przypomniało. Nawet nie wiedziałam, że tyle pamiętam.
pukapuk napisał(a): NIE JESTEŚ HIPOKRYTKĄ ROZPACZLIWIE SZUKASZ AKCEPTACJI !
Tak się dzieje gdy z czasem nie wie kim się jest i czego się pragnie a stan ten pogłębia uzależnienie bo sztucznie zmienia świadomość i idzie się w iluzje. Masz coś co ci przeszkadza :wink: inteligencje którą się posługujesz w zaciemnianiu problemu . Może spróbuj się zatrzymać i zastanów się czy to jest twoje miejsce . W każdym momencie życia można zmienić siebie ale trzeba do tego samooceny uczciwego spojrzenia na siebie i chyba najważniejsze Trzeba przestać się BAĆ . Pozdrawiam.


Czy to jest możliwe bez terapii? Boję się, że się nie otworzę przed terapeutą. Sama terapia od uzależnienia mi nie pomoże. Chyba muszą mi pomóc wygrzebać te ciężkie kamienie z duszyczki.
aganthe
 
Posty: 38
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 06:46

Postprzez pukapuk » 6 lis 2008, o 19:40

aganthe napisał(a):[Czy to jest możliwe bez terapii? Boję się, że się nie otworzę przed terapeutą. Sama terapia od uzależnienia mi nie pomoże. Chyba muszą mi pomóc wygrzebać te ciężkie kamienie z duszyczki.

Boisz się na zapas . A skąd możesz wiedzieć że ci nie pomoże terapia? Z tego co pisałaś raz rozmawiałaś z psychologiem a właściwie poszłaś tam na ciśnieniu . Skąd wiesz ze się nie otworzysz przed terapeutą znasz tego człowieka ? To jest system zaprzeczeń nie mający żadnego pokrycia w rzeczywistości. To są takie twoje filmy które kręcisz , bo boisz się konfrontacji tu jesteś anonimowa i stać cię na szczerość ale w cztery oczy chowasz się za różnymi maskami . Uwierz mi masz TERAZ świetną okazję żeby coś z tym zrobić . Te wydarzenia które opisywałaś będą cie prześladować jeżeli czegoś z tym nie zrobisz. Mój ojciec był trepem i takie podejście miał do mnie dopiero na terapii pogłębionej zrozumiałem jaki to miało wpływ na moje życie.
Masz niską samoocenę ,wychowywana byłaś w totalnym poczuciu winy !!!! Twoja mama sobie nie radziła z mężem pijakiem i była i chyba jest dalej współuzależniona i w efekcie sama z sobą nie daje rady przez ileś lat żyjąc pozorami można dostać świra albo się po prostu pije i jara.
Piszesz tu na forum bo wiesz że coś jest nie tak. Piszesz o dość intymnych rzeczach których się wstydzisz. Ale powinnaś wiedzieć że czasami takie wizje erotyczne wynikają z chęci ukarania się. Ogólnie marzenia erotyczne są ok ja też czasami fajne mam
:twisted:
Kończąc podejdź do tematu poważnie nie stosuj uników idź i rozwiąż problem szkoda czasu i życia
pukapuk
 

Postprzez aganthe » 6 lis 2008, o 22:05

Masz racje pukapuk, terapia jest mi potrzebna. Właśnie taka terapia, podczas której można wyciągnąć jakieś zgnojone na dnie umysłu fakty z przeszłości, które wpływają na mój obecny stan.
Jutro poszukam czegoś, mam tylko nadzieję, że taka terapia będzie bezpłatna. Do tamtej darmowej poradni, co byłam wcześniej - chyba już nie pójdę, bo już dwa razy pokazałam tam, że chcę a potem olałam. Za drugim razem nawet leków mi przepisać nie chcieli. Ale chyba leki by mi się przydały, nigdy nie brałam, ale przydałyby się.

Dzisiaj prawie by mi się udało wpaść na otwarty meeting AA. Ale stchórzyłam przed wejściem, bo spóźniłam się pół godziny (Wrocław okropne miasto, nawet o 18 całe zakorkowane). Znalazłam miejscówkę i widziałam przez okno, że siedzieli tam. Ale bałam się... Bałam się wejść tam i skupić całą ich uwagę na sobie... zwłaszcza, że (może to głupie) ludzie, których widziałam przez okno byli dużo starsi, wszyscy po 50-tce.

Wtedy sobie pomyślałam, że chyba się wygłupię jak tam wejdę, że tam przyszli sami długodystansowi alkoholicy i że mnie wyśmieją jak tam wejdę :/ Czemu mam takie opory? :(

Wiecie w ogóle jak wyglądają pierwsze kroki takiej nowej osoby przychodzącej na spotkanie? Czy pytają od razu o coś, czy po prostu siadam i odzywam się dopiero jak chcę? Jestem z natury(albo choroby) zamknięta w sobie i każdy kontakt z nowym czlowiekiem jest dla mnie, jakby nie patrzeć, stresogenny.

W niedzielę o 14 jest miting, planuję wybrać się!
aganthe
 
Posty: 38
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 06:46

Postprzez pukapuk » 6 lis 2008, o 22:40

Super że chciałaś pójść na miting ! Ja chodzę od dwóch lat . Nie masz się czego obawiać tam są ludzie którzy mają takie same problemy jak TY . Gwarantuje ci że zostaniesz przyjęta z otwartymi ramionami i co najważniejsze będą słuchać tego co mówisz . Na mitingach mówi się takie rzeczy które nigdzie indzie by się nie powiedziało . I wiesz co tylko alkoholik , narkoman, erotoman, hazardzista czy jakikolwiek innych człowiek uzależniony może tak naprawdę zrozumieć drugiego uzależnionego. To właśnie tak działa .
Wchodzisz dostajesz kawę zadają ci jedno pytanie ; czy masz szczerą chęć zaprzestania pica mówisz tak i już jesteś we wspólnocie. Mimo ze nie jest to organizacja stricte religijna , czasami zdarzają się grupy nawiedzonych, strasznie mi to przeszkadzało ale teraz patrzę na to inaczej każdy czegoś tam potrzebuje do trzeźwienia. Wiec nie łam się tylko dyrdaj na miting nie musisz nic mówić w ogóle tam nic nie MUSISZ . POZNASZ LUDZI Z PODOBNYMI PROBLEMAMI DO TWOICH , kłamali ,manipulowali kradli, niektórzy siedzieli w więzieniach inni spali pod mostem ...itp te historie są podobne tylko aktorzy inni ....Jest dużo młodych ludzi zdziwisz się jak młodzi są niektórzy .
A z terapią to jest tak że najpierw powinnaś poznać mechanizmy uzależnienia i przekonać się czy naprawdę masz problem od tego jest terapia podstawowa na DDA trzeba być gotowym. Można sobie nie poradzić z wspomnieniami ....
Napisałaś ;
W niedzielę o 14 jest miting, planuję wybrać się!
Jak dasz radę to nie pożałujesz.
Pamiętaj osoba uzależniona może tylko CHCIEC !!!!
Ja nie piję dwa lata pierwszy raz z własnego wyboru którego jestem świadomy wiem że w kazdej chwili mogę iść po flachę i nic mnie nie zatrzyma tylko, ze ja NIE CHCĘ . I taka kurde jest moja filozofia :lol: :lol: :lol:
pukapuk
 

Postprzez yoytek » 7 lis 2008, o 00:33

Witaj
Na stronie http://www.alkoholizm.info.pl/czat_abstynencja.html jest czat ogólny. Możesz pogadać z ludźmi z Wrocka.
Pozdrawiam Wojtek
Avatar użytkownika
yoytek
 
Posty: 55
Dołączył(a): 31 maja 2007, o 10:01
Lokalizacja: mazowieckie

Postprzez aganthe » 8 lis 2008, o 18:10

Nie wytrzymuję już, idę się napić :/ Mam dość wszystkiego :( Jutro na kacu na AA (jak wstanę).
:(((
aganthe
 
Posty: 38
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 06:46

Postprzez pukapuk » 8 lis 2008, o 18:45

Tak sobie myślałem ... nie chciałem być prorokiem . Wczoraj ta się zastanawiałem czy ci napisać że czuje gdzieś pod skórą że właśnie tak możesz zareagować tym bardziej że dziś sobota i dużo imprez wokoło . Oczywiście wyborów dokonujemy sami i sami ponosimy konsekwencje. Tak się zastanów co by się stało jak byś nie wypiła ? Eksplodowała byś z mocą bomby atomowej ? Wątpię. Nawet jak się napijesz a nie będzie od ciebie czuć alkoholu to idź na miting i właśnie o tym powiedz. Życzę solidnego kaca :lol:
pukapuk
 

Postprzez aganthe » 12 lis 2008, o 17:16

Właśnie, jak mi się chce pić, to wydaje mi się, że eksplodowałabym. Ale wiadomo, że by tak nie było.

No i cóż, skończyło się to wszystko tak, że nie wstałam na AA, zaczęłam grać na automatach typu "jednoręki bandyta) - i juz w plecy 200 zł. Kolejnych problemów sobie szukam.

Ale tak na prawdę... to ja bym chciała po prostu odnajdywać siebie w czymkolwiek co robię. A ja siebie odnajduję jedynie wtedy, gdy piję. Gdy jestem nietrzeźwa. Ale co mam na myśli? No np. to, że nie potrafię się na niczym innym skupić.

A to jest ważne, gdy jeszcze się ciągnie te studia z nadzieją. Kiedyś potrafiłam się uczyć i bylam uparta w tym. I przynosiło mi to satysfakcję. A teraz? Teraz nie potrafię się zabrać do nauki, a jeśli już siądę, to szybko się zniechęcam. A może i nawte nie szybko - ale teraz nic mi nie wychodzi (głównie o matmie mówię). I koniec końców po prostu daję sobie z tym spokój.

I gdzie ta pierdolona pewność siebie? Czemu ciągle się kameleonię? Czemu ciągle chcę udawać kogoś kim neie jestem?

Ostatnio usłyszałam, jak mama do babci z wyrzutem mowiła "Ale ona jakaś taka bez życia, nie jak inne dzieci. Ona w ogóle się nie zachowuje jak normalna dziewczyna!"

Przyszłam do nich, ale nie mogłam powstrzymać łez, a matka się mnie pyta, czemu płaczę... Czy mam jakieś problemy. "Nie, nie mam żadnych". :/

Czy jest szansa, że będę kiedyś cieszyć się życiem i pewnością siebie? I dążyć do celów, a wcześniej je mieć?!
aganthe
 
Posty: 38
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 06:46

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 35 gości