Mój mały problem - jak go rozwiązać?

Problemy z partnerami.

Mój mały problem - jak go rozwiązać?

Postprzez Melania » 26 cze 2008, o 20:26

Witam Was!
Dawno nie pisałam, jakoś sobie radzę. Postanowiłam skupić się bardziej na sobie, na swoich potrzebach, spróbować się w pewnym sensie „uniezależnić” od mojego chłopaka. Teraz piszę do Was, bo mam problem i zamieszanie w głowie, proszę Was o radę w pewne sprawie, bo nie mam się do kogo zwrócić.
Chodzi o rzecz, o którą kłócę się z chłopakiem już kolejny raz. Sprawa wygląda tak: gdy chłopak ma pierwszą zmianę w pracy to codziennie wieczorem do mnie przychodzi. Kiedyś przychodził koło 17:30-18:00, czasem dawał znać, czasem nie, jakoś nie zwracałam na to uwagi. Od jakiegoś czasu gdy zaczął przychodzić różnie to mówiłam mu, że wolę wiedzieć o której mniej więcej przyjdzie, żeby zdążyć się umyć, czy jakąś pracę zakończyć, ogólnie przygotować się – czyli żeby zadzwonił lub napisał. Któregoś dnia długo go nie było, nie dawał żadnego znaku, w końcu przyszedł nie tłumacząc spóźnienia. No więc wtedy się pokłóciliśmy i mówiłam mu, żeby dawał znać kiedy będzie, bo ja potem czekam na niego, zaglądam na telefon. Powiedział, że nikt mi nie każe czekać. Może trochę jestem zbyt do niego przywiązana, nie pracuję, siedzę w domu, mam tylko naukę, nie spotykam się za często ze znajomymi, rzadko wychodzę z domu no i jego przyjście jest dla mnie czymś odmiennym, w pewnym sensie wyjątkowym, cieszę się i czekam gdy ma przyjść. Ale on twierdził, że się czepiam z tym dawaniem znać, że to głupota o taką rzecz mieć pretensje. Potem przez jakiś czas dzwonił bądź pisał i umawialiśmy się na mniej więcej konkretną godzinę. Ostatnio zadzwonił, że będzie później i przyszedł po 18. A dzisiaj przyszedł przed 19 i już nie zadzwonił – raz się da zadzwonić, a raz nie. Oczywiście była kłótnia – mówił, że się czepiam, że przesadzam, że to bzdurna sprawa. Powiedział mniej więcej tak: „myślisz, że ja nie mam ważniejszych rzeczy do robienia niż przesiadywanie u ciebie” oraz że ma wiele spraw na głowie i nie zawsze ma czas zadzwonić. Gdy mówiłam to słuchał telewizora, nie słuchał moich argumentów, nie chciał rozmawiać, nie chciał poszukać rozwiązania tego problemu, bo mówił "to ty masz problem, nie ja". Wg mnie skoro problem jest błahy to tym bardziej powinno dać się go rozwiązać po ludzku i szybko. A co z większymi problemami? Powiedziałam mu, że wolę wiedzieć kiedy przyjdzie, żeby się umyć, przebrać, skończyć coś robić, żebym wiedziała ile mam jeszcze czasu i co zdążę zrobić – żeby po jego przyjściu nie musiał siedzieć sam w pokoju bo ja np. pójdę się kąpać bo nie wiedziałam kiedy przyjdzie, ale on powiedział, że dla niego to nie problem. No w sumie jak nie dał znać to skutek jest taki, że siedzi na chwilę sam aż ja coś dokończę, w sumie jego wybór. Zapytałam go też co by zrobił gdyby mnie w domu nie zastał, to odpowiedział „przyroda” – takie powiedzonko sobie znalazł. Dodam, że on jest bardzo zazdrosny. Ostatnio gdy przyszedł a ja ładniej się ubrałam (spódnica) to prawie w drzwiach zapytał czy gdzieś się wybieram, że tak się odstrzeliłam. Krytykuje też moje zajęcia taneczne solo, że to strata czasu i pieniędzy, a mnie się to podoba, nawet nie zapytał co tam tańczę i co mi się w tym podoba. On chyba uważa się już za domownika niż za gościa u mnie, więc chyba dlatego tak przychodzi do mnie kiedy mu pasuje… Ja do niego nie chodzę w ogóle od jakiegoś czasu, dlatego nie wiem jakby to wyglądało w drugą stronę.

Dziś w czasie kłótni o tym zdzwonieniu dałam mu przykład odwrotny, że ostatnio gdy byłam poza domem i wiedział, że po powrocie puszczę mu sygnał żeby przyszedł – to gdy była 17:30 to pisał czy już jestem w domu. Czyli widać czekał, był gotowy i czekał kiedy może przyjść, czyli może postawić się w mojej sytuacji. Ale on jest nauczony, że ja zawsze jestem w domu i on o której by nie przyszedł to mnie zastanie, jego przyjście zależy od tego czy on ma czas, nie pyta czy ja też mam czas, bo jest przyzwyczajony, że jestem w domu. Ale fajnie byłoby szanować swój wzajemny czas. Oczywiście dzisiaj wyszedł podczas kłótni. Na dodatek mama powiedziała mi, że to głupi, niepoważny powód bym miała do niego pretensje. Więc teraz już sama nie wiem, może powinnam przymknąć oko na to i uznać, że kiedy on przyjdzie to przyjdzie. Może powinnam się cieszyć, że w ogóle przychodzi, że poświęca mi czas i nie wymagać by dzwonił i się umawiał. Ale czy to nie wygląda tak jakby on dyktował warunki, jakbym ja nie miała wpływu na to o której mamy się spotkać? Gdy on jest czymś zajęty np. robi coś w swojej ochotniczej straży do której należy, np. bierze udział w przygotowaniu festynu – to wtedy nie ma czasu nawet na sygnał, nawet na sms, nawet nie zadzwoni czy będę na festynie, wtedy ja schodzę na dalszy plan i czuję jakby o mnie zapomniał. Mój problem chyba jest złożony, jestem zbyt wrażliwa, przejmuję się wszystkim, a już tym bardziej tym co mój chłopak mi powie czy co zrobi, wkurza mnie moja własna osoba, ten mój charakter. Ale teraz chodzi mi o tą konkretną sprawę z tym jego uprzedzaniem o której przyjdzie, co opisałam wcześniej, czy słusznie tego wymagam (a raczej chciałabym wymagać) od chłopaka i że zwracam na to uwagę? Czy mam przymknąć na to oko dla świętego spokoju? Z drugiej strony on dla świętego spokoju mógłby mnie uprzedzać o której mogę się go spodziewać? Jak to rozwiązać? Patrzycie na to obiektywnie, może napiszecie coś, co mi nasunie jakiś tor myślenia.
Pozdrawiam Wszystkich :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez Megie » 26 cze 2008, o 20:42

Na dodatek mama powiedziała mi, że to głupi, niepoważny powód bym miała do niego pretensje.


dokladnie! zgadzam sie z mama..
tak sie nie da zyc..skoro i tak jestes w domu to co za roznica czy da znac o ktorej bedzie czy nie? chyba wazne ze przychodzi..czy nie za krotko chcesz go trzymac..?
i pewnie wynika to z tego ze:

Postanowiłam skupić się bardziej na sobie, na swoich potrzebach, spróbować się w pewnym sensie „uniezależnić” od mojego chłopaka.


no i co z tym..chyba poprostu chcesz pokazac co jest dla Ciebie wazne- aby dzwonil jak ma przyjsc..chcesz postawic na swoim- a to chyba nie jest dobry pomysl..
a sama piszesz ze nie masz za duzo innych zajec a chlopak jest czyms innym w ciagu dnia..
Takie podejscie moze wszystko zniszczyc na dluzsza mete..oczywiscie mam nadzieje ze tak sie nie stanie...
moze postaraj sie znalezc cos dla siebie tak zeby nie myslec o ktorej On przyjdzie i czy zadzwoni czy nie..jak przyjdzie a bedziesz zajeta to albo bedzie musial zaczekac albo sie nauczy dzwonic jak Cie raz czy drugi niezastanie w domu..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez agik » 26 cze 2008, o 20:54

A ja nie uważam, ze to był błahy powód.
No sory, ale puscić strzałke, kiedy sie wychodzi to nie jest jakis wielki wyczyn. I nie zabiera jakiejś wieliej ilości czasu.

Z drugiej strony robić afery z tego powodu tez nie trzeba.

Po prostu- zajmowac się swoimi rzeczami, wychodzić, kiedy ma się chec. Nauczy się, jak ze 3 razy odbije sie od klamki, albo bedzie sobie sam siedział, jak Melania będzie zajęta swoimi zajęciami.

Rozumiem, ze zal masz o to, ze ciagle jesteś, jak na szpilkach, bo na niego czekasz. Nie czekaj- nie będziesz sfrustrowana.

Troszke masz rację, ze on traktuje Cię, jak mu wygodnie. A to naprawdę nic wielkiego wysłac eska- będe ok 17. I juz. Wiesz, ile masz czasu. A resztę masz dla niego.

Rwać włosów z głowy nie trzeba, robić afer nie trzeba.

Howgh. :)
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Re: Mój mały problem - jak go rozwiązać?

Postprzez ewka » 26 cze 2008, o 21:11

Melania napisał(a):Ale on jest nauczony, że ja zawsze jestem w domu i on o której by nie przyszedł to mnie zastanie, jego przyjście zależy od tego czy on ma czas, nie pyta czy ja też mam czas, bo jest przyzwyczajony, że jestem w domu.

No to należy go oduczyć... nie domaganiem się smsów, ale zajęciem się czymś poza nim i niekoniecznie "zawsze jestem w domu" - bo na moje oko cała na nim wisisz.
Afera wg mnie jest zbyt naciągnięta, a powody, dla których musiałby i byłoby to ważne... właściwie nie znalazłam żadnego ważnego. Te, o których piszesz wydają się błahe, sorki bardzo.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez KATKA » 27 cze 2008, o 08:45

A ja pamiętam poprednie Twoje posty....i w tym kontekscie....to fcet jest winny jak dla mnie....najłatwiej jest olewać....moze tak uważam bo sama lubie wiedzieć kto kiedy i o której będize...tak poprostu.....Paweł wracając do swojego domu( bo mieszkamy razem) mnie o tym informuje...tak samo jak o tym o której wychodzi z pracy...tak poprostu...to chyba nie jest tak starsznie trudne? owszem czasem moze nie być czasu...moze się zdarzyc i juz....ale nie powinno sie olewac sprawy....to nie jest tak wielki wysiłek zeby nie moc spełnic prośby osoby , z którą jest się w związku...z jakiegoś powodu chyba....prawda?Co nie zmienia faktu, ze kłotnia tu niewiele raczej da :(
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Melania » 27 cze 2008, o 14:25

Dziękuję Wam za odpowiedzi. Każda odpowiedź dała mi do myślenia.
Co do krótkiego trzymania, o którym wspomniała Megie, to w moim związku to wygląda tak, że puszczamy sobie sygnały gdy wstajemy, gdy on kończy pracę, gdy ja wrócę ze szkoły – takie znaki. Kiedyś chciałam z tym skończyć, bo uznałam, że to bez sensu takie przywiązanie, ale mój chłopak się nie zgodził – nakazał mi, że mam mu puszczać te sygnały. To czasem dziwnie trochę wygląda, bo gdy on zapomni mi puścić sygnał gdy np. wróci ze swojej strażnicy bądź gdy wraca z pracy a jest zajęty – no to wtedy nic nie robię, nie piszę, nie dzwonię, tylko przy najbliższym spotkaniu pytam o to. A niedawno była taka sytuacja, że wrócił z pracy koło północy, puścił mi sygnał a ja już spałam i nie odpuściłam mu sygnałka (a zawsze to robię), i on wtedy zaczął dzwonić, pisać smsy co się dzieje, dlaczego nie odpuszczam sygnałka, dlaczego nie odpisuję, że on się martwi co się stało itd. Trochę mnie to zdziwiło gdy się w końcu przebudziłam, bo skoro sam do tego taką wagę przywiązuje to powinien zrozumieć też moje uczucia. Ale takie argumenty do niego nie trafiają.

Rzeczą, którą muszę zmienić jest to, żeby znaleźć sobie zajęcie w domu i nie czekać na niego, nie spoglądać nerwowo na telefon, i tu właśnie Agik ma rację – nie będę wtedy sfrustrowana. Bo przecież muszę mieć swoją część życia niezależną od niego, tak jak pisze Ewka.
Katka ma rację, że kłótnia niewiele da, a porozmawiać z nim na ten temat też się nie da. Gdy mój chłopak uzna, że coś jest głupie (np. jakiś pomysł, jakaś sprawa) to koniec, nie ma dyskusji, nie słucha żadnych argumentów – tak jak moje zajęcia taneczne solo, gdzie są same dziewczyny (bo gdybym jeszcze miała tańczyć z innym facetem w parze to miałabym zupełny zakaz chodzenia na te tańce), które również uznał za głupie nawet nie pytając o cokolwiek z tym związanego, skrytykował i koniec, teraz gdy na nie wychodzę raz w tygodniu na godzinę to patrzy krzywo na mnie. Teraz jesteśmy na etapie planowania wspólnego wyjazdu wakacyjnego nad morze, tzn. ja planuje, bo on tego tematu nie porusza, mówi, że chce jechać ze mną, ale gdybym ja nie wzięła się za szukanie noclegów, dzwonienie, planowanie pociągu to figa. Często tak jest, że to ja inicjuję jakieś wspólne sprawy typu pizza, lody, spacer, wyjście gdzieś.
W sprawie tego informowania mnie kiedy przyjdzie to postanowiłam, że nie będę się tego domagać od niego żeby dzwonił czy pisał, zajmę się swoimi sprawami, nie będę czekać, a co z tego wyniknie to się po prostu później okaże.
Pozdrawiam Was :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez Abssinth » 27 cze 2008, o 14:59

tylko na sekundke, tylko z jednym pytaniem...

co to znaczy, ze on Ci zakazuje, nakazuje cos robic?
czy Ty masz w tym zwiazku prawo nakazywac lub zakazywac mu cokolwiek?

co to za zwiazek w ogole, gdzie nie ma zadnego szacunku dla drugiej osoby - dla Ciebie, Melanio - dla Twoich zainteresowan, zajec, opinii na jakis temat?#

dlaczego sobie na takie traktowanie pozwalasz?

jak dla mnie to wcale nie te sygnalki i nie informowanie o czasie przyjscia stanowia tutaj problem... (zreszta tak naprawde takie informowanie jest calkowicie normalnym przejawem elementarnego szacunku i dziwnie to dla mnie brzmi, ze Twoja wlasna mama uwaza, ze wymaganie szacunku to jakas dziwna fanaberia).

...
ehh.

pozdrawiam cieplo, bardzo
miauk :)
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Melania » 27 cze 2008, o 16:26

Abssinth ja mojemu chłopakowi nie jestem w stanie niczego nakazać lub zakazać, bo on z reguły uznaje, że wszystko co robi, co mówi jest słuszne, że on nie robi głupich rzeczy. A ja za to robię – bo chcę chodzić na zajęcia tańca. Przez ten taniec o mało nie zerwaliśmy parę m-cy temu, bo kazał mi wybierać pomiędzy nim a tańcem. Ja wtedy postawiłam na swoim i on stracił grunt pod nogami i jednak nie odszedł, ale do dziś kręci nosem, gdy wspominam o tych zajęciach. Dla porównania ja nie mam nic do gadania gdy on informuje mnie, że nie przyjdzie do mnie, bo idzie np. do strażnicy bo ma tam jakąś robotę – ja wtedy muszę być pełna zrozumienia, uznania i nawet min mam nie robić. Ostatnio jak przyjechał mi powiedzieć, że będzie dopiero późnym wieczorem, bo ma załatwienie - to ja podobno „strzeliłam” jakąś minę, która mu się nie spodobała (dla niego ta mina była wyrazem mojego niezadowolenia z tego, że on będzie dużo później), minę może zrobiłam, bo smutno mi było i byłam też zaskoczona jego przyjazdem, ale potem kłócił się ze mną o to, dopisał do tego całą resztę, że nie akceptuję jego straży i jestem przeciwna, żeby on należał do osp. Dodam, że kiedyś, owszem, miałam niesmak na wspomnienie straży, gdy spędzał tam całe popołudnia i wieczory, a jak się później okazało z powodu pewnej dziewczyny, z którą ostro flirtował i z powodu której zerwaliśmy. Minęły już 3 lata, więc już zaakceptowałam to, że on się z tą dziewczyną widuje często w sprawach służbowych i staram się mu ufać gdy ona puszcza mu sygnały np. o 23:00 (choć on nie rozumie powodu mojej nieufności i podejrzliwości). W każdym razie teraz rozmawiam z nim o tej jego pasji, pytam, pomagam mu drukować jakieś rzeczy do straży – ale on nie potrafi zrozumieć, że nie robiłabym tego, gdybym nie akceptowała jego udziału w osp. To inny temat-rzeka.
Moim problemem jest to, że nie miałam innego chłopaka, nie byłam w innym związku i wobec tego nie wiem jak traktowałby mnie inny facet, bo nie znam innego traktowania oprócz tego, którego teraz doświadczam. Mam niskie poczucie własnej wartości, brak mi siły przebicia, czuję się gorsza, a on mi wcale nie pomaga, a nawet pogarsza sprawę. Z powodu niego nie wyjechałam na studia dzienne z koleżankami, bo jemu się to nie podobało, bo byśmy się nie widywali tak często no i siedzę na zaocznych, które mam niedaleko. Plusy są, bo mam inne, fajne koleżanki, ale może moje życie byłoby barwniejsze…
Abssinth ja też uważam, że to uprzedzanie, o której przyjdzie to okazywanie szacunku dla mojej osoby, szanowanie wzajemnego czasu. Choć, jakby się zastanowić, to ta sprawa nie jest takim ważnym problemem, można przymknąć oko, ale gdzie leży granica rzeczy, na które to oko można przymykać? Masz rację twierdząc, że nie te sygnałki są najistotniejszym problemem, bo to się przenosi na coś innego, chodzi o jakiś kompromis, żeby wypracować wspólny sposób rozwiązywania problemów – tym bardziej takich błahych. A mój chłopak nic – twierdził, że się czepiam i koniec, nie ma dyskusji, gdy zapytałam jak widzi rozwiązanie tej sprawy to mówił, że nie widzi, że to mój problem a nie jego, aż w końcu wyszedł ode mnie… zostawiając kawę na stole, obrażony. Najlepiej wyjść, albo patrzeć w telewizor i mnie uciszać, bo on ogląda… Nie wiem już jakim sposobem mam domagać się szacunku, zainteresowania moją osobą, moimi uczuciami, może mam przestać się odzywać i cokolwiek działać to się okaże ile on wnosi w ten związek... On daje od siebie to, że przychodzi do mnie niemal codziennie na godzinę bądź kilka godzin, zależy która ma zmianę w pracy, pijemy kawę, oglądamy tv, rozmawiamy o jego pracy i straży (gdy ma nastrój); oprócz tego podwozi mnie do szkoły, czasem zapyta jak w szkole, jak egzamin, ale nie zapyta z czego ten egzamin, czy trudny, czy dużo nauki-takiego zainteresowania już nie ma; przyniesie piwo, czasem jest miło i wesoło, śmiejemy się, gramy w karty, czasem jest grill u moich rodziców, więc siedzimy razem. On w towarzystwie moich rodziców też nie jest rozmowny, taką ma po części naturę, odzywa się tylko w temacie straży i jego pracy. Ale przecież rozmawiać można o wszystkim. Zapytałam go kiedyś co osobiście sądzi na temat aborcji to nie umiał mi powiedzieć, nie miał zdania, bo nigdy się nad tym nie zastanawiał, a przecież każdy z nas ma chyba swoje własne zdanie na takie tematy. To taka monotonia w naszym związku, jak stare (ale chyba niedobre) małżeństwo, czuję się, jakby przychodził do mnie w przerwie pomiędzy pracą a innymi obowiązkami. Nie wyciąga mnie na pizzę, na disco, chociażby posiedzieć, to ja inicjuję takie rzeczy i jak on ma dobry humor to się udaje, choć akurat na disco nie byliśmy od 1,5 roku. Gdy zaproponowałam wypad na bilard z moją koleżanką i jej chłopakiem to był zmęczony, śpiący (a cały tydzień sypiał wtedy po 12 h), kręcił nosem, że będzie tam dużo ludzi, nie chciało mu się i powiedział, że mam iść sama a on będzie sobie spał w domu; no ale ja sierotka nie poszłam, a tak wypadałoby zrobić. Wiele razy nasuwałam mu pomysł, by zorganizować z jego kolegami (których ja też znam) i ich dziewczynami jakiś wypad gdzieś, albo ognisko. I cisza, nic. Inną sprawą jest, że jak mu się chce – że tak to określę – „kobiety” to jest miły, uroczy, klei się do mnie, komplementy prawi; a jak nie ma nastroju, jest zmęczony to nawet mnie nie obejmie ani sam nie pocałuje (oprócz buzi na powitanie i pożegnanie), wtedy staram się zrozumieć jego zmęczenie, brak sił – tłumaczę to sobie jakoś, bo czuję się niepotrzebna. On nie potrafi powiedzieć „kochanie, jestem zmęczony, padam z nóg” – to ja się mam domyśleć, bo przecież to widać, że jest zmęczony, więc po co w ogóle pytać. Gdy mówię mu „przytul mnie” to się krzywi, bo go ręce bolą albo jest śpiący… Czy to normalne jest?
W kwietniu chciałam zerwać, bo nie miałam już sił, ale powiedziałam sobie „spróbuję jeszcze, postaram się, może za mało się starałam, za mało z siebie dawałam, bałam się zaangażować w ten związek na 100%, za mało okazywałam mu zrozumienie, za mało się uśmiechałam, bo tylko marudziłam" - a marudziłam, że chcę wyjść razem to tu, to tam, albo się czepiałam tego, np. że koleżanki puszczają mu sygnały o 2 w nocy, albo przychodzą mu smsy z seks-telefonów. Wiem, to powyżej to pewnie syndrom kobiety, która kocha za bardzo. Mam tą książkę. Ale miałam w sobie poczucie winy, które może po trochu on we mnie wpoił, ale powiedziałam sobie, że postaram się zaangażować, postaram się mu zaufać, postawię na wspólne rozmowy, żeby rozwinąć ten związek. Ale czuję jakąś blokadę, boję się, że nie znam do końca tego człowieka (pomimo tych 8 lat znajomości), nawet na naszej klasie nie potrafię wkleić naszego wspólnego zdjęcia… Teraz stawiam na wyjazd wakacyjny – kilka dni spędzonych razem powinno pokazać czy potrafimy się dogadać w sprawach codziennych, iść na jakiś kompromis, bo przecież dwoje zakochanych w sobie ludzi nie powinno się razem nudzić, nawet jeśli są już ze sobą kilka lat, prawda? W przeciwnym razie instytucja małżeństwa byłaby pozbawiona sensu…
Wybaczcie moje rozpisanie, nie mam tego komu powiedzieć, to takie moje wewnętrzne rozterki i dylematy.
Pozdrawiam wzajemnie :)
A tak na marginesie to uwielbiam koteczki, to moja mała miłość :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez Abssinth » 27 cze 2008, o 17:23

nie jestes w stanie mu nakazac lub zakazac...dlaczego wiec pozwalasz mu na takie postepowanie w stosunku do Ciebie? nierownosc numer jeden...

on wymaga zainteresowania swoimi zajeciami, natomiast Twoja pasja tanca jest 'glupia' z zalozenia. nierownosc numer dwa...

Ty masz tolerowac jego smsy, sygnalki od innych panienek, smsy z sieci erotycznych...co on by zrobil, gdybys jakis kolega puszczcal Ci sygnalki w poznych nocnych godzinach? nie sadze, zeby byl tak wyrozumialy, jak Ty jestes....nierownosc numer trzy...

itd itd
nie mam czasu wiecej pisac, bo pisze z pracy.....

przeczytaj jeszcze raz o kobietach, ktore kochaja za bardzo...w prawdziwym zwiazku staraja sie dwie osoby...dwie OSOBY, a nie jedna niewolnica dla swojego Pana z fochami.sorry...ale tak to wyglada, troszke :(

niestety, dostajemy to , na co sie zgadzamy...a zgadzasz sie na duzo za duzo z jego strony...

zacznij od poczucia wlasnej wartosci.

(jeszcze tu wroce, na razie czas uciekac)

sorry za chaos w wypowiedzi :(

przytulam i miaukam (koty to najdoskonalsze stworzenia na swiecie, strasznie tesknie za moja czarna kocica...niestety zostala w Polsce :( )

xxx
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez agik » 27 cze 2008, o 20:54

A ja pominę jego stosunek do Ciebie, sama wiesz, czy go chcesz a mnie nic do tego.
Ale przyszło mi do głowy coś innego- mnie się wydaje, że to, ze oczekujesz od niego, zeby Cię powiadamiał o odwiedzinach- to jakoś naturalne.
Druga rzecz, ze wydajesz się byc cała w pretensjach.
Słowem- mnie sie wydaje, ze oczekujesz słusznie, bo to nic wielkiego, ze da znać ze się wybiera do Ciebie. Nie musisz go witać w papilotach i ze scierką w ręce, bo akurat rura pękła. W tym Cie rozumiem. Też tego oczekuję od moich gości- choćby po to, zeby nie trzymać czjnika na gazie 2 godziny, zeby gości podjąć herbatą, choćby po to, zeby wiedziec, zę spokojnie zdąże zrobic to, co zamierzałam, albo ze lepiej odpuścić, albo troche przyspieszyć.
Hi, kiedyś umówiłam się z panem, który miał przeprowadzić kontrolę w dokumentach z zusu. Miał być o 7, a przyszedł za 15 siódma... Miałam umalowane tylko jedno oko :haha: Czułam się idiotycznie. Rozumiem Cię...

Druga sprawa- że afer nie ma o co robić. Lepiej pokazac, jak to jest- myślałm, ze nie przyjedziesz, to se poszłam zrobic tipsy, albo poszłam się przejśc, bo mi duszno było. Gdybym wiedziała o której będziesz- to bym była gotowa...
I już. Niech ze dwa razy pocąłuje klamkę, to sie nauczy.
Ale kłoceniem się nic nie zdziałasz, co najwyżej, ze będzie Cię miał "pełną dupę" jak to się u nas mówi...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez ewka » 28 cze 2008, o 00:04

Melania, trochę smutne to wszystko. I tak czytam sobie i myślę, co zrobiłabym ja. Ja bym trochę przestawiła swoje myślenie, tak sama dla siebie i nikomu nie mówiąc - i zmieniłabym taktykę. W nosie z tymi sms-ami... na dobrą sprawę po co ma się awizować skoro wie, że czekasz. Ja też lubię wiedzieć, kto do mnie idzie - ale w przypadku gości rzadko widzianych i niespodziewanych. Jeśli ktoś przychodzi codziennie i wiadomo, że przyjdzie... no ja sensu w tym nie widzę. I co z tego, że zobaczyłby Cię rozczochraną i w dresie, ale za to czymś tak bardzo zajętą, że "zapominasz" o jego przyjściu? Może właśnie taka "nieczekająca" byłabyś bardziej pożądana i atrakcyjna? Więc tego bym spróbowała.

Następnie, skoro macie wspólnych znajomych... sama zorganizowałabym ognisko czy jakiś wypad rowerami. I jego "zabrała" - a jeśli nie chciałby, no to nie... jadę sama.

Tyle na tę chwilę mi przyszło do głowy... myślę, że im bardziej "uciekamy", tym bardziej nas chcą. Ty nie uciekasz, Ty ciągle jesteś... więc spróbuj być trochę nieoczekiwana, trochę "niespodzianka"... niech zdobywa!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez limonka » 28 cze 2008, o 04:04

hej Melania,
Pamietam twoj watek...i powiem ci ze nie podoba mi sie jak cie traktuje ten twoj facet a raczej powinnam powiedziec pan i wladca:(

moze zastosuj pare rad dziewczyn....to cos siezmieni..zrob sie bardziej niedostepna, zajeta nie podporrzadkowywuj calego zycia jemu bo twoje ucieka..a jescze jestes mlodziutka i szkoda:(:(
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez ramona » 29 cze 2008, o 00:59

Dziwi mnie fakt, że znacie się - jesteście ze sobą 8 lat, a Twój chłopak jest u Ciebie nadal tylko gościem - tzn. wiadomo, rozumiem Cię w kwestii szacunku, ale nic mu się nie stanie jeśli na Ciebie poczeka...
Po Drugie ...ja bym raczej nie akceptowała jakiś strzałek po nocach od niewiadomo jakich panienek - bo niby po co daja mu te sygnały???
No i ta dziewczyna, z którą flirtował i zostawał dla niej w pracy...Bardzo wyrozumiała jesteś....
8 lat to sporo czasu...
W sumie to - nie chcę krytykować, albo wyrażać błędną opinię, ja tak na to patrzę, ale każdy inaczej - Wasz związek chyba zatrzymał się i ugrzązł na jakimś etapie...
On o Tobie wie wszystko, w pewnym sensie zna plan twojego dnia.
A co Ty możesz powiedzieć skoro widzicie się godzinke, dwie dziennie?
Wygodna sytuacja dla niego i dla Ciebie, choć trochę monotonna, jak przyznałaś...jesteście długo razem, więc i przyzwyczajenie jest ogromne...
Ja w tym widze bardziej złożony problem...

Może trochę chaotycznie, ale nie umiałam pozbierać myśli...

Pozdrawiam :D
Avatar użytkownika
ramona
 
Posty: 278
Dołączył(a): 14 maja 2007, o 15:35

Postprzez Melania » 6 lip 2008, o 17:32

---------- 21:14 04.07.2008 ----------

Witam Was.
Dziękuję Wam za powyższe rady. Ramona masz rację – mój problem jest bardziej złożony.
Piszę do Was, bo mój początkowo mały problem dziś najwyraźniej przerodził się w duży problem. Dokonałam dziś pewnego „odkrycia” w telefonie chłopaka. Od jakiegoś czasu czułam, że dobrze byłoby zajrzeć mu do telefonu – nie wiem dlaczego, nie byłam pewna jego szczerości, jakieś takie wewnętrzne odczucie miałam. Dziś nadarzyła się do tego okazja, gdy wyszedł z pokoju. Na początku się zawahałam, bo przecież to nie wypada. Ale zaryzykowałam. Chłopak miał w telefonie dwa dzisiejsze smsy od dziewczyny – tą z którą współpracuje w straży (pisałam wcześniej o tym), z którą mnie prawie zdradził ok. 3 lat temu, przez którą mnie wtedy okłamywał i jeszcze nie odzywał się do mnie gdy wszystko wyszło na jaw. Dzisiejsze smsy od tej dziewczyny były następujące:
„Kochanie… (coś tam) Misiu mam dla Ciebie (coś tam ze straży). Pozdrowinka i Całuski”
„Tak Kochanie, postaram się przyjść. Pozdrowionka i Buziaczki.”

Nie pamiętam dokładnie ich treści, bo musiałam szybko odłożyć telefon, no i poza tym ręce mi się trzęsły. Ale słów „kocham cię” nie było. Smsów wysłanych do niej nie było – a coś jej musiał odpisać, bo te dwa smsy różniły się kilkoma minutami. Nie było żadnych sygnałów. Tylko powyższe dwa smsy od niej.
Musiałam się otrząsnąć z szoku, uspokoić tak, żeby chłopak się nie zorientował, że patrzyłam w jego telefon. Wiem, że tego się nie robi, ale najwyraźniej coś się dzieje. Mam teraz szał myśli w głowie. Bo tak – niektóre zachowania chłopaka wskazują na to, że myśli o mnie – ma moje zdjęcie na tapecie w telefonie, mnie ma wpisaną jako „Moja …” w książce adresowej, prosił mnie o wgranie mp3 na telefon, jak pisze mi smsa to pisze, że kocha, tęskni, całuje, niedawno przyniósł do mnie swoją satelitę - traktuje mnie jako "swoją", nie musi mnie zdobywać bo zawsze jestem pod ręką. Ale czy to wystarczająco by twierdzić, że mnie nie zdradza?
Jedna moja myśl jest taka, że może ta dziewczyna w moim chłopaku coś widzi, może się w nim buja i go w ten sposób zaczepia nazywając go „kochaniem” i „misiem” – bo nie wiem jak on się do niej zwracał w smsie - a on niekoniecznie odwzajemnia jej uczucia, ale wtedy skasowałby te smsy od razu a nie trzymał ich sobie. No cóż. Na razie nie mam dowodu. Nie mogę powiedzieć, że czytałam te smsy, bo on się wkurzy i wymyśli jakieś usprawiedliwienie. Nie mogę się powołać na te dwa smsy, bo w sumie – no nie wiem – czy są wystarczającym dowodem?
Z drugiej strony myślę, że gdyby chłopak miał coś do ukrycia to nie wychodziłby z pokoju zostawiając mnie samą z telefonem – że skasowałby wszystkie smsy, nie tylko te do niej. Ale przecież mógł zapomnieć albo nie przypuszczać, że ja tam zajrzę. Hmm…
Wracając do przeszłości – 3 lata temu przed całą tą awanturą również odkryłam smsy w jego telefonie gdy spał. Też wtedy czułam, że coś jest nie tak, bo bardzo unikał spędzania ze mną czasu a siedział dużo w strażnicy. To były smsy od tej samej dziewczyny ale jej numer był wtedy zapisany pod imieniem jej brata. Więc ja byłam taka naiwna, że nie dotarło do mnie, że on może z nią kręcić. Myślałam, że to jakieś żarty… Bezwzględnie ufałam chłopakowi w tamtych czasach i nawet nie dopuszczałam do siebie myśli o zdradzie – nawet mając dowód przed sobą - a on mnie zawiódł na całej linii, dlatego moje zaufanie do niego jest bardzo nadszarpnięte. Nie zdradził mnie z nią fizycznie (tak twierdzi), ale pisali pieprzne smsy, okłamywał mnie itd. Zrobił mi świństwo, złamał serce...
Gdyby jeszcze obecnie wszystko się układało dobrze to byłoby inaczej. W lutym tego roku przekonałam się na własnej skórze, że mój chłopak potrafi kłamać jak z nut. Okłamał mnie, że idzie do pracy na nockę, a miał wolne – podobno chciał iść do kolegi i bał się, że nie będzie mi się to podobało. Był tak perfidny w swoim kłamstwie, że po rzekomym powrocie z tej nocki puścił mi sygnał (taki mamy zwyczaj). Czyli wtedy musiał specjalnie nastawić sobie budzik by puścić mi ten sygnał, by jego kłamstwo było prawdopodobne. Nawet przyznał się do tego. To było dzień przed Walentynkami, na które przyniósł mi czerwone róże… Więc po tym zdarzeniu mogę przypuszczać, że jest zdolny do kłamstwa.
Dlatego od jakiegoś czasu, gdy chłopak mówi, że musi wcześniej iść do pracy, albo że gdzieś jedzie ze straży, albo „miał inne zajęcia” (tydzień temu tak powiedział dziwnie unikając odpowiedzi co konkretnie robił) – to mi przychodzą myśli, że może mnie okłamuje w jakimś celu, że coś ukrywa. Taka podejrzliwość.
Wracając do dzisiejszego „odkrycia” - myślę teraz co mam zrobić by w pewnym sensie nakryć chłopaka na gorącym uczynku. On mieszka blisko mnie, ta dziewczyna kilometr dalej. No nie wiem co mam zrobić. Jak go zagadać, czy dzwonić często i niespodziewanie, albo robić sobie wycieczki rowerowe gdy go nie ma u mnie – może ich razem gdzieś zobaczę. Albo zdobyć jej numer i coś jej napisać – ale w sumie nie tylko ona byłaby winna gdyby coś między nimi było, bo mój chłopak również byłby winny. Mieliśmy jechać razem na wakacje. Ja proponowałam morze, ale dla niego to za daleko, on nie lubi się opalać itd. Zaproponował góry. Ale na tym się skończył jego udział w planowaniu wakacji, na które mamy jechać koło 15 lipca. Powiedział mi dziś, że on ma jeszcze cały tydzień pracy i nie ma czasu na myślenie o wyjeździe. Poza tym zastanawia się czy warto ze mną jechać, bo jak mam przez cały wyjazd mieć takie humory i miny to nie warto…
Macie jakieś pomysły jak rozgryźć to czy on ma „romans”, jak tą sprawę rozwiązać?
Pozdrawiam Was serdecznie :)

---------- 17:32 06.07.2008 ----------

Witam :)
Powyższa sprawa dalej pozostaje nierozwiązana.
Wczoraj się jeszcze pogorszyło, bo doszło do sprzeczki, w czasie której usłyszałam wiele obraźliwych słów od chłopaka. Chciałam byśmy porozmawiali co się dzieje, że tak mnie traktuje, że nie może między nami tak być, pytałam czy mu to odpowiada. Ale nie słuchał mnie, oglądał tv, powiedział, że nie musi słuchać wszystkiego co mówię... Każde moje słowo do niego odbiera jako atak, twierdzi, że się czepiam, że go to wkur…, że za to moje czepianie odpłaca mi właśnie takim traktowaniem mnie… On uważa, że on jest w porządku, że normalnie się zachowuje. A ja czuję się winna, bo on właśnie obwinia mnie - to ja się mam przestać czepiać, ja mam przestać go podejrzewać itd. A ja mam taką naturę, że się przejmuję i myślę co jeszcze źle robię, albo które pytanie źle zadałam że on się wkurzył, lub że może ton mojego głosu był za bardzo podniesiony… Może nie potrafię z nim rozmawiać... Wyśmiał to, że jestem „kujonem”, że chcę mieć jak najlepsze oceny na studiach… To mi sprawiło dużą przykrość, tak jakby naśmiewał się z tego, że jestem ambitna. Gdy wychodził ode mnie to zapytałam go gdzie idzie, odpowiedział „czy ja cię mam w dowodzie, żebym musiał ci się tłumaczyć”. Więc ja na to, że przecież może powiedzieć, chyba że ma coś do ukrycia. No to on się wkurzył i powiedział, że właśnie przez tą moją podejrzliwość nie pojedziemy na wakacje, bo on to pier…, woli sobie w domu coś porobić niż się wkur… Zapytałam czy mam sobie jechać sama, no to usłyszałam „jedź do d…”.
On nie wie, że przeczytałam te smsy w jego telefonie i dlatego go podejrzewam. Ale już teraz sama nie wiem. Nie mam siły na myślenie, na analizowanie co źle zrobiłam, albo w czym ponoszę winę. Już zaczynam myśleć, że może te smsy były żartem, że nic nie znaczą… ehh…
Teraz mam możliwość jechania jutro nad morze sama – moja ciocia już tam jest i namawia mnie żebym dojechała, żebym nie pozwoliła się tak traktować chłopakowi. Mam obawę jechać bez niego, bo to wywoła potworną wojnę. Ale z drugiej strony skoro on nie chce jechać ze mną, bo uważa, że nie warto… Smutne to jest, tak jakby mnie karał za moje złe zachowanie, zupełnie jakbym sprawował nade mną jakąś władzę… Bez sensu.
Co o tym myślicie? Powinnam jechać nad to morze sama nie zwracając uwagi na chłopaka?
Proszę, podpowiedzcie coś… Pozdrawiam :)
Melania
 
Posty: 36
Dołączył(a): 4 paź 2007, o 21:13

Postprzez zizi » 6 lip 2008, o 23:40

Melanio nie myśl tylko o nim...pomyśl o sobie.....jedź nad to morze.....przyda wam sie odpoczynek....dystans...

Rozumię co czujesz...boisz sie...złościsz.....

Jest ci smutno,ciężko....

A on jest zawzięty i uparty jak nie wiem co....

Jedź.

Nie patrz na niego....jakby chciał to tez pojechałby.Prawda?

Nie boj sie.....jak macie być razem to będziecie.

A przyda sie wam trochę dystansu...może potem łatwiej będzie porozmawiać?

Na długo miałabyś jechać?.....


Trzymaj sie..i dbaj o siebie.

Jesteś tego warta :wink:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 74 gości

cron