seryjna monogamistka - ile razy mozna kochac?

Problemy z partnerami.

seryjna monogamistka - ile razy mozna kochac?

Postprzez nana » 22 sty 2008, o 11:32

Witajcie!

Jeśli ktoś ma dobrą pamięć, to pewnie sobie przypomni, że już tu kiedyś pisałam. Mój problem pół roku temu polegął na bolesnym rozstaniu... i jakby to powiedzieć historia zatoczyła koło...
Wiem, że znajdą się tu osoby, które zechcą mnie wesprzeć ciepłym słowem, ale proszę, żeby - jeśli są - napisali ci, którym zdarzyło sie to samo tj. seria nieudanych związków. Czuję, że pomogłoby mi, gdybym znała chociaż jedną osobę, ktora przezyła to samo co ja. Juz nawet nie liczę który to związek zakończył się totalnym rozpadem... 10, a może 15. Najdłuższy trwał 3 lata, a nakrótszy 3 miesiące. Wydaje mi się, że próbowałam już wszystkiego. Ostatnie pół roku chodzę nawet na psychoterapię. Robiłam długie przerwy pomiędzy związkami, albo ładowałam się z jednego w drugi. Kończyło się różnie, czasami bez powodu, zwyczajnie ja lub on stwierdzaliśmy, że to nie to. Czasami kończyło się dramatycznie - raz odkryłam zdradę, raz chłopak zwyczajnie zniknął bez śladu...
Nie wiem co robić, czuje, że nikt mnie nie rozumie. Chciałabym stworzyć stabilny trwały związek zakończony małżeństwem i dwójką dzieci... ale ciagle nie trafiam na tego właściwego. Ciagłe rozczarowania wykańczają mnie psychicznie. Cierpię, potem znów probuje, a potem znów cierpię. Chciałabym się wyrwać z tego zaklętego kregu. Ktoś ma jakiś pomysł?

nana
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Bibi » 22 sty 2008, o 16:52

Nie mogę powiedzieć, że mam podobnie - no chyba że pod tym względem, że mam wrażenie iż nikt mnie nie roumie... Nawet ja sama! :(
W każdym razie gorąco Cię pozdrawiam i powiem Ci, że podziwiam Twoją odwagę potrzebną, by wciąż próbować. Wierzę, że w końcu Ci się uda znaleźć swoje szczęście!
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

właśnie w tym kłopot...

Postprzez nana » 22 sty 2008, o 17:49

a raczej dwa kłopoty w jednym: kazdy mowi mi, że wierzy ze znajde swoje szczescie..., a ja po pierwsze po kazdym rozstaniu mam mniej wiary, ze to sie kiedys uda, po drugie wybiaram coraz gorszych partnerow (pewnie myslac, ze jak ktos ma duzo wad, to łatwiej mnie zaakceptuje), po trzecie mysle, ze teraz to juz spokojenie naleze do grupy kobiet kochajacych za bardzo (bo jak juz z kims jestem to na sile probuje utrzymac kolejny zwiazek niezaleznie od tego czy jest dla mnie szczesliwy czy nie i kazdy nastepny zwiazek jest przez to bardziej chory)... itd.

Wlasciwie, to chyba jednak chcialabym, zeby ktos mi napisal jak z tego wyjsc...

z jednej strony mysle, ze nikt kto tego nie przezyl mnie nie zrozumie, ale tak na zdrowy rozum... to rade jak wyjsc z tego zakletego kregu moze mi chyba dac tylko ktos kto w nim nie jest?

a właściwie skad sie bierze takie poczucie, że NIKT MNIE NIE ROZUMIE? Myslalas o tym Bibi?
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Pytajaca » 22 sty 2008, o 18:57

A dlaczego coraz gorsi?

Moze zamiast obwiniac caly swiat za swe niepowodzenia - spojrz krytycznie na siebie. Dlaczego takich wlasnie mezczyzn przyciagasz i akceptujesz? Dlaczego - choc wiesz, ze "gorsi" - jestes z nimi i cierpisz?

Samotnosc nie jes tgorsza niz bycie z kims, kto nam nie odpowiada. Zbuduj swoj wlasny swiat, przyjrzyj sie sobie, zapisz sobie cechy partnera, z ktorym chcialabys byc. I pracuj nad soba, nad tym, by sie cieszyc chwila.

A moze wkroce sie pojawi tez ktos, kto Ci w koncu odpowiada.

Jeszcze jedno pytanie: Czy to aby nie nadmierny krytycyzm w stosunku do partnerow przez Ciebie przemawia?...
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

droga Pytająca!

Postprzez nana » 22 sty 2008, o 21:38

wiem, ze masz racje. klopot polega na tym, ze ja bez partnera czuje sie wlasnie niepelnowartosciowa. wiem o tym klopocie (chodze na terapie), tylko, ze nie potrafie z niego wyjsc. czuje sie teraz na tyle samotna, ze rozwazam nawet chwilami powrot do mojego ostatniego faceta, ktory zupelnie zatrul mi zycie, a na dodatek przylapalam go na zdradzie... i wiesz co? wychodzac dzis od przemilej kolacji u znajomych chwycilam za sluchawke i zadzwonila do niego... wiem sama sie karam. sama sobie chce przypominac o naszym niezwykle bolesnym rozstaniu...

jestem dziwna, mam problemy ze soba, ale... mimo wszystko mysle, ze to nie moja wina, ze mnie zdradzil! podobnie mysle o poprzednich zwiazkach... calkiem mozliwe, ze juz wczesniej bylo ze mna cos nie tak, ale... ja uwazam, ze jak cos nie tak, to mozna zwyczajnie odejsc, a nie znikac bez sladu, albo zdradzac. sorry, ale jak ktos mnie zdradzil, to nie wydaje mi sie, zebym mogla byc dla niego zbyt krytyczna. najwyzej za malo.

oj, wiem! pomieszane mam w glowie zupelnie i ... wlasnie dlatego tu wrocilam...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Re: droga Pytająca!

Postprzez ewka » 22 sty 2008, o 23:53

nana napisał(a):czuje sie teraz na tyle samotna, ze rozwazam nawet chwilami powrot do mojego ostatniego faceta, ktory zupelnie zatrul mi zycie, a na dodatek przylapalam go na zdradzie...

Ja co prawda nie jestem po serii, o jakiej na górze wspominasz... ale normalnie nie mogę. Jesteś strasznie zdesperowana (ja to rozumiem)... i może tę desperację daje się wyczuć? Może ona przytłacza Twoich partnerów? Może ich wypłasza? Lub nie przyciąga na dłużej?

I wydaje mi się, że psychoterapia (i tutaj brawo!)... że daj sobie trochę czasu, aby ona pomogła Ci się poukładać w środku - taka poukładana będziesz pogodniejsza, swobodniejsza i na pewno szczęśliwsza bez względu na wszystko.

No nie wiem... tak mi się wydaje. Trzymaj się
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez inka » 23 sty 2008, o 00:06

Wydaje mi sie ze najpierw musi Ci byc dobrze samej z soba, a dopiero potem mozesz osiagnac szczescie z kims u boku. Zastanow sie czego chcesz od zycia, co sprawia czy sprawi Ci przyjemnosc, jakie masz cele w zyciu, plany, marzenia, pasje. Nie mozna uzalezniac swego szczescia i bytu od faceta, bo inaczej zawsze bedziesz nieszczesliwa jak tylko taki zacznie Cie zle traktowac, a Ty oczywiscie bedziesz tkwic w takim toksycznym zwiazku, bo czujesz sie bezwartosciowa. A tak nie jest bo napewno jestes wyjatkowa i masz duzo do zaoferowania mezczyznie. Moze stad te nieudane zwiazki, ze usilnie chcesz byc z kims, z kimkolwiek a to nie jest dobre. Moze warto poczekac na kogos wyjatkowego, a w miedzy czasie zajac sie soba, rozwijac sie, sprawiac sobie przyjemnosci i takie tam. To jest tylko moje zdanie, ale psycholog napewno lepiej Ci pomoze.
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

desperacja - tak, dobrze samej ze soba - niemozliwe...

Postprzez nana » 23 sty 2008, o 08:38

a mozna pozbyc sie desperacji? ze niby przez zajecie sie sama sobą? tylko ze ja juz nie mam pomyslu... duzo juz probowalam: chodzilam na angielski, zapisalam sie nawet na ciekawe studia podyplomowe (wlasnie koncze)... nie pomaga... nadal jedynym przyswiecajacym mi celem zyciowym jest trwaly zwiazek. serio staram sie zmienic priorytety, ale...

eh, szkoda gadac... chcialabym zwyczajnie miec kogos bliskiego, kto by mnie przytulił i otrał łzy...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Re: desperacja - tak, dobrze samej ze soba - niemozliwe...

Postprzez ewka » 23 sty 2008, o 10:50

nana napisał(a):a mozna pozbyc sie desperacji?

A nie można? Tworzy ją Twoje myślenie... jak patrzysz, tak widzisz.

Ja Cię doskonale rozumiem... chciałabyś i masz do tego pełne prawo. A jeśli (czego absolutnie nie życzę) zapisano Ci w gwiazadch inaczej, to jak chcesz żyć?

:slonko:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

jak?

Postprzez nana » 23 sty 2008, o 15:30

waląc głową w mur???!!! .... tak właśnie żyję i dlatego cierpię, bo to ciągle boli....
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez inka » 23 sty 2008, o 15:45

Musisz zmienic sposob myslenia, a raczej zrozumiec pewne rzeczy...wiesz desperacja raczej odpycha a nie przyciaga.
Mialam kiedys kolezanke ktora usilnie przez cztery lata szukala sobie faceta, trafiala oczywiscie na takich ktorzy ja wykorzystywali. Dopiero jak przestala szukac na trafila na takiego z ktorym stworzyla normalny szczesliwy zwiazek. I Ty tez napewno takiego znajdziesz, troche wiary, nie warto sie pakowac w byle co.
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Re: jak?

Postprzez ewka » 23 sty 2008, o 16:52

nana napisał(a):waląc głową w mur???!!! .... tak właśnie żyję i dlatego cierpię, bo to ciągle boli....

A kto Ci każe walić?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Filemon » 23 sty 2008, o 18:47

nana, chcę Ci powiedzieć, że mi się w Tobie jedna rzecz bardzo podoba - mianowicie, mam wrażenie, że Ty masz dużą świadomość samej siebie, że w gruncie rzeczy wcale się nie wykręcasz przed zauważeniem swoich własnych problemów czy błędów, wydaje mi się też, że chyba nie obciążasz przesadnie odpowiedzialnością za swoje niepowodzenia swoich partnerów zdejmując ją z siebie...

Mam wrażenie, że Ty się chyba czujesz bezradna w obliczu tego swojego problemu... Próbowałaś różnych rzeczy, za to masz u mnie również plus - za Twoją aktywność - czyli nie jesteś jakieś tam "ciepłe kluchy" rozlazłe, tylko umiesz się zmobilizować i poszukać różnych opcji, żeby coś spróbować zaradzić i sobie jakoś pomóc - to dobrze i to się liczy! :)

Innymi słowy, mam wrażenie, że Ty masz pewne istotne zalety... ;)

Co do Twojego problemu, to... chociaż jestem facetem, ale chyba mogę powiedzieć, że znam go również z własnego doświadczenia i... niestety nie umiem Ci poradzić jak z tego wyjść... :-( W moim wypadku to się wszystko ułożyło inaczej, gdyż ja po kilku niepowodzeniach i na koniec jednej najpoważniejszej porażce partnerskiej... jednak dałem na jakiś czas za wygraną i po prostu od ładnych już paru lat jestem sam.

Też miałem takie jazdy, żeby gdzieś tam zadzwonić, gdzie nie potrzeba (bo wiadomo już z doświadczenia co mnie od tamtej osoby może spotkać), itp... Jednak z różnych powodów (nie będę się tu nad nimi rozdrabniał) udało mi się jakoś tam przetrzymać najgorsze momenty samotności i... obecnie powiem szczerze, że choć dalej jestem podobnie jak Ty nastawiony na życie niesamotne i bardzo bym chciał, żeby moje pragnienia się spełniły, ale... przynajmniej się nie męczę w takich ciągle nieudanych związkach i tej "seryjnej monogamii", jak to trafnie i z... gorzkim chyba humorem nazwałaś (zdaje się, że oprócz paru innych zalet masz jeszcze ten plus, że potrafisz z dowcipnym dystansem podejść do siebie samej... :) ).

Ja Ci tu nic nie doradzę, niestety... Mogę Cię co najwyżej zdołować, bo powiem Ci szczerze, że mimo szerokiego doświadczenia w obszarze psychoterapii nie zetknąłem się jeszcze ze specjalistą, który umiałby sobie skutecznie z taką problematyką poradzić - czyli pomóc mnie poradzić sobie... :) Zresztą moim osobistym zdaniem oni nie radzą sobie w ogóle - generalnie - z poważniejszymi problemami nerwicowymi czy osobowościowymi, bo po prostu tego nie umieją...

Przeczytałem sterty książek i mam za sobą kilkanaście lat psychoterapii... Uważam, że tylko osobista dzielność, niestrudzone poszukiwania i korzystanie z wszelkiego możliwego rozsądnego wsparcia i możliwości, które przynosi życie może w jakiejś mierze pomóc osobom borykającym się z takimi problemami jak Twój czy mój, czy innym ludziom mającym jakieś poważniejsze problemy emocjonalne...

Tak naprawdę mechanizmy tego wszystkiego są tylko częściowo poznane - bardzo ciekawą lekturą na te tematy są moim zdaniem książki Karen Horney - na przykład w jej książce "Nerwica a rozwój człowieka (czyli trudna droga do samorealizacji)" znajdziesz rozdział pt. Patologia szukania oparcia w drugim człowieku... (mocno brzmi, co nie?! ;) ) Jednak takie lektury dają tylko pewną wiedzę i lepszą świadomość - jednak do WYLECZENIA problemu czy zaburzenia daleka jeszcze od tego droga... Jeśli chodzi o metody pracy psychoterapeutycznej, to z moich doświadczeń wynika, że po prostu właściwie są one... nieefektywne i przynoszą skrajnie znikome rezultaty - niemniej zawsze warto próbować... - wszystkiego, co wydaje się bardziej sensowne, niż na przykład telefon do byłego partnera, który nas ewidentnie już raz zrobił w konia i z którym udało nam się jakoś, z pomocą boską ;) rozstać... prawda?

Różne takie poradniki "o kobietach które kochają za bardzo" i tym podobne... to w gruncie rzeczy bzdety - już choćby dlatego, że okazuje się, iż... mężczyźni mogą mieć dokładnie taki sam problem a ponadto to są TYLKO opisy objawów, czasami nawet bardzo plastyczne i trafnie zaobserwowane a następnie próby PRAKTYCZNEGO zaradzenia tym objawom - problem polega na tym, że objawy są tylko czymś zewnętrznym a źródło zaburzenia leży głębiej i nie da się go usunąć takimi praktycznymi sztuczkami... Te metody nadają się tylko to uzyskania lekkiej, czasowej ulgi. Żeby pozbyć się głębokiego problemu osobowościowego czy nerwicowego leżącego w nas i psującego nam życie, trzeba by działań dużo poważniejszych, złożonych i opartych na wypróbowanych skutecznych metodach psychoterapii zrodzonych z wszechstronnego i dogłębnego zrozumienia mechanizmów takich zaburzeń - tego jednak obecnie nikt jeszcze tak naprawdę nie jest w stanie zaoferować, gdyż specjaliści w tym obszarze jeszcze tego MOIM ZDANIEM po prostu nie umieją... (ci uczciwsi z nich i bardziej samoświadomi nawet się do tego sami potrafią niekiedy przyznać... - miałem nawet takie osobiste doświadczenie i to więcej niż raz!).

Pozdrawiam, ściskam :pocieszacz: przyjaźnie dla dodania otuchy, z wyrazami solidarności i jak myślę zrozumieniem tego typu problemów, bo mnie one właśnie również dotyczą (mimo, że moje życie partnerskie wygląda NA ZEWNĄTRZ nieco inaczej)... i mimo, że nie jestem "KOBIETĄ kochającą za bardzo"... :lol ;)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez agik » 23 sty 2008, o 19:00

A poczytajcie sobie- TY Nana, i Ty Filemon...
Tematy Marcina na seksualnym- trzeba pokopać trochę, bo to było chyba w maju...
Pisała tam Kobieta sukcesu ( taki nick)
Może to w czymś pomoże?
Problem trochę inny, ale może jakaś mała podpowiedź tam się znajdzie.
Pozdrawiam serdecznie.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez nimfawodna83 » 23 sty 2008, o 20:53

oj, to poplatany problem. Ale zauwazylas juz ze schemat sie powtarza, wiec moze nieswiadomie dazysz zeby go potwierdzic i tym zachowaniem prowokujesz potencjalnych dobrych partnerow lub ich przez to zrazasz...

kikla pytan, tak do refleksji przy jakiejs odprezajacej muzyce...

terapia to dobry pomysl, ale pomysl co musialoby sie zmienic, zebys poczula sie szczesliwa?
czy koniecznie musi to byc dobry partner?
czy nie odnajdujesz w sobie czegos, co moglabys pokochac i co by cie wspieralo w trudnych chwilach?
co z twoimi znajomymi? na pewno nie jestes sama... czemu nie szukasz u nich wsparcia?
czemu zakladasz ze to sie bedzie ciagle powtarzac?
co by powiedzial twoj pierwszy i twoj ostatni chlopak o Tobie na poczatku i koncu waszego zwiazku, czy bys sie z tym zgodzila?
ile masz lat?
nimfawodna83
 
Posty: 38
Dołączył(a): 19 sty 2008, o 16:04

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 146 gości

cron