Teraz ja zwracam się do Was o pmoc... Bądźcie wyrozumiali, każde złe słowo rani mnie jak ostrze...Zawalił się mój świat - -ten, który układałam na niestabilnym gruncie 30 lat, bo skąd miałam wiedzieć, że ten grunt jest taki chwiejny: oparty na iluzjach, złudzeniach i szukaniu szxzęścia w innych ludziach - tak naprawdę rozpaczliwym szukaniu pomocy dla samej siebie.Nie mam dla kogo żyć, jestem sama, mnie mam dzieci, a ten którego kochałam po prostu oznajmił, że chciał mnie poderwać...A poptem poszło bardzo szybko-zwolniłam sie z pracy, trzymałam się kurczowo tego co miałam... czułam się coraz gorzej, myślałam, że strace kontrolę nad sobą i że zrobię sobie krzywdę... i w tej obawie trafiłam do szpitala psych... Tam otumanili mnie lekami i na wpółświadoma wypisałam się, bo ten świat był dla mnie nie do wytrzymania...Od tej pory minął rok, miesiąc nie biorę leków p/depresyjnych, bo dopiero po tym czasie miałam odwagę przejrzeć na oczy... Zetknięcie nie jest przyjemne, ale cieszę się, że chociaz na tyle potrafię żyć...Wiem, że ludzie mają różne, dużo gorsze problemy, ale mam wrażenie, że ja zostałam sama w tym świecie - przekonajcie mnie, ze tak nie jest, bo pisząc to łzy lecą mi jak grochy
A.