prośba o garść rad bądź opinii

Problemy natury seksualnej.

Postprzez Orm Embar » 12 sty 2011, o 21:24

---------- 20:09 12.01.2011 ----------

Morton napisał(a):Magia :shock: Ty to masz wzrok :lol: Zaraz to sobie jakoś przemyślę i zinterpretuję :lol:


Heheheeee... Urok zawodu - żyję m.in. z redakcji tekstów, ja takie sprawy wyłapuję natychmiast. :-)

Gorąca prośba kolego - nie zinterpretuj sobie tego proszę zbyt negatywnie. Szkoda sobie zawracać tyłek czymś takim, że jak ktoś ma pięć możliwych odpowiedzi na jakieś życiowe pytanie, dziwnym trafem ZAWSZE za prawdziwą uznaje odpowiedź najgorszą... ;-)

Szczerze i bez owijania w bawełnę, ale i bez wydawania kategorycznych sądów: Twoje pierwsze posty tworzyły wrażenie, że jesteś wciąż ze swoja mamą jakoś tak, hm, "podklejony"... Nie "przyklejony", ale tak właśnie brzegiem swetra... Podkreślam - to tylko wrażenie. :-)

M.

---------- 20:24 ----------

Cześć Morton, przyjacielu,

A ja wcale nie odbieram Ciebie jakoś "dupkowato", "lalusiowato" czy jakoś tak - wręcz przeciwnie, jesteś dla mnie normalnym partnerem do normalnej dyskusji. Nie uważam Ciebie nawet za "dziecko" - na pewno w pewnych sferach mam tzw. większe życiowe doświadczenie niż Ty, ale ... ja nawet swoją ośmioletnią przyjaciółkę (byliśmy razem na kajakach! ja kapitan kajaka, a ona starszy majtek! co za ubaw!) traktuję z szacunkiem, i jeśli rozmawiam z nią o jej problemach, to bardzo poważnie, bo dla niej to są NAPRAWDĘ poważne sprawy. :-)

Pisałeś sporo o kłopotach z bliskością z facetami i kobietami oraz o braku zdolności do decyzji.

Pierwszy temat przerabiałem sam bardzo mocno podczas własnej psychoterapii indywidualnej. Jeśli sobie wyobrazimy relacje z ludźmi jako taki suwak - od stanu absolutnej bliskości do stanu absolutnej niezależności, to po pierwsze trzeba zauważyć, że oba skrajne stary są chyba objawami dysfunkcji emocjonalnych ;-) ale zaraz potem trzeba dodać, że trzeba sobie niestety pracowicie znaleźć miejsce gdzie chcemy i powinniśmy na tym suwaku być. Jednemu bardziej pasuje bliskość, drugiemu dystans.

Ja np. musiałem wyzbyć się marzeń o ogromnej bliskości z drugim człowiekiem, a zamiast tego nauczyć się, że mogę być blisko, ale nie mogę się z tym kimś stopić w jedno.

Sfera bliskości, nawiązywania kontaktu z drugim człowiekiem, wchodzenia w bliższą relację, otwierania się i ryzykowania jest jak dla mnie dużo ciekawsza i bardziej "badawczo obiecująca" niż to, czy jesteś homo czy hetero (tak by the way - dla mnie jesteś hetero z elementami fascynacji faceta, możliwymi do realizacji w jakiejś próbie seksu, ale nie ze zmianą orientacji -choć mogę się mylić...).

A co do decyzji, to po prostu któregoś dnia trzeba gdzieś zacząć kolego iść... Po prostu trzeba podjąć decyzję... Nie ma wyjścia... Z jednej strony trzeba do tego dojrzeć (i nie ma co pewnych spraw popędzać), ale z drugiej trzeba też któregoś dnia naprawdę podjąć decyzję...

powodzenia i trzym się cieplutko! :-)

M.
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez christmas_tree » 14 sty 2011, o 19:41

Ja również miałem wielkie i głębokie pragnienie, by mieć rodzinę, żonę, dzieci, rozczulały mnie kobiety. Byłem dwa razy żonaty, mam syna którego kocham i z którym nieźle się rozumiem. Po kilkunastu latach dorobiłem się lęków, alkoholizmu, depresji i generalnie sajgonu.
A ja tylko chciałem się przymusić wewnętrznie, by czuć się szczęśliwym w takim wymarzonym modelu :D. myślałem, że w ten sposób "zapomnę" że jestem gejem.
Od kiedy przestałem się oszukiwać, żyję z mężczyzną, którego kocham, poznikały te okropne problemy.
Morton - z całego serca Ci życzę, byś jak najszybciej doszedł do poczucia równowagi. Byś doszedł do przekonania, co jest dla Ciebie najważniejsze.
To co pisze Orm czy Filemon, to bardzo cenne, sensowne rzeczy, mnie pomogły. Co prawda musiałem "zmarnować" mnóstwo czasu, energii, zdrowia - ale nie żałuję. Teraz wiem na czym stoję.
Tobie też życzę takiego poczucia.
chr
christmas_tree
 
Posty: 429
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 10:37
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Margerytka » 15 sty 2011, o 22:02

Witam
Prosisz o opinię i rady. Niestety nikt za Ciebie nie podejmie decyzji. Czytając Twoje posty mam odczucie jakbyś nie był tak całkiem szczery, odnosi się wrażenie jakiejś dwulicowości, fałszu lub zakłamania. Zdążyłam się zorientować, że nie lubisz krytyki, no cóż większość osób jej nie lubi a niestety musi się z nią pogodzić. Abyś nie sądził, iż to jakiś najazd na Ciebie wytłumaczę Ci, co spowodowało takie a nie inne stanowisko.
Chcesz się przedstawić jako młody odpowiedzialny człowiek- pracujesz, w przyszłości chcesz założyć rodzinę , marzysz o kochającej żonie i dzieciach. Jednocześnie piszesz nigdy nie zakochałem się w dziewczynie, mimo iż byłeś w dwóch jak to zaznaczyłeś związkach. Jednej przyznałeś się szczerze do swoich zainteresowań ( i tu nie doszło do żadnej bliższej sytuacji), wobec drugiej nie byłeś tak całkowicie szczery i doszło do pewnej sytuacji intymnej ( nieważne jakiej- w tym wypadku to zupełnie nieistotne). Obie dziewczyny jak piszesz były wierzące. Zaczynasz się zastanawiać czy to czasem nie z tego powodu , że Ty się im nie spodobałeś. Wiesz pierwsza sprawa, wiara wyklucza pewne rzeczy - to chyba powinieneś wiedzieć. A z drugiej strony dla tej pierwszej dziewczyny , która znała sytuację byłeś na pewno dobrym kolegą, może przyjacielem ale nie chłopakiem , najpewniej dlatego nie dochodziło do bliskości . Natomiast zastanów się - co czuje /czuła ta druga dziewczyna ( nie napisałeś kiedy doszło do zerwania). Wierząca, pozwoliła na pieszczoty itp ( nieważne na co) i co później dowiedziała się , że koniec, bo Ty nie kochałeś. Czy Ona nie czuje się okłamana, wykorzystana? Szkoda, że zanim doszło do jakiejkolwiek bliskości, nie byłeś wobec niej szczery, również wobec siebie- przecież wiedziałeś , że nie kochasz i co dążyłeś do bliskości. Przecież to żywy człowiek, który ma również swoje uczucia a nie lalka, którą można sięgnąć z półeczki, kiedy człowiek chce się pobawić i odstawić jak się znudzi. Wiem powiesz, że przecież sama chciała, Ty nie zgwałciłeś. A moim zdaniem w jakiś sposób tak, nie sądzę, że zanim nie doszło to takiej sytuacji nie mówiłeś , że kochasz, tęsknisz itp. itd wszystko to co się w takiej sytuacji mówi a naiwna panienka łyka bezkrytycznie. Zdobyłeś, powiedziałeś koniec, bo ... nie kochasz, znajomość internetowa , odległość.
Druga sprawa , rozmawiasz na temat sexu z mamą - nie jestem zaskoczona ani zdziwiona, wg mnie nie ma tematów tabu ( czy z ojcem też- przecież z mężczyzną łatwiej pewne rzeczy przedyskutować) I właściwie mam pewną wątpliwość - czy ta rodzina w przyszłości - to nie zdanie Twojej mamy a nie Twoje. Czy to nie mama przedstawia Ci wizję szczęśliwego życia z kobietą, nie chcąc zaakceptować Twojego ukierunkowania. Właściwie to powinieneś się zastanowić , czy to życie będzie tak całkowicie szczęśliwe. A co z żoną, dziećmi - jak dojdziesz do wniosku, że to nie to . Czy sądzisz , że żona będzie szczęśliwa, jak się dowie ? Czy nie sądzisz, iż możesz doprowadzić kobietę do załamania psychicznego ? No tak ale Ty ewentualnie dla mamy, może ojca, otaczających Cię ludzi zrealizujesz się jako mężczyzna , przykładny mąż i ojciec. Czy to o to chodzi o przykrywkę.
Wiesz moim zdaniem- jak piszesz jesteś usamodzielniony, popatrz mama jest daleko- nawiąż kontakt z mężczyzną . Przekonasz się czy tak naprawdę Ci to odpowiada, czy jesteś skłonny do kontaktu a jeżeli nie , to tylko Ty będziesz miał dylematy, nie skrzywdzisz, nie wykorzystasz żadnej dziewczyny, nieważnie czy wierzącej czy niewierzącej. Będziesz wtedy wiedział, że to kobiety Cię tak naprawdę interesują i po prostu nie spotkałeś jeszcze tej jednej, która Tobą zakręci.
I jeszcze jedno- piszesz, że kobiety Cię wzruszają i rozczulają - no cóż jest takie bardzo stare powiedzenie ( bez urazy dla panów tej orientacji) -
Gej najlepszym przyjacielem kobiety.
Gwoli wyjaśnienia, sama znam kilku panów tej orientacji seksualnej i naprawdę doskonale się rozmawia ale Ci Panowie mieli odwagę przyznać się do swojej orientacji, nie kryją tego ani też szczególnie nie podkreslaja - ot zwykli normalni ludzie.
Pozdrawiam
Margerytka
 
Posty: 127
Dołączył(a): 25 kwi 2010, o 00:50

Postprzez Morton » 16 sty 2011, o 21:56

---------- 20:31 16.01.2011 ----------

Abssinth napisał(a):a ja sie zastanawiam nad tym kontrastem -

problem z bliskoscia wzgeldem kobiet i mezczyzn...

a jednoczesnie pargnienie posiadania dziecka, opieki, poswiecania mu uwagi etc...


jakos to mi tak z lekka zalatuje tym, ze z dzieckiem uklad bliskosci bylby prostszy..bylbys na wyzszej pozycji i jako, ze to byloby Twoje dziecko, od razu na pozycji bliskiej...
takie zastepstwo bliskosci z innym czlowiekiem na pozycji rownorzednej



hej. dzięki za podzielenie się obserwacją. Mi ta potrzeba potomstwa bardziej kojarzy się z tym, żeby się zrealizować jako mężczyzna, ojciec.. A jak myślę o tym logicznie to.. kiedyś umrę (przynajmniej w tym świecie) i jedyne co po mnie mogłoby zostać to potomstwo, moje geny.. A z drugiej strony właśnie myślenie o możliwości wychowywania małego człowieka na kogoś dobrego budzi we mnie jakiś taki potencjał i motywację - lubię też uczyć. No i wyczuwam bycie rodzicem jako coś dobrego. Co do potrzeby bliskości, jak patrze na to świadomie trzeźwym wzrokiem to raczej nie widzę tego w ten sposób, jak mówisz, że mi jest potrzebne, żeby dzieci mi ją zaspokoiły na zasadzie, że tak by było łatwiej. Potrzebę bliskości staram się raczej realizować nie nadużywając swojej pozycji wiekowej i nie mam raczej znajomych dużo młodszych od siebie. Raczej chciałbym udowodnić, że można być dobrym ojcem, bo mało widzę dobrych ojców dokoła. Muszę nadmienić, że mój też był raczej średni (chociaż się poprawił 8)

plus to, ze zdanie matki wydajesz sie stawiac na BARDZO wysokim piedestale...w sumie tylko ja podajesz jako autorytet, i to kilka razy...

hmm
moge calkowicie nie miec racji :) jestem tylko domoroslym psychologiem :P


Chyba tu się nie mylisz. To właśnie fakt, że ona jest tak dobrym psychologiem ORAZ moją matką stawia mnie w takiej sytuacji, że czuję jakiś taki lęk, że jeżeli nie zaufam jej zdaniu w dziedzinie psychologii, to czyjemu zdaniu mogę zaufać. Z drugiej strony, no może powinienem dopuścić do siebie myśl, że może być kiepskim ekspertem, ale coś mi tu wtedy nie pasuje..

---------- 20:37 ----------

Sansevieria napisał(a):
Filemon napisał(a):
Morton napisał(a):wynika troche z tego, ze cokolwiek wybiore, bedzie zle, tzn. Jest duza szansa ze bedzie zle. A nie robiac nic, moge sie skupiac na innych dziedzinach zycia. Ciekawe jest to, zenie jestem jakos specjalnie nieszczesliwy. Boje sie troche zepsuc to co mam i wplatac w jakies bagno.


zacytowany fragment wywarł na mnie wrażenie... lalusiowatej postawy faceta, któremu chyba jakoś tam w życiu nie najgorzej się powodzi, pod różnymi względami i który chciałby dalej trwać sobie wygodnie i miło w tym co jest... ponadto wygląda na to, że mu nie przeszkadza asekurancki w sumie stosunek do podstawowych życiowych wyborów i decyzji... ale chyba jednak coś mu przeszkadza - skoro tu w ogóle napisał - tylko co, tak właściwie...?

wydaje mi się, że kogoś kto przyjmuje taką postawę w życiu może być w przyszłości stać... na parę "małych świństwek" i "drobnych" nieuczciwości... ;) no chyba, że dojrzeje i zmieni kurs...

taki jest mój osobisty odbiór.....

A mój osobisty odbiór jest zupełnie inny... w moim odczuciu jest to postawa przyjmowana (raczej nieświadomie) przez człowieka, który podświadomie "wie", ze gdzieś w jego przeszłości jest "paskudny pies pogrzebany", ale ponieważ daje radę funkcjonować, ma zrozumiały skądinąd opór przed poszukaniem i nazwaniem tegoż "psa pogrzebanego" i rozprawieniem się z nim. Jeszcze ten pies nie jest szkodliwy w sposób bardzo widoczny...acz własnie daje znać, że ewidentnie jest.
Asekurancki stosunek do ważnych spraw życiowych...ja bym nie użyła słowa "asekurancki" z uwagi na pejoratywny wydźwięk. Ale asekuracja - zabezpieczenie/ubezpieczenie - zapewnienie sobie bezpieczeństwa - silna potrzeba zapewnienia sobie bezpieczeństwa - lęk przed zmierzeniem się z czymś naprawdę groźnym...to by mi się układało w jakąś możliwą całość.


Hej, dzięki za podzielenie się swoim odbiorem. To co napisałaś zabrzmiało ciekawie i niepokojąco, ale zbyt abstrakcyjnie, tak że nie jestem w stanie wyobrazić sobie konkretnego przykładu, albo się ustosunkować... pomocy :?:

---------- 20:49 ----------

Orm,Na wstępie dzięki wielkie za odpowiedź w tym wątku .Zgadzam się z resztą tego co napisałeś, daje mi do myślenia fragment o podejmowaniu decyzji - myślę, że w sferze życia osobistego podejmuje ich za mało i kiepsko się ich trzymam (tak jak postanowienia noworoczne), co jakby kompensuje mnóstwem decyzji w innych sferach życia.

Orm Embar napisał(a):Szczerze i bez owijania w bawełnę, ale i bez wydawania kategorycznych sądów: Twoje pierwsze posty tworzyły wrażenie, że jesteś wciąż ze swoja mamą jakoś tak, hm, "podklejony"... Nie "przyklejony", ale tak właśnie brzegiem swetra... Podkreślam - to tylko wrażenie. :-)


No więc OK hm, załóżmy że jestem "podklejony" do mojej Mamy - jak mógłbym to zdiagnozować? Co jest w naszej kulturze utrzymywaniem normalnej relacji z rodzicem, a co byciem nadmiernie zależnym? Mi się wydaje, że nie można traktować rodziców jak powietrze, bo kiedyś odejdą i nie zdąży się już z nimi porozmawiać i usłyszeć ich zdania na ważne tematy. Może się mylę, ale co dobrego wyniknęłoby z tego, gdybym już z mamą nie rozmawiał w tej kwestii? Jakoś nie mogę się przekonać do uwierzenia, że fakt, że nie jestem w stanie nie przejmować się jej opinią świadczy o mojej niedojrzałości (poczwórne przeczenie :shock:)

---------- 20:56 ----------

christmas_tree napisał(a):Ja również miałem wielkie i głębokie pragnienie, by mieć rodzinę, żonę, dzieci, rozczulały mnie kobiety. Byłem dwa razy żonaty, mam syna którego kocham i z którym nieźle się rozumiem. Po kilkunastu latach dorobiłem się lęków, alkoholizmu, depresji i generalnie sajgonu.
A ja tylko chciałem się przymusić wewnętrznie, by czuć się szczęśliwym w takim wymarzonym modelu :D. myślałem, że w ten sposób "zapomnę" że jestem gejem.
Od kiedy przestałem się oszukiwać, żyję z mężczyzną, którego kocham, poznikały te okropne problemy.
Morton - z całego serca Ci życzę, byś jak najszybciej doszedł do poczucia równowagi. Byś doszedł do przekonania, co jest dla Ciebie najważniejsze.
To co pisze Orm czy Filemon, to bardzo cenne, sensowne rzeczy, mnie pomogły. Co prawda musiałem "zmarnować" mnóstwo czasu, energii, zdrowia - ale nie żałuję. Teraz wiem na czym stoję.
Tobie też życzę takiego poczucia.
chr


dziękuję, że się podzieliłeś tym wszystkim i dziękuję za dobre słowo. boję się właśnie trochę czegoś takiego, że się ożenię i będę musiał się rozwieść z powodu tego, że moja odzywająca się z różnym natężeniem fascynacja mężczyznami doprowadzi moją żonę i mnie do jakiejś nieszczęśliwej sytuacji. w ogóle się boję, że cokolwiek nie zrobię będzie złe.
Morton
 
Posty: 59
Dołączył(a): 11 sty 2011, o 23:23

Postprzez pszyklejony » 16 sty 2011, o 22:17

"w ogóle się boję, że cokolwiek nie zrobię będzie złe."
Houston, mamy problem :)

"Muszę nadmienić, że mój też był raczej średni "
tu bym pogrzebał, czyli za bardzo się z nim nie identyfikowałeś?
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Morton » 16 sty 2011, o 22:19

Margerytka napisał(a):Witam
Prosisz o opinię i rady. Niestety nikt za Ciebie nie podejmie decyzji. Czytając Twoje posty mam odczucie jakbyś nie był tak całkiem szczery, odnosi się wrażenie jakiejś dwulicowości, fałszu lub zakłamania. Zdążyłam się zorientować, że nie lubisz krytyki, no cóż większość osób jej nie lubi a niestety musi się z nią pogodzić. Abyś nie sądził, iż to jakiś najazd na Ciebie wytłumaczę Ci, co spowodowało takie a nie inne stanowisko.
Chcesz się przedstawić jako młody odpowiedzialny człowiek- pracujesz, w przyszłości chcesz założyć rodzinę , marzysz o kochającej żonie i dzieciach. Jednocześnie piszesz nigdy nie zakochałem się w dziewczynie, mimo iż byłeś w dwóch jak to zaznaczyłeś związkach. Jednej przyznałeś się szczerze do swoich zainteresowań ( i tu nie doszło do żadnej bliższej sytuacji), wobec drugiej nie byłeś tak całkowicie szczery i doszło do pewnej sytuacji intymnej ( nieważne jakiej- w tym wypadku to zupełnie nieistotne). Obie dziewczyny jak piszesz były wierzące. Zaczynasz się zastanawiać czy to czasem nie z tego powodu , że Ty się im nie spodobałeś. Wiesz pierwsza sprawa, wiara wyklucza pewne rzeczy - to chyba powinieneś wiedzieć.


Witaj Margerytka i dziękuję za odpowiedź. Przyznam, że trochę przykro mi się zrobiło jak napisałaś o tej dwulicowości, no bo nie rozumiem skąd to się bierze... jeżeli miałbym w sobie jakieś zakłamanie to jestem tego nieświadomy chyba. Co do wiary... wiem, że jeżeli ktoś gorliwie wierzy w Boga rzymsko-katolickiego, to nie powinien zgodnie z przyjętą przez siebie moralnością uprawiać stosunków seksualnych przed ślubem. Ale niestety właściwie znam blisko tylko dwie osoby gorliwie wierzące, moją babcię i pewnego kolegę. Widzę przy tym, jak mnóstwo innych ludzi codziennie nagina religię, tak żeby im "pasowało". Ja jestem agnostykiem i przyznam, że nie jest mi z tym szczególnie źle.

A z drugiej strony dla tej pierwszej dziewczyny , która znała sytuację byłeś na pewno dobrym kolegą, może przyjacielem ale nie chłopakiem , najpewniej dlatego nie dochodziło do bliskości .


"Niestety" dochodziło do bliskości, ktora konczyla sie frustracją. Nazywała mnie swoim chłopakiem, lubiła się całować, pieścić przez spodnie, mocno przytulać. U mnie to wywoływało mnóstwo energii, którą trudno mi było podem rozładować.

Natomiast zastanów się - co czuje /czuła ta druga dziewczyna ( nie napisałeś kiedy doszło do zerwania). Wierząca, pozwoliła na pieszczoty itp ( nieważne na co) i co później dowiedziała się , że koniec, bo Ty nie kochałeś. Czy Ona nie czuje się okłamana, wykorzystana? Szkoda, że zanim doszło do jakiejkolwiek bliskości, nie byłeś wobec niej szczery, również wobec siebie- przecież wiedziałeś , że nie kochasz i co dążyłeś do bliskości. Przecież to żywy człowiek, który ma również swoje uczucia a nie lalka, którą można sięgnąć z półeczki, kiedy człowiek chce się pobawić i odstawić jak się znudzi. Wiem powiesz, że przecież sama chciała, Ty nie zgwałciłeś. A moim zdaniem w jakiś sposób tak, nie sądzę, że zanim nie doszło to takiej sytuacji nie mówiłeś , że kochasz, tęsknisz itp. itd wszystko to co się w takiej sytuacji mówi a naiwna panienka łyka bezkrytycznie. Zdobyłeś, powiedziałeś koniec, bo ... nie kochasz, znajomość internetowa , odległość.


Tu było trochę inaczej, ale masz poniekąd rację jeśli widzisz to jako zatajenie z mojej strony. Na pewno gdybym miał pewność, że to ta jedyna, to otworzyłbym się przed nią, ale widziałem że oboje czuliśmy, że to nie jest to. Oboje startowaliśmy z pozycji osób o małym doświadczeniu, nieco zahamowanych, pragnących "dać sobie nawzajem szansę", więc nie mam wyrzutów sumienia. Nie powiedziała mi nigdy szczerze, czemu nie chce pełnego seksu, powiedziała że powie kiedyś, jak będzie gotowa. Nie czułem się z tym dumny, że "nie chciało mi się czekać", ale nie chciałem znowu powtórzyć poprzedniej frustrującej sytuacji i chyba przez to zerwałem. Co do zakochania.. skąd mam wiedzieć, czy jestem zakochany jeżeli nie eksperymentuję? Nie mówiłem jej, że jestem zakochany. Mówiłem, że jest piękna (bo tak ją widziałem) , jeśli tęskniłem to też mówiłem, ale raczej za mało się znaliśmy przed wyjechaniem od siebie, żeby tęsknota była silna. I jakoś się to rozpadło.

A co z żoną, dziećmi - jak dojdziesz do wniosku, że to nie to . Czy sądzisz , że żona będzie szczęśliwa, jak się dowie ? Czy nie sądzisz, iż możesz doprowadzić kobietę do załamania psychicznego ?


Widmo takiej sytuacji mnie przeraża, nie chciałbym nikomu zadawać takiego cierpienia w życiu.
Morton
 
Posty: 59
Dołączył(a): 11 sty 2011, o 23:23

Postprzez Filemon » 16 sty 2011, o 22:19

Morton napisał(a):
plus to, ze zdanie matki wydajesz sie stawiac na BARDZO wysokim piedestale...w sumie tylko ja podajesz jako autorytet, i to kilka razy...

hmm
moge calkowicie nie miec racji :) jestem tylko domoroslym psychologiem :P


Chyba tu się nie mylisz. To właśnie fakt, że ona jest tak dobrym psychologiem ORAZ moją matką stawia mnie w takiej sytuacji, że czuję jakiś taki lęk, że jeżeli nie zaufam jej zdaniu w dziedzinie psychologii, to czyjemu zdaniu mogę zaufać. Z drugiej strony, no może powinienem dopuścić do siebie myśl, że może być kiepskim ekspertem, ale coś mi tu wtedy nie pasuje..


nie wiem na czym opierasz opinię, że Twoja matka jest dobrym psychologiem... (na tym, że... to Twoja matka? ;) :P ) na podstawie tego co piszesz w tym wątku, ja jestem zdania, że w Twojej sprawie Twoja matka nie sprawdza się jako psycholog i chyba też jako matka... a wiesz dlaczego tak myślę...? bo gdybym to ja był na Jej miejscu i miałbym syna, to powiedziałbym mu mniej więcej coś takiego:

- medycyna nie traktuje homoseksualności jako choroby czy nienormalności, chociaż tak naprawdę to ciągle nie jest jasne skąd się homoseksualność bierze: czy to geny, czy wychowanie, biologia, czy oddziaływania zewnętrzne... wiadomo jednak, że zmiana homoseksualnej orientacji jest najczęściej czymś niemożliwym... jednocześnie niejeden mężczyzna ma z tym problem i przeżywa duże dylematy zanim zdoła się pogodzić z własną homoseksualnością w sobie i zaakceptować, że będzie to jeden z istotnych czynników wyznaczających jego życiową drogę... dlatego ważne jest byś dobrze to w sobie rozpoznał i potrzeba do tego pewnie sporej odwagi... ale... masz moje wsparcie - poznawaj siebie, odkrywaj... jednak postępuj tak, żebyś też nikogo nie krzywdził... jeśli przekonasz się i przeżyjesz w sobie, że to jest właśnie prawda o Tobie i Twoja droga w życiu osobistym, to pamiętaj o tym, że nie jest to żadna tragedia... owszem, pewnie życie osób homoseksualnych nie jest łatwiejsze, ale też z pewnością jest inne, odmienne od jakiegoś szerokiego standardu, dlatego może być też ciekawsze, może nawet nieco bardziej niezwykłe... jeśli to ma być właśnie Twoim udziałem i doświadczeniem, to postaraj się swoje życie układać tak, byś wyniósł z tego jak najwięcej dobra... dla Ciebie i dla innych ludzi... właściwie po prostu żyj po ludzku (z mężczyzną, nie z kobietą - jeśli upewnisz się, że właśnie takie są Twoje potrzeby i pragnienia)... pewne rzeczy Cię ominą, na przykład prawdopodobnie nie będzie Ci dane mieć własną rodzinę, taką w której miałbyś własne dzieci... ale też otrzymasz coś "w zamian" - nie mając pewnych obowiązków, będziesz mógł wykorzystać swój czas na inne cele, które uznasz za ważne i wartościowe... może się okazać, że masz coś istotnego do zaoferowania światu i... samemu sobie! ;-) dlatego, nie pękaj synu, tylko zajrzyj uczciwie w siebie, poznaj prawdę o sobie i żyj w zgodzie z nią... nie etykietując: normalne/nienormalne - po prostu żyj jak człowiek (a nie jak zwierzak ;) ) i przyjmij swój los z plusami i minusami tego, co życie ma Ci do zaoferowania... krańcowo ciężkie choroby przykuwające człowieka na całe życie do łóżka, skrajna bieda, w której mieszka się na dworze a umiera na ulicy... - to są rzadkie i autentyczne tragedie, które naprawdę wymagają olbrzymiego hartu ducha, żeby je unieść i godnie przeżyć... homosesksualność natomiast nie jest na szczęście niczym takim - to jest po prostu odmienne wewnętrzne odczuwanie, odmienne intymne nastawienie i odrębna, często całkiem twórcza i oryginalna życiowa droga... jeśli prawda o Tobie jest taka, że właśnie taka droga ma się stać Twoim udziałem, to czyń śmiało pierwszy krok i wychodź życiu na przeciw... powodzenia! a trudności, dylematy, wątpliwości, itp. przeżywa każdy człowiek - więc i Ciebie to nie ominie... nie uchylaj się przed tym, przyjmij to, przetraw w sobie, przemyśl i podejmij uczciwie szczerze względem siebie samego decyzje... a potem nie marnuj swojego czasu, bo życie przed Tobą - więc żyj, tak jak tego rzeczywiście pragniesz i w zgodzie z własną naturą, choćby nawet różniła się ona od tego, co powszechne i typowe... :)

no jakoś tak sobie wyobrażam siebie w roli psychologa-rodzica... :)

[edytowałem literUFki :P ;)]
Ostatnio edytowano 16 sty 2011, o 22:26 przez Filemon, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Morton » 16 sty 2011, o 22:21

pszyklejony napisał(a):"w ogóle się boję, że cokolwiek nie zrobię będzie złe."
Houston, mamy problem :)

"Muszę nadmienić, że mój też był raczej średni "
tu bym pogrzebał, czyli za bardzo się z nim nie identyfikowałeś?


Nie, nie identyfikowałem się ze swoim tatą
Morton
 
Posty: 59
Dołączył(a): 11 sty 2011, o 23:23

Postprzez Filemon » 16 sty 2011, o 22:23

Morton napisał(a): Co do zakochania.. skąd mam wiedzieć, czy jestem zakochany jeżeli nie eksperymentuję?


masz na myśli eksperymenty seksualne lub erotyczne...?

he he... no ja jakoś wiem BEZ SEKSU czy jestem w kimś zakochany czy nie... i nie musiałbym w ten sposób eksperymentować, żeby to w sobie odczuć... :P
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez pszyklejony » 16 sty 2011, o 22:28

"Nie, nie identyfikowałem się ze swoim tatą"

no to już wiesz w czym problem z facetami. Każdy chlopiec za wzór mężczyzny i relacji z kobietami, powinien mieć ojca, z wiekiem jakoś tam modyfikowany.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Morton » 16 sty 2011, o 22:40

---------- 21:34 16.01.2011 ----------

Filemon napisał(a):
Morton napisał(a):
plus to, ze zdanie matki wydajesz sie stawiac na BARDZO wysokim piedestale...w sumie tylko ja podajesz jako autorytet, i to kilka razy...

hmm
moge calkowicie nie miec racji :) jestem tylko domoroslym psychologiem :P


Chyba tu się nie mylisz. To właśnie fakt, że ona jest tak dobrym psychologiem ORAZ moją matką stawia mnie w takiej sytuacji, że czuję jakiś taki lęk, że jeżeli nie zaufam jej zdaniu w dziedzinie psychologii, to czyjemu zdaniu mogę zaufać. Z drugiej strony, no może powinienem dopuścić do siebie myśl, że może być kiepskim ekspertem, ale coś mi tu wtedy nie pasuje..


nie wiem na czym opierasz opinię, że Twoja matka jest dobrym psychologiem... (na tym, że... to Twoja matka? ;) :P ) na podstawie tego co piszesz w tym wątku, ja jestem zdania, że w Twojej sprawie Twoja matka nie sprawdza się jako psycholog i chyba też jako matka... a wiesz dlaczego tak myślę...? bo gdybym to ja był na Jej miejscu i miałbym syna, to powiedziałbym mu mniej więcej coś takiego:


Fiemonie, dzięki za wkład w tę dyskusję. Opieram swą opinię na tym, że jest to osoba dość inteligentna, skończyła studia z wyróżnieniem, dużo się szkoliła z zakresu psychodynamiki, gestalt, hipnozy, kognitywizmu behawioralnego - wszędzie jakieś certyfikaty, ma bodajże 30-letni staż w różnych placówkach.... Jak podważyć te fakty? Jakie inne podstawy można mieć do oceniania, czy ktoś jest dobrym specjalistą?

- medycyna nie traktuje homoseksualności jako choroby czy nienormalności, chociaż tak naprawdę to ciągle nie jest jasne skąd się homoseksualność bierze: czy to geny, czy wychowanie, biologia, czy oddziaływania zewnętrzne... wiadomo jednak, że zmiana homoseksualnej orientacji jest najczęściej czymś niemożliwym... jednocześnie niejeden mężczyzna ma z tym problem i przeżywa duże dylematy zanim zdoła się pogodzić z własną homoseksualnością w sobie i zaakceptować, że będzie to jeden z istotnych czynników wyznaczających jego życiową drogę... dlatego ważne jest byś dobrze to w sobie rozpoznał i potrzeba do tego pewnie sporej odwagi... ale... masz moje wsparcie - poznawaj siebie, odkrywaj... jednak postępuj tak, żebyś też nikogo nie krzywdził... jeśli przekonasz się i przeżyjesz w sobie, że to jest właśnie prawda o Tobie i Twoja droga w życiu osobistym, to pamiętaj o tym, że nie jest to żadna tragedia... owszem, pewnie życie osób homoseksualnych nie jest łatwiejsze, ale też z pewnością jest inne, odmienne od jakiegoś szerokiego standardu, dlatego może być też ciekawsze, może nawet nieco bardziej niezwykłe... jeśli to ma być właśnie Twoim udziałem i doświadczeniem, to postaraj się swoje życie układać tak, byś wyniósł z tego jak najwięcej dobra... dla Ciebie i dla innych ludzi... właściwie po prostu żyj po ludzku (z mężczyzną, nie z kobietą - jeśli upewnisz się, że właśnie takie są Twoje potrzeby i pragnienia)... pewne rzeczy Cię ominą, na przykład prawdopodobnie nie będzie Ci dane mieć własną rodzinę, taką w której miałbyś własne dzieci... ale też otrzymasz coś "w zamian" - nie mając pewnych obowiązków, będziesz mógł wykorzystać swój czas na inne cele, które uznasz za ważne i wartościowe... może się okazać, że masz coś istotnego do zaoferowania światu i... samemu sobie! ;-) dlatego, nie pękaj synu, tylko zajrzyj uczciwie w siebie, poznaj prawdę o sobie i żyj w zgodzie z nią... nie etykietując: normalne/nienormalne - po prostu żyj jak człowiek (a nie jak zwierzak ;) ) i przyjmij swój los z plusami i minusami tego, co życie ma Ci do zaoferowania... krańcowo ciężkie choroby przykuwające człowieka na całe życie do łóżka, skrajna bieda, w której mieszka się na dworze a umiera na ulicy... - to są rzadkie i autentyczne tragedie, które naprawdę wymagają olbrzymiego hartu ducha, żeby je unieść i godnie przeżyć... homosesksualność natomiast nie jest na szczęście niczym takim - to jest po prostu odmienne wewnętrzne odczuwanie, odmienne intymne nastawienie i odrębna, często całkiem twórcza i oryginalna życiowa droga... jeśli prawda o Tobie jest taka, że właśnie taka droga ma się stać Twoim udziałem, to czyń śmiało pierwszy krok i wychodź życiu na przeciw... powodzenia! a trudności, dylematy, wątpliwości, itp. przeżywa każdy człowiek - więc i Ciebie to nie ominie... nie uchylaj się przed tym, przyjmij to, przetraw w sobie, przemyśl i podejmij uczciwie szczerze względem siebie samego decyzje... a potem nie marnuj swojego czasu, bo życie przed Tobą - więc żyj, tak jak tego rzeczywiście pragniesz i w zgodzie z własną naturą, choćby nawet różniła się ona od tego, co powszechne i typowe... :)

no jakoś tak sobie wyobrażam siebie w robi psychologa-rodzica... :)


Przyznam, że jakbym usłyszał coś takiego od rodziców, to zrobiłoby to na mnie wrażenie. Ale poczułbym zaraz jakiś wewnętrzny sprzeciw, że ja przecież nie chcę eksperymentować z facetami, bo to tak jakby zachęcać się aby wpaść w nałóg (sorry, nie mam zamiaru nikogo obrażać, mówię o swoich skojarzeniach)... to tak jakby ktoś mi powiedział eksperymentuj z alkoholem i narkotykami, a jak zostaniesz alkoholikiem/narkomanem to wszystko będzie OK bo nałogowcem się jest na całe życie więc zyskasz jakąś tożsamość/etykietkę i nie będziesz nawet musiał próbować się zmienić. Albo tak jakby ktoś kazał mi się wykastrować - zapomnij o dzieciach, zapomnij o potomstwie, wszyscy Twoi sąsiedzi będą mieli dzieci, a Ty nie będziesz miał szansy spłodzenia potomstwa.. Może sobie niepotrzebnie wkręciłem te wszystkie złe skojarzenia, ale mam mętlik w głowie.

---------- 21:35 ----------

Filemon napisał(a):
Morton napisał(a): Co do zakochania.. skąd mam wiedzieć, czy jestem zakochany jeżeli nie eksperymentuję?


masz na myśli eksperymenty seksualne lub erotyczne...?

he he... no ja jakoś wiem BEZ SEKSU czy jestem w kimś zakochany czy nie... i nie musiałbym w ten sposób eksperymentować, żeby to w sobie odczuć... :P


Skąd Ty to wiesz? Zakochujesz się tak od pierwszego wejrzenia? Może ze mną jest coś głębiej nie tak

---------- 21:40 ----------

pszyklejony napisał(a):"Nie, nie identyfikowałem się ze swoim tatą"

no to już wiesz w czym problem z facetami. Każdy chlopiec za wzór mężczyzny i relacji z kobietami, powinien mieć ojca, z wiekiem jakoś tam modyfikowany.


hmm myślę, że zawsze ceniłem swojego dziadka, jako mężczyznę - bardzo mi imponował i lubiłem z nim przebywać..

co do taty, przyznaję, że to problem, że patrzyłem na niego bardzo krytycznie jako dzieciak. mój brat zresztą też, tylko że on jest w szczęśliwym związku z kobietą i po nim to jakoś spłynęło. ale jeśli mowa o mnie, to myślę że już wyrosłem z dziecięcych fochów i doceniam tatę (i kocham)
Morton
 
Posty: 59
Dołączył(a): 11 sty 2011, o 23:23

Postprzez Filemon » 16 sty 2011, o 22:48

Morton napisał(a):Opieram swą opinię na tym, że jest to osoba dość inteligentna, skończyła studia z wyróżnieniem, dużo się szkoliła z zakresu psychodynamiki, gestalt, hipnozy, kognitywizmu behawioralnego - wszędzie jakieś certyfikaty, ma bodajże 30-letni staż w różnych placówkach.... Jak podważyć te fakty? Jakie inne podstawy można mieć do oceniania, czy ktoś jest dobrym specjalistą?


po... kilkunastoletnich osobistych doświadczeniach z psychoterapią (indywidualną i grupową, rozmaitych orientacji teoretycznych) ja również wyrobiłem sobie zdanie... i uważam, że wszelkie certyfikaty, studia, szkolenia, itp. są JEDYNIE DOWODEM UZYSKANEGO WYKSZTAŁCENIA, ALE ABSOLUTNIE NIE PRZESĄDZA TO O TYM, ŻE JEST SIĘ DOBRYM, SKUTECZNYM SPECJALISTĄ W WYKONYWANYM PRZEZ SIEBIE ZAWODZIE... a szczególnie takim jak psychoterapia, która niesie w sobie też pewne elementy sztuki a nie tylko rzemiosła, że tak to określę...
Morton napisał(a):Może sobie niepotrzebnie wkręciłem te wszystkie złe skojarzenia, ale mam mętlik w głowie.


a co... jeśli masz tu rację?! ;) :P a na dodatek psychologicznie niby to kompetentna osoba będąca na dodatek Twoją rodzoną matką... najwyraźniej utwierdza Cię w tych złych skojarzeniach...

może nie są one przypadkiem...?

i co w takiej sytuacji można by było zrobić? masz jakiś pomysł...? ;)

Filemon napisał(a):
Morton napisał(a): Co do zakochania.. skąd mam wiedzieć, czy jestem zakochany jeżeli nie eksperymentuję?


masz na myśli eksperymenty seksualne lub erotyczne...?

he he... no ja jakoś wiem BEZ SEKSU czy jestem w kimś zakochany czy nie... i nie musiałbym w ten sposób eksperymentować, żeby to w sobie odczuć... :P

Morton napisał(a):Skąd Ty to wiesz? Zakochujesz się tak od pierwszego wejrzenia? Może ze mną jest coś głębiej nie tak


no... zdaje się, że wpadłem tu przypadkiem na jakąś istotną kwestię w trochę zaskakujący dla mnie sposób... aż nie wiem co Ci odpowiedzieć, bo dla mnie jest po prostu OCZYWISTĄ OCZYWISTOŚCIĄ, że tak powiem, że ja wiem czy jestem w kimś zakochany czy nie ZANIM JESZCZE PÓJDĘ Z TĄ OSOBĄ DO ŁÓŻKA I NIE MUSZĘ MIEĆ SEKSU, AŻEBY STWIERDZIĆ STAN SWOICH UCZUĆ... zapytaj może co na to inne osoby - jak inni mają, bo mnie się zdaje, że ja się jakoś wybitnie w tej kwestii nie wyróżniam na tle tego co powszechne... :)

pozdrawiam Cię Morton i życzę Ci skutecznych wysiłków w poukładaniu tych spraw, które sprawiają Ci trudność... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Morton » 16 sty 2011, o 23:03

Filemon napisał(a):
Morton napisał(a):Opieram swą opinię na tym, że jest to osoba dość inteligentna, skończyła studia z wyróżnieniem, dużo się szkoliła z zakresu psychodynamiki, gestalt, hipnozy, kognitywizmu behawioralnego - wszędzie jakieś certyfikaty, ma bodajże 30-letni staż w różnych placówkach.... Jak podważyć te fakty? Jakie inne podstawy można mieć do oceniania, czy ktoś jest dobrym specjalistą?


po... kilkunastoletnich osobistych doświadczeniach z psychoterapią (indywidualną i grupową, rozmaitych orientacji teoretycznych) ja również wyrobiłem sobie zdanie... i uważam, że wszelkie certyfikaty, studia, szkolenia, itp. są JEDYNIE DOWODEM UZYSKANEGO WYKSZTAŁCENIA, ALE ABSOLUTNIE NIE PRZESĄDZA TO O TYM, ŻE JEST SIĘ DOBRYM, SKUTECZNYM SPECJALISTĄ W WYKONYWANYM PRZEZ SIEBIE ZAWODZIE... a szczególnie takim jak psychoterapia, która niesie w sobie też pewne elementy sztuki a nie tylko rzemiosła, że tak to określę...



No ale Filemonie, co w takim razie jest dowodem tego, czy ktoś jest dobrym, skutecznym specjalistą?

Morton napisał(a):Może sobie niepotrzebnie wkręciłem te wszystkie złe skojarzenia, ale mam mętlik w głowie.


a co... jeśli masz tu rację?! ;) :P a na dodatek psychologicznie niby to kompetentna osoba będąca na dodatek Twoją rodzoną matką... najwyraźniej utwierdza Cię w tych złych skojarzeniach...

może nie są one przypadkiem...?

i co w takiej sytuacji można by było zrobić? masz jakiś pomysł...? ;)


Mam pewien pomysł.. Próbuję poprawić trochę swój obraz siebie, żeby podobać się bardziej takim dziewczynom jak mi się podobają (siłownia, basen, bieganie).. Próbuję też nawiązywać bliższe relacje z mężczyznami, którzy wydają mi się fajni - takie przyjacielskie, nie seksualne.. Jakie Ty masz pomysły? ;)

Filemon napisał(a):
Morton napisał(a): Co do zakochania.. skąd mam wiedzieć, czy jestem zakochany jeżeli nie eksperymentuję?


masz na myśli eksperymenty seksualne lub erotyczne...?

he he... no ja jakoś wiem BEZ SEKSU czy jestem w kimś zakochany czy nie... i nie musiałbym w ten sposób eksperymentować, żeby to w sobie odczuć... :P

Morton napisał(a):Skąd Ty to wiesz? Zakochujesz się tak od pierwszego wejrzenia? Może ze mną jest coś głębiej nie tak


no... zdaje się, że wpadłem tu przypadkiem na jakąś istotną kwestię w trochę zaskakujący dla mnie sposób... aż nie wiem co Ci odpowiedzieć, bo dla mnie jest po prostu OCZYWISTĄ OCZYWISTOŚCIĄ, że tak powiem, że ja wiem czy jestem w kimś zakochany czy nie ZANIM JESZCZE PÓJDĘ Z TĄ OSOBĄ DO ŁÓŻKA I NIE MUSZĘ MIEĆ SEKSU, AŻEBY STWIERDZIĆ STAN SWOICH UCZUĆ... zapytaj może co na to inne osoby - jak inni mają, bo mnie się zdaje, że ja się jakoś wybitnie w tej kwestii nie wyróżniam na tle tego co powszechne... :)

pozdrawiam Cię Morton i życzę Ci skutecznych wysiłków w poukładaniu tych spraw, które sprawiają Ci trudność... :)


no więc pytam inne osoby.. chodzi o motylki w brzuchu? erekcję? rozpoznanie, że ktoś jest ładny,zadbany? przeświadczenie, że chce się z tą osobą zestarzeć, tak żeby nawzajem nie przeszkadzały nam nasze zmarszczki? jak to jest :roll: niech ktoś mi niedojrzałemu zdefiniuje
Morton
 
Posty: 59
Dołączył(a): 11 sty 2011, o 23:23

Postprzez Sansevieria » 16 sty 2011, o 23:12

Morton, krótko a treściwie - znasz takie przysłowie, że "szewc bez butów chodzi"? Żaden lekarz nie powinien leczyc swoich bliskich. Ze względu na relację emocjonalną. I pod żadnym pozorem żaden psycholog nie powinien udzielać rad i pomocy psychologicznej swoim bliskim. Bo w odniesieniu do bliskich jest z założenia nieobiektywny. Koniec kropka.
Jesli nie rozumiesz "dlaczego" to uwierz i przyjmij do wiadomości, bo zakaz utrzymywania osobistych relacji towarzyskich czy bliższych pacjenta z psychologiem nie bez powodu jest zakazany w licznych kodeksach etyki zawodu psychologa. Oraz psychoterapeuty. Nie dlatego, że psycholog traci wiedzę i umiejętności zawodowe w takiej sytuacji, tylko dlatego, że w grę zaczynają wchodzić czynniki poza kontrolą obu stron. Te poważne rozmowy z matką na ważne tematy natury psychologicznej zwyczajnie Ci szkodzą. Są męczące, trudne i zamiast rozjaśniać zaciemniają. Poza tym w moim odczuciu tak silne uczestniczenie w życiu prywatnym dorosłego dziecka to jest forma sprawowania nad tym dzieckiem kontroli. Subtelna ale skuteczna.
A o tym "psie pogrzebanym" to wyjasnię jutro najwcześniej, bom dziś zmęczona. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Morton » 16 sty 2011, o 23:14

Sansevieria napisał(a):Morton, krótko a treściwie - znasz takie przysłowie, że "szewc bez butów chodzi"? Żaden lekarz nie powinien leczyc swoich bliskich. Ze względu na relację emocjonalną. I pod żadnym pozorem żaden psycholog nie powinien udzielać rad i pomocy psychologicznej swoim bliskim. Bo w odniesieniu do bliskich jest z założenia nieobiektywny. Koniec kropka.
Jesli nie rozumiesz "dlaczego" to uwierz i przyjmij do wiadomości, bo zakaz utrzymywania osobistych relacji towarzyskich czy bliższych pacjenta z psychologiem nie bez powodu jest zakazany w licznych kodeksach etyki zawodu psychologa. Oraz psychoterapeuty. Nie dlatego, że psycholog traci wiedzę i umiejętności zawodowe w takiej sytuacji, tylko dlatego, że w grę zaczynają wchodzić czynniki poza kontrolą obu stron. Te poważne rozmowy z matką na ważne tematy natury psychologicznej zwyczajnie Ci szkodzą. Są męczące, trudne i zamiast rozjaśniać zaciemniają. Poza tym w moim odczuciu tak silne uczestniczenie w życiu prywatnym dorosłego dziecka to jest forma sprawowania nad tym dzieckiem kontroli. Subtelna ale skuteczna.
A o tym "psie pogrzebanym" to wyjasnię jutro najwcześniej, bom dziś zmęczona. :)


Oki dziękuję :)
Morton
 
Posty: 59
Dołączył(a): 11 sty 2011, o 23:23

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy seksualne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 165 gości