przez zajac » 9 gru 2010, o 11:03
Antonino, przede wszystkim chciałabym napisać, że rozumiem, jak trudna jest Twoja sytuacja, i również uważam, że jesteś bardzo dzielna. Życzę dużo siły i pogody ducha.
Na podstawie tego, co piszesz, nie rysuje mi się jednoznaczny obraz Twojego męża. Myślę, że jest ileś pytań, na które być może znasz odpowiedź, a jeśli nie, warto się nad nimi zastanowić. Jaki jest Twój mąż poza relacjami z Radkiem -- w stosunku do Ciebie i pozostałych dzieci? Czy również nie wykazuje empatii i posuwa się niemal do przemocy psychicznej, czy tylko Radek wyzwala w nim takie emocje? Czy akceptuje siebie samego, czy też podświadomie oczekuje, że dzieci podniosą jego wartość we własnych oczach? Czy jest człowiekiem odpowiedzialnym? Czy dba o zaspokajanie innych niż emocjonalne potrzeb Radka, np. czy przy planowaniu wydatków traktuje dzieci sprawiedliwie, czy podejmuje jakieś działania dotyczące zabezpieczenia przyszłości Radka w takim stopniu jak w przypadku pozostałych synów? Chodzi mi o rozróżnienie: czy generalnie się o niego troszczy, tylko z postawą emocjonalną wobec niego ma problem, czy też zupełnie Radka "skreślił".
Jeśli uznasz, że ogólnie mąż nie jest psychopatą i warto nad nim popracować, to myślę, że warto na niego spojrzeć jak na człowieka, który _nie_umie_ być dobrym ojcem akurat dla takiego chłopca jak Radek. Nie ma własnego pomysłu na jego wychowanie i nie ufa w tym względzie Tobie, więc nie próbuje Cię naśladować (pomińmy kwestię racji). Wasze postawy się w jakiś sposób spolaryzowały, powstało błędne koło: im bardziej rygorystycznie mąż traktuje Radka, tym bardziej Ty starasz się być dać mu miłość i wsparcie za dwoje, co z kolei Twój mąż prawdopodobnie postrzega jako obniżanie poprzeczki i nadopiekuńczość, a to wzmacnia jego zachowania.
Co można z tym zrobić... A gdyby na początek przewrotnie założyć, że Twój mąż się nie zmieni -- to jaka byłaby Twoja rola w sytuacji? Myślę, że przede wszystkim nauczyć Radka reagować na jego zachowania właściwie -- tzn. nazywać je po imieniu, pozwolić sobie na uczucie przykrości i złość, buntować się. Co by było, gdyby do Radka czasem dotarło, że ojciec właśnie go obraził? Otóż nic gorszego, niż jest -- miałby szansę się przed takim zachowaniem obronić, a może po prostu je przyjąć takim, jakie jest, nauczyć się, że ludzie czasem tak robią i trzeba z tym żyć. Myślę, że niepotrzebnie starasz się wszystko łagodzić, bo on i tak czuje, że został źle potraktowany.
Czy można by zrobić więcej, żeby z jednej strony usamodzielnić Radka i włączyć w "dorosłe" obowiązki domowe, a z drugiej żeby mąż zobaczył w nim dobre strony, zobaczył, że syn dorasta, robi postępy i mimo inności może być z niego dumny? Piszesz, że uczy się zawodu kucharza, czy np. potrafi coś sam ugotować? A może jest na przykład dokładny i mógłby dbać o porządek w garażu, kosić ogród, prasować, nauczyć się prostych napraw? Oczywiście strzelam w ciemno, nie wiem, jakie są jego możliwości, ale COŚ może robić każde dziecko. Ideałem byłoby, gdyby udało się wspólnie z mężem ustalić, jakie Radek ma stałe obowiązki domowe, i wymagać ich przestrzegania.
Z "egzaminów" chyba bym zrezygnowała, od oceniania jest szkoła. Owszem, rodzic może pomóc dziecku sprawdzić swoją wiedzę, ale w celu ustalenia, co już umie, a nad czym trzeba jeszcze popracować, a nie na zasadzie egzaminu, który kończy się nagrodą lub karą. To moje zdanie. Zrezygnowałabym ze wszystkich sytuacji, które niczego dobrego nie przynoszą, tylko utrwalają złe schematy. Kara w postaci nieoglądania filmu moim zdaniem nadaje się dla przedszkolaka, a nie prawie dorosłego faceta -- on powinien wiedzieć, że uczy się dla siebie (ostatecznie dla ocen), a ojciec mu w tym pomaga, a nie że uczy się dla doraźnego celu: żeby zadowolić ojca i uniknąć kary, to jest bez sensu.
Czy gdyby Twój mąż w inny, bardziej konstruktywny i życzliwy sposób rozmawiał z Tobą o zbyt niskich wymaganiach wobec syna, zastanowiłabyś się nad jego opinią? Może mimo wszystko warto? Jak Radek funkcjonuje bez Ciebie, np. w szkole? Jak tam radzi sobie w takich sytuacjach, w których Ty uważasz, że musisz go wspierać? Czy potrafi zapamiętywać informacje, na których mu zależy? Czy zdarzało się, że poradził sobie sam, zaskakując Cię swoimi możliwościami? Na ile ma szanse na samodzielne funkcjonowanie w dorosłym życiu i czego uczy się już teraz, żeby się do tego przygotować? Może w pewnym stopniu synowi jest wygodniej funkcjonować w obecny sposób, a w rzeczywistości stać go na więcej? Oczywiście, że czasem czegoś zapomni, ale to się zdarza również zdrowym. Potrzebna jest obiektywna ocena jego możliwości: jeśli zna się na zegarku, umie przeczytać plan lekcji i potrafi zapamiętać drogę do szkoły, a w razie problemów poprosić o pomoc, to chyba znaczy, że może do niej chodzić sam. A że czasem mu się godzina pomyli -- każdemu się czasem coś pomyli. Jeśli konsekwencje pomyłki nie zagrażają jego zdrowiu i bezpieczeństwu, to nie ma powodu, by go przed nimi chronić, z czasem nauczy się dbać o swoje sprawy. Piszesz, że nie namówisz męża na rozmowę z psychologiem, ale może sama się wybierz? Żeby porozmawiać o tym, czy można skuteczniej usamodzielnić syna, jak pomóc jemu i sobie w radzeniu sobie z zachowaniami męża? Może pomogłoby Ci to coś sobie poukładać. Nie myśl, że Cię krytykuję, po prostu dla mnie ta sytuacja jest dość złożona, a poza tym niektóre jej aspekty przerabiam sama. Powodzenia!