Na skraju załamania...

Problemy z partnerami.

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 14:32

---------- 14:28 24.09.2010 ----------

Mały biały kotek napisał(a):Zdaje się, że w obliczu zakochania, nawet z wiedzą i bagażem doświadczeń bywamy bezsilni. Jak mawiają lekarze "zakochanie jest stanem ogłupienia organizmu" i coś w tym jest. Nadinterpretujemy zawsze na korzyść obiektu uwielbianego.

Ja np mam świadomość, że surowość ojca ma wpływ na moje związki. Zawsze szukałam w nim akceptacji i dowodów miłości, zawsze miałam tylko cztery z plusem zamiast piątki... I teraz, choć znam konsekwencje, brnę jak ślepa... i znowu "zarabiam" na miłość, zamiast znaleźć ją u kogoś, kto mi ją da bezinteresownie.


Widzisz, ja jestem też zdania tego, że tak do końca niektórych dysfunkcji nie da się wyleczyć. Zawsze jakaś rysa pozostaje na całe życie. Tak jak alkoholik zawsze pozostaje alkoholikiem, tak w podświadomości pewne rzeczy kodujemy na zawsze.
Wymagający ojciec "wyrył" w Tobie to, że ciągle szukasz akceptacji, ciągle starasz się osiągnąć coś co wreszcie zadowoli tę drugą stronę, a tak naprawdę to z tą drugą stroną jest coś nie halo.

Czy da się z tego wyleczyć? Nie wiem. A najgorsze jest to, że odbija się to na Twoich związkach. To takie błędne koło. Wiesz co Ci jest, a nie możesz nic z tym zrobić, bo z drugiej strony nie ma możliwości przejrzenia na wylot co się kryje w drugim człowieku. wszystko wychodzi z czasem, bo niektórzy się świetnie maskują.

---------- 14:32 ----------

kajunia napisał(a):---------- 14:19 24.09.2010 ----------

Chcesz z nim dalej próbować coś naprawiać?


Na to czego nie wiemy nie mamy wpływu, ale jak już wiemy... to wtedy czas na zdecydowanie czy takiego życia właśnie chcę- wśród kłamstw, zdrad, braku szacunku. Ja się decydowałam prawie 3 lata i dziś wiem, że decyzja o rozstaniu była najlepszą w moim życiu.


Ja przybrałam teraz formę "przetrwalnikową" :)
Sama widzisz, że mimo zdecydowania na pewne kroki sam proces czasami trwa bardzo długo. Bo życie płata rózne figle i początkowe zdecydowanie spełza na niczym.
Wiem jedno, nie pozwolę się okłamywać. Nie chcę być z kimś kto mnie nie szanuje.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez kajunia » 24 wrz 2010, o 14:38

To prawda, potwierdzam :) Rozumiem o co chodzi, w sytuacji gdy masz dziecko to musisz też jakby dbać o to, żeby jemu stworzyć odpowiednie warunki itd.

U mnie to trwało prawie 3 lata, zawsze miałam jakąś dobrą wymówkę, że teraz to nie, ale za jakiś czas... :oops: Nie wierzę w los, opatrzność i takie tam, ale może właśnie tak musiało się stać, może taka była kolej rzeczy i bez tej 3-letniej lekcji nie stworzyłabym dobrego związku dziś :roll: Ważne jest żeby nawet z tych nieciekawych sytuacji wynieść jakąś mądrość dla siebie.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 14:41

Dokładnie. Tobie to zajęło 3 lata. Każdy ma swój czas na podjęcie dojrzałej, odpowiedzialnej decyzji. Cieszę się, że teraz jesteś szczęśliwa :)
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez doduś » 24 wrz 2010, o 15:00

blanka, jeśli chcesz zobaczyć sprawę z drugiej strony...
rzuć mu pod nos telefon i powiedz prawdę, ze masz dość takiego życia w zakłamaniu i obłudzie. No powiedz mu, że ma się wynosić. Dlaczego to Ty miałąbyś się wyprowadzać. Jak się nie wyniesie w 3 dni wyprowadź się. Jesli będzie chciał cos naprawdę zmienić to szybko się o tym dowiesz. Przyleci z radoscią i stachem w oczach powiedzieć Ci, że był u terapeuty i widzi dla SIEBIE szansę. Jak nie przyleci to pozostaje drugie wyjscie
A Ty właśnie pakujesz się sama w jakieś dziwne gry i współuzależnienie. Twój mąż to erotoman, który juz nawet się nie maskuje ze zwoim uzależnieniem. Przykro mi
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 15:17

To jego dom i niestety to my musimy się wyprowadzić. Akurat w tej kwestii nie widzę innego wyjścia.

Wiem, że te gierki być może nikomu pożytku nie przyniosą, przynajmniej mnie nie, bo ja nie z tych co kombinują i kręcą.

Najlepszym wyjściem byłoby pokazać ten telefon i przynajmniej móc porozmawiać szczerze tak na koniec. Ale po pierwsze: ja nie czuję się na siłach teraz tego robić bo tak jak wspominałam nie zabiorę swoich rzeczy i nie wyprowadze się z dnia na dzień na ulicę, bo chociaż sama mogłabym sobie jakoś poradzić, to dziecku tego zafundować nie mogę. A po drugie to ja nie liczę na jego skruchę, bo on czegoś takiego w sobie ma bardzo mało i jestem nastawiona na to, że jesli już sprawa ujrzy światło dzienne to będzie to koniec ze wszystkimi jego następstwami, czyli wyprowadzką też.

Patrząc z innej strony, to widać, że to chory związek skoro nie można szczerze rozmawiac i człowiek się obawia wybuchu jakiejś agresji. Bo normalni ludzie mówią sobie wszystko, nawet te nieprzyjemne i złe sprawy. to jest właśnie uczciwość, szacunek, zrozumienie. Bo ja rozumiem, że zdrada się może zdarzyć, ale tak jak sie miało odwagę zdradzić tak trzeba miec odwagę się do tego przyznac . Przynajmniej przed sobą i więcej głupot nie robić.
U mnie tego nie ma i nie było. Wiele razy mu mówiłam, że jak chce byc wolnym to niech nie zawraca mi głowy bo ja mam dziecko i nie mogę mu zafundować czegoś niestabilnego. I co? Miał to głęboko w d....
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Mały biały kotek » 24 wrz 2010, o 15:24

blanka77 napisał(a):Patrząc z innej strony, to widać, że to chory związek skoro nie można szczerze rozmawiac i człowiek się obawia wybuchu jakiejś agresji. Bo normalni ludzie mówią sobie wszystko, nawet te nieprzyjemne i złe sprawy. to jest właśnie uczciwość, szacunek, zrozumienie. ....


Prawda. Miłość to nie wspólne zajadanie się biszkoptami, ale też wspólne zjedzenie przesolonej zupy... (nie wiem, co mnie tak kulinarnie...)
Brak bliskości i szczerości powoduje postępującą degradację, ale wierzę, że nie jest Ci łatwo. Przez parę lat może się gromadzić, aż się przeleje ta czara goryczy.
(ja w poprzednim związku któregoś dnia nie wytrzymałam, spakowałam rzeczy i tym razem nie wróciłam...to był impuls).
Ale rozumiem, jak Ci ciężko ze względu na dziecko. W tej sytuacji nie da się po prostu pokazać uciekających pleców.
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez Abssinth » 24 wrz 2010, o 15:28

pisalas, ze szkola i nie mozesz dziecka ruszac..czesciowo to rozumiem.

na ile liczysz sie z tym, ze zostajac z pokopancem tez fundujesz dziecku dosc intensywnie negatywne przejscia? w formatywnym, waznym wieku?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez blanka77 » 24 wrz 2010, o 15:42

---------- 15:33 24.09.2010 ----------

Nie mogę mu zafundować stresu przed ważnymi wydarzeniami w jego życiu. On jest bardzo wrażliwy i tego nie zrobię teraz.

dziecko o niczym nie wie i nie będę go zagłębiała w szczegóły. A poza tym w nowym miejscy jesteśmy od roku, pobędziemy jeszcze trochę. I póki nie widzę, że dzieje mu się krzywda nie wychyle sie. Bo ja nie jestem egocentryczką, która ma na uwadze tylko swój punkt widzenia, swoje racje i swoje życie. Odpowiadam za na dwoje. I na tyle na ile zdołam go chronić, będę to robiła.

---------- 15:42 ----------

Mały biały kotek napisał(a):Ale rozumiem, jak Ci ciężko ze względu na dziecko. W tej sytuacji nie da się po prostu pokazać uciekających pleców.


Dzięki Kotku za zrozumienie. Po części wiesz z czym mam do czynienia, bo masz podobnie. Ucieczka nic nie załatwi. Ja jestem człowiekiem i zachowam się jak człowiek. Chcę mieć czyste sumienie i możliwość spojrzenia sobie w lustro prosto w oczy.

Na ile mi sie to wszystko uda, czas pokaże. Wszystkie rady uważnie czytam i interpretuję, ale pewnych kwestii nie przeskoczę. gdybym miała totalne piekło w domu, to pewnie inaczej bym postępowała. Ale jeszcze ani nie jestem skazana na niego, ani nie jestem zalezna od niego. Mam swobodę i w większości robię co chcę i staram się uciekać (dla swojego dobra) w możliwie dostępny sposób od swoich zmartwień żeby móc zachować równowagę i trzeźwe myślenie. mam oczywiście kryzysy, bywam zrezygnowana, ale mam dla kogo żyć i to mnie trzyma, umacnia i dodaje wiary, że kiedyś się to skończy.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 24 wrz 2010, o 16:35

---------- 16:28 24.09.2010 ----------

blanka77 napisał(a):Szkoda, że on nie jest osobą typu, ok, zrobiłem to, dałem dupy, żałuję. Z jego strony mogę się spodziewać jedynie ataku, że znowu coś wymyślam, że to co tam było napisane to wcale nie oznacza tego co ja mówię itd, itp.


ach... gdyby On był taką osobą, to by mogło zmienić wiele... przynajmniej w obszarze emocjonalnym i kto wie, co dalej by za tym poszło... jednak jeśli chodzi o sferę seksualną, to czarno widzę, niestety... :( raczej zbyt trudne do zmian dla dorosłego mężczyzny, w którego już pewne sprawy wrosły z korzeniami, bo sam sobie na nie pozwolił i kultywował w sobie... :?
blanka77 napisał(a):Dla nas już nie ma szans na ratunek. Może i ja potrafię wybaczać (do czasu), ale nie potrafię zapomnieć. A gdy człowiek nie potrafi zapomnieć, to nigdy nie będzie normalnie. Ja tak mam. Zdarzyło mi się wybaczać, ale nigdy nie zapomniałam. Zależało mi na kimś, ale jednocześnie męczyłam się ze wspomnieniami. Do czasu aż stanęłam emocjonalnie mocno na nogi, aż nabrałam sił na odejście. Pewnie w tym przypadku też tak będzie i wtedy to on zostanie postawiony przed faktem dokonanym.


trudno - czasem tak musi być... lepiej niech On zostanie postawiony niespodzianie przed faktem dokonanym niż, żebyś ty miała całymi latami plątać się w emocjonalnym chaosie a przy Tobie Twój dzieciak i byś miała przeżywać ciągły deficyt prawdziwej bliskości i brak satysfakcji intymnej, albo też w końcu stoczyć się razem z nim i wskoczyć w tę beczkę z g... którą On niestety najwyraźniej nieodparcie proponuje... :? ja bym w to w życiu nie wszedł i wiem co mówię, bo... otarłem się o nieco podobne sugestie i myślałem, że się porzygam na samą myśl... :?

pozdrawiam Cię blanka i dużo siły Ci życzę...

:pocieszacz:

zastanów się tylko, czy obecnie odkrywać karty z tym telefonem - jeśli już prowadzić rozgrywkę, to ja bym jednak porobił te zdjęcia, ale użył tego na końcu jako argument przesądzający Twoją decyzję o odejściu (żeby miał zapewnione wyjaśnienie, gdyż porzucić kogoś bez słowa wyjaśnień, to by było okrutne i nie fair...) a na razie raczej bym z tym nie wyskakiwał, bo wydaje mi się, że będzie się bronił atakiem lub perfidnymi kłamstwami i zrobi się wtedy piekło (a po co Ci jeszcze coś takiego...) albo otumani Cię i uwikła w sieć kłamstw i półprawd tak, że pogrążysz się w głębokie wątpliwości, stracisz orientację i zaczniesz się przytapiać nie mogąc złapać stabilnego gruntu pod nogami...

chyba, że liczysz, że jednak nie zachowa się jak dupek i powie: tak żono, to fakt i nie będę się wykłamywać... to było dno z mojej strony i bardzo tego żałuje... jak możemy to naprawić, abyśmy mogli wrócić uczuciowo do siebie i odzyskać wzajemne zaufanie i czułość... - jeśli wierzysz, że mogłoby Go być stać na coś takiego, to próbuj... ale jeśli nie, to myślę, że takie posunięcie może zaszkodzić... Tobie nie Jemu - z wyżej opisanych powodów... (oraz patrz: cytat pierwszy... :? )

taką konfrontację z telefonem zostawiłbym sobie dlatego na sam koniec - jak już walizki będziesz miała spakowane... bo przecież jesteś w stu procentach pewna, że Cię zdradzał... a jeśli wtedy On przeżyje szok i jeszcze będzie chciał coś ratować, to dasz mu swój numer telefonu i niech zadzwoni za jakiś czas z propozycją... ty jednakowoż się wyprowadzisz i zaczniesz układać sobie wtedy życie na nowo - jeśli On się odezwie to zawsze możesz się z nim wtedy spotkać na neutralnym gruncie i wysłuchać Go... a gdyby tylko próbował podskakiwać, kłamać, albo agresywnie Cię atakować, lub zorientowałabyś się, że nie idzie się dogadać, to wtedy o wiele łatwiej będzie Ci powiedzieć: - przykro mi, ale czuję, że nic już z tego nie będzie, zatem musisz się pogodzić, że teraz Ty już masz swoje życie a ja swoje i to już koniec między nami... do widzenia... ;)

tak chyba byłoby dużo lepiej dla Ciebie niż rozpętać piekło pod dachem pod którym jeszcze mieszkacie wspólnie z dzieckiem a Ty nie jesteś jeszcze gotowa na samodzielność i odejście...

przemyśl to, tak żeby dla Ciebie było dobrze (i dla Twojego syna!) i żeby nie pojechać na emocjach a potem nie ponosić jakichś ostrych konsekwencji tego, które mogłyby wszystko mocno utrudnić...

Fil

P.S.

doczytałem początkowo do pewnego momentu, ale teraz w dalszych postach widzę chyba argumenty potwierdzające pewne moje wątpliwości i sugestie... :)

---------- 16:35 ----------

blanka77 napisał(a):
Najlepszym wyjściem byłoby pokazać ten telefon i przynajmniej móc porozmawiać szczerze tak na koniec. Ale po pierwsze: ja nie czuję się na siłach teraz tego robić bo tak jak wspominałam nie zabiorę swoich rzeczy i nie wyprowadze się z dnia na dzień na ulicę, bo chociaż sama mogłabym sobie jakoś poradzić, to dziecku tego zafundować nie mogę. A po drugie to ja nie liczę na jego skruchę, bo on czegoś takiego w sobie ma bardzo mało i jestem nastawiona na to, że jesli już sprawa ujrzy światło dzienne to będzie to koniec ze wszystkimi jego następstwami, czyli wyprowadzką też.

Patrząc z innej strony, to widać, że to chory związek skoro nie można szczerze rozmawiac i człowiek się obawia wybuchu jakiejś agresji. Bo normalni ludzie mówią sobie wszystko, nawet te nieprzyjemne i złe sprawy. to jest właśnie uczciwość, szacunek, zrozumienie. Bo ja rozumiem, że zdrada się może zdarzyć, ale tak jak sie miało odwagę zdradzić tak trzeba miec odwagę się do tego przyznac . Przynajmniej przed sobą i więcej głupot nie robić.
U mnie tego nie ma i nie było. Wiele razy mu mówiłam, że jak chce byc wolnym to niech nie zawraca mi głowy bo ja mam dziecko i nie mogę mu zafundować czegoś niestabilnego. I co? Miał to głęboko w d....


to co wyżej wydaje mi się potwierdzeniem mojego spojrzenia na Twoją sprawę blanka i myślę o tym wszystkim chyba całkiem podobnie do Ciebie... :) głową muru człowiek nie przebije, ale można sobie stopniowo przygotować... podkop pod ten mur ;) i potem dać nogę z takich nieludzkich warunków... a na koniec zostawić konkretne wyjaśnienie - jak będzie chciał, to wówczas też jeszcze będzie mógł walczyć o Was i o rodzinę, ale wówczas Ty będziesz w dużo bezpieczniejszej sytuacji i sprzyjającej trzeźwej obserwacji i bardziej niezależnemu myśleniu a zatem podejmowaniu właściwych swobodnych i bardziej spontanicznych decyzji, mniej opartych na lęku i uzależnieniu... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez blanka77 » 27 wrz 2010, o 11:16

Filemon napisał(a):
trudno - czasem tak musi być... lepiej niech On zostanie postawiony niespodzianie przed faktem dokonanym niż, żebyś ty miała całymi latami plątać się w emocjonalnym chaosie a przy Tobie Twój dzieciak i byś miała przeżywać ciągły deficyt prawdziwej bliskości i brak satysfakcji intymnej, albo też w końcu stoczyć się razem z nim i wskoczyć w tę beczkę z g... którą On niestety najwyraźniej nieodparcie proponuje... :?

zastanów się tylko, czy obecnie odkrywać karty z tym telefonem - jeśli już prowadzić rozgrywkę, to ja bym jednak porobił te zdjęcia, ale użył tego na końcu jako argument przesądzający Twoją decyzję o odejściu (żeby miał zapewnione wyjaśnienie, gdyż porzucić kogoś bez słowa wyjaśnień, to by było okrutne i nie fair...) a na razie raczej bym z tym nie wyskakiwał, bo wydaje mi się, że będzie się bronił atakiem lub perfidnymi kłamstwami i zrobi się wtedy piekło (a po co Ci jeszcze coś takiego...) albo otumani Cię i uwikła w sieć kłamstw i półprawd tak, że pogrążysz się w głębokie wątpliwości, stracisz orientację i zaczniesz się przytapiać nie mogąc złapać stabilnego gruntu pod nogami...

chyba, że liczysz, że jednak nie zachowa się jak dupek i powie: tak żono, to fakt i nie będę się wykłamywać... to było dno z mojej strony i bardzo tego żałuje... jak możemy to naprawić, abyśmy mogli wrócić uczuciowo do siebie i odzyskać wzajemne zaufanie i czułość... - jeśli wierzysz, że mogłoby Go być stać na coś takiego, to próbuj... ale jeśli nie, to myślę, że takie posunięcie może zaszkodzić... Tobie nie Jemu - z wyżej opisanych powodów... (oraz patrz: cytat pierwszy... :? )

taką konfrontację z telefonem zostawiłbym sobie dlatego na sam koniec - jak już walizki będziesz miała spakowane... bo przecież jesteś w stu procentach pewna, że Cię zdradzał... a jeśli wtedy On przeżyje szok i jeszcze będzie chciał coś ratować, to dasz mu swój numer telefonu i niech zadzwoni za jakiś czas z propozycją... ty jednakowoż się wyprowadzisz i zaczniesz układać sobie wtedy życie na nowo - jeśli On się odezwie to zawsze możesz się z nim wtedy spotkać na neutralnym gruncie i wysłuchać Go... a gdyby tylko próbował podskakiwać, kłamać, albo agresywnie Cię atakować, lub zorientowałabyś się, że nie idzie się dogadać, to wtedy o wiele łatwiej będzie Ci powiedzieć: - przykro mi, ale czuję, że nic już z tego nie będzie, zatem musisz się pogodzić, że teraz Ty już masz swoje życie a ja swoje i to już koniec między nami... do widzenia... ;)

tak chyba byłoby dużo lepiej dla Ciebie niż rozpętać piekło pod dachem pod którym jeszcze mieszkacie wspólnie z dzieckiem a Ty nie jesteś jeszcze gotowa na samodzielność i odejście...

przemyśl to, tak żeby dla Ciebie było dobrze (i dla Twojego syna!) i żeby nie pojechać na emocjach a potem nie ponosić jakichś ostrych konsekwencji tego, które mogłyby wszystko mocno utrudnić...


to co wyżej wydaje mi się potwierdzeniem mojego spojrzenia na Twoją sprawę blanka i myślę o tym wszystkim chyba całkiem podobnie do Ciebie... :) głową muru człowiek nie przebije, ale można sobie stopniowo przygotować... podkop pod ten mur ;) i potem dać nogę z takich nieludzkich warunków... a na koniec zostawić konkretne wyjaśnienie - jak będzie chciał, to wówczas też jeszcze będzie mógł walczyć o Was i o rodzinę, ale wówczas Ty będziesz w dużo bezpieczniejszej sytuacji i sprzyjającej trzeźwej obserwacji i bardziej niezależnemu myśleniu a zatem podejmowaniu właściwych swobodnych i bardziej spontanicznych decyzji, mniej opartych na lęku i uzależnieniu... :)


Normalnie jesteś jak miód na moje serce. Bardzo cenne są dla mnie Twoje sugestie i cieszę się, że jest ktoś kto myśli podobnie jak ja.

Masz rację, teraz nie mogę wyskoczyć z tym telefonem bo wiem, że jestem w sytuacji takiej, że nawet gdy mu powiem to on odwróci wszystko kota ogonem, a ja z racji tego, że nie wyprowadzę się teraz zamiotę wszystko pod dywan bo nie będę miała innego wyjścia. To jedna z ewentualności. druga, mniej korzystna dla mnie, będę musiała się szybko wyprowadzić, a tego pochopnie bym nie chciała robić z racji sytuacji (dziecko).

Przez cały weekend wciskał mi do głowy jaka to ja jestem dla niego ważna, jak on to bardzo mnie kocha. A ja zadałam pytanie od kiedy to tak jest? :evil:
Bo teraz takie deklaracje to bardziej mnie wkurzają niż cieszą. Powiedział, że walczy o nas :shock: bo mu tak zależy na naszym związku, gdyby tak nie było to pewnie byśmy się rozstali.
Ja od czasu gdy wiem o tych jego skokach w bok nie jestem "wymarzoną" partnerką, żoną, z którą można budować dobre relacje. Tak to głęboko we mnie siedzi, że nie potrafię się tak szczerze przełamać. Patrząc na mnie z boku, można wywnioskować, że ja to teraz wszystko rozbijam. Ale nie potrafię inaczej, nie potrafie przejść do porządku dziennego, nie potrafię być szczera w wyrażaniu uczuć, i nie raz go wyzywam w myslach od najgorszych. Przynajmniej tak sobie mogę teraz ulżyć.
Zdjęcia zrobię jutro, jesli będę się czuła na siłach. Wiem, że muszę to zrobić, ale mnie coś od tego odpycha. Zdaje sobie sprawę z tego, że jak mu pokażę te sms-y to on mi powie, że tylko tak z nią pisał, a to nie oznacza, że coś zrobił. I co ja wtedy będę miała za argumenty? Ostatnio chyba nie ma minuty, żebym nie myślała o tym co on robił (może robi nadal, nie wiem tego). To jest straszne, wykańcza mnie. Kurcze, jakie życie czasami jest skomplikowane. Przez ludzi :(
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 27 wrz 2010, o 15:22

blanka77 napisał(a):Przez cały weekend wciskał mi do głowy jaka to ja jestem dla niego ważna, jak on to bardzo mnie kocha. A ja zadałam pytanie od kiedy to tak jest? :evil:
Bo teraz takie deklaracje to bardziej mnie wkurzają niż cieszą. Powiedział, że walczy o nas :shock: bo mu tak zależy na naszym związku, gdyby tak nie było to pewnie byśmy się rozstali.
Ja od czasu gdy wiem o tych jego skokach w bok nie jestem "wymarzoną" partnerką, żoną, z którą można budować dobre relacje. Tak to głęboko we mnie siedzi, że nie potrafię się tak szczerze przełamać. Patrząc na mnie z boku, można wywnioskować, że ja to teraz wszystko rozbijam. Ale nie potrafię inaczej, nie potrafie przejść do porządku dziennego, nie potrafię być szczera w wyrażaniu uczuć, i nie raz go wyzywam w myslach od najgorszych. Przynajmniej tak sobie mogę teraz ulżyć.


blanka, według mnie jeśli On twierdzi, że walczy o Was, że mu zależy i deklaruje, że Cię kocha... to nie możesz tego olać i po prostu na bazie emocji lekceważyć lub odpowiadać na odczepnego albo złośliwie... bo to jest destrukcja, tym razem z Twojej strony...

zauważ, że takie jego zachowanie i wypowiedzi, to świetny moment dla Ciebie, żeby przekonać siebie (i również Jego) co warte są te wszystkie Jego słowa - możesz to teraz doskonale sprawdzić... bo jeśli zamiast przyjmować dystans i ironizować albo reagować złośliwie podejdziesz do tego poważnie i zaczniesz określać problemy jakie widzisz i wyrażać potrzeby, to wtedy się szybko przekonasz (i pokażesz też to Jemu czarno na białym) na ile On jest gotów do czynów a na ile jest to tylko Jego gadka szmatka, z której nic nie wynika...

na przykład kiedy on tak walczy i się deklaruje, to ja bym go zapytał: - no dobrze, słyszę że Ci zależy i chcesz walczyć o nasz związek, ale w takim razie jak to będzie ze sprawami łóżkowymi na przykład... jakie są Twoje potrzeby, z których nie możesz zrezygnować i czy nie przekraczają one moich granic...

albo dalej: - OK, chcesz być ze mną i kochasz mnie, ale... czy jesteś wobec mnie uczciwy, lojalny w naszym małżeństwie i wierny...? czy zawsze taki byłeś, czy też czasami zdarzyło Ci się popełnić błąd... jeśli mamy coś naprawiać, to obydwie strony muszą się odsłonić i wykazać szczerość względem siebie... ja Ci się odsłaniam, bo pokazuję Ci moje obawy i potrzeby... teraz Twoja kolej byś odpowiedział mi uczciwie i zgodnie z prawdą, tak byśmy mogli odnowić między nami zaufanie i mieć poczucie, że faktycznie możemy na sobie polegać...

i sprawdzałbym Go a jeśli by się okazało, że kłamie - to masz wtedy do wyboru - albo mówisz, że masz odczucie, że rozmowa nie jest jednak uczciwa z Jego strony i chcesz zakończyć temat (a wówczas prowadzisz dalej swoje plany i przygotowujesz się do ich realizacji, bez Jego wiedzy oraz zbierasz dowody, itd. - co może nie do końca jest fair... ), albo... odkrywasz do końca karty i demaskujesz Jego kłamstwa, nieszczerość, itp. ryzykując, że wówczas możesz wywołać piekło... jednak może być też tak, że to Go jakoś zatrzyma - że na chwilę "stanie w miejscu" i zreflektuje się - nie można tego wykluczyć... może być tak, że facet jednak przyzna się do pewnych rzeczy i spróbuje coś zacząć naprawiać... jednak to Ty musisz ocenić jakie są na to szanse i jak duże ryzyko zagrożenia dla Ciebie i szkód które możesz ponieść Ty i syn, jeżeli się tak nie stanie...

ja tego nie wiem, ale coś mi podszeptuje, że do pewnego stopnia w obecnej sytuacji chyba warto zaryzykować pewne wyjaśnienia i konfrontacje z mężem - tylko wówczas w atmosferze partnerskiej a nie wrogiej czy ironicznej - bo to może zepsuć tę szansę, która jest... jeśli już czegoś próbować, to jednak trzeba się otworzyć i zdobyć na przyjazne wyjście do partnera, ale bez przemilczania tego co istotne i bez zamykania oczu na to, co do oczu skacze...

Twój wybór i ryzyko blanka - rozważ to jeszcze w sobie dobrze...

powodzenia! :)

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez blanka77 » 29 wrz 2010, o 11:05

Filemon napisał(a):
blanka, według mnie jeśli On twierdzi, że walczy o Was, że mu zależy i deklaruje, że Cię kocha... to nie możesz tego olać i po prostu na bazie emocji lekceważyć lub odpowiadać na odczepnego albo złośliwie... bo to jest destrukcja, tym razem z Twojej strony...


Masz rację, tylko gdy we mnie zgromadziło się tyle negatywnych odczuć, to w danej sytuacji gdy czuję się chociaż trochę "nad" nim nie potrafię sie powstrzymać żeby mu nie dociąć. Tych złych emocji, żalu jest we mnie bardzo dużo.


Filemon napisał(a):albo dalej: - OK, chcesz być ze mną i kochasz mnie, ale... czy jesteś wobec mnie uczciwy, lojalny w naszym małżeństwie i wierny...? czy zawsze taki byłeś, czy też czasami zdarzyło Ci się popełnić błąd... jeśli mamy coś naprawiać, to obydwie strony muszą się odsłonić i wykazać szczerość względem siebie... ja Ci się odsłaniam, bo pokazuję Ci moje obawy i potrzeby... teraz Twoja kolej byś odpowiedział mi uczciwie i zgodnie z prawdą, tak byśmy mogli odnowić między nami zaufanie i mieć poczucie, że faktycznie możemy na sobie polegać...


On zawsze twierdzi, że był wobec mnie uczciwy i nie rozumie skąd we mnie jest tak głęboko zakorzeniony brak zaufania do niego.

Filemon napisał(a):i sprawdzałbym Go a jeśli by się okazało, że kłamie - to masz wtedy do wyboru - albo mówisz, że masz odczucie, że rozmowa nie jest jednak uczciwa z Jego strony i chcesz zakończyć temat (a wówczas prowadzisz dalej swoje plany i przygotowujesz się do ich realizacji, bez Jego wiedzy oraz zbierasz dowody, itd. - co może nie do końca jest fair... ), albo... odkrywasz do końca karty i demaskujesz Jego kłamstwa, nieszczerość, itp. ryzykując, że wówczas możesz wywołać piekło... jednak może być też tak, że to Go jakoś zatrzyma - że na chwilę "stanie w miejscu" i zreflektuje się - nie można tego wykluczyć... może być tak, że facet jednak przyzna się do pewnych rzeczy i spróbuje coś zacząć naprawiać...


Ja nawet nie mam za specjalnie mozliwości sprawdzania go (nie mylić ze szpiegowaniem). Nie sprawdze komputera, nie sprawdzę komórki, nie sprawdzę co robi gdy ja jestem w pracy. Jedyne moje dowody to ta stara komórka i tak jak pisałam wczesniej przypuszczam, że się wszystkiego wyprze i tyle będzie z tej akcji.
Męczę się bo mu nie ufam, chciałabym bardzo, ale zbyt mnie zawiódł tym co robił wcześniej. Też mi mówił, że jest uczciwy, kocha itd. a robił to co robił. Jak więc teraz mam mu ufać?

Kurcze dałabym wiele żeby ktoś ten problem za mnie rozwiązał, żeby mnie to nigdy nie spotkało, żebym mogła cofnąć czas...
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 29 wrz 2010, o 19:44

no jak widać sprawa nie jest łatwa...
na razie nic nowego nie przychodzi mi do głowy...
tylko tyle, że no... jakoś bym próbował jednak wykorzystać konstruktywnie te chwile, kiedy On jednak wychodzi do Ciebie z jakimiś pozytywnymi słowami... :)

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Abssinth » 30 wrz 2010, o 10:38

Slowa, Filemon :) tylko slowa...
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez blanka77 » 30 wrz 2010, o 10:43

Co masz na myśli Ab?
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 98 gości